e-wydanie

5.3 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia 2024

Wszyscy kochają Teslę

Tesla, producent aut elektrycznych założony w 2003 r., stał się najcenniejszym koncernem samochodowym świata.

Tesla to amerykańska firma produkująca samochody elektryczne, którą założył słynny amerykański biznesmen Elon Musk. Ten przebojowy 49-latek odpowiada za sukces m.in. PayPala. Teraz jego SpaceX wysyła jako pierwsza prywatna firma rakiety w kosmos i opracowuje podbój Marsa. Jako dyrektor Tesli chce stworzyć ekologiczne auta XXI w. Gdy w czasie pandemii notowania koncernów samochodowych dołowały, kurs akcji Tesli wzrósł z 361 dolarów do 1500 dolarów w połowie lipca. Kapitalizacja (czyli giełdowa wartość spółki, to dziś ok.278 mld dolarów, czyli ponad 1,1 biliona zł. Aby zrozumieć, jak duża to kwota, warto zestawić ją z budżetem Polski, który ma dochody na poziomie 387 mld zł. Czyli Tesla jest dziś warta tyle ile trzyletnie dochody państwa polskiego. Najcenniejsza firma w Polsce, producent gier komputerowych CD Projekt wart jest zaledwie 35 mld zł. Tesla jest dziś warta więcej niż Volkswagen, Ford, Mercedes-Benz, BMW, Volvo, a nawet Toyota. Ta ostatnia do tej pory była niekwestionowanym liderem, osiągając wartość ponad 200 mld zł. Tesla pobiła (w trakcie pandemii) takich gigantów jak Coca-Cola (ponad 190 mld dolarów wartości), naftowy Exxon Mobile (ponad 180 mld dolarów), czy gigant rodzinnej rozrywki Disney (warty 214 mld dolarów). Powód jest prozaiczny. W czasie kryzysu ludzie szukali spółki, która ma produkt z przyszłością. Taki produktem bez wątpienia są elektryczne auta Elona Muska.

Mistrz autopromocji
Tesla to auta dla elit. Najtańszy model kosztuje 38 tys. dolarów, czyli ponad 150 tys. zł. Jego pojazdy nie wyglądają jednak jak ekologiczne nudziarstwa. Przypominają trochę pojazdy z filmów science fiction. Tesla (a dokładniej zarządzający nią Elon Musk) w branży motoryzacyjnej wyznacza trendy tak jak kiedyś Steve Jobs w branży komputerowej. Dziś mało kto pamięta, że cyfrową muzykę na mp3, myszkę, czy tablet i dotykowe smartphony zawdzięczamy właśnie geniuszowi Jobsa (zmarł przedwcześnie w październiku 2011 r. na raka trzustki). Co ciekawe, ledwie półtora roku temu, na początku 2019 r. analitycy z amerykańskich mediów wieszczyli niemal plajtę Tesli. Sprzedaż spadała, a firma musiała zamykać salony, zwalniać pracowników i ograniczać inwestowanie w nowe modele. Spółce nie pomaga też ekscentryczność Elona Muska przypominająca trochę tę, z której słynął Steve Jobs. Musk potrafi pisać w Internecie takie komentarze, że amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (odpowiednik polskiej Komisji Nadzoru Finansowego) co i rusz zajmuje się podejrzeniem, iż złamał prawo lub wręcz celowo wpływał na kurs akcji firmy. Amerykańscy nadzorcy rynku w ramach kary nakazali mu ustąpienie z funkcji szefa rady nadzorczej spółki, pozwolili mu jednak pozostać jej szefem.

Gdy wówczas inwestorzy krytykowali publicznie jego zachowanie, Musk polecił im, aby sprzedali akcje Tesli i kupili sobie udziały w Fordzie. Kpina była bolesna. Słynny amerykański gigant jest dziś cieniem własnej legendy i warty jest tylko nieco ponad 20 mld dolarów.

Trudno liczyć, aby Musk wygrzeczniał, skoro wzrost wartości Tesli sprawił, że z majątkiem ok. 70 mld dolarów znajduje się obecnie na zapleczu pierwszej dziesiątki najbogatszych ludzi świata.

O charakterze Muska najwięcej chyba mówi historia, gdy 4 maja br. po raz szósty został ojcem. Matką dziecka jest kanadyjska piosenkarka Grimes, z którą spotyka się od 2018 r. Na Twitterze poinformował, że dziecko zostało nazwane… X A A-12. Nikt wciąż nie wie, czy żartował, czy naprawdę tak nazwał potomka. Internauci zabrali się za dekodowanie zagadki. Szybko ustalili, że A to litera skandynawskiego alfabetu. A-12 to z kolei symbol samolotu Lockheed A-12 „Archangel”, czyli Archanioł. USA używały go w latach 60. XX w. Sprawę wyjaśniła trochę matka dziecka. Dla niej X z imienia to symbol niewiadomej. A zaś to miłość albo sztuczna inteligencja, a A-12 to rzeczywiście nazwa samolotu. „To była świetna maszyna w walce, ale bez przemocy” – napisała Grimes. Ta zdolność w tani i prosty sposób przyciągnięcia do swojej osoby uwagi całego świata, to właśnie znak rozpoznawczy Muska. Historia z imieniem syna, niezależnie czy naprawdę nadanym, czy nie, sprawiła, iż wiele osób zwróciło uwagę na Teslę. I o to chodziło na pewno Muskowi.

Spółki przyszłości
Przypadek Tesli to klasyczna historia potwierdzająca taktykę inwestowania realizowaną przez Warrena Buffetta. Ten sędziwy guru giełdowych inwestorów (30 sierpnia 2009 r. skończy 90 lat) nigdy nie spekulował, czyli nie kupował akcji po to, aby za chwilę odsprzedać je z zyskiem. Starał się zrozumieć działalność firmy i ocenić jej szanse na rozwój w przyszłości. Skuteczność jego podejścia sprawiła, że nazwano go Wyrocznią z Omaha. Jako jedyny inwestor giełdowy w historii wygrywał z rynkiem, czyli gdy rynek rósł, zarabiał więcej niż wzrastały indeksy giełdowe. Gdy spadał, to tracił mniej niż traciły indeksy lub… wciąż zarabiał.

W Polsce taką spółką przyszłości okazał się producent gier komputerowych CD Projekt. Ci, którzy uwierzyli w potencjał firmy w 2009 r., gdy była na krawędzi bankructwa i jej akcje kosztowały złotówkę, dziś mają przez te 11 lat na każdej zakupionej akcji 379 zł zysku (37 900 proc. zysku!). Na takim mechanizmie powstają bańki spekulacyjne. Taką była na przykład przecena spółek internetowych na przełomie XX i XXI w., nie każda firma okazała się bowiem Amazonem czy Googlem. Tak i dziś nie każdy producent gier będzie odnosił takie sukcesy jak CD Projekt. Ludzie uwierzyli nie w świetne wyniki Tesli (chociaż były imponujące), ale w geniusz Elona Muska. Człowiek, który odniósł takie sukcesy w biznesie jak on, wielokrotnie dał dowód, że jego kreatywność nie zna granic.

Mimo to są tacy, którzy uważają, że Musk odwalił już swoją robotę, a dziś jest tylko szołmenem, który wprowadza w działanie firmy element chaosu. Doradzająca inwestorom amerykańska firma PIRC przekonuje, że we wrześniu, gdy będzie taka możliwość, powinni odsunąć Muska od zarządzania firmą. Taki scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Inwestorzy dobrze pamiętają, jak ze świetnie prosperującego Appla wyrzucono w 1985 r. Steva Jobsa. Jak w wypadku Muska, powodów było aż nadto, chociaż w gruncie rzeczy wszystko sprowadzało się do sposobu bycia geniusza. W 1997 r. właściciele Appla niemal na kolanach błagali go, aby wrócił i ratował upadającą firmę. Jobs postawił twarde warunki, ale zgodził się. Jego powrót na stanowisku doprowadził nie tylko do odrodzenia się finansów Appla, ale do prawdziwej rewolucji technologicznej: powstania małych mp3, tabletów, telefonów z dotykowym ekranem i możliwościami komputerów.

Dlatego dopóki Musk będzie kreatywny, to inwestorzy będą znosić jego wybryki i humory. Tak naprawdę zamieszanie wokół niego wybuchło, gdy publicznie skrytykował zachowanie się władz w sprawie koronawirusa (jego zdaniem zagrożenie było wyolbrzymione). Był wściekły, że władze w Kalifornii zamknęły mu fabrykę. Groził, że w ogóle wyprowadzi się z tego stanu, a ponieważ jego głos był bardzo dobrze słyszalny, to wściekłość establishmentu była duża. Na razie wygrywa jednak Musk. Bo inwestorzy kupują udziały nie w firmie, a w jego geniuszu. W tym roku Tesla świętowała 10-lecie debiutu na nowojorskiej giełdzie. Ci, którzy wówczas zainwestowali w akcje Tesli za każde 17 dolarów mają 1500 dolarów. Z takimi wynikami Musk nie boi się więc o posadę…

Najnowsze

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm

Parasol Nuklearny