3.5 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Zabójcze kroplówki

Zaprzestając finansowania „Gazety Wyborczej” z publicznych pieniędzy, rząd PiS uratował wydawcę od zapaści.

W ostatnich 4 latach liczba cyfrowych prenumeratorów „Gazety Wyborczej” wzrosła z 70 tys. do ponad 190 tys. Daje to 15. miejsce na świecie wśród cyfrowych wydań. To zasługa „kopa”, którego spółka Agora, właściciel „Gazety Wyborczej”, dostała na jesieni 2015 r. Po latach kroplówek od władzy i kontrolowanych przez nią spółek zarządzający Agorą musieli zacząć liczyć się z rynkiem. Chwilę to zajęło, ale po ponad trzech latach restrukturyzacji spółka zaczyna odnosić operacyjne zyski. Poziom elektronicznych prenumerat pokazuje, że wbrew wszystkim wieszczącym koniec gazety Adama Michnika ma się ona dobrze. Sam naczelny może dziś kpić, powtarzając za Markiem Twainem, że „pogłoski o mojej śmierci były przesadzone”. Na przeciwległym biegunie są dziś media należące do Tomasza Sakiewicza, jak „Gazeta Polska” lub współkontrolowane przez niego, jak Telewizja Republika. Dziś funkcjonują one tylko dzięki pieniądzom spółek skarbu państwa, które płyną tam w ilościach kompletnie niewspółmiernych do zasięgu tychże mediów. Ów mechanizm sprawia, że te media powoli się staczają. Mając świadomość, że ich byt nie zależy od szukania i zaspokajania czytelniczych gustów, a od woli polityków PiS systematycznie obsuwają się w rankingach oglądalności i poczytności. Gdy zabraknie rządowych pieniędzy, zwyczajnie osuną się w niebyt. Mechanizm zabójczych kroplówek działa niszcząco nie tylko na media, lecz także na całą gospodarkę. Nie istnieje kraj na świecie, który zbudowałby trwałą zamożność dzięki transferom pieniędzy z zewnątrz. Jest natomiast wiele krajów, którym transfery pieniędzy, rzekomo darmowe, zaszkodziły. Bo, jak wiedzą dorośli i bardzo małe, nie poddane praniu mózgów dzieci, nie ma czegoś takiego jak „darmowe obiady”. Irlandia wstąpiła do UE w 1973 r., a w 1988 r. artykuł okładkowy o tym kraju tygodnik „The Economist” zilustrował zdjęciem żebraka i podpisem „Najbiedniejsi z bogatych”. Przez 15 lat konsumowania funduszy nic tam się nie poprawiło, dopiero polityka cięcia wydatków i obniżki podatków doprowadziła do „cudu zielonej wyspy”. Inny przykład „sukcesu” unijnej polityki rozdawania pieniędzy to Grecja. Tam zwyczajnie skończyło się to bankructwem państwa.

Doskonale pokazuje to też przykład Botswany. Afrykańskiego kraju, którego gospodarka rośnie z roku na rok o kilka procent. Dziś z dochodem (według tzw. parytetu siły nabywczej, czyli faktycznego poziomu życia) ok. 18 tys. dolarów jest to państwo bogatsze niż… aspirujące do Unii Europejskiej Serbia – 17,5 tys. USD, Macedonia Północna – 13,5 tys. USA i Albania – 13,5 tys. USD. Botswana ma także, jako jedyne państwo w Afryce, wpisaną do konstytucji zasadę, że nie może przyjmować zagranicznej pomocy.

Dlaczego tak się dzieje? Żartobliwie mówiąc „szybkość nauki pływania jest wprost proporcjonalna do głębokości wody”. Faktycznie chodzi zaś o to, że darmowa pomoc z zagranicy sprzyja korupcji i powoduje nieuczciwą konkurencję przy redystrybucji. Powinni się nad tym zastanowić wszyscy ci, którzy uważają, że dobrobyt Polski zależy od miliardów, które dostaniemy z Unii Europejskiej (a które wcześniej musimy wpłacić w formie różnych składek). Ten mechanizm unijnej redystrybucji jest formą odszkodowania dla krajów słabiej rozwiniętych za otwarcie swoich rynków z silniejszymi graczami. Mechanizm ten jednak nie wyrównuje poziomów, a jedynie utrwala już istniejący podział. Wprowadza również antyrynkowe mechanizmy. W 1984 r. w Nowej Zelandii 40 proc. dochodów rolników pochodziło z budżetu. Gdy zlikwidowano dotacje, w ciągu dwóch lat produktywność zaczęła rosnąć w rolnictwie o 6 proc. (zamiast 1 proc.). Dziś to gałąź gospodarki utrzymująca się samodzielnie. Gdy kilkanaście lat temu dziennikarze BBC robili program o nowozelandzkim cudzie, nie mogli znaleźć rolnika, który by chciał przywrócenia dotacji. Teraz pytanie dla uważnych czytelników: czym się skończy polityka rozdawania pieniędzy przez polskie państwo?

 

Najnowsze