4 C
Warszawa
środa, 25 grudnia 2024

Dochodowy wirus

Dla firm farmaceutycznych i branży środków czystości i ochrony pandemia koronawirusa to czas ogromnych zysków. Ale prawdziwym zwycięzcą jest handel internetowy.

Na pytanie ile jeszcze potrwa epidemia, popularny w internecie żart odpowiada, że „poważni ludzie zainwestowali poważne pieniądze i muszą się one im zwrócić”. Cały dialog przedstawiony jest jako humor żydowski, co w podtekście sugeruje, że wypowiadają się fachowcy. Bo co jak co, to Żydzi przecież umiejąc zarabiać pieniądze. W gąszczu teorii spiskowych umykają jednak fakty. Bez wątpienia wielkimi wygranymi epidemii koronawirusa są koncerny farmaceutyczne. Mawia się, że tym różnią się one od mafii sycylijskiej, iż ma ona mniej pieniędzy, a jej pracownicy więcej skrupułów. Na dzień dobry przemysł farmaceutyczny dostał ogromne dotacje od państw na przyśpieszenie prac nad szczepionką przeciwko koronawirusowi. Prawnicy koncernów zaangażowanych w pracę dostali też rządowe glejty, że nie będą ponosić odpowiedzialności za skutki uboczne swoich szczepionek. Ale zarabiają nie tylko ci, którzy zaangażowani są w pracę nad szczepionkami. Wzrósł popyt na suplementy diety poprawiające odporność organizmów i rozmaite wynalazki, które mają zapobiec zakażeniu się koronawirusem. To, że większość z tych środków ma skuteczność placebo (czyli obojętnego dla zdrowia preparatu) – nie ma znaczenia. Strach przed koronawirusem jest najlepszym promotorem sprzedaży.

Czas zysków

„Ubodzy nie mogą kupować leków, więc firmy ich dla nich nie produkują. Akcjonariusze spółek medycznych nie mieliby zwrotu z takich inwestycji” – tak Joseph Stiglitz, laureat Nagrody Nobla z ekonomii w 2001 r. tłumaczy brak lekarstw na choroby trawiące Afrykę. Gdy siedem lat temu Ebola wydostała się z Afryki, skuteczną szczepionkę opracowano w kilka lat. Można było wcześniej, ale nikt nie widział problemu tym, że gdzieś w Afryce ktoś umiera na morderczego wirusa. Wystarczyło jednak, aby zagrożenie przeniosło się do świata cywilizowanego i prace ruszyły pełną parą (zakończono je w 2019 r.). Po prostu nagle pojawiły się potrzebne pieniądze i widmo zysków. To dlatego dziś branża farmaceutyczna naciska na to, aby tam gdzie będzie to możliwe, szczepionka na koronawirus była obowiązkowa. To bowiem oznacza stały dochód ze sprzedaży szczepionek gwarantowany przez państwa. Ludzie to czują. Kurs zaangażowanego w pracę nad szczepionką amerykańskiego Novavax wzrósł w ciągu ostatniego roku z 3,54 dolarów za akcję do 189,4 dolarów i chociaż nastąpiła korekta wyceny do ok. 94 dolarów, to procentowy wzrost wartości firmy przyprawia o zawrót głowy. Złośliwcy co prawda przypomnieli, że Novavax obiecywał też szczepionka na ebolę, a skończyło się tylko na sprzedaży inwestorom kolejnych pakietów akcji. Wartość zwykłych firm farmaceutycznych jak Inovio Pharmaceuticals notowanej na giełdzie w Nowym Jorku w ciągu ostatniego roku wzrosła prawie trzykrotnie (ok. 285 proc.). W Polsce rekordzistą wzrostu jest Mercator Medical, którego cena akcji zdrożała z 6,38 zł za akcję do 345 zł, a to firma, która specjalizowała się w dostarczaniu gumowych rękawic ochronnych dla branży farmaceutycznej. Notowania Biomedu z Lublina wzrosły z ok. 1 zł to aż 30 zł, ale nastąpiła już korekta i kurs waha się teraz w okolicach 12 zł.

Siedem lat w siedem tygodni

Największym wygranym epidemii koronawirusa jest branża handlu internetowego. Na naszych oczach doszło do przyśpieszenia rewolucji, która w normalnym trybie trwałaby dekadami. Wiele z centrów handlowych nie może obecnie znaleźć najemców na duże powierzchnie, handel przeniósł się bowiem do sieci. Branża ta w sposób naturalny rosła co roku o ok. 16 proc., teraz być może nawet o połowę. Według analityków banku Santander Bank Polska udział e-handlu może wzrosnąć z 5,4 proc. w 2019 r. do aż 8 proc. w 2020 r. Szacunki są trudne, bo oprócz stałych graczy z tego segmentu do sieci przeniosło się kilka tysięcy tradycyjnych firm. Dla branży gastronomicznej, w którą pandemia i zamknięcie gospodarki uderzyły najmocniej (podobnie jak w branżę organizacji imprez), to właśnie sprzedaż do klienta do domu była ratunkiem przed plajtą. W szczytowym momencie wzrostu handlu internetowego (przypadającego – jak nie trudno się domyślić – na okres zamknięcia gospodarki) miał on ponad 12 proc. udział w ogólnej sprzedaży. Aby osiągnąć taki poziom amerykańska, najbardziej zaawansowana gospodarka świata, potrzebowała siedem lat. U nas wystarczyło siedem tygodni pandemii. W większości wypadków zmiany zachowania konsumentów będą mieć trwały charakter. Szczególnie, że wiele osób, które pierwszy raz skorzystało z e-handlu, zwyczajnie nie zdawało sobie sprawy, jak wygodny jest to sposób robienia zakupów i jak niewiele potrzeba wysiłku. „Nie wiemy jeszcze, jak dokładnie pandemia wpłynęła na finanse firm zajmujących się przede wszystkim detaliczną sprzedażą internetową. Bazując jednak na danych historycznych widzimy m.in. dwucyfrową dynamikę przychodów, co znacząco przekracza zarówno tempo rozwoju samej gospodarki (ok. 3–5 proc. rok do roku w dobrych czasach) jak i handlu detalicznego ogółem. Obrazuje to skalę, w jakiej rozwija się handel internetowy. Jednocześnie, bazując na dostępnych danych, można z pewnością powiedzieć, że rok 2020 będzie dla polskiej branży e-commerce najlepszy w dotychczasowej historii” – podsumowuje Maciej Nałęcz, analityk Santander Bank Polska.

Co cię nie zabije…

Jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało, to długofalowy wpływ pandemii koronawirusa na rozwój gospodarczy będzie korzystny nie tylko z powodu starej prawdy, że „co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Pod wpływem epidemii koronawirusa zacofane pod względem informatycznym i technologicznym firmy zostały zmuszone do dokonania zakupów sprzętu, stąd też między innymi dobra sprzedaż sprzętu elektronicznego. Przy okazji też dobrze sprzedawał się też sprzęt AGD, bo ludzie więcej czasu zaczęli spędzać w domu. Okazało się, że kawa z domowego ekspresu jest również smaczna co ta z kawiarni, a znacznie tańsza. W dużych firmach, w których przeprowadza się restrukturyzacje, specjalnie dzieli się firmę na mniejsze działy i umieszcza osobno, aby w ten sposób odkryć miejsca właściwych przerostów zatrudnienia. Kornawirus stworzył w wielu firmach właśnie taką sytuację. Szczególnie było to widoczne w korporacjach, po korytarzach których snuje się tak dużo ludzi, że nikt nie wie, kto co dokładnie robi. W środowisku dziennikarskim krąży od lat prawdziwa anegdota o człowieku, który przez kilka lat przychodził do pracy w Agorze (wydawca „Gazety Wyborczej”), siadał przy komputerze i na oprogramowaniu spółki składał jakieś gazety. Gdy zniknął, okazało się, że nie był w ogóle zatrudniony w firmie i nie wiadomo, co i dla kogo robił. To skrajny przypadek, ale pokazujący, jak wielki bałagan może panować w prywatnych firmach. Koronawirus wymuszając telepracę, pozwolił zarządzającym lepiej się zorientować, kto i co naprawdę robi. Efekty tej racjonalizacji wydatków, to będzie jeden z długofalowych korzystnych efektów pandemii. Jest także kwestia oszczędności. Wiele firm zorientowało się, że nie potrzebuje wynajmować tak dużych powierzchni w biurowcach. Branża najmu biurowego, to na pewno jeden z największych przegranych biznesowych pandemii. Tak naprawdę zarobią ci, którzy są kreatywni. Nie bez powodu w języku chińskim słowo kryzys można także tłumaczyć jako szansę.

FMC27news