e-wydanie

10.3 C
Warszawa
wtorek, 16 kwietnia 2024

Koniec hipermarketów

Hipermarkety przypominają dziś trochę osiedlowe wypożyczalnie filmów DVD i BluRay.

Ich los jest przesądzony.

Kryzys na rynku hipermarketów (czyli sklepów z co najmniej 2,5 tys. m2 powierzchni sprzedaży) zaczął się jeszcze zanim wybuchła pandemia koronawirusa. Według badań GfK Polonia do końca września 2019 r. sprzedaż w nich spadła o 2,3 proc., chociaż cały rynek rósł. Przed epidemią udział w rynku hipermarketów wynosił 13 proc., ale liderem były sieci dyskontów z udziałem 34 proc. Jeszcze dekadę temu to hipermarkety wygrywały na rynku. Okazało się jednak, że przegrały starcie z dyskontami. Polacy polubili mniejsze sklepy, w których zakupy nie wymagają nakładów czasu. W hipermarkety uderzyła też rosnąca popularność zakupów online. Ludzie szukają teraz sklepów tylko z jedzeniem, a nie ze wszystkim. Symbolem krachu epoki hipermarketów jest wyjście z Polski brytyjskiej sieci TESCO. To przyznanie się największego gracza na polskim rynku, że nie widzi możliwości odwrócenia niekorzystnego trendu. 18 czerwca duńska korporacja Salling (właściciel sieci Netto) ogłosiła, że przejmuje polskie aktywa TESCO. To nie jedyna marka, która się poddaje. W czerwcu Auchan ogłosiło zamknięcie dwóch hipermarketów (sieć działa też na rynku mniejszych supermarketów). „Niskie obroty i niesprzyjające warunki wynajmu spowodowały znaczne straty w tych lokalizacjach” – tłumaczyli przedstawiciele sieci. To nie są zawirowania na rynku, to po prostu koniec pewnej epoki. Bez pandemii prognozowano, że w 2020 r. rynek sprzedaży hipermarketów skurczy się o 2,4 proc.

Miło już było
Kryzys ten przyśpieszyła pandemia. – Zachowania, które przyniosła pandemia, czyli unikanie dużych skupisk ludzkich, ograniczanie czasu zakupów, tylko wzmocniły i tak już widoczny zmierzch hipermarketów. Odmrażanie gospodarki niewiele tu pomaga. Klienci wracają do sklepów, dane odwiedzalności centrów handlowych wyglądają relatywnie dobrze, ale brakuje ważnej informacji: ile czasu spędzamy w sklepach? Przypuszczam, że nie za dużo. Więc hipermarkety cały czas mają mocno pod górkę i nic już tego nie zmieni, po prostu pandemia stała się kolejnym ważnym powodem, dla którego ludzie nie chcą w nich spędzać czasu – tłumaczył „Gazecie Wyborczej” Łukasz Wachełko, szef działu dóbr konsumpcyjnych w Wood&Company, firmie zajmującej się doradzaniem w branży handlowej.

Hipermarkety odnosiły w Polsce sukcesy, gdy nie miały realnej konkurencji. Polacy zachwycali się perspektywą, że wszystkie zakupy mogą robić w jednym miejscu. Potem jednak pojawiły się dyskonty takie jak Biedronka czy Lidl i okazało się, że biją ofertą cenową hipermarkety. Zakupy w nich można było zrobić nie tylko szybciej, ale również taniej. Dodatkowym ciosem dla hipermarketów był rosnący udział handlu e-commerce, czyli przez Internet, co jest po prostu wygodniejsze.

Hipermarkety oferowały wszystko: od produktów spożywczych, przez sprzęt gospodarstwa domowego, kończąc na rzeczach przydatnych przy remontach domów. Teraz Polacy wolą kupować jedzenie w jednym miejscu, a zakupy innych towarów robić w domu przez Internet lub w specjalistycznych sklepach. TESCO nie poradziło sobie także z innego powodu. Zarządzający siecią nie dostrzegli zmian na polskim rynku. Zatrzymali się w swojej ofercie na tym, co było dobre dla Polaków na początku XXI w. Nie potrafi li przeciwstawić się agresywnej ofensywie dyskontów. Po prostu milcząco godzili się na utratę kolejnych klientów.

Koniec epoki
Gdy 17 września 2012 r. umierał Édouard Leclerc, założyciel słynnej francuskiej sieci sklepów, to razem z nim umierała jego wizja handlu. Idea jego sklepu, w którym można było kupić wszystko, narodziła się pod koniec lat 50. ubiegłego wieku. Leclerc przekonywał, że ponieważ kupuje bezpośrednio od producentów, z pominięciem hurtowni, to może zaoferować ceny nawet o 20 proc. niższe. Niskie ceny były powodem, dla którego hipermarkety odniosły w Polsce ogromny sukces. Wraz z rosnącą zamożnością Polaków ceny zaczęły ustępować wygodzie. Zresztą dyskonty, mające mniejszy wybór produktów, są w dużej części asortymentu tańsze od hipermarketów. Dziś ich wcześniejsza przewaga konkurencyjna przestała mieć znaczenie. Polacy wolą szybsze i nawet trochę droższe zakupy w mniejszych sklepach niż wycieczkę na przedmieścia, aby robić zakupy w hipermarkecie. Jedynym pomysłem TESCO, aby wygrywać z konkurencją, była oferta wybranych sklepów działających 24 h na dobę. Ta wygoda okazała się jednak za małą przewagą konkurencyjną, aby sieć mogła utrzymać się na rynku.

Szefowie firmy próbowali walczyć o klienta, oferując, jako jedna z pierwszych sieci, możliwość zakupów przez Internet, a także zwiększając wygodę korzystania ze sklepów poprzez tworzenie sieci kas samoobsługowych. To wszystko okazało się jednak niewystarczające. Powód był prosty. Klienci otrzymali niskie ceny bliżej domów w dyskontach. Stało się tak jak w reklamie popularnego proszku do prania: „skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać”. W tym wypadku zaoszczędzonym kosztem był czas, który można było poświęcić na inne rzeczy niż zakupy.

Muzeum handlu wielkopowierzchniowego
Czas hipermarketów minął. Pandemia koronawirusa, która sprawiła, że ludzie zaczęli unikać dużych skupisk, tylko przyśpieszyła to, co nieuniknione. Obecnie, aby oferować niskie ceny, nie trzeba mieć ogromnego asortymentu. Hipermarkety dziś są czymś w rodzaju muzeum. Miejscem, w którym można zobaczyć, jak model sprzedaży ewoluuje. Ogromne sklepy toną pod własnym ciężarem. Aby w ogóle jakoś związać koniec z końcem, na kasach w nich pracuje niewielu ludzi. W efekcie wizyta w hipermarkecie oznacza 15–30 minut, które trzeba spędzić w kolejce do kasy. Klienci odczekują swoje i nie wracają. Mechanizm samozagłady hipermarketów działa idealnie.

Hipermarkety zdobyły w Polsce pozycję lidera rynku, konkurując ceną. Mniejsze sklepy nie były w stanie dać porównywalnych cen. Rynek nie znosi próżni. Mniejsi detaliści zaczęli łączyć się w sieci i dzięki temu otrzymywać korzystne warunki, takie jak hipermarkety. Powstały też wspomniane sieci dyskontów, które także – dzięki skali działalności – oferują niskie ceny. Model biznesowy hipermarketów po prostu przestał mieć rację bytu. Hipermarkety przypominają dziś trochę osiedlowe wypożyczalnie filmów DVD i BluRay. W obliczu rosnącej prędkości Internetu były one po prostu skazane na zagładę. Na razie nikt nie ma pomysłu, jak ten biznes ratować. Jeden z analityków zwrócił uwagę, że najlepszym biznesem dla właściciela hipermarketu może być… jego likwidacja i sprzedaż ziemi na cele budowy osiedli. Hipermarkety powstawały bowiem na przedmieściach w drugiej połowie lat 90. Dziś, z uwagi na rozwój miast, te przedmieścia stały się w dużej części częściami miast. Rentowność, którą będzie można osiągnąć na sprzedaży ziemi pod budowę mieszkań, dla hipermarketów jest po prostu nieosiągalna. Wielkopowierzchniowy handel będzie na naszych oczach systematycznie wymierał.

Najnowsze