2.7 C
Warszawa
niedziela, 1 grudnia 2024

Albo otwarcie biznesu i spór sądowy z władzą, albo plajta

Rząd Morawieckiego kazał uderzyć urzędom skarbowym. Przy okazji zbierania danych podatkowych żądają one wypełnienia oświadczenia (pod odpowiedzialnością karną), że przestrzegało się ograniczeń wprowadzonych, nielegalnie, przez rząd.

Rząd Mateusza Morawieckiego ugiął się pod presją akcji „otwieraMY”. Od 12 lutego są otwarte hotele i miejsca noclegowe, podobnie jak kina, teatry, filharmonie i opery. Warunkiem jest obciążenie maksymalnie połowy dostępnych miejsc. Wielkie zwycięstwo odnieśli górale – będą otwarte stoki narciarskie, a także boiska na świeżym powietrzu i korty tenisowe. To przysłowiowa „marchewka”. Dla innych łamiących absurdalne obostrzenia rząd ma kij. W piątek 5 lutego zatrzymano właściciela klubu Face 2 Face w Rybniku, któremu postawiono zarzut „sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia wielu osób”, za który to czyn grozi aż 8 lat więzienia. To oczywiście bezprawny terror, bo jak wiadomo zakazy prowadzenia działalności gospodarczej, bez wprowadzania stanu klęski żywiołowej (lub innego stanu wyjątkowego), są nielegalne. Taka akcja, połączona z zakazem prokuratorskim prowadzenia działalności gospodarczej, ma zastraszyć innych restauratorów i właścicieli klubów. W całej Polsce bowiem otworzono w ostatnich tygodniach już tysiące restauracji. Chociaż w części z nich klientów próbują wystraszyć umundurowani policjanci legitymujący ich, często także próbujący wręczać mandaty, to chętnych nie brakuje. Internetowy profil akcji @otwieramy na Twitterze, podaje dane restauracji, które chcą się promować (część działa w warunkach pół – konspiracji). Dla polskich przedsiębiorców wybór jest jasny: albo otwarcie biznesu i spór sądowy z władzą, albo plajta. Decydując się na częściową likwidację obostrzeń rząd liczy, że osłabi siłę protestów i utrzyma lockdown w restauracjach. Najbliższe tygodnie pokażą, na ile są to uzasadnione rachuby.
Wirus, który nie zaraża w PKP
Hipokryzję władzy pokazuje działania restauracji „na kółkach” w PKP, czyli „Warsu”. Wagon restauracyjny działa bez żadnych przeszkód przez całą pandemię. Warunkiem są podwyższone normy sanitarne, czyli mniej gości i pełna dezynfekcja. Pytanie, dlaczego w podobny sposób nie mogły działać inne restauracje, pozostaje bez odpowiedzi. – Nie chodziło nam o sławę. Mierzymy się z kwestią być albo nie być. To nie nasze widzimisię – mówił dziennikarzom Tomasz Kwiek, prowadzący cieszyńską restaurację U Trzech Braci, która jako jedna z pierwszych w Polsce 8 stycznia wznowiła działalność. Mimo prób zastraszenia przez policję, solidarność klientów i interwencje polityków zmusiły mundurowych do wycofania się z blokady i nękania legalnie działającej restauracji.
Rząd Morawieckiego kazał więc uderzyć urzędom skarbowym. Przy okazji zbierania danych podatkowych żądają one wypełnienia oświadczenia (pod odpowiedzialnością karną), że przestrzegało się ograniczeń wprowadzonych, nielegalnie, przez rząd. Te oświadczenia zaś mają być używane jako podstawa domagania się zwrotu wypłaconej pomocy, ewentualnie jako podstawa jej nie przyznawania.
Niektóre represje aż wbijają w fotel. Sąd w Prudniku 4 lutego nie zgodził się na ograniczenie praw rodzicielskich ojca, który z 17-letnim synem został zatrzymany w czasie demonstracji przedsiębiorców w Warszawie. Wnioskowała o to warszawska policja – poinformował portal nto.pl. Co ciekawe, przedsiębiorca był na demonstracji przypadkiem. „Około 16, spacerując z synem po starówce, zobaczyliśmy tłum ludzi zebranych przy Kolumnie Zygmunta i podeszliśmy zobaczyć, co się dzieje. Nagle otoczyła nas policja. Padła komenda, żeby wyjść za kordon, więc chcieliśmy stamtąd spokojnie odejść, ale policjanci nas nie wypuścili. Znaleźliśmy się tam przez przypadek, ale w tej chwili to ja już popieram akcje protestacyjne” – opowiadał wzburzony Bartłomiej Lewandowski. Policjanci zatrzymali jego i syna. Razem z ok. 20 ludźmi wywieziono ich skutych w kajdanki do komendy w Nowym Dworze Mazowieckim, 40 kilometrów od Warszawy, a tam wypuszczono o 1 w nocy, bez żadnej możliwości zorganizowania sobie normalnego powrotu do stolicy, gdzie mieli samochód.
Wielki biznes poparł protesty
Rząd musiał zdecydować się na ustępstwa, bo zaczął niebezpiecznie być sam na swoim stanowisku w sprawie lockdownów. Za otwarciem gospodarki opowiedziało się ponad 60 proc. Polaków (to w sondażach). „Składam wszystkim polskim przedsiębiorcom serdeczne podziękowania. Dziękuję im za to, czego dokonali. Za to, że walczyli i walczą, o swoje firmy, a także miejsca pracy. Za to, że nie boją się głośno mówić o potrzebach polskiej przedsiębiorczości, o błędach centralnej administracji – mówił dr Andrzej Malinowski, szef Pracodawców RP, największej polskiej organizacji zrzeszającej pracodawców, na gali wręczenia Wektorów. Zwykle ogromnie liczba, w tym roku była ograniczona do przebadanych przedsiębiorców i transmitowana przez portale biznesowe. „Za to także, że mają odwagę sięgnąć po obywatelskie nieposłuszeństwo. Jesteście po prostu bohaterami, jesteście bohaterami, bo w tych ciężkich czasach macie rację. Rozumiecie jak nikt inny, że nasze życie opiera się na dwóch podstawowych fundamentach: na zdrowiu i gospodarce. O jedno i drugie trzeba dbać tak samo. W imieniu wszystkich polskich pracodawców, w imieniu moich kolegów z Pracodawców RP – dziękuję!” – mówił Malinowski. Podobne apele i tysiące przykładów obywatelskiego nieposłuszeństwa (także nękanych przez policję klientów) wymusiły szybkie łagodzenie obostrzeń.
Oburzenie nie tylko wywołują obostrzenia, które nijak się mają do tego, co na jesieni 2020 r. obiecywał rząd. Bez żadnego ostrzeżenia rząd zmienił bowiem politykę zamykania i otwierania gospodarki w zależności od liczby zachorowań. Jedynym uzasadnieniem takiej polityki były podobne restrykcje wprowadzane u naszych zachodnich sąsiadów.
Na Facebooku profil Alternatywa Finansowa nawiązał do tzw. Listy Janusza Piechocińskiego. Ten znany polityk PSL, były wicepremier i minister gospodarki podał nazwy zagranicznych firm, które mogły bez przeszkód prowadzić działalność w trakcie lockdownu, a mimo to otrzymały ogromne wsparcie finansowe.
Otóż Alternatywa Finansowa pokazała całą politykę walki z kryzysem COVID-19, jaką prowadził Europejski Bank Centralny (EBC). Kupił on korporacyjne obligacje (czyli upraszczając, pożyczył pieniądze) na kwotę ok. 255 mld euro, czyli ponad 1,15 bln (tak, biliona złotych), czyli trzy razy tyle ile wynoszą dochody budżetu Polski w 2020 r. EBC na przestrzeni ostatnich lat kupił 1609 obligacji od 344 firm, od niektórych, po kilka, kilkanaście razy. „Dlaczego nie zdecydowano się pomóc większej ilości podmiotów, tylko kupiono, np. od firmy Allianz 8 różnych obligacji, a od BMW aż 27 różnych obligacji? Nie wiemy, ale się domyślamy” – pyta retorycznie Alternatywa Finansowa.
Biorąc pod uwagę, że obdarowanymi przez EBC są europejskie „zachodnie” czempiony, to można postawić tezę, że pandemia została wykorzystana do pognębienia konkurencji z biedniejszych krajów UE, takich jak Polska, Czechy czy Węgry.
Polskie „tarcze” antykryzysowe nie były dobrze pomyślane. Duża liczba wsparcia kwotami typu 5 tys. zł, w wypadku gdy straty firm szły w setki tysiące złotych, bardziej wkurzała, niż skłaniała do wdzięczności. Do tego wsparcie nie zawsze szło do tych, do których powinno. Jeszcze przed drugim lockdownem najgorzej instrumenty „tarczy” oceniały firmy z branży turystycznej, hoteli i restauracji (ocena 3,4 w skali od 1 do 10) a przemysł najlepiej (5,1). Za pomaganie przedsiębiorcom wzięli się bowiem urzędnicy. Ludzie, którzy w zdecydowanej większości nie rozumieją biznesów (gdyby rozumieli, nie byliby urzędnikami, a przedsiębiorcami).
Na wiosnę obiecano przedsiębiorcom, że drugiego zamknięcia gospodarki nie będzie. Niektórzy uwierzyli i zaciągnęli milionowe kredyty licząc, że odkują się jesienią i zimą. I właśnie wtedy, bez żadnego ostrzeżenia zamknięto gospodarkę po raz drugi. Co więcej, podano przy okazji harmonogram zamykania i otwierania, który bez żadnych dodatkowych informacji nie został dotrzymany. W efekcie przedsiębiorcy, których dotyka lockdown, nie mają żadnej realnej perspektywy. Nie wiedzą, co robić. Nie można się więc dziwić, że wobec pozytywnych decyzji sądu dla przedsiębiorców (że zamykanie gospodarki w drodze rozporządzenia jest nielegalne) zdecydowali się na walkę. Gorzej z tym, że rząd nawet jak już wie, iż nie ma racji i przegrywa, to wycofuje się z obostrzeń tak, aby utrzymywać je jak najdłużej. A – podkreślmy – nie ma żadnych naukowych dowodów, że zamykania gospodarki chroni przed koronawirusem. Są dowody natomiast, że jest odwrotnie. Np. z USA, gdzie część stanów wprowadzała obostrzenia, a część nie, że były one przeciwskuteczne.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news