Kolejne obostrzenia i locdkowny prowadzą nas nieuchronnie ku głębokiej recesji. Dla niektórych związany z tym spadek PKB nie stanowi jednak żadnego powodu do niepokoju.
Coraz więcej wskaźników makroekonomicznych podkreśla, że w najbliższych miesiącach światową gospodarkę czeka naprawdę trudny okres. Rosnąca liczba bankructw, spadająca dynamika produkcji przemysłowej czy też narastające bezrobocie świadczą o tym, że wszelkie szacunki dotyczące odbicia PKB już w przyszłym roku wydają się nad wyraz optymistyczne. Według najnowszych prognoz wskaźnik ten w przypadku Stanów Zjednoczonych ma wzrosnąć w 2021 r. aż o 4 proc., choć w obecnym roku spadnie jeszcze o 3,5 proc. Tworzący prognozy zdają się nie uwzględniać szeregu czynników, takich jak choćby ten, że obowiązujące ograniczenia związane z pandemią mają opóźniony efekt działania. Już wkrótce w fotelu prezydenta USA rozgości się Joe Biden (a właściwie Kamala Harris, już szykowana do przejęcia władzy), który nawet nie kryje się z tym, że zamierza rozpocząć urzędowanie od nałożenia drakońskich ograniczeń sanitarnych.
Firmy-widma i fala bankructw
Co prawda czasami wskazuje się, że największym szokiem, który spowodował ogromne straty, był ogólnoświatowy lockdown obowiązujący w przeważającej liczbie krajów od marca do kwietnia, a kolejne restrykcje nie mają już tak wielkiej mocy, ponieważ zdecydowana większość firm zdążyła się już zaadaptować do nowych warunków. Faktem pozostaje jednak to, że znaczna liczba firm ma już dziś status widma i jest sztucznie podtrzymywana przy życiu przy pomocy dotacji, kredytów i bailoutów. Fala bankructw rozlewa się już po całym świecie i nie oszczędza nawet Chin, w których upadłość ogłosił niedawno nawet producent aut Huachen.
Zapatrzeni w podstawowy wskaźnik, z którego rozliczana jest zawsze gospodarka i zarządzający nią rząd, pomijamy często fakt, że dla niektórych wizja spadku PKB nie stanowi wcale wielkiego powodu do niepokoju. Jedną z tych osób wydaje się być nie kto inny, jak sam szef Światowego Forum Ekonomicznego Klaus Schwab. W swojej najnowszej książce poświęconej COVID-19 i wielkiemu resetowi śmiało promuje tezę, że wszyscy niesłusznie daliśmy się zwieść „kultowi wzrostu PKB” i powinniśmy na nowo przemyśleć koncepcję „odrozwoju” rozumianego nie jako prosty spadek PKB, tylko proces kontrolowanego kurczenia nadmiernie rozwiniętej gospodarki.
Koniec z kultem PKB
Idea „odrozwoju” (ang. degrowth) została po raz pierwszy przedstawiona szerokiemu światu w maju 2019 r., gdy ponad 1 tys. działaczy, naukowców, artystów i przedstawicieli organizacji podpisało manifest wzywający do ustalenia „nowych podstaw gospodarki”. Zafascynowani myślą neomarksistowską sygnatariusze manifestu przekonywali, że świat stanął właśnie w obliczu epokowej zmiany, wymagającej ustalenia na nowo priorytetów dla gospodarki i ludzkości. Ich zdaniem już od bardzo dawna mechanizmy rynkowe całkowicie zdominowały kwestię planowania i organizowania zasad kosztem potrzeb ochrony środowiska czy też sprawiedliwości w rozumieniu lewicowo-liberalnym, stąd pojawiła się rzekomo potrzeba, aby rozwijać świat bardziej harmonijnie, nie oglądając się na wskaźniki gospodarcze.
Okazuje się, że ta na wskroś życzeniowa i fantazyjna wizja nie stanowi obecnie zaledwie teoretycznej ciekawostki, lecz staje się wręcz mainstreamowym podejściem do budowy „nowego świata” w następstwie pojawienia się koronawirusa. Niemal z każdej strony daje się w ostatnich miesiącach słyszeć o „nowym Bretton Woods”, „wielkim resecie”, „nowej gospodarce” czy też „ekonomii Franciszka”. Jednym ze wspólnych mianowników tych wszystkich projektów jest niezwykle specyficzne podejście do kwestii gospodarczego rozwoju, a właściwie rezygnacja z uwzględniania go przy forsowaniu określonych rozwiązań natury polityczno-gospodarczej.
Rzecz jasna, skupianie się tylko i wyłącznie na wzroście produktu krajowego brutto nie może przynieść dobrych efektów, lecz w zarządzaniu tak ogromnym organizmem jak gospodarka wzrost PKB jest mimo wszystko jednym z podstawowych, jakkolwiek zawodnych, parametrów pozwalających nam ocenić słuszność podejmowanych kroków. Tak jak firma musi dążyć do wypracowania zysku, gdyż ten wystawia podstawową ocenę dobrego zarządzania, tak samo rządzący są wręcz zobligowani do tego, aby pilnie przyglądać się agregatowi wartości wszystkich dóbr i usług wykonanych w danym okresie na terytorium określonego kraju. Brnięcie w straty i spadki to utrwalanie złych metod zarządzania zasobami i żadne teoretyczne wybiegi tego faktu nigdy nie zmienią.
Niewzruszeni katastrofą
Pomimo tego najbardziej wpływowi politycy świata w sposób zaskakująco świadomy i rozmyślny brną we wprowadzanie twardych i bezwarunkowych lockdownów. Niedawno na taki krok zdecydowały się Niemcy. Według obliczeń przedstawicieli Commerzbanku taki krok może doprowadzić nawet do tego, że wartość PKB wypracowanego każdego dnia będzie niższa aż o 4 proc. Pytana o koszty takiego rozwiązania kanclerz Angela Merkel zasłania się koniecznością ratowania ludzkich istnień i ratowania przeciążonej służby zdrowia. Uwagę zwraca jednak to, że zarówno niemiecka przywódczyni, jak i inni liderzy państw, decydując się na niezwykle radykalne rozwiązania, nie wydają się w żaden szczególny sposób przytłoczeni podejmowanymi krokami. O ile jeszcze w lutym władze Włoch, które jako pierwsze na kontynencie narzucały drakoński reżim sanitarny, używały niezwykle dramatycznych słów i gestów („największy dramat w powojennej historii naszego kraju”), o tyle obecnie ograniczenia i lockdowny spowszedniały już na tyle, że nie wiąże się z nimi żadna szczególna otoczka. Kolejne ograniczenia, choć wyrządzają niewyobrażalne straty gospodarcze i społeczne, są ogłaszane niczym nieco ważniejsze decyzje administracyjne. Spadek PKB i destrukcja gospodarki spowszedniały dziś niestety na tyle, że nie stanowią już nawet żadnego szczególnego tematu z perspektywy mediów.
Pomimo tego problem jest wciąż realny, a nawet niezwykle palący. Jak jednak wskazano, dla niektórych środowisk perspektywa kurczenia się gospodarki stanowi długo wyczekiwaną okoliczność umożliwiającą przemodelowanie świata wedle pewnego z góry podjętego projektu. Klaus Schwab przekonuje, że zmniejszenie gospodarki powinno pomóc zrealizować wiele ważnych celów, takich jak choćby lepsza ochrona środowiska, stworzenie bardziej sprawiedliwego świata, walka z nierównościami społecznymi czy też poprawa jakości życia. Cele te mają zostać zrealizowane przy pomocy nowoczesnych technologii informatycznych i biotechnologicznych.
Nowy, „odchudzony” świat
Na pierwszy rzut oka oba opisane dążenia wydają się wręcz sprzeczne: jak można zbudować lepszy, bardziej nowoczesny świat, świadomie akceptując jednocześnie rozkład gospodarki? Odpowiedzi udziela nam dotychczasowy rozwój wydarzeń związanych z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Obecnie widać wyraźnie, że główną ofiarą obostrzeń i lockdownów padają przede wszystkim małe i średnie firmy, a korzyści przypadają głównie dużym podmiotom. Najwięcej na ostatnich zawirowaniach zyskują wielkie podmioty korzystające z nowoczesnych technologii umożliwiających funkcjonowanie w nowych warunkach opartych na zachowywaniu dystansu społecznego i pracy zdalnej. Nie od dziś wiadomo zresztą, że nawet głęboki kryzys jest okazją dla wielkiego rozwoju dla nielicznych. Gdy dodatkowo uwzględnimy fakt, że narracji o wielkim resecie towarzyszy wyraźne przyspieszenie prac nad wcieleniem w życie ekologistycznej agendy, ukaże nam się obraz całości, na którą składa się daleko idące przemodelowanie życia gospodarczego. „Odrozwój” to upadek i bankructwo jednych, lecz jednocześnie historyczna szansa dla drugich.
Przekonanie, że recesja gospodarcza może być wręcz kontrolowana i wykorzystywana do realizacji pewnych istotnych celów społecznych i ekonomicznych, może się jednak okazać bardzo złudna. Rzucając patyk w szprychy światowej gospodarki narażamy się bowiem na turbulencje, które są trudne do przewidzenia. Rok 2020 stał na całym świecie pod znakiem gwałtownych protestów oraz niepokojów społecznych i wiele wskazuje na to, że wiele z nich będzie miało jeszcze swoją kontynuację. Powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego, który kiedyś będzie musiał nastąpić, może być zaś bardzo utrudniony.