Po ugięciu się Niemców przed Amerykanami kolejne państwa domagają się odszkodowań za dieselgate
Po wypłacie odszkodowań i kar za aferę spalinową w Stanach Zjednoczonych i Australii pozew przeciwko Volkswagenowi wystosowała Kanada. Kanadyjska prokuratura stawia niemieckiemu koncernowi 60 zarzutów, w tym naruszenia ustawy o ochronie środowiska. Czy na podobne kroki powinna zdecydować się Polska i inne państwa europejskie?
Drogie oszustwo
Od wybuchu afery dieselgate największy niemiecki koncern zapłacił już ok. 30 mld dolarów kar i odszkodowań. Przypomnijmy – wszystko zaczęło się od ujawnienia w 2015 r. przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska, że w autach Volkswagena montowano oprogramowanie, które sprawiało, iż w trakcie testów spalin samochody z 4-cylindrowymi silnikami diesla emitowały 40 razy więcej szkodliwych dla zdrowia tlenów azotu, niż jest to dopuszczalne. Takich aut miało być ok. 12 mln. Trafi ały one do klientów na całym świecie. Po wyjściu skandalu na jaw Volkswagen zobowiązał się odkupić od amerykańskich klientów ok. 350 tys. pojazdów, wartych ok. 7,5 mld dolarów. Obecnie auta sprzedawane Amerykanom stoją na gigantycznych parkingach-cmentarzyskach na pustyniach (np. nieopodal Victorville w Kalifornii). Takich cmentarzysk jest ok. 37.
Szybko jednak się okazało, że Niemcy oszukiwali również w samochodach na benzynę. I znowu sprawę odkryła amerykańska Agencja Ochrony Środowiska. W tym przypadku okazało się, że w autach montowano specjalne oprogramowanie, które manipulowało zużycie paliwa. Amerykanie wykryli takie przypadki w autach marki Audi, Bentley, Porsche i Volkswagen. Łącznie do klientów trafić miało ok. 98 tys. aut ze zmanipulowanym oprogramowaniem dot. zużycia paliwa. Chodzi o auta z roczników 2013– 2017. W przypadku afery benzynowej Niemcy szybko zaoferowali wypłatę 96,5 mln dolarów. Amerykańscy klienci otrzymają od 5,4 do 24,5 tys. dolarów odszkodowania. Po „przeczołganiu” przez Amerykanów, w kolejce po odszkodowania stanęły inne państwa. Najsłynniejszy był przypadek Australii, gdzie klienci wystąpili z pozwem zbiorowym. Volkswagen we wrześniu zaproponował ugodę i zaoferował wypłatę ok. 87 mln dolarów. W przypadku Australijczyków chodziło o ok. 100 tys. aut. Niemcy zobowiązali się też do pokrycia kosztów postępowania sądowego. Jednak na Volkswagena poluje też Australijski Urząd ds. Ochrony Konkurencji (ACCC).
Kanadyjskie śledztwo
W grudniu z pozwem przeciwko Volkswagenowi wystąpił rząd Kanady. To finał czteroletniego śledztwa, które prowadziło kanadyjskie ministerstwo środowiska w związku z naruszeniem przez Niemców ustawy o ochronie środowiska. Łącznie wobec Volkswagena wysunięto 60 zarzutów. Skala problemu w Kanadzie jest też większa niż w Australii. Tu chodzi bowiem o 128 tys. pojazdów, wyposażonych w oprogramowanie do ukrywania faktycznej emisji spalin, które trafiły do kraju w latach 2008–2015. Po ogłoszeniu decyzji kanadyjskiego rządu Volkswagen poinformował, że chce zawarcia ugody, a w trakcie prowadzonego śledztwa współpracował z władzami. Przypadki Stanów Zjednoczonych, Australii i Kanady nie są jednak jedynymi. Auta ze zmanipulowanym systemem trafiły bowiem do ok. 50 krajów.
Z państw, z którymi Niemcy nie doszły jeszcze do porozumienia, najostrzej na aferę zareagowała Korea Południowa. Po wyjściu na jaw afery koreańskie władze podjęły szybkie działania. W 2016 roku tamtejsze ministerstwo środowiska poinformowało o wstrzymaniu sprzedaży 32 modeli aut Volkswagena. Ze względu na różnorodność poszczególnych wersji sankcje objęły jednak w sumie 80 typów samochodów. Na koncern nałożono też 16 mln dolarów kary, a 200 tys. aut sprowadzonych z Niemiec (2/3 wszystkich sprzedanych tam do 2007 roku) odebrano certyfikaty. 83 tys. aut otrzymało zakaz poruszania się po drogach. Rok później władze zadecydowały o rozpoczęciu odsyłania Niemcom Volkswagenów i Audi z silnikami diesla. Natomiast w 2019 roku Korea Południowa wprowadziła zakaz sprzedaży ośmiu modeli Volkswagena, Audi oraz Porsche.
Europejczycy bezradni
W Europie, a szczególnie Unii Europejskiej, trudno o równie zdecydowane ruchy w stosunku do niemieckiego koncernu. Najwyższa kara, jaka spotkała Volkswagena w Europie, to miliard dolarów (5 mln euro grzywny i 995 mln euro zwrotu korzyści) kary, jaką nałożyła w 2018 roku na koncern prokuratura w Brunszwiku. Volkswagen przyjął karę od razu i oświadczył, że sprawa ta kończy postępowania przeciwko niemu w Niemczech. Jednak w Niemczech przeciwko Volkswagenowi toczy się wciąż proces, jaki w ramach sporu zbiorowego wytoczyło 470 tys. właścicieli aut. Niemiecki koncern chcą też pozywać akcjonariusze, którzy oskarżają kierownictwo o zatajanie problemów, które wpłynęły na kurs akcji. Jak twierdzą, kierownictwo koncernu wiedziało o przekręcie na długo przed przyznaniem się w oficjalnych komunikatach oraz świadomie zwlekało z poinformowaniem inwestorów o kosztach, jakie czekają Volkswagena w związku ze spalinowym szwindlem. Do podobnych wniosków doszli też niemieccy śledczy. Poza Niemcami w Europie kary dla koncernu są niewielkie.
Z kolei klienci zwykle muszą walczyć o odszkodowania na własną rękę. W grudniu drugi co do wielkości pozew zbiorowy przeciwko Volkswagenowi złożyli Brytyjczycy. To blisko 100 tys. osób, które przed londyńskim sądem muszą udowodnić, że zastosowane w samochodach niemieckiego producenta oprogramowanie stanowiło niezgodne z europejskim prawem urządzenia udaremniające. Dopiero gdy to im się uda, sąd będzie mógł zadecydować, czy nabywcy takich aut ponieśli straty, a jeżeli tak, to jakie odszkodowania im się należą. Prawnicy Volkswagena bronią się, że klienci nie ponieśli żadnych strat i że pojazdy nie korzystały z niedozwolonych urządzeń udaremniających, a europejskie prawo zabrania jedynie zmniejszania skuteczności systemów kontroli zanieczyszczeń. Z kolei np. w Czechach o odszkodowanie walczy 2435 właścicieli Volkswagenów i Skód. W czerwcu czeski sąd krajowy nakazał Niemcom wypłatę 533 mln koron (89 mln złotych), ale w październiku Sąd Miejski w Pradze przychylił się do stanowiska Volkswagena, iż sąd niższej instancji popełnił błędy proceduralne i skierował ją do ponownego rozpatrzenia.
W Polsce sprawę bada od ponad roku Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, jednak konkretów nie widać. Stowarzyszenie „STOP VW”, zrzeszające polskich klientów, którzy kupili auta z systemem manipulującym poziomem emisji spalin informuje, że na polski rynek trafiło 140 tys. takich pojazdów. Gdyby przyjąć przelicznik z Australii, to polscy klienci powinni otrzymać łącznie ok. 121 mln dolarów rekompensaty (średnio ok. 870 dolarów). Ponadto polski rząd, wzorem Stanów Zjednoczonych i Kanady, mógłby wytoczyć Niemcom proces, w którym w grę wchodzić może nawet kilka miliardów złotych. W obliczu dążenia Paryża i Brukseli do zwiększenia nakładów na unijną politykę klimatyczną, Polsce przydadzą się dodatkowe pieniądze z kar nałożonych na Volkswagena.