0.4 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Kryzys Niemiec czy Europy?

Dymisja przewodniczącej CDU to nie tylko kwestia personaliów największej partii.

Rzecz nawet nie dotyczy przyszłości rządzącej koalicji. To kryzys niemieckiego ustroju politycznego. W obliczu niemieckich problemów staje cała Europa, a więc i Polska.

Prawdziwe trzęsienie ziemi nastąpiło w chwili, gdy przewodnicząca Związku Chrześcijańskich Demokratów Annegret Kramp-Karrenbauer zapowiedziała rezygnację z zajmowanego stanowiska oraz z kandydowania na kanclerza w wyborach parlamentarnych 2021 r. No cóż, taka jest polityka, gdyby nie małe „ale”. AKK, jak skracają jej nazwisko Niemcy, zajęła pierwszy fotel CDU zaledwie 14 miesięcy wcześniej. To chyba zbyt krótki okres, aby odczuwać znużenie pełnioną funkcją. Po drugie, została wskazana osobiście przez Angelę Merkel, która powierzyła następczyni przeprowadzenie CDU przez polityczną burzę, która wisi nad Niemcami, a której siła ciągle rośnie. Zapewniając przy tym polityczną dominację chrześcijańskiej demokracji, a więc dalszy udział w sprawowaniu władzy, naturalnie wraz z fotelem kanclerskim.

Tymczasem Annegret Kramp-Karrenbauer przyznała publicznie, że nie radzi sobie z postawionymi zadaniami. Polityczne trzęsienie ziemi zostało poprzedzone przez katastrofalne w skutkach tąpniecie, czyli wyniki wyborów w Turyngii, dotychczas uznawanej za matecznik CDU. Najsilniejszą partią okazała się lewicowa Der Linke, drugie miejsce zaś zajęła prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD). Aby nie dopuścić do objęcia teki szefa regionalnego rządu przez postkomunistę, komórki AfD, CDU i Partii Wolnych Demokratów (FDP) porozumiały się i wspólnie wybrały kandydata ostatniej partii. Tyle że miejscowi działacze chrześcijańskiej demokracji złamali zakaz partyjnej centrali o niewchodzeniu w polityczne układy z AfD. To partia radykalnej prawicy, chwilami antysemicka, która skrajnym nacjonalizmem i populizmem podkłada minę pod niemiecką demokrację.

AKK zażądała od własnych struktur powtórzenia wyborów regionalnych i usłyszała stanowcze „nie”. Powód? CDU uzyskało w niedawnej elekcji jedynie 21,8 proc. głosów, ponosząc tym samym porażkę. W przypadku nadzwyczajnej powtórki głosowania sondaże dają nie więcej niż 12 proc. Zapowiada się więc klęska. Dlatego przewodnicząca jako powód swojej rychłej dymisji podała m.in. „odśrodkowe problemy w partii”. Jak spekuluje rozgłośnia Deutsche Welle: „Annegret nie udało się zjednoczyć CDU, wzmocnić siły politycznej przed wyborami 2021 r. oraz, co ważne, wyjść z cienia wielkiej poprzedniczki, która rządzi Niemcami od 16 lat”. –Decyzja o ustąpieniu jest ciosem dla CDU, która chwieje się na nogach i kompletnie straciła polityczną orientację – ocenił komentator Christoph Strack. Dlaczego?

Werteunion czy Zieloni?
Najpierw należy się zapytać, skąd wzięły się dzisiejsze problemy? Odpowiedź jest banalnie prosta: CDU wpadła we własne sidła. W pułapkę, w którą wpędziła ją wielka Angela. W grudniu 2018 r. AKK zapewniała partyjny aktyw, że będzie chroniła trzy filary siły CDU: „chrześcijańsko- społeczny, liberalny i konserwatywny”. Tyle że to fikcja. Od początku XXI w. Merkel zdecydowanie sterowała swoim ugrupowaniem na lewo. Jak wyraził się Lothar Lenz z telewizji ARD: „Pani kanclerz pochłania długoletniego współkoalicjanta, Socjaldemokracji Niemiec”. Z tego powodu SPD traci popularność w tempie jeszcze szybszym niż CDU. Rankingi socjaldemokratów biją historyczny antyrekord 12 proc. społecznego poparcia. Jednak chrześcijańscy wyborcy są zdezorientowani, by już nie wspominać o partyjnych działaczach. Przypomnijmy choćby decyzję o likwidacji energetyki jądrowej, rezygnację z obowiązkowej służby wojskowej, status państwa otwartego szeroko na migrantów, by już nie wspomnieć o jednopłciowych małżeństwach. Gdzie tu miejsce na konserwatyzm i tradycyjne wartości?

Do tego dochodzą regionalne sprzeczności, których ofiarą padła AKK. Elektorat i aktyw zachodnich Niemiec nie lubi postkomunistów z Lewicy. Nienawidzi wprost AfD. Co innego CDU wschodnich Niemiec, które jest gotowe na koalicyjne eksperymenty ze skrajną prawicą. Decydując się bowiem na marsz w lewą stronę, Merkel całkowicie zapomniała o prawej flance. Dlatego już od kilku lat tradycyjny elektorat partii odpływa do AfD i ten proces nadal trwa. Jak go zahamować, tym bardziej że prognozy dla CDU są podobnie nieciekawe, jak i przyszłość SPD? Mówiąc wprost: obu ugrupowaniom grozi rozłam. Komentatorzy zakładają się, że w przypadku klęski wyborczej 2021 r. jądro socjaldemokratów wchłonie zielony Sojusz 90, który bez przerwy nabiera siły. Liberalni działacze CDU widzą się zaś w rządowej koalicji z Zielonymi, nawet za cenę zwolnienia fotela kanclerskiego. Tyle że większość partii domaga się powrotu do chrześcijańskich i konserwatywnych korzeni. Dlatego powstała platforma Werteunion (Związek Wartości), która w zeszłym roku opublikowała „Manifest Konserwatywny”. Dokument krytykuje Merkel za politykę migracyjną i przypomina, że filarem niemieckiego społeczeństwa jest tradycyjna rodzina, czyli złączona ślubem para heteroseksualna.


Przeczytaj też:

Cena Merkel …

Rozłam u Merkel …

Niemiecka zmiana


Może to nie jest ultimatum dla decydentów CDU, ale z pewnością materiał do gorącej dyskusji programowej na letnim zjeździe, kandydata na kanclerza, a równocześnie przewodniczącego partii. W gruncie rzeczy obie frakcje chcą tego samego, czyli zahamowania odpływu wyborców do skrajnych ugrupowań z lewej i prawej strony sceny politycznej. Tylko jak znaleźć złoty środek, a przede wszystkim lidera, który powstrzyma degradację, odśrodkowe procesy i połączy, a nie zrazi zwolenników różnych orientacji światopoglądowych?

Problem Europy
– Regionalne struktury CDU złamały w Turyngii konsensus powojennych Niemiec – mówi wprost dziennikarka Ines Pohl. Głosi, że CDU/CSU (chrześcijańscy demokraci Bawarii), SPD i FDP, a więc partie uznające prymat państwa prawa, nie wchodzą w żadne układy z ugrupowaniami uznanymi za skrajne, zagraża to bowiem recydywą tragicznej przeszłości. Prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier powiedział niedawno: „Nazizm nie wziął się znikąd”. Izraelski prezydent Re’uwen Riwlin, przemawiając w Bundestagu z okazji 75. rocznicy wyzwolenia niemieckiej fabryki śmierci w Auschwitz, zaapelował: Nie macie prawa do błędu. W tym kontekście Pohl pyta, czy sojusz CDU, FDP i AfD jest wywołany żądzą władzy, która zniszczy europejskie wartości? Z tego wynika kolejne pytanie: o kształt niemieckiej sceny politycznej po 2021 r. Statyczny układ partyjny ma wszelkie szanse, by zniknąć, a przecież jest gwarancją przewidywalności wewnętrznej i międzynarodowej Niemiec. Zastąpi go niestabilność wynikająca z programowego radykalizmu, fragmentacji sceny politycznej, które odzwierciedlają narastające podziały społeczne. Czy postępująca niepewność zbliży RFN do fatalnego stanu i konsekwencji upadku Republiki Weimarskiej?

„Nazizm nie wziął się znikąd” − tymczasem Bjoern Hoecke, lider skrajnego skrzydła AfD, która odniosła sukces w Turyngii, mówi dość poprawności politycznej. „Jesteśmy jedynym narodem na planecie, stawiającym w centrum stolicy pomnik »własnej hańby«”. Chodzi o Memoriał Ofiar Holokaustu. Bać się? Może nie, ale lekceważyć takich opinii z pewnością nie można.

Od uzyskanych odpowiedzi zależy również przyszłość Europy. Ta nieco bliższa, bo w tym roku Niemcy przejmują przewodnictwo Unii Europejskiej, będą zaś bardzo skoncentrowane na problemach wewnętrznych. Dalszą perspektywę określa rola, w której Berlin zawsze uchodził za głos europejskiego rozsądku. Mówiąc prościej: blokował radykałów, gasił emocje, czyli zapewniał tak potrzebny kompromis. Kluczowe jest dla nas pytanie, czy tak nadal pozostanie? O miejsce unijnego centrum ubiega się przecież Paryż, który kieruje się pragnieniem przywrócenia Francji mocarstwowości. Na dodatek polityczny kryzys wybuchł w chwili, gdy niemiecka gospodarka słabnie, wpadając w stagnację. A to zawsze kiepska wiadomość nad Wisłą.

FMC27news