e-wydanie

6.1 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia 2024

Jak oszczędzać na emeryturę?

Jeżeli na starość nie chcesz klepać biedy, to musisz zacząć oszczędzać i liczyć na siebie.

Dzisiejsze 20–30-latki zamiast emerytur dostaną od państwa zasiłek socjalny. Nie lepiej wyglądają też perspektywy pokolenia 40–50 lat. Polski system emerytalny zbudowany jest na tzw. solidarności pokoleniowej. Oznacza to, że bieżące emerytury finansowane są z wypłat obecnie pracujących. To mechanizm charakterystyczny dla tzw. piramid finansowych (jak słynna Amber Gold), czyli oszustw polegających na zbieraniu od ludzi pieniędzy i wypłacaniu im wirtualnych zysków z wpłat kolejnych chętnych. System działa, dopóki są chętni. Gdy ich brakuje, piramida zwyczajnie się wali. W Polsce rodzi się dziś dwa razy mniej dzieci niż 40 lat temu. Na dodatek ludzie zaczynają dłużej żyć, Czyli budżet ma mniejsze dochody ze składek (mniej osób pracuje) i na dodatek dłużej musi emerytury wypłacać. To oznacza, że jest dwa razy mniej pracujących, niż być powinno, aby piramida działała. Rząd PO-PSL próbował ratować system, podnosząc wiek emerytalny kobiet z 60 do 67 lat i mężczyzn z 65 do 67 lat. Rząd PiS się z tego wycofał. W zamian otworzył szeroko granicę dla zagranicznych pracowników. Składki ZUS płaci już w Polsce 600 tys. obcokrajowców. To podratowało płynność systemu, ale nie zmieniło tego, że splajtował, bowiem obcokrajowcom też trzeba będzie wypłacić emerytury.

Co więc dostaniemy w zamian za swoje składki? Niewiele. Tendencja będzie taka, że emerytury będą spadać i wynosić miesięcznie maksymalnie ok. 1500,00 zł przy dzisiejszej sile nabywczej złotówki. Rząd proponuje Pracownicze Plany Kapitałowe, ale po nauczce z Otwartymi Funduszami Emerytalnymi, które miały być nasze, a zostały znacjonalizowane najpierw przez rząd PO, a potem dobite przez PiS, nikt chyba nie ma złudzeń, że to żadne bezpieczeństwo. Trzeba więc liczyć na siebie. Bardzo prawdopodobne, że wcześniej czy później zostanie w Polsce uchwalona emerytura obywatelska na wzór Nowej Zelandii. Tam już 30 lat temu wprowadzono zasadę, że emeryturę, jako zasiłek na starość, dostaje każdy, kto skończy 68 lat. Aby zrozumieć, jak beznadziejnie nieefektywnym systemem jest obecny system składek na ZUS, wystarczy przykład: człowiek zarabiający minimalną pensję przez 42 lata, idąc na emeryturę dostaje głodowe świadczenie rzędu 1100 zł (brutto, czyli jeszcze płaci od tego podatek). Gdyby przez ten czas człowiek wpłacał swoje składki na ZUS na fundusze inwestycyjne, to jego emerytura wynosiłaby więcej niż pensja! To pokazuje skalę marnotrawstwa pieniędzy.

Tylko indeksy giełdowe!
Aby oszczędzać na emeryturę nie trzeba specjalnych kont oszczędnościowych ani bankowych projektów. Najlepiej to robić samemu. Ci, którzy nawet o tym wiedzą, decydują się jednak na podpisanie zobowiązania z instytucją (funduszami, ubezpieczycielem czy bankiem), bo zwyczajnie boją się, że jak ktoś nie będzie co miesiąc wymagał od nich wpłat, to nie będą w stanie zmusić się do oszczędzania. Za taką usługę trzeba jednak słono płacić. Lepiej więc założyć specjalny rachunek oszczędnościowy i tam deponować kwoty. Zasada jest prosta: im młodsi jesteśmy, tym kwoty mogą być mniejsze (zakładamy bowiem, że będziemy oszczędzać dłużej). Najważniejsze jest jednak regularne oszczędzenie. To trochę jak z trenowaniem lub uczeniem się czegoś nowego. Nie chodzi o to, aby jednego dnia zrobić wszystko, ale aby pracować nad sobą regularnie.

Najbardziej efektywną, długoterminową (to ważne) formą oszczędzania jest inwestowanie na giełdzie. Nie trzeba być specjalnie wyszkolonym analitykiem, aby to robić. Trzeba rozumieć tylko jedną rzecz: indeksy giełdowe zrzeszające największe spółki rosną wraz z rozwojem gospodarki. Krótko mówiąc, należy wybrać tzw. fundusz indeksowy, który automatycznie inwestuje pieniądze np. w spółki Warszawskiego Indeksu Giełdowego. Warszawski Indeks Giełdowy od powstania naszej giełdy na początku lat 90., wzrósł aż o ponad 5,5 tys. procent. To oznacza, że każde 100 zł zainwestowane w spółki WIG 28 lat temu jest dziś warte 5,6 tys. zł. Ludzie tracą pieniądze na giełdzie, bo zwykle spekulują, a nie inwestują. Na przykład decydując się oszczędzać 300 zł miesięcznie na przyszłą emeryturę, warto podzielić tę kwotę na inwestycje w indeksy trzech giełd: warszawskiej, nowojorskiej i np. japońskiej lub chińskiej. W ten sposób ograniczamy ryzyko.

Czy należy wyciągać pieniądze, jeżeli dochodzi do krachu na giełdzie? Nie. System finansowy ma to do siebie, że po krachu się podnosi. Ci, którzy panikują, to właśnie spekulanci. Gdyby w Polsce doszła do władzy partia populistyczna, która zadłużałaby budżet, to oczywiście można rozważyć zmianę inwestycji w WIG na np. analogiczną w indeks giełdy berlińskiej. Sens takiego stałego odkładania pieniędzy widać najlepiej po latach. Moja znajoma, 40-letnia Warszawianka, po 10 latach odkładania takiej kwoty (w sumie 36 tys. zł w tym czasie) ma już kapitał na poziomie 140 tys. zł. Nie przejmuje się wahaniami kursów, tylko systematycznie odkłada kolejne pieniądze. Może szacować, że tylko z tą drobną kwotą przechodząc na emeryturę w wieku lat 60. będzie miała pieniądze pozwalające jej na zakup mieszkania i uzyskanie dochodu z wynajmu (który będzie wyższy niż jej obecna emerytura) lub po prostu „dosypywać” odsetki, bez naruszania kapitału, na bieżące życie. Gdyby w ten sposób ZUS zarządzał jej pieniędzmi, to mogłaby pójść na godziwą emeryturę już w wieku lat 40. Ważne oczywiście, aby planując przejście na emeryturę w określonym wieku, wcześniej systematycznie przenosić oszczędności z akcji w obligacje stabilnych państw. To pozwala uniknąć kłopotu, jakim mogłoby być nagłe załamanie gospodarcze (nikt go nie może wykluczyć) tuż przed emeryturą.

Efekt regularności oszczędzania
Dlaczego mało ludzi decyduje się na własne zarządzanie pieniędzmi? Ludziom wydaje się, że skoro są lepsi i gorsi szewcy czy lekarze, to tak samo musi być z tymi, którzy zarządzają pieniędzmi. Tymczasem większość osób, która sprzedaje nam produkty finansowe, wie o pieniądzach mniej niż my. Ten słynny paradoks wykpiwał Warren Buffet, amerykański miliarder, którego fundusz inwestycyjny, jako jedyny w historii, potrafi pokonywać wzrosty indeksów giełdowych. „Wall Street (siedziba nowojorskiej giełdy – red.) to jedyne takie miejsce na świecie, w którym faceci przyjeżdżający do pracy metrem doradzają jak wydawać pieniądze tym, którzy jeżdżą Rolls-Roycem” – kpił Buffet. Aby zacząć, najlepiej poszukać tzw. funduszy indeksowych. Mają minimalne opłaty za zarządzanie, pozwalają lokować pieniądze w wybranych przez nas indeksach. Zaletą tego rozwiązania w porównaniu do różnych programów inwestycyjnych jest to, że w każdej chwili, gdy stracimy np. pracę, możemy zawiesić wpłacanie pieniędzy bez żadnych kar i konsekwencji. Co więcej, nasze oszczędności w akacjach są dla nas dostępne cały czas i w razie konieczności możemy je błyskawicznie wypłacić. Wada tego rozwiązania jest jedna: wymaga samodyscyplina. Nagroda jest jednak taka, że warto!

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze