Od czasu zawarcia paktu Ribbentrop – Mołotow, Polska i Europa nie znalazły się w tak wielkim niebezpieczeństwie, jakie wywołało gazowe porozumienie Berlina z Waszyngtonem. Pytanie nie brzmi czy, tylko kiedy Rosja zaatakuje Ukrainę, a potem sięgnie po Europę Środkową? Za katastrofę bezpieczeństwa możemy podziękować amerykańskiemu i niemieckiemu sojusznikowi.
Zdrada
–To dobry układ dla Ukrainy – oświadczyła kanclerz Niemiec dzień po zawarciu gazowego paktu z prezydentem USA.
Zdaniem szefowej niemieckiego rządu porozumienie między rządem Stanów Zjednoczonych i Niemcami w sporze o gazociąg Nord Stream-2 to dobry krok, który wymagał gotowości do kompromisu po obu stronach.
– Cieszę się, że się udało – powiedziała Merkel, dodając: – kompromis jasno pokazuje, że także dla Niemiec ważne jest, by Ukraina pozostała krajem tranzytu gazu oraz by nie wykorzystywano energii do postawienia tego kraju w trudnej sytuacji.
Kanclerz zapomniała tylko dodać, że porozumienie osiągnięto ponad głowami i z niepowetowaną szkodą dla najbardziej zainteresowanych.
Natomiast Joe Biden w rozmowie z CNN użył wręcz haniebnej argumentacji, w stylu: „No co ja mogłem zrobić”? Prezydent supermocarstwa gwarantującego bezpieczeństwo Europy Środkowej beztrosko oświadczył, że skoro gazociąg Nord Stream-2 był i tak ukończony w 98 proc., nie było sensu walczyć o przerwanie jego budowy.
Jak wyjaśniła słowa szefa zastępczyni sekretarza stanu USA Victoria Nuland: – Sensem kompromisowego układu z Niemcami jest ograniczenie szkód oraz zagwarantowanie, że Putin nie użyje NS-2 jako broni energetycznej wymierzonej w Unię Europejską i Ukrainę.
Absurdalność takiej interpretacji wytknęła Nuland telewizja Fox News. Wychodzi bowiem na to, że USA obroniły Unię przed Niemcami, czyli państwem członkowskim tejże Unii.
To na marginesie. Dużo ważniejszy jest inny paradoks, tym razem historyczny. Biden może śmiało konkurować z równie nieudolnym politykiem brytyjskim, który uwierzył Hitlerowi, że nie jest wilkiem, tylko barankiem.
Chodzi oczywiście o premiera Davida Chamberlaina. W 1938 r., dopiero co złożywszy podpis pod hitlerowskim rozbiorem Czechosłowacji, wrócił do Londynu ze słowami: „Przywiozłem Europie pokój”.
Jak wiemy, pokój potrwał kilka miesięcy, bo marcu 1939 r. III Rzesza, ośmielona ustępstwami Wielkiej Brytanii i Francji, wkroczyła do Pragi, a następnie uderzyła na Polskę, rozpoczynając II wojnę światową.
Doprowadziła do tego kapitulancka polityka ustępstw wobec Hitlera. Dziś wierny uczeń Chamberlaina, Joe Biden, kapituluje nie przed Merkel, tylko przed Putinem, skazując Ukrainę, a następnie nasz region Europy na los Czechosłowacji.
Nic dziwnego, że politykę Białego Domu wyszydził opiniotwórczy Washington Examiner. To nie jest po prostu jeden z wielu portali, tylko tytuł kształtujący poglądy waszyngtońskiej klasy średniej. Nikt tak nie aktywizuje politycznie dobrze wykształconych, konserwatywnych Amerykanów, jak jego zespół redakcyjny.
Dlatego opinia: „Putin zaśmiewa się do łez nad absurdalnością transakcji Biden-Merkel”, jest niezwykle ważna i oddaje oburzenie Amerykanów na zdradę własnego prezydenta. „Tak naprawdę, nikt nie może zrozumieć motywów Bidena” – twierdzi Washington Examiner.
Po pierwsze, zaawansowanie budowy gazociągu nie przeszkodziło Donaldowi Trumpowi w nałożeniu sankcji na inwestycję. Retorsje wymierzone w konsorcjum Gazpromu i wiele europejskich firm, na czele z niemieckimi, przez rok skutecznie powstrzymywały prace nad gazociągiem. Dlaczego obecnie miałyby nie spełniać swojego zadania?
Po drugie, w Kongresie panuje ponadpartyjny konsensus. Zarówno pozostający w opozycji republikanie, jak i popierający obecnego prezydenta demokraci, są zgodni co do tego, że uruchomienie NS-2 uzależni UE od rosyjskiego surowca, otwierając Moskwie drogę do gazowej, geopolitycznej, a w końcu militarnej agresji na Europę.
Po trzecie, fala krytyki, jaka spadła w efekcie na Biały Dom, nie ogranicza się do zdecydowanej większości amerykańskich mediów. Rzecz jasna, poza „The New York Times”, bo lewicowy dziennik, tak zasłużony nagonką i szkalowaniem Trumpa, w przypadku Bidena nabrał wody w usta.
Gazowy pakt Waszyngton-Berlin wywołuje falę oburzenia europejskich mediów. Najgłośniejszą w państwach najbardziej narażonych na skutki zgniłego kompromisu. Od Danii, przez Skandynawię, trzy republiki bałtyckie, Polskę oraz Ukrainę, po Rumunię i Chorwację, opinia publiczna nie pozostawia suchej nitki na amerykańskiej decyzji.
Politycy wszystkich państw, bez względu na barwy ideologiczne, wskazują, że jedynym beneficjentem jest Rosja, dlatego dokument trzeba nazywać imiennie paktem Biden-Merkel-Putin.
Nie trzeba tłumaczyć, że obecność rosyjskiego prezydenta, jako gwaranta treści, automatycznie zaprzecza literze i duchowi układu. Mówiąc prościej, pakt można spokojnie wyrzucić do kosza, bo z góry wiadomo, że Kreml złamie wszelkie ograniczenia, które nałożyli nań Biden i Merkel.
Co symptomatyczne, wątpliwości takiej natury podziela także część niemieckiej prasy, zatroskana nie tyle o los Polski i Ukrainy, co o przyszłość własnego kraju. Na skutek paktu Berlin także jest zdany na łaskę i kaprysy nieobliczalnego Putina.
Ponadto Washington Examiner nie bez przyczyny akcentuje niejasną treść porozumienia, która wskazuje na to, że z osobistego punktu widzenia celem Bidena i Merkel było judaszowe umycie rąk, czyli uniknięcie personalnej odpowiedzialności za obecne i przyszłe konsekwencje uruchomienia Nord Stream-2.
Spoglądając przez pryzmat politycznej kariery, Merkel można zrozumieć. Odchodzi na emeryturę, tymczasem to kanclerz wplątała Niemcy i Unię w gazowy węzeł gordyjski Nord Stream-2.
Chce się zapisać w historii jako nowe wcielenie króla Salomona. Zrobiła wszystko, aby wyjść z twarzą pomiędzy interesami niemieckiego biznesu prącego do zakończenia inwestycji, a potępieniem europejskiej opinii publicznej. Nie chce zapisać się w historii jako sprawczyni największej klęski wyborczej CDU/CSU, tymczasem głosowanie już jesienią.
Choć z drugiej strony, gazeta „Die Welt” nazywa pakt ostatnim podarunkiem Merkel dla Putina. Ciekawe, czy pójdzie tropem poprzednika na fotelu kanclerskim?
Na przełomie XX i XXI w. efekt gazowego domina uruchomił socjalista Gerhard Schröder. W zamian za lobbing pierwszej nitki bałtyckiego gazociągu Putin wynagrodził go synekurą wartą miliony euro rocznie.
Gdy Schröder przegrał wybory z Merkel, Kreml mianował go członkiem rady nadzorczej, a następnie jednym z dyrektorów koncernu Rosnieft. Nie ma to jak zyskowna fucha pożytecznego idioty Moskwy. Dlatego może się okazać, że i Merkel zajmie miejsce w zarządzie konsorcjum Nord Stream-2. „Każdemu według potrzeb” – twierdzili Marks i Lenin.
Fatalny 2024 r.
Jakie motywy kierowały Bidenem? Na podstawie publicznych zachowań, a także mało racjonalnych kroków politycznych, republikańscy senatorowie zwątpili w poczytalność Joe Bidena. Jednak, na Boga!, prezydent USA ma wokół siebie doradców.
Okazuje się, że wątpić należy także w ich zdrowy rozum. Jeden z nich powiedział anonimowo serwisowi Bloomberg: – Prezydent i kanclerz celowo wybrali dwuznaczne sformułowania w porozumieniu, dlatego, że administracja nie chciała, aby Putin znał „mapę drogową” naszych ewentualnych kroków odwetowych, jeśli Moskwa złamie warunki tranzytu gazu do Niemiec.
Na taką wypowiedź odpowiedział rozsądnie portal Politico: „To słabość i głupota najniższych lotów. Rosjanie szanują tylko twarde i jasne żądania, lekceważąc retorykę, od której wieje niezdecydowaniem”.
Podobnie krytycznie ocenił treść niemiecko-amerykańskiego porozumienia „The Washington Post”: „Najbliższe otoczenie Putina to siłowicy – mordercy. Trują opozycyjnych polityków, zabijają aktywistów obywatelskich i Bogu ducha winnych obywateli innych państw. Mówiąc wprost, to nie są ludzie, którzy przejmą się dwuznacznymi ostrzeżeniami”.
I tak co do treści, z układu wynikają pewne zadania dla Niemiec, które muszą zastanowić się, jak zapewnić przedłużenie umowy na tranzyt rosyjskiego gazu przez ten kraj, wesprzeć transformację energetyczną na Ukrainie oraz zwiększyć jej bezpieczeństwo, np. poprzez rewersowe dostawy gazu – poinformowała Angela Merkel, którą cytuje Deutsche Welle.
Z kolei według Politico, konkretne działania, o których ogólnie opowiedziała kanclerz, mają polegać na ocenie wszechstronnego ryzyka, jakie NS-2 niesie dla bezpieczeństwa dostaw energetycznych do Unii Europejskiej.
Ponadto Berlin wydeleguje specjalnego pełnomocnika, który będzie uczestniczył w rosyjsko-ukraińskich negocjacjach na temat przedłużenia tranzytu gazu do 2034 r. Merkel zobowiązała się do pokrycia ewentualnych strat wynikających ze zmniejszonej objętości przesyłanego paliwa.
Niemcy utworzą dla Ukrainy tzw. Zielony Pakiet. Pierwsza transza finansowa wyniesie 175 mln dolarów, aby docelowo osiągnąć poziom 1 mld dolarów inwestycji energetycznych.
Ponadto w ramach projektu Ukraine Resilience Package, Berlin sfinansuje systemy obrony cybernetycznej miejscowej energetyki oraz zapewni rewersowe dostawy gazu w przypadku odcięcia dostaw przez Rosję.
I wreszcie, Niemcy obiecały 70 mln dolarów na odejście od paliw kopalnych oraz przestawienie energetyki na źródła odnawialne.
Kanclerz obiecała także, że w przypadku, gdyby Nord Stream-2 został jednak wykorzystany przeciwko Ukrainie, istnieje możliwość nałożenia sankcji – choć jak zastrzegła po rozmowie telefonicznej z Putinem: – Rosja powtórzyła, że nie zamierza wykorzystywać energii jako broni. Trzymamy ją za słowo.
W tym celu Berlin zobowiązał się także, że przekona Unię Europejską do nałożenia na Rosję retorsji odwetowych w przypadku zmiany zdania. – Nie jesteśmy bezbronni, jeżeli obietnice te nie zostaną dotrzymane – dodała.
Odrzuciła również sugestię, jakoby jej starania o ukończenie Nord Stream-2 wskazywały na to, że Rosja jest dla Niemiec ważniejszym partnerem niż Ukraina i Polska.
– Absolutnie nie, o to w ogóle nie chodzi – zaprzeczyła kanclerz, a jako argument zadeklarowała niemieckie wsparcie warte 1,77 mld dolarów dla polskiej inicjatywy bezpieczeństwa energetycznego Trójmorza.
Wydaje się zatem, że Waszyngton zmusił Berlin do żelaznych zobowiązań i gwarancji. Tyle że obietnice Merkel uzgodnione z Bidenem, nie są ani szczodre, ani tym bardziej szczere. W istocie to dużo słów i mało konkretów.
Z tranzytu rosyjskiego gazu Ukraina otrzymuje corocznie potężny zastrzyk budżetowy w wysokości 2,11 mld dolarów. Tymczasem dotacje Berlina mają jednorazową formę, która nie pokrywa nawet rocznych strat w wyniku ewentualnego przerwania przez Rosję tranzytu.
Jeśli uważniej przeanalizować zapisy paktu, niemieckie zobowiązania wobec Ukrainy zakreśla linia 2024 r. To rok, w którym wygasa obecne porozumienie rosyjsko-ukraińskie w sprawie dostaw gazu.
Po tym czasie Berlin umywa ręce. Ponadto publiczne oświadczenie Merkel zawiera słowa: musimy przygotować, rozważyć, przemyśleć. Tak wyglądają papierowe obietnice w stylu układu Hitler-Chamberlain.
Po drugie, Ukraina węglem stoi w stopniu zdecydowanie większym niż Polska, a jest przy tym technologicznie zacofana. Wątpliwe, czy 70 mln dolarów, a nawet miliard, zmienią jej strukturę energetyczną.
Nie chodzi o koszty budowy nowych elektrowni, tylko o setki tysięcy miejsc pracy. Merkel z Bidenem cynicznie wpychają naszego wschodniego sąsiada w polityczną i socjalną katastrofę.
Czy Berlin i Waszyngton ruszą z pomocą, gdy na ulicach Kijowa dojdzie do kolejnego majdanu z udziałem zwalnianych górników i hutników? A będzie to prorosyjska kontrrewolucja, ponieważ Ukraińcy pozbawieni pracy i pomocy Zachodu mogą się zwrócić jedynie w stronę Moskwy.
A może o to chodzi, aby wepchnąć z powrotem Ukrainę w objęcia Rosji? I czy tylko Ukrainę?
Tezę potwierdza silna poszlaka. W pakcie Biden-Merkel brak precyzyjnych gwarancji obrony suwerenności energetycznej Polski i Europy Środkowej, szczególnie narażonych na skutki niemiecko-rosyjskiej dominacji gazowej.
Umowa zawiera jedynie ogólne sformułowanie o tym, że USA uwzględnią interesy swoich sojuszników w zakresie bezpieczeństwa energetycznego.
Tymczasem z przecieków do amerykańskich mediów wynika, że Biden złożył Putinowi ofiarę z Ukrainy, a więc także z Polski. Nie od dziś wiadomo, że departament stanu forsował przedłużenie sankcji przeciwko NS-2.
Za namową doradców ds. bezpieczeństwa narodowego za cenę naszego bezpieczeństwa postanowił kupić poparcie Rosji i Niemiec w rozgrywce z Chinami. Według Politico naprawdę prezydent USA chce, aby Niemcy przekierowały UE na konflikt z Pekinem.
Jeśli chodzi o Rosję, ceną jest zahamowanie narastającej konfrontacji z USA, tak aby Waszyngton mógł skoncentrować cały potencjał ekonomiczny i militarny na rywalizacji z Państwem Środka.
Tyle że niewybaczalnym błędem Bidena, o potencjalnie tragicznych następstwach, jest naiwność. Prezydent USA naprawdę wierzy, że Putin dotrzyma zobowiązań. Tymczasem w polityce nie ma darmowej uprzejmości. Mówiąc wprost, pakt Biden-Merkel przekierowuje rosyjską agresję na Ukrainę i Europę Środkową.
Rzecz nie w pieniądzach
Obietnice Putina są tynfa warte. Przekonała się o tym Europa w pierwszej dekadzie XXI w., gdy Moskwa przerwała tranzyt gazu i ropy naftowej via Ukraina i Białoruś. Najdotkliwiej, a wręcz tragicznie, poczuła to Ukraina, gdy Moskwa podeptała własne zobowiązania wynikające z tzw. Memorandum Budapesztańskiego.
Dla przypomnienia, w zamian za likwidację przez Kijów arsenału jądrowego odziedziczonego po ZSRS, m.in. Rosja i USA stały się gwarantami ukraińskiej suwerenności i integralności terytorialnej. W 2014 r. Putin anektował Krym i rozpętał piekło wojny w Donbasie.
Według brytyjskiego dziennika „The Telegraph” o centrowo-konserwatywnej orientacji, jedynym czynnikiem powstrzymującym Putina przed wydaniem rozkazu zbrojnego ataku na Ukrainę był jej system tranzytu paliw, którym do Europy płynął rosyjski gaz. Tymczasem ogromna przepustowość Nord Stream-2 uniezależnia Gazprom od Ukrainy.
Niemcy i USA chcą przedłużenia funkcjonowania ukraińskiego systemu do 2034 r. nie po to, żeby Kijów corocznie inkasował przeszło 2 mld dolarów. To gwarancja obrony przed rosyjską agresją.
Tyle że pierwszą rzeczą, którą zrobił Putin po podpisaniu paktu Biden-Merkel, była oficjalna deklaracja: – W 2024 r. przedłużymy ukraiński tranzyt, jeśli będzie nam się opłacał. Dlatego, jak twierdzi brytyjski tytuł, po tej dacie rosyjskie czołgi wjadą na Ukrainę, w pierwszym rzędzie niszcząc po drodze niepotrzebne już stacje kompresorowe i magazyny gazu.
Czy wówczas Niemcy i Amerykanie będą gotowi umierać za Kijów? Takie pytanie kierować trzeba pod adresem Merkel, a szczególnie Bidena.
O tym, jak podatna na rosyjski szantaż gazowy już dziś jest Europa, świadczy obecna sytuacja. Według „The Telegraph” brytyjskie zapasy błękitnego paliwa zmalały do 29 proc. jesiennej objętości. Winna jest chłodna wiosna, a podobny poziom mają gazowe rezerwy państw UE.
Tymczasem Gazprom (czytaj Kreml) świadomy problemu, celowo ograniczył dostawy, wywierając na UE (czytaj Niemcy) ogromną presję na ukończenie Nord Stream-2. To tyle, jeśli chodzi o kwestię rosyjskich dostaw surowców energetycznych i gwarancji Putina, że gaz i ropa naftowa nie staną się bronią.
Jeszcze gorzej wygląda realizacja genialnego planu amerykańskiego prezydenta. Żaden z dwóch celów nie może być zrealizowany. Berlin nie poprowadzi unijnej krucjaty przeciwko Chinom. Jako stolica najbardziej zainteresowana w handlu z Państwem Środka jest autorem europejsko-chińskiej umowy o strategicznej współpracy.
Tylko wymiana z Pekinem może zażegnać kryzys Eurolandu wywołany deficytem finansowym południowych państw tej strefy.
Jeśli chodzi o Rosję, zdaniem Przemysława Grajewskiego vel Żurawskiego, obserwujemy w istocie początek kolejnej pieriezagruzki, czyli odwilży zainicjowanej przez Waszyngton. A to nigdy dobrze nie wróży Polsce, Europie Środkowej i wschodniej flance NATO.
Jeśli Biden oddał Putinowi Ukrainę, a pakt z Merkel na to wskazuje, Polska traci strategiczną przestrzeń bezpieczeństwa. Dlatego, w połączeniu z rosyjską obecnością na Białorusi, właściwe pytanie brzmi, nie czy, tylko kiedy dywizje pancerne Kremla staną na granicy w Brześciu i Jagodnem?
Co dalej? To jasne, Polska pozbawiona amerykańskiej i niemieckiej pomocy skapituluje przed Rosją. Dlaczego? Za sprawą militarnego szantażu Putina. To po pierwsze, głównym czynnikiem bowiem uzależnienia będzie katastrofa Trójmorza, czyli energetycznej suwerenności.
Rosyjski gaz płynący do Niemiec i rozprowadzany przez niemieckie koncerny po całej UE załamie konkurencyjność norweskich dostaw planowanym gazociągiem polsko-duńskim. Taki sam los czeka dostawy amerykańskiego i katarskiego LNG do gazoportu w Świnoujściu.
Merkel dobrze wie, że utraty niepodległości nie zrekompensuje ofiarowana – szczodrą – ręką kwota 1,77 mld dolarów. Równie dobrą wiedzę na temat konsekwencji utraty przez Polskę bezpieczeństwa w relacjach z Rosją ma Biden.
Dlatego działania amerykańsko-niemieckie trzeba nazwać po imieniu: zdradą, a sam pakt porównać do hańby układu Ribbentrop – Mołotow lub monachijskiej kapitulacji Davida Chamberlaina przed Hitlerem.