Większość Polaków chce przywrócenia handlu w niedzielę
Premier Mateusz Morawiecki zapowiada zmiany.
Prawie dwie trzecie Polaków mieszkających w miastach (64 proc.) uważa, że zakaz handlu w niedzielę był złym pomysłem. Na wsi nieznacznie przeważa odsetek zwolenników zakazu (43 proc. do 40 proc.) – wynika z badania Havas Media Group – Intelligence Team w badaniu zrealizowanego w lutym 2020 r. Ponad 35 proc. Polaków deklaruje, że odczuwa negatywnie zakaz handlu w niedzielę. Wprowadzony przez rząd PiS zakaz miał na celu ochronę pracowników. Chodziło o to, żeby pracodawcy nie wymuszali pracy w niedzielę. Skutek jest taki, że dużo osób straciło źródło dochodu. Dopóki koniunktura gospodarcza była dobra, nie było to szczególnie odczuwalne. Teraz, gdy zbliża się spowolnienie, brak handlowych niedziel może być bolesny. Szczególnie, że w ten sposób dorabiali emeryci i studenci, dla których możliwość pracy w weekendy stanowiła przewagę konkurencyjną.
− Zakaz handlu obowiązuje od 2018 r., w tym roku, poza kilkoma wyjątkami, obejmie już wszystkie niedziele w miesiącu. Nasze badania pokazują, że nastawienie Polaków do zakazu handlu w niedziele nie zmienia się znacząco. Polacy wciąż deklarują, że chcieliby zniesienia zakazu handlu, a zaostrzanie przepisów oceniają negatywnie. Mimo że stopniowo przyzwyczailiśmy się do braku możliwości zakupów w niedziele i planujemy zakupy wcześniej, to dla 1/3 Polaków stanowi on w dalszym ciągu duże utrudnienie – komentuje Anna Ostrowska, Insight Specialist w Havas Media Group.
Drożej i mniej wygodnie
Wielkim zwycięzcą zakazu handlu w niedzielę są sklepy sieci Żabka. Po wprowadzeniu zakazu placówki sieci stały się także urzędami pocztowymi i nowe prawo ich po prostu nie obejmuje. Gdy rząd na wniosek związku zawodowego „Solidarność” próbował uszczelnić ustawę, aby uniemożliwić otwieranie Żabek w niedzielę, to interweniowała ambasada USA. Sieć bowiem należy do amerykańskiego funduszu inwestycyjnego. Tak naprawdę ustawa wyeliminowała konkurencję Żabkom. Zniszczyła też wiele biznesów w centrach handlowych, dla których niedziela była czasem „żniw”. Na przykład kawiarnie Grycana musiały zostać zamknięte, bo brak obrotu w niedzielę uczynił biznes nieopłacalnym. Stracili nie tylko klienci, ale też pracownicy, bo spadł popyt na pracę kelnerów, kasjerów i obsługi. Prawo, które miało być prospołeczne, okazało się szkodliwe dla pracowników, bo osłabiło ich pozycję na rynku. Konsumenci też tracą, bo zamiast robić zakupy w tańszych supermarketach, robią je w droższych dyskontach – Żabkach. Sprawa jest na tyle bolesna, że premier Mateusz Morawiecki dociskany przez dziennikarzy stwierdził, że nie wyklucza zmiany prawa.
Rabin i koza
W znanej anegdocie do rabina przychodzi pobożny Żyd, skarżąc się na fatalne warunki zamieszkania, ciasną izbę, w której musi przebywać z żoną i dziećmi. Rabin każe mu zatrudnić gosposię, a po tygodniu dodatkowo wprowadzić kozę. Gdy zrozpaczony Żyd przybiega do rabina, utyskując na coraz gorsze warunki egzystencji, ten pozwala mu najpierw sprzedać kozę, a po kolejnym tygodniu zwolnić służącą. W efekcie Żyd zaczyna doceniać co miał i uważa, iż teraz mieszka w prawdziwym pałacu. Ta historia jest doskonałą ilustracją tego, do czego doprowadził zakaz handlu w niedzielę. Teraz likwidacja zakazu sprawi, iż Polacy poczują się „jakby mieszkali w pałacu”. Co ciekawe, chociaż związki zawodowe, które przeforsowały ograniczenie handlu, są lewicowe, to wśród zwolenników lewicy zakazu nie chce aż 72 proc. pytanych. Przeciwnych jest mu także 64 proc. zwolenników Platformy. Wśród elektoratu PiS zwolenników braku handlu w niedzielę jest tylko nieco ponad 53 proc. – wynika z grudniowego badania Instytutu Spraw Publicznych.
Przeczytaj też:
W niedziele objęte zakazem handlu ceny są wyższe – uważa 3/4 Polaków …
Kto zyskał?
Na zakazie handlu w niedzielę zyskały stacje benzynowe. Zmieniły się bowiem w minidyskonty, w których można kupić dziś masło, pieczywo, sery i wędliny. Największym detalistą jest dziś kontrolowany przez rząd PKN Orlen, a na drugim miejscu również państwowa Grupa Lotos. Zakaz handlu w niedziele skutkował zwiększeniem znacznym obrotów tych firm. Tylko że to nie jest przyjazne dla klientów, bo zakupy na stacji benzynowej są znacznie droższe. Rząd spodziewał się, że zakaz handlu w niedziele będzie wsparciem dla małych polskich przedsiębiorców, którzy dzięki możliwości otwarcia sklepu będą mieli dodatkowy przychód. Tak się nie stało, bo supermarkety zwyczajnie przerzuciły obrót na soboty. Zmniejszył się komfort robienia zakupów, bo w soboty są większe kolejki. Premier Mateusz Morawiecki pytany przez dziennikarzy TVN przyznał, że rząd pracuje już nad likwidacją zakazu handlu. W grę może wchodzić nie tylko zgoda na to, aby były dwie handlowe niedziele, ale nawet całkowite odejście niehandlowych niedziel. Jak przyznał Morawiecki, jego wyobraźnia jest w tym aspekcie duża.
− U nas ewolucja gospodarcza doprowadziła do tego, że niepolskie sklepy i galerie wielkopowierzchniowe zdominowały handel. Takim cichym marzeniem było, by dzięki ustawie małe polskie sklepy rosły w siłę. Pierwsze analizy pokazały, że tak się nie stało – tłumaczył Morawiecki.
Ochronę pracowników przed zmuszaniem ich do pracy w niedzielę można rozwiązać bardzo prosto: zakazując pracy w więcej niż jedną niedzielę w miesiącu. Tymczasem w Polsce powtórzył się scenariusz węgierski. Viktor Orbán, konserwatywny premier, wprowadził całkowity zakaz handlu, aby po roku się z niego wycofać. Rząd PiS, jak wynika ze słów Morawieckiego, właśnie dojrzewa do takiego scenariusza. Czyli rząd pozwoli Polakom, podobnie jak ów rabin z dowcipu, pozbyć się kozy i zwolnić służącą. A Polacy poczują, że mieszkają w prawdziwym pałacu…