3.6 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Świat oskarża Chiny

Kiedy koronawirus ustąpi, nic już nie będzie takie samo. Także rola Państwa Środka.

W latach 90. minionego stulecia amerykańscy politolodzy spopularyzowali w stosunkach międzynarodowych termin „soft power”. W odróżnieniu od pojęcia „hard power”, oznaczającego w dużej mierze siłę militarną, „soft power” miała być projekcją możliwości eksportowania pomocy, wsparcia, zdolności do współpracy, wreszcie atrakcyjności modelu gospodarczego i systemu politycznego. Takim mocarstwem mającym olbrzymią „soft power” miała być Unia Europejska, podczas gdy Stany Zjednoczone ciągle miały pozostawać konserwatywnym imperium polegającym w istocie na swoich siłach zbrojnych. Minęły jednak lata, Unia Europejska pogrążyła się w kryzysie, wystąpiła z niej Wielka Brytania i wydawało się, że pojęcie „miękkiej siły” trafi do intelektualnego lamusa, jako pamiątka po szczęśliwej i pełnej optymizmu ostatniej dekadzie XX w. Nieoczekiwanie jednak termin ten pojawił się znowu w przestrzeni publicznej, tym razem w odniesieniu do… Chin. Państwa, które można posądzać o wszystko, ale nie o posiadanie „soft power”. Internet zalały zdjęcia uśmiechniętych chińskich lekarzy lecących z pomocą do pogrążonych w koronawirusie Włoch czy też pomocy humanitarnej skierowanej do Wielkiej Brytanii czy nawet… Stanów Zjednoczonych. W medialnym przekazie Państwo Środka miało stać się krajem zdolnym nieść potrzebne wsparcie do nie tylko odległych regionów świata.

Ucieczka od odpowiedzialności
Nie można oprzeć się jednak wrażeniu, że taka propagandowa akcja ma przykryć coraz częściej padające pytania dotyczące prawdziwej roli Chin w epidemii koronawirusa. I nie chodzi tutaj o rozmaite teorie spiskowe, oparte o rzekome dokumenty rządowe, które mają świadczyć o tym, że pustoszący obecnie świat wirus został sztucznie stworzony w tajemniczym laboratorium chemicznym w Wuhanie. Rzecz jest bardziej przyziemna, ale dotyczy fundamentalnej kwestii: czy chińskie władze komunistyczne zaniżały dane dotyczące skali epidemii? Przekonany jest o tym przewodniczący komisji spraw zagranicznych w Izbie Gmin Tom Tugendhat. – Nasz rząd przygotowywał swoją reakcję na koronawirusa na podstawie informacji z całego świata. Nie da się tego zrobić, jeśli najważniejszy tutaj kraj wprowadza celowo w błąd – mówi polityk. – Chińskie kłamstwa kosztują życie Brytyjczyków – dodaje. Jak podaje dziennik „Daily Telegraph”, o wyciągnięciu konsekwencji wobec Chin po zakończeniu zarazy myśli się także na Downing Street. Były lider torysów Ian Duncan Smith głośno mówi o tym, że Wielka Brytania musi przemyśleć swoje relacje z Chinami.

– Światowi eksperci do spraw zdrowia są przekonani, że przez krętactwa Pekinu reszta świata miała za mało czasu na przygotowanie się do pandemii. (…) Zbyt długo państwa trzymały się nadziei na zawieranie korzystnych transakcji handlowych z Chinami. Teraz, kiedy uwolnimy się od tej strasznej pandemii, konieczne jest, abyśmy wszyscy przemyśleli dwustronne relacje i ustanowili je na znacznie bardziej zrównoważonej i uczciwej postawie – dodaje Smith. W Wielkiej Brytanii pojawiły się już głosy domagające się olbrzymich odszkodowań od Chin. Badania instytutu Henry Jackson Society wskazują, że tylko straty gospodarek grupy G7, powstałe po akcji dezinformacyjnej Pekinu, sięgną 3,2 biliona funtów. W Izbie Gmin pojawiły się zaś opracowania, w których wzywa się Wielką Brytanię do ścigania chińskiego rządu za pośrednictwem sądów międzynarodowych o wypłacenie odszkodowania w wysokości 351 mld funtów. Z kolei państwa afrykańskie są wstrząśnięte nieukrywanym rasizmem, jaki pokazują władze chińskie. Internet pełen jest informacji o tym, że Murzyni w Chinach są teraz prześladowani, bici na ulicach i więzieni bez najmniejszych podstaw prawnych, zwłaszcza w rejonie Guangzhou. List protestacyjny w tej sprawie podpisali afrykańscy ambasadorzy akredytowani w Pekinie.

Chińska grypa
Mimo propagandowych starań władz w Pekinie, koronawirus jest coraz powszechniej wiązany z Chinami. Donald Trump nazwał panującą epidemię „chińskim” bądź „obcym” wirusem. Pokazano nawet zdjęcia prezydenckich notatek, gdzie człon „korona” skreślono czarnym markerem i zastąpiono słówkiem „chiński”. Sekretarz stanu USA Mike Pompeo publicznie nazwał „grypą z Wuhanu”. – Chiny są winne, ponieważ to kultura, w której ludzie jedzą nietoperze, węże, psy. Wirusy te są przenoszone ze zwierzęcia na ludzi i dlatego Chiny są źródłem wielu takich wirusów jak SARS, MERS, świńska grupa – mówi wprost John Cornyn, republikański senator z Teksasu. Nic więc dziwnego, że nawet amerykańscy dziennikarze zaczynają między sobą używać żartobliwego pojęcia „kung flu”.

Starania Pekinu
Wydaje się, że chińskie komunistyczne władze mają świadomość tego, że po zakończeniu pandemii mogą spotkać się z gigantycznymi problemami wśród społeczności międzynarodowej. Może dlatego oskarżana przez prezydenta Trumpa o sprzyjanie Chinom Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) odradza używanie pojęć, które mogą łączyć się z Chinami, bądź Wuhanem, gdzie po raz pierwszy zauważono wirusa. Ma to służyć temu, by w mediach uniknąć dyskryminacji bądź stygmatyzacji.

Pekin stara się także uciszyć rodzimych krytyków. Na cenzurowanym znaleźli się ludzie, którzy próbowali alarmować świat o skali epidemii. Zmarły w lutym doktor Li Wenliang, który jako pierwszy próbował ostrzec świat przez koronawirusem, tuż przed śmiercią został zmuszony do odwołania swoich informacji. Jeden z chińskich potentatów biznesowych Ren Zhiqiang zniknął po tym, jak napisał w Internecie ostrą krytykę Xi Jinpinga i partii wobec pandemii koronawirusa. Po kilku dniach tylko chiński wymiar sprawiedliwości stwierdził, że Ren dopuścił się poważnego naruszenia dyscypliny partyjnej i prawa. Nie padły jednak żadne oskarżenia. Z zarzutami będzie musiała się także zmierzyć doktor Ai Fen z Wuhanu. U progu epidemii zaczęła ostrzegać lekarzy na swoim oddziale, że kilkoro pacjentów zachorowało na infekcję podobną do SARS. W epidemii, która wybuchła kilkanaście lat temu, miało stracić życie 800 osób. Przynajmniej według oficjalnych danych. Tego samego dnia władze szpitala ostrzegły ją, że osoby rozpowszechniające fałszywe informacje i wywołujące w ten sposób panikę będą pociągnięte do odpowiedzialności. Ai Fen otrzymała też instrukcje, by o tajemniczych chorych nie rozmawiać z nikim. Nawet z własnym mężem.

Ogółem pod koniec lutego 2020 r. chińskie ministerstwo bezpieczeństwa publicznego ogłosiło listę 5111 przypadków osób, które „umyślnie fałszowały i rozpowszechniały nieprawdziwe i szkodliwe informacje”. Akcja ma bez wątpienia wymiar wewnętrzny: próbę obrony autorytetu Xi Jinpinga i chińskiej Partii Komunistycznej. Tyle że fałszowanie i ukrywanie informacji dotyczących koronawirusa spowodowało, że świat zlekceważył przygotowania do epidemii. W ten sposób wszyscy staliśmy się ofiarami chińskiej polityki.

Dziurawa miękka siła
Internet jest specyficznym miejscem. Obok zdjęć chińskich lekarzy mających nieść pomoc czy to w Europie, czy w Stanach Zjednoczonych widać często, jak ta pomoc rzeczywiście wygląda. Podarte, zużyte kombinezony ochronne, brudne maseczki. Starania propagandowe reżimu w Pekinie nie są w stanie przykryć coraz powszechniejszego oburzenia na całym świecie. Kiedy koronawirus ustąpi, nic już nie będzie takie samo. Także rola Chin.

FMC27news