17.2 C
Warszawa
piątek, 29 marca 2024

Kto kupi Niderlandy?

Koniecznie przeczytaj

Uważana za wzorzec demokracji i dobrobytu Holandia przekształca się w państwo afer, ulicznych protestów i kryminalnego chaosu. W ten sposób epidemia ujawniła tylko skutki forsowania liberalnych wartości. Nic dziwnego, że na popularności zyskuje pogląd, zgodnie z którym Holandia będzie następnym krajem po Wielkiej Brytanii, który dokona exitu.

– To złodzieje i bandyci, inaczej nie mogę ich nazwać – powiedział burmistrz Rotterdamu po trzeciej dobie rozruchów ulicznych. Dlatego Ahmed Aboutaleb wydał zarządzenie zaostrzające godzinę policyjną, i tak obowiązującą w całym kraju z powodu pandemii.
Bunt
Inaczej buntowników nazwała dziennikarka liberalno-lewicowego dziennika „De Volkskrant” (Głos Ludu). W emocjonalnym i pełnym oburzenia artykule Mirjam Linschooten napisała, że na ulice wyszli „jednokomórkowi” mężczyźni, mając na myśli ich mózgi. Wezwała, aby skierować przeciwko demonstrantom armię z czołgami. Szkoda, że nie przeciwko podpalaczom polskich sklepów, obojętnie czy ich właścicielami są Kurdowie czy nasi rodacy. „Jakby ktoś otworzył Puszkę Pandory, z której wysypali się mężczyźni. Rzucają kamieniami, podpalają i rabują. Ich siła oszałamia i zastrasza”. Tak opisała sytuację w Amsterdamie i Rotterdamie, która w niezamierzony, choć szokujący sposób ujawnia prawdę o nieudolności niderlandzkiego państwa.
Gwałtowny protest ogarnął całą Holandię, od metropolii, po przysłowiowe dziury, a więc trudno posądzać o zadymy kibiców piłkarskich. Tymczasem p.o. premiera Mark Rutte nazwał wydarzenia „zaprzeczeniem demokratycznego prawa do protestu”. Narracja liberalnych mediów, takich jak lewicowy „The Gurdian”, wskazała na ich epidemiczne podłoże. Podobnie jak w wielu państwach UE, także Holendrzy wyszli na ulice z powodu sanitarnych obostrzeń. To nieprawda, ponieważ jeden z organizatorów „buntu”, sieciowe stowarzyszenie „Niderlandy w oporze” zapytało wcześniej, dlaczego rząd zaczął szczepić Holendrów jako ostatni naród Zjednoczonej Europy?
Kwestię wyjaśnił premier Rutte w parlamencie: – Zaskoczyła nas grudniowa wiadomość, że produkcja szczepionki ruszyła – powiedział. Jeśli polska opozycja krytykuje rząd za „opieszałość”, to co powiedzieć o kompletnej indolencji holenderskiego odpowiednika? – Cały problem polega na tym, że szczepionkę opracowano wcześniej niż oczekiwaliśmy – mówił Rutte, tłumacząc, dlaczego brakuje chłodni, a nawet elektronicznego systemu ewidencji osób, które otrzymają pierwszą dawkę szczepionki.
Nie trzeba dodawać, że odpowiedź premiera wywołała burzliwą reakcję deputowanych przerażonych głupotą szefa rządu. Trudno się dziwić, że demonstracje miały bardzo gwałtowny przebieg. Zapłonęły samochody, posypały się kamienie, tylko w Amsterdamie i Eindhoven policja aresztowała 190 osób. Tyle że epidemia odgrywa tylko rolę zapalnika, ponieważ materiałem wybuchowym są poważne problemy Holandii rządzonej przez Partię Ludową (nomen omen Na rzecz Wolności i Demokracji, jak brzmi pełna nazwa).To liberałowie, których polityka ciepłej wody wylała się właśnie na ulice. Z tego wynika, że największym problemem jest Mark Rutte. Unijne elity są nim zachwycone, widząc w premierze „najskuteczniejszego polityka Holandii i Europy”.
Obywatele są zadowoleni chyba mniej. Rutte to mistrz uników i kreowania tematów zastępczych, a nie rozwiazywania realnych problemów. Działania rządu są tak nieczytelne, że Holendrzy osiągnęli właśnie uliczny poziom irytacji.
Holandia w chaosie
Rutte jest p.o. premiera, ponieważ kilka dni przed eksplozją protestów musiał się podać do dymisji. Powodem był największy skandal w historii, bodaj od czasu masowej kolaboracji z hitlerowcami, której ofiarą padły dziesiątki tysięcy Żydów. W 2012 r. rząd wprowadził zasiłki na dzieci dla najuboższych, a wiec także imigranckich rodzin. W 2018 r. ministerstwo finansów dopatrzyło się w przyznawaniu zapomóg tak poważnych uchybień, że urzędy skarbowe przystąpiły do ich masowego anulowania.
Prawdziwym dramatem zakończyła się ubiegłoroczna akcja ściągania długów. Ponieważ średnia kwota zapomogi za poprzednie lata dla samotnej matki z dzieckiem wyniosła, ok. 50 tys. euro, w środku pandemii do akcji ruszyli komornicy. Ludzie dotknięci skutkami lockodownu zaczęli tracić mieszkania, a wraz z nimi prawo opieki nad dziećmi. Styczniowy raport parlamentarny ujawnił, że finansowe represje dotknęły, co najmniej 26 tys. rodzin w najtrudniejszej sytuacji socjalnej. Wyjaśnił także, jak straszne przestępstwa popełniono. Fiskus odbierał zasiłki za błąd popełniony w rubryce wniosku lub nieczytelny podpis! Afera jest tylko przykładem stylu rządzenia Holandią. W czasie, gdy odbierano potrzebującym zasiłki, Rutte zajmował się równouprawnieniem mniejszości obyczajowych, zasługując na miano „wzoru postępowego polityka”. W 2019 r. z ID Holendrów zniknęła identyfikacja płciowa. Do 2025 r. w obiegu administracyjnym nie będzie już podziału na kobiety i mężczyzn. W rozesłanym okólniku minister kultury i edukacji Ingrid van Engelshoven napisała: „obywatele powinni mieć swobodę kreowania swojej płci i korzystania z pełnej wolności”. Niemiecka rozgłośnia Deutsche Welle skomentowała decyzję oświadczeniem holenderskiego stowarzyszenia LGBT: „To wspaniała wiadomość dla osób, które na co dzień stykają się z problemami w dokumentach”.
W tym samym czasie gorzej czuli się Ukraińcy. O tym, że liberalizując politykę obyczajową Holandia stała się największym domem publicznym Europy, wiadomo od dawna. Jednak informacja, że ukraiński przemysł pornograficzny przeprowadził się do tego kraju, jest pewną nowością.
Dziennikarskie śledztwo „The Washington Post” ujawniło, że zarówno „studia filmowe”, jak i dystrybutorzy przejechali z Kijowa do Amsterdamu. Mimo deklarowanego, feministycznego kursu władz, Holandia pozostaje krajem UE o bardzo wysokim wskaźniku przemocy wobec kobiet.
Unijna agencja ds. równouprawnienia opublikowała raport, z którego wynika, że najbardziej liberalne państwo zajmuje w Europie 4. miejsce pod względem przemocy seksualnej. Przy tym 45 proc. kobiet doznało przemocy fizycznej, najczęściej o charakterze domowym, co znacznie przewyższa średnią unijną.
Oficjalnie rząd robi jednak wszystko dla równouprawnienia kobiet. W ubiegłym roku Uniwersytet Techniczny w Eindhoven ogłosił, zarezerwował wszystkie wakaty tylko dla kobiet. Z rekrutacji skorzystało 35 badaczek, którym natychmiast przydzielono sute granty.
To pokazówka na temat tego, jak rząd próbuje uszczęśliwić Holenderki, nie pytając ich o zdanie. Statystyka wykazuje, że Holandia ma najwyższy wśród państw OECD procent kobiet pracujących w niepełnym wymiarze godzin. Lecz nie dlatego, że są dyskryminowane, tylko z tego powodu, że tak chcą. Polityka socjalna liberałów sprawiła, że otrzymują takie same pieniądze gotując mężom obiady lub wychowując dzieci. Ekonomiści łapią się za głowy, uznając hojność Rutte za główną przeszkodę aktywizacji kobiet, a więc na drodze zawodowego równouprawnienia.
Wracając do Ukraińców, daleko ważniejszy jest fakt, że w 2016 r. premier zainicjował referendum, w którym Holendrzy odrzucili możliwość ratyfikacji układu stowarzyszeniowego Ukrainy z UE. Rząd Niderlandów obszedł wprawdzie problem, podpisując zgodę, jednak na zaporowych warunkach, które uniemożliwiają Ukrainie pogłębienie integracji europejskiej, o finalnym akcesie do UE nie wspominając.
W tym samym czasie Rutte próbował przekształcił Holandię w raj podatkowy dla globalnych korporacji i rosyjskich oligarchów.
Wreszcie, czując zmianę podejścia Holendrów do imigrantów, których po 2015 r. przyjmował z otwartymi rękami, wprowadził skąpe limity osiedleńcze, którym towarzyszy program ograniczania napływu pracowników z Europy Środkowej i Wschodniej.
Jednak z chwilą, gdy obrotów nabrał ruch BLM, Rutte z krytyka stał się obrońcą praw mniejszości etnicznych.
Nie tylko Holandia
Uliczne niepokoje czasów pandemii są uniwersalnym zjawiskiem dla całej Unii Europejskiej. W obliczu zagrożenia wywołanego niemocą liberalnej demokracji demonstrują Niemcy, Francuzi i Włosi. Lecz to Holandia jak w soczewce skupia problemy zjednoczonej Europy zamienionej w folwark liberalnych elit. To polityka Rutte’a, który kręci się jak chorągiewka w huraganie zmian społecznych wywołanych rozczarowaniem integracją oraz deformacją wartości, na których zbudowano europejski gmach.
Solidarność zastąpił egoizm, w którym celuje. Premier długi czas blokował pakiet odbudowy unijnych gospodarek po epidemii. Podczas letniego szczytu Rady Europejskiej wytykał Włochom i Hiszpanom: „dlaczego nie rozwiązaliście swoich problemów budżetowych przed koronawirusem?” Na grudniowym szczycie Unii pouczał Polaków i Węgrów, co to jest praworządność i demokracja. Tyle że Rutte jest tym politykiem, który wśród unijnych liderów najchętniej przelicza wartości europejskie na pieniądze.
A dziś? Holandia jest państwem o bodaj najbardziej rozwiniętym systemie demokracji bezpośredniej. Instytucja referendum zapewniała dotychczas konsensus pomiędzy władzą i obywatelami. Jednak Holendrzy wyszli na ulice w proteście przeciwko niekompetencji rządzących.
Wystawiając ocenę premierowi, ocenili tym samym Unię Europejską, która nie może sobie poradzić z żadnym problemem. Od dostaw szczepionek, po Putina. Taka jest cena zamiany demokracji w system, który narzucając odgórnie skrajnie liberalne idee, odwraca uwagę społeczną od rzeczywistych problemów i nieumiejętności ich rozwiązywania.

Najnowsze

Parasol Nuklearny

Co z Ukrainą?

Wpadka Google’A

„Szok Trumpa”