2.5 C
Warszawa
wtorek, 24 grudnia 2024

Woda na barykadzie

Sąd nakazał lewicowej partii Razem przeproszenie producenta wody Cisowianka za próbę wywołania bojkotu jego produktów, podyktowaną ideologicznie.

“Chcesz złagodzenia ustawy antyaborcyjnej? Bojkotuj Cisowiankę” – takie hasło rzuciła w 2017 r. skrajnie lewicowa partia Razem Adriana Zandberga (dziś część koalicji Lewica). „Paweł Witaszek jest wiceprezesem spółki Nałęczów Zdrój, producenta wody mineralnej Cisowianka. Jest także prezesem Fundacji Rodziny Witaszków. Fundacja ta wspierała finansowo działalność znanej antyaborcyjnej organizacji. Jej działacze często prezentują przed szpitalami i przy ruchliwych ulicach w centrach miast kłamliwe, drastyczne plakaty. Chcesz, by kobiety miały prawo do legalnej i bezpiecznej aborcji? Nie kupuj Cisowianki! Podaj dalej i powiadom swoich znajomych!” – wzywali działacze Razem. Chodziło o to, że wiceprezes firmy Nałęczów Zdrój Paweł Witaszek wpłacił (za pośrednictwem Fundacji Rodziny Witaszków) na rzecz Pro-Prawo do życia 60 tys. zł.

– Bojkot konsumencki to skrajnie demokratyczne narzędzie. Mamy prawo świadomie decydować o tym, czy kupując Cisowiankę, dokładać się do wynagrodzenia wiceprezesa Witaszka. Każdy ma oczywiście prawo do swoich poglądów, ale publiczna działalność niesie ze sobą pewne konsekwencje i może być poddawana krytyce – komentował wówczas Radosław Koba, działacz Razem. Sprawa trafiła do sądu, a ten przyznał rację firmie.

Sianie strachu
To, co zrobiła partia Razem i jej działacze w 2017 r., to nie była swoboda manifestowania poglądów. W takich niby mało rzucających się w oczy akcjach skupione jest sedno terroru poprawności politycznej. Celem partyjnych działaczy nie było bowiem doprowadzenie do upadku producenta Cisowianki, ale sprawienie, by inni przedsiębiorcy z obawy przed podobnym potraktowaniem unikali wspierania finansowego bliskich swoim poglądom organizacji. Szefowie firm muszą się liczyć z pieniędzmi. Jest jasne, że jeżeli wsparcie jakieś inicjatywy może spowodować wezwanie do bojkotu ich produktów, to dwa razy zastanowią się, zanim to zrobią. To jest właśnie cel Razem i innych lewicowych organizacji. Tak zdyscyplinować społeczeństwo, aby obawiało się głosić i finansować przeciwne im poglądy. Na szczęście polski sąd postawił wyraźną tamę takim działaniom.

To wyrok równie przełomowy, co zeszłoroczne stwierdzenie Trybunału Konstytucyjnego, że drukarz miał prawo odmówić pracy przy tworzeniu materiałów promujących ruch LGBT. Zasadą liberalnych społeczeństw jest to, że w ramach demokracji każdy może propagować swoje wartości (o ile nie łamią one prawa). Granicą jest jednak wolność i prawa innych jednostek. Lewicowi działacze nie mogą domagać się zaangażowania od ludzi o innych poglądach, aby pomagali im wprowadzać wartości, z którymi się nie zgadzają. Niby logiczne, a jednak nie wszystkie sądy podzielały tę opinię.

Pełzająca rewolucja
Waga tego wyroku jest duża, bo wypadek producenta Cisowianki bynajmniej nie był odosobniony. W poprzednich latach wzywano do bojkotu produktów gdańskiego cukiernika Grzegorza Pellowskiego. Pretekstem miały być jego rzekomo homofobiczne poglądy i wsparcie dla narodowej organizacji Młodzież Wszechpolska. Zarzut homofobii pojawił się również w 2014 r. przy okazji wezwania do bojkotu browaru Ciechanów należącego wówczas do znanego przedsiębiorcy (a później polityka Kukiz’15) Marka Jakubiaka. Pretekstem do wezwania do bojkotu była dość obsceniczna wypowiedź przedsiębiorcy pod adresem Dariusza „Tigera” Michalczewskiego, który przedstawił się jako obrońca praw par homoseksualnych, w tym do adopcji dzieci. „Życzę ci mamusi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać!” – szydził Jakubiak z Michalczewskiego.
– Homoseksualiści to nie jest mój problem, bo ja homoseksualistą nie jestem. Natomiast byłbym bardzo zadowolony, gdyby wszyscy, którzy mają ten problem, zostawiali go dla siebie, a nie epatowali wszystkich naokoło, w tym moje dzieci – wyjaśniał później na spokojnie Jakubiak portalowi NaTemat.pl.

Mimo to próbowano go zrujnować. Ogłaszano wielkie rezygnacje warszawskich klubów z podawania piwa Ciechan, a nawet jego publiczne wylewanie do studzienek kanalizacyjnych. Akcja szybko jednak się skończyła, bo spowodowała symetryczną akcję poparcia dla przedsiębiorcy.

Próby tresowania
Bojkot jest bardzo silną bronią w gospodarce rynkowej. Szczególnie jeżeli wzywa się do niego sugerując, że firma dopuszcza się złych rzeczy. Oczywiście Adrian Zandberg i jego koledzy nie atakowali producenta Cisowianki „za obronę prawa do życia”, ale za „łamanie praw kobiet”. Tego typu interpretacje pokazują, że bojkot może być niebezpiecznym narzędziem. Szczególnie jeżeli zostanie wymierzony w mniejsze firmy. To próba wywołania tzw. odruchu warunkowego. Jak pamiętamy ze szkoły, polega on na tym, że określone zachowanie powoduje skutki, nawet jeżeli nie towarzyszy mu działanie. Najlepiej ilustruje to słynny eksperyment rosyjskiego naukowca Iwana Pawłowa, który podając psom jedzenie, poprzedzał tę czynność dźwiękiem dzwonka. Później niepotrzebne było jedzenie, aby psy zaczęły się ślinić – wystarczył sam dźwięk dzwonka. Próby zastraszania i spychania poglądów konserwatywnych do getta przy pomocy bojkotów to właśnie taka próba stworzenia warunkowania. Aby samo hasło „bojkot” lub nawet groźba, że może on nastąpić, zmuszała dużą część społeczeństwa do ukrywania swoich legalnych (i bardzo potrzebnych!) poglądów. Na szczęście wyrok sądu skazujący Razem na przeprosiny zadał tej kampanii mocny cios, a groźbę autocenzury oddalił o kolejne lata.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news