-1 C
Warszawa
piątek, 22 listopada 2024

Mniej niż zero

Dlaczego na rynkach dopłacano za zakup ropy naftowej?

 Świat obiegła szokująca informacja: oto cena ropy naftowej jest niższa niż zero. Jak to możliwe? Otóż oznacza to, że na rynku są dostawcy, którzy są gotowi zapłacić odbiorcy za odebranie od nich ropy naftowej. Czy to oznacza, że będą nam płacić za tankowanie na stacjach benzynowych? Oczywiście, że nie. Po prostu, w aktualnej sytuacji na świecie są dostawcy, którzy mają długoterminowe kontrakty na odbiór ropy naftowej. Wobec spadku popytu na ropę muszą ją i tak odbierać, a nie mają gdzie trzymać. Transakcja, która obiegła świat, była zresztą tylko i wyłącznie incydentem. Cena ropy naftowej oczywiście należy do najniższych w historii, ale nie aż tak, aby odbiorcy dostawali pieniądze za jej odbiór. Na tę sytuację złożyły się dwa czynniki. Pierwszy to epidemia koronawirusa, związane z nią zamknięcia gospodarek na całym świecie. A co za tym idzie mniejsze zużycie energii. Ludzie mniej się przemieszczają, a także ogólnie mniej zużywają energii. Nie działa wiele branż, przede wszystkim rozrywkowych. Drugim czynnikiem odpowiedzialnym za spadek cen była wojna handlowa głównych jej producentów. Najbardziej uderzyła ona w Rosję, której budżet jest w dużej części finansowany ze sprzedaży surowców naturalnych, ropy naftowej, gazu i węgla. Faktycznie cena ropy naftowej w kontraktach na czerwiec wynosi dziś 20 USD za bryłkę. To tanio jak w latach 90., ale oczywiście za darmo.

Tajemnica spekulacji
Rynkiem handlu ropą naftową nie rządzi prosty mechanizm bieżącego popytu i podaży. W uproszczeniu opiera się on o zakład o przyszłe ceny tego surowca. Część ludzi wierzyło, że ropa stanieje, więc chciało mieć możliwość sprzedania jej po wysokiej cenie. I na odwrót. Ten spekulacyjny mechanizm, mający więcej wspólnego z kasynem niż wolnym rynkiem, dobrze ilustruje żart o rynku mleka. Otóż pewien menedżer zainwestował w rynek mleka: wniósł aportem do spółki dwie krowy i kupił odpowiednie kontrakty terminowe. Gdy jedna z jego krów zdechła, to po publikacji na rynku tej informacji, mleko zaczęło drożeć, gdyż oznaczała ona niższą podaż mleka, więc jej wyższą cenę. Ów niedoszły potentat mleczarski zarabia automatycznie na kontraktach terminowych, które wykupił, chociaż nie miał w ogóle mleka, a połowa posiadanych przez niego krów zdechła. Tak samo, w uproszczeniu, działa rynek ropy naftowej. Doskonale widać to było w latach 2003–2008, gdy bez wyraźnego powodu cena baryłki ropy skoczyła siedmiokrotnie z 20 USD do ponad 140 USD. Był to nie efekt popytu i podaży, a spekulacyjnej gry kapitału (w dużej części amerykańskiego). Wysoka cena ropy opłaca się bowiem amerykańskim koncernom naftowym i ich udziałowcom. Ta gra spekulacyjna była jednym z powodów globalnego kryzysu w latach 2008–2009.

Ceny ropy naftowej, które mamy obecnie, to nic innego, jak wynik zakładów sprzed miesięcy czy lat. Tego towaru sprzedający i kupujący prawie nigdy nie oglądają na oczy, ponieważ służy on tylko i wyłącznie spekulacji. W wypadku niektórych instytucji jest też metoda zabezpieczania się przed radykalnymi podwyżkami cen surowca. Gdy popyt na ropę naftową jest duży, to istnienie mechanizmów kontraktów terminowych winduje ceny do ogromnego poziomu. Każdy z mających kontrakty, chce bowiem zarobić. Gdy zaczynają spadać, to ten sam mechanizm powoduje, iż szorują one po dnie. Istnieje bowiem dużo instytucji, które muszą sprzedać swoje opcje na drogi towar, nawet ze stratą. Gdy wojna cenowa Rosji z Arabią Saudyjską, dwóch wielkich producentów ropy naftowej, stała się faktem, spadek cen był już tylko kwestią czasu. A na to wszystko nałożyła się pandemia koronawirusa i związany z nią spadek konsumpcji produktów z ropy naftowej.

Kto ma dostać po tyłku?
Jak w każdej wojnie, ten kto ją wywołał, miał cele, które chciał osiągnąć. W szachach w pojedynkach dobrych graczy nie wygrywa się pojedynku, dlatego, że przeciwnik czegoś nie zauważy. Wygrywa się go, bo dwie strony konfliktu decydują się świadomie iść na konfrontacje, wierząc, iż końcowa sytuacja jest dla nich korzystna. Próba sił między Rosją a Arabią Saudyjską, to bardzo uproszczone widzenie powodu spadku cen ropy. Eksperci są zgodni, że wojna może być sposobem, w jaki te dwa państwa chcą pogrążyć… amerykański przemysł naftowy. Dzięki złożom łupkowym USA stały się potęgą w handlu gazem i ropą naftową. To jednak bardzo kosztowany sposób pozyskiwania tego surowca. Opłaca się on tylko wtedy, gdy ceny są odpowiednio wysokie. Wymaga ona bowiem nie tylko wysokich kosztów przeróbki, ale również dużych nakładów na kolejne wiercenia. Obecne ceny sprawiają, że amerykańskie firmy musiały wstrzymać pracę. Ich uruchomienie nie będzie automatyczne, gdy wojna cenowa się skończy, tylko potrwa wiele, wiele miesięcy.

W USA „klęska urodzaju” jest tak duża, że nie ma już magazynów, w których można trzymać ropę. Nawet część dużych tankowców została wynajęta, aby na nich magazynować surowiec. Dzień drastycznego ograniczenia wydobycia zbliża się wielkimi krokami. Wówczas wszystko powoli zacznie toczyć się poprzednim rytmem. Czyli ceny wzrosną. Ta historia pokazuje też, dlaczego wielkie koncerny nie są zainteresowane ekologiczną energią. Po prostu ta zwykła jest bardzo tania. A to, że jest droga, wynika z polityki cenowej i spekulacji, a nie z faktycznych kosztów jej pozyskania.

FMC27news