Do tej pory można było się śmiać z nawiedzonych bredni o „gwałceniu krów” – teraz jednak te majaczenia zaczynają być przekuwane w bandyckie działania oparte na jawnej przemocy.
Żarty się skończyły. Ekofanatycy walczący z polską branżą futerkową przeszli od działań propagandowych i lobbingowych do akcji stricte terrorystycznych, o jakich dotąd jedynie słuchaliśmy w doniesieniach zza oceanu i zachodniej Europy. Ich ofiarą padł Szczepan Wójcik – hodowca zwierząt futerkowych i znany działacz lobbujący na rzecz ocalenia tego sektora polskiego rolnictwa przed zakusami motywowanych ideologicznie „ekologów” i pozostających pod ich wpływem polityków – również z partii rządzącej. Jak pamiętamy, w poprzedniej kadencji Sejmu mało brakowało, by przeforsowano (i to z osobistym poparciem Jarosława Kaczyńskiego, który nawet nagrał spot wspólnie z jedną z organizacji „ekologicznych”) ustawę zakazującą hodowli zwierząt na futra. Skuteczna akcja hodowców oraz po prostu zdroworozsądkowo myślących ludzi, sprzeciwiających się likwidacji jednej z nielicznych dziedzin gospodarki znajdującej się niemal w całości w polskich rękach i w gdzie jesteśmy światowym potentatem, udaremniła te zakusy, lecz jak widać nie oznacza to końca batalii. (Pisałem o tym niemal równo dwa lata temu w felietonie „Bez futra do Europy” – „GF” nr 47/2017). Wieści dochodzące z Sejmu wskazują, że w bieżącej kadencji projekt znów znajdzie się na tapecie – i to pomimo tego, że jeden z głównych jego orędowników, Krzysztof Czabański ( PiS), został przez wyborców odprawiony z kwitkiem i stracił mandat poselski.
W zamian jednak, do głosu doszło grono nowych, skrajnie lewicowych „ekologistów” (tradycyjnie przypominam – ekologia to nauka, „ekologizm” to ideologia), których celem jest już nie tylko sama branża futerkowa, lecz generalne ograniczenie zwierzęcej produkcji rolnej – w tym także hodowli mięsnej i przetwórstwa mlecznego. Są oni powiązani (podobnie, jak dzieje się to na Zachodzie) z „prozwierzęcymi” radykalnymi organizacjami, często finansowanymi zza granicy, które gotowe są imać się wszelkich środków, by dopiąć celu. Do tej pory można było się śmiać z nawiedzonych bredni o „gwałceniu krów” – teraz jednak te majaczenia zaczynają być przekuwane w bandyckie działania oparte na jawnej przemocy.
Jak donoszą m.in. Money.pl czy wSensie.tv, wkrótce po tym, jak w połowie listopada Szczepan Wójcik udzielił „Dziennikowi Gazecie Prawnej” obszernego wywiadu pt. „Bym przestał walczyć, trzeba mnie zabić”, doszło – w ciągu dwóch tygodni – do trzech pożarów w należących do niego gospodarstwach. Scenariusz zawsze był podobny – ogień wybuchał w nocy, w miejscach położonych poza zasięgiem kamer monitoringu, w pobliżu wejść do hal produkcyjnych lub gospodarstw. Pierwszy pożar miał miejsce trzy dni po ukazaniu się wspomnianego wywiadu – spłonęła hala wraz z liniami produkcyjnymi i maszynami oraz sprzętem do produkcji mączki mięsno-kostnej, a straty wyniosły 60 mln zł. Dwa dni później w innym gospodarstwie ogień strawił świeżo wyremontowaną stodołę i 4 tys. ton słomy (straty – ok. 2 mln zł, właściciel nie zdążył ubezpieczyć obiektu). Po kilku dniach trzeci pożar wybuchł w kolejnej hali, przynosząc straty rzędu kilkuset tysięcy złotych – tym razem ponoć pierwszy trop wskazuje na zwarcie instalacji elektrycznej; pytanie, czy do zwarcia nie doprowadził ktoś celowo, bo tych „nieszczęśliwych przypadków” jest podejrzanie dużo. Jak twierdzi Szczepan Wójcik, czegoś podobnego nie przeżył przez 20 lat prowadzenia działalności. Powyższy modus operandi zazębia się z podobną aktywnością ekoterrorystów na Zachodzie. 12 września 2018 r. we włoskiej miejscowości Scorze podpalono biuro i magazyn na tamtejszej fermie futrzarskiej – jak chwalili się „aktywiści”, straty wyniosły 300 tys. euro. Dwa lata wcześniej, w tym samym miejscu, podpalono firmowe samochody i wypuszczono ok. tysiąca norek – nawiasem, najprawdopodobniej i tak skazując te zwierzęta, nieprzywykłe do funkcjonowania w naturze, na śmierć.
W tymże 2018 r. ekoanarchiści z ruchu ALF (Animal Liberation Front) podpalili rzeźnię we francuskiej miejscowości Hotonnes, używając do tego celu ośmiu „urządzeń zapalających”, w innych zaś francuskich miastach doszło do licznych napaści i dewastacji sklepów mięsnych oraz restauracji serwujących mięsne potrawy – a to tylko kilka pierwszych z brzegu „akcji bezpośrednich”. Organizacje tego typu tworzą nieformalną, międzynarodową siatkę, wymieniając się doświadczeniami i terrorystycznym know-how. Teraz ich metody dotarły również do Polski, ewidentnie mając na celu zastraszenie hodowców oraz ich lidera, który ponadto dał się poznać ze swych jednoznacznie prawicowych, konserwatywnych poglądów. Dodajmy, iż Szczepan Wójcik uczestniczył również w proteście holenderskich rolników, których tamtejszy rząd chce zmusić do redukcji pogłowia bydła o połowę, motywując to walką z emisją gazów cieplarnianych. Za tym całym szaleństwem stoją dwie ideologie: „antygatunkizm” zrównujący ze sobą ludzi i zwierzęta oraz świecka religia „klimatyzmu”, w której imię dąży się do odgórnego ograniczenia spożycia mięsa. Witamy w epoce zielonego terroru.