Czy Boris Johnson zostanie brytyjskim Donaldem Trumpem?
Nowy premier Boris Johnson chce, by Wielka Brytania opuściła Unię Europejską 31 października. Swoich przeciwników oskarża o „kolaborację” z Brukselą, a zamiast odpowiadać na pytania parlamentarzystów w Izbie Gmin, urządził sesję w swoim biurze, gdzie odpowiadał na pytania internautów wyświetlane na swoim tablecie. Na swojego doradcę mianował natomiast bohatera kampanii za brexitem Dominica Cummingsa. Kim jest nowy premier Wielkiej Brytanii i czy uda mu się uchronić przed rozłamem Zjednoczonego Królestwa?
Konfabulant z Nowego Jorku
Boris Johnson, a właściwie Alexander Boris de Pfeffel Johnson, urodził się w Nowym Jorku w 1964 roku. Do 2017 roku posiadał podwójne, brytyjsko- amerykańskie obywatelstwo. Jego rodzina podróżowała po świecie, a przyszły premier kształcił się zarówno w Brukseli, jak i Oksfordzie. Zanim został politykiem, Johnson zaczynał jako dziennikarz. Jego kariera w mediach to pasmo skandali. Z „The Times” został wyrzucony po złapaniu go na publikacji tekstów ze zmyślonymi cytatami. Później trafił do „Daily Telegraph” i przez lata pracował jako korespondent w Brukseli. W gazecie zasłynął jako czołowy eurosceptyk konserwatystów. – Proeuropejski establishment irytowało jednak to, że Johnson posuwał się w swoich artykułach do straszenia, że Komisja Europejska zakaże sprzedaży brytyjskich kiełbasek i będzie regulowała rozmiary prezerwatyw – opisywała historię Johnsona „Rzeczpospolita”. – W 1995 roku wyciekła taśma, na której Johnson rozmawia z biznesmenem Dariusem Guppym o pobiciu dziennikarza tabloidu przyglądającego się nieuczciwym interesom Guppy’ego. Johnson wybrnął z tego, obracając sprawę w żart. W 1999 roku został redaktorem naczelnym konserwatywnego magazynu „Spectator”, którym kierował do 2005 i sprawił, że zaczął przynosić zyski. Krytykowano jednak jego linię redakcyjną (zbyt mało poważną w opinii niektórych) – wyjaśnia red. Hubert Kozieł. Do wielkiej polityki Johnson trafi ł w 2001 roku, gdy został deputowanym Partii Konserwatywnej. W 2008 roku Johnson został burmistrzem Londynu. Funkcję sprawował do 2015 roku. Później to właśnie Johnson stał się jednym z czołowych orędowników brexitu w szeregach konserwatystów. Od 2016 do 2018 roku był ministrem spraw zagranicznych. Zasłynął jako orędownik Donalda Trumpa i autor płomiennych przemówień. Johnson potrafił np. porównać Władimira Putina do Adolfa Hitlera. Idolem nowego premiera jest Winston Churchill, a najnowszą partnerką o ponad 20 lat młodsza specjalistka od wizerunku (prywatnie córka jednego z założycieli dziennika „The Independent”).
Gabinet PR-owy
Po objęciu kierownictwa w Partii Konserwatywnej oraz stanowiska premiera pod koniec lipca, Johnson stanął przed najważniejszym w swojej karierze zadaniem – zakończenia procesu opuszczania Unii Europejskiej oraz powstrzymaniem odpływu wyborców. Zmorą konserwatystów jest bowiem Nigel Farage i jego nowa partia – Brexit. To właśnie partia Farage’a okazała się zwycięzcą majowych wyborów do Parlamentu Europejskiego, przyciągając dotychczasowych wyborców konserwatystów. Premier Johnson tworząc swój gabinet ściągnął do niego speców od PR, odpowiedzialnych za kampanię za brexitem. Wśród nich odpowiedzialnych za kampanię „Leave” z 2016 roku Dominika Cummingsa oraz Michaela Gove’a. Pierwszy to autor hasła o 350 mln funtów tygodniowo, które miały po brexicie zasilać publiczną służbę zdrowia. Drugi to rywal Johnsona, któremu w ramach „pokoju” zaoferował stanowisko szefa gabinetu premiera. Jedyną antyunijną frakcją w Izbie Gmin, która odrzuciła zaloty nowego premiera, jest European Research Group (jej przedstawiciele poczuli się zazdrośni o stanowiska, jakie dostali Cummings i Gove).
Brexit 31 października
Na początku sierpnia Johnson zorganizował w swoim biurze przy Downing Street czat z internautami. Było to o tyle zaskakujące, że zazwyczaj brytyjski premier staje co tydzień przed parlamentarzystami w Izbie Gmin i odpowiada na ich pytania. Co więcej, show nowego premiera było transmitowane na Facebooku. – Mogę przyjmować pytania bez pośredników za pomocą tej maszyny – stwierdził premier, wskazując na swój tablet. Wśród pytań uczestników pojawiły się te o opuszczenie przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej 31 października. To data, jaką od początku swojej kadencji „lansuje” Johnson. Premier wręcz „zagroził” Unii Europejskiej, że jeżeli do tej daty nie przedstawi kompromisowego stanowiska, to doprowadzi do tzw. „twardego brexitu”, czyli opuszczenia wspólnoty bez umowy. – Mamy do czynienia z rodzajem okropnej kolaboracji między ludźmi, którzy sądzą, że mogą zablokować brexit w parlamencie i naszymi europejskimi przyjaciółmi. (…) Nasi europejscy przyjaciele nie zmieniają swojego sprzeciwu, nie wyrażają woli dokonania kompromisu w sprawie umowy dotyczącej naszego wyjścia z Unii Europejskiej, mimo że została już ona trzykrotnie odrzucona. Upierają się przy każdej literze, przy każdym znaku przestankowym umowy, w tym zapisów dotyczących backstopu, ponieważ wciąż sądzą, że brexit może zostać zablokowany w parlamencie – przekonywał internautów premier.
Scotexit?
Wspomniana przez Johnsona kwestia „backstop” i grożenie twardym brexitem mają duże przełożenie również na politykę wewnętrzną Wielkiej Brytanii. Połowie Królestwa nie śpieszy się bowiem do opuszczenia Unii Europejskiej. Chodzi oczywiście o Irlandię Północną i Szkocję. „Backstop” to mechanizm, który wynegocjowała jeszcze poprzednia premier Theresa May. Polegałby na tymczasowym pozostaniu przez Wielką Brytanię w unii celnej z Unią Europejską, aby uniknąć odtworzenia granicy celnej między Irlandią a Irlandią Północną, co byłoby sprzeczne z porozumieniami z 1998 roku, które zakończyły konflikt w Irlandii Północnej. Londyn obawia się, że Irlandczycy, wzorem Szkotów, są gotowi na referendum, które może zakończyć się odłączeniem od Wielkiej Brytanii i zjednoczeniem Irlandii. Jednak jeszcze bardziej niepokojące dla Londynu sygnały płyną z Edynburga. Rządzący w Szkocji wprost zapowiadają nowe referendum w sprawie odłączenia się od Wielkiej Brytanii. Na korzyść zwolenników secesji działa fakt, że w trakcie referendum nad brexitem zdecydowana większość Szkotów (62 proc.) opowiedziała się za pozostaniem w Unii Europejskiej. – Johnson jest jednym z tych polityków, którzy są w największym stopniu odpowiedzialni za bagno, w którym znaleźliśmy się z powodu brexitu. To ten, który oszukał ludzi w kampanii przed referendum rozwodowym i który dziś jest gotowy wyprowadzić kraj z Unii bez żadnego porozumienia. Dla większości mieszkańców Szkocji to jest przerażająca perspektywa – stwierdziła szkocka premier Nicola Sturgeon. Według premier Sturgeon dla Szkocji brexit to strata 100 tys. miejsc pracy i spadek średnich dochodów Szkotów o 2,3 tys. funtów rocznie. Co istotne dla Londynu – o ile w 2014 roku referendum w sprawie odłączenia się Szkocji od Zjednoczonego Królestwa zakończyło się wynikiem 44,7 do 55,3 proc., to obecnie sondaże (np. instytutu Panelbase) wskazują, że aż 51 proc. Szkotów chce ponownego referendum, a niemal połowa (49 proc.) deklaruje zagłosowanie za odłączeniem się od Brytanii.
– Ustawa o Szkocji, jaką przyjął brytyjski parlament, przewiduje, że z wnioskiem o nowe referendum musi wystąpić do rządu brytyjskiego rząd Szkocji po uzyskaniu większości w szkockim parlamencie. Za takim rozwiązaniem opowiada się Szkocka Partia Narodowa (SNP), która ma 62 posłów na 129 w zgromadzeniu w Edynburgu, jak również Zieloni (6 posłów). Sturgeon już zapowiedziała, że zorganizuje takie głosowanie przed najbliższymi wyborami lokalnymi w 2021 roku – wyjaśnia red. Jędrzej Bielecki z „Rzeczpospolitej”. Johnson zdaje się jednak nie przejmować Szkocją i Irlandią. W ubiegłym tygodniu premier nazwał przeciwnych brexitowi posłów „kolaborantami” Unii Europejskiej. Z kolei pytany przez dziennikarzy o to, czy rozpisze wybory powszechne po 31 października, Johnson rzucił, że „Brytyjczycy mają dosyć wyborów i wyborczych wydarzeń”.