-0.6 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Joe Biden gorszy od COVID-19?

Międzynarodowe niepowodzenia USA ścigają się z katastrofami Joe Bidena na arenie krajowej. Notowania prezydenta spadają, z obietnic wyborczych nic nie wynika i nawet demokraci mają dość Białego Domu. Tymczasem administracja Bidena, pozorując działanie, antagonizuje Amerykanów i sojuszników.

Diagnoza nieudacznika?

  – Joe Biden ma reputację kogoś z gliną w ustach, kto potrafi być niezdarny, a kiedy mówi, wpada w kłopoty. Nie zmienia to jednak faktu, że rodzina Bidenów była bardzo dobra w autokreacji. Z jednej strony jest to prawdziwa, bardzo wzruszająca historia kogoś, kto przeżył kilka bardzo wielkich tragedii w życiu. Jednocześnie opowiadana w kółko, przerodziła się w polityczny mit niezbędny do zdobycia władzy.

Taką opinią z portalem Politico podzielił się Ben Schreckinger, autor biograficznej analizy „The Bidens: Inside The First Family’s Fifty-Year Rise to Power”.

Według doświadczonego komentatora, wybory Joe Bidena pozwala zrozumieć filozofia Drogi Delaware. Z tym bowiem stanem USA związane były młodość i początki kariery obecnego prezydenta. Wyniesione doświadczenia są modelem polityki oraz stylu jej uprawiania, które Biden transferował do Białego Domu.

Jak przyznał w kampanii wyborczej: – Potrzebujemy więcej stylu Delaware w Waszyngtonie. Delaware to miejsce przytulne do robienia polityki. Chodzi o łączenie ludzi, ponadpartyjność i osiąganie konsensusu.

Jednak zdaniem Bena Schreckingera, dla krytyków prezydenta jest to po prostu filozofia kumoterstwa. Prowincjonalność uniemożliwiająca wybór priorytetów oraz nade wszystko prowokująca konflikty interesów.

Dlatego według biografa cudowna historia rodziny kryje ciemne karty, na czele z niejasnymi powiązaniami biznesowymi Huntera Bidena i ojca Joe, który odegrał równie niejasną rolę w ich tuszowaniu.

Przytoczona opinia tłumaczy również, dlaczego mimo ogromnego doświadczenia politycznego, Biden nie jest człowiekiem na właściwym miejscu. Co gorsza, wyjaśnia łatwość, z jaką prezydent ulega wpływom, aby nie rzec manipulacjom, partii demokratycznej i doradców. Wreszcie świadczy o nieumiejętności podejmowania samodzielnych i odważnych decyzji.

Skutek jest widoczny gołym okiem. Notowania polityka okrzykniętego przez lewicę zbawcą Ameryki lecą na łeb na szyję. We wrześniu Instytut Gallupa poinformował, że społeczna aprobata dla Bidena spadła do najniższego poziomu 43 proc.

Według socjologów oznacza to, że po raz pierwszy liczba tych, którzy nie popierają jego polityki (wynosząca 53 proc.), przekroczyła liczbę zwolenników. Tym samym spośród wszystkich powojennych prezydentów USA, rating Bidena przewyższa jedynie wynik Donalda Trumpa na odpowiednim etapie prezydentury.

Tyle że poprzednik był wówczas obiektem haniebnej nagonki, afery Russiagate, sfingowanej przez Hillary Clinton, co udowodnił niedawno specjalny prokurator federalny.

Jeśli chodzi o Bidena, największym rozczarowaniem jest struktura utraconego zaufania. Notowania prezydenta u demokratów spadły nieznacznie, natomiast wśród wyborców niezależnych, a więc najliczniejszej grupy elektoratu, aprobata runęła z pułapu 61 proc. do 37 proc.

Dla porządku i tak nikły wskaźnik poparcia republikanów zmniejszył się o przeszło połowę, z 11 do 6 proc.

Po raz pierwszy Instytut Gallupa poddał także ocenie wiceprezydent USA, motywując badanie faktem, że w oficjalnej nomenklaturze Ameryka ma prezydenturę Bidena-Harris.

Wyniki ankiety także nie zaskakują, ocena jej pracy dzieli wyborców po równo. Wiceprezydent aprobuje i nie popiera po 49 proc. Amerykanów. Harris cieszy się poparciem 92 proc. demokratów, 46 proc. niezależnych wyborców i tylko 4 proc. republikanów. Słowem duet nieudaczników, któremu towarzyszy rosnąca krytyka ich własnej partii.

Świadczą o tym dane tej samej ankiety, w której respondenci ocenili pracę Kongresu. Działania zdominowanej przez demokratów Izby Reprezentantów aprobuje jedynie 27 proc. badanych. Odpowiedzi negatywnej udzieliło, aż 69 proc. wyborców.

– Wyniki sondażu wskazują, że miesiąc miodowy Joe Bidena dobiegł końca. Niezależni wyborcy, którzy zadecydowali o sukcesie jego kandydatury, teraz w dużej mierze potępiają demokratyczny Biały Dom – tak brzmi komentarz Gallupa.

Dziwna strategia

– Zaszczep się – szepnął wiekowy prezydent, po czym pospiesznie zszedł z podium. Reporterzy wyszczekali za nim pytania, na które ani on, ani jego doradcy nie byli skłonni odpowiadać, bo nie mają odpowiedzi.

Tak zjadliwe komentarze, jak konserwatywnego portalu The American Spectator, to rutyna mediów USA. Odzwierciedla podziały społeczne, które obiecał zasypać prezydent, a które niestety uległy jedynie zaostrzeniu. Tak bowiem widzi strategię Białego Domu tradycyjny elektorat republikański.

Zamiast reagować na wyzwania, prezydent koncentruje się na koronawirusie. Z tym że winni niepowodzeniom jego administracji są Amerykanie. Po pierwsze, nie chcą szczepionkowego przymusu, a po drugie nie wierzą Bidenowi, wartościom, które reprezentuje oraz korporacjom, które za nim stoją.

Zdaniem opozycji niszczy wszystko, czego się dotknie. Przykładem jest bezprecedensowe upokorzenie w Afganistanie. Dlatego demokraci na czele z Bidenem wpadli w panikę. Zajęli się więc jedynym problemem, którym mogą odwrócić uwagę Amerykanów od swojego katastrofalnego przywództwa.

Głównym tematem publicznych wystąpień prezydenta jest karanie osób nieuodpornionych na COVID-19. Zdaniem Bidena powinni być pozbawieni pracy i normalnego życia. Jego przekaz jest skierowany do zaszczepionych.

– Rozumiem i podzielam waszą złość na nieuodpornionych, a moja cierpliwość się kończy – ironizuje „The American Spectator”, dodając, że równie dobrze uwagi Bidena mogą dotyczyć Żydów, kułaków, Tutsi lub Ormian.

Biały Dom wydał medyczną dyrektywę, którą zarządził, aby firmy zatrudniające ponad 100 pracowników wymagały szczepień lub cotygodniowych testów pod groźbą grzywny 14 tys. dol. za każde naruszenie. Według obecnych szacunków medyczna dyskryminacja dotknie około 80 milionów Amerykanów. Biden pewien ogromnego sprzeciwu pominął w procedowaniu dyrektywy obie izby Kongresu.

Protestują media. Konserwatywny portal Daily Wire deklaruje otwarty sprzeciw. „Zatrudniamy ponad 100 pracowników i nie zamierzamy stosować się do niekonstytucyjnych i tyrańskich nakazów Joe Bidena” – oświadczyła redakcja.

Tymczasem Biały Dom za niestosowanie się do nakazu szczepień, grozi usunięciem gubernatorom stanów wybranym w demokratycznych wyborach. Szantażuje urzędników federalnych, lokalne władze oświatowe i nauczycieli.

O ostrości sporu świadczy temperatura publicznych wypowiedzi. „Prezydent Biden nie pamięta, jaki jest dzień tygodnia, a teraz chce zniszczyć konstytucję i narzucić nam mandat, wykraczający poza jego kompetencje” – tak brzmi fragment protestu republikańskich kongresmenów.

Być może to nie przypadek, że dyrektywa ujrzała światło dzienne po tym, jak demaskatorski portal The Intercept opublikował informacje wskazujące na to, że COVID-19 może być produktem badania mutacji, sfinansowanym przez demokratyczną administrację Baracka Obamy. W projekcie uczestniczył doktor Anthony Fauci, który jest właściwym mentorem Bidena.

Generalny wniosek płynący z dziwnej strategii Białego Domu zawiera się w pytaniu, dlaczego Joe Biden celowo zaostrza antagonizmy społeczne? Co kryje za sobą szczepionkowy przymus?

Wiadomo, że Amerykanie staną okoniem wobec dyrektywy. W dodatku ekonomiczne implikacje mogą okazać się fatalne. Zakłócą funkcjonowanie gospodarki. Kto skorzysta na paraliżu?

Bezradność demokratów

Joe Biden ściera się z demokratami na Kapitolu – poinformowała agencja Reutera. 1 października prezydent udał się do Kongresu, aby zasypać podziały. Nie społeczne tylko we własnej partii, frakcyjna wojna zagraża bowiem jego ambitnym planom nowego ładu społecznego, rekonstrukcji infrastruktury i programowi walki ze zmianami klimatycznymi.

Tymczasem kongresmeni, tzw. postępowego skrzydła partii, czyli jawna lewica, grożą zablokowaniem inicjatyw Białego Domu na kwotę biliona dolarów. Będą stawiali opór, dopóki umiarkowane skrzydło demokratów sprzeciwia się szastaniu pieniędzmi podatników na rozbuchane wydatki socjalne i klimatyczne. Centryści twierdzą bowiem, że obecny koszt projektów Bidena wynoszący 3,5 biliona dolarów jest zbyt wysoki.

Lewica jest wściekła, że dwóch umiarkowanych senatorów sprzeciwia się kosztom planu Bidena, skonstruowanego pod naciskiem postępowców.

– Prezydent rozmawiał z kongresmenami, uzasadniając, dlaczego wszyscy powinniśmy pracować razem, aby dać Amerykanom więcej wolności – powiedziała rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki cytowana przez Reutera.

W komentarzu agencja podkreśliła, że silni prezydenci rzadko odwiedzają Kapitol. Raczej zapraszają prawodawców do Białego Domu. Wynika z tego, że demokraci są głęboko podzieleni, prezydent bezradny i słaby. Nikt nie ma jasnego planu wyjścia z impasu.

To nie koniec nieszczęść, ponieważ Biden stoi w obliczu katastrofy wydatków publicznych. Termin uchwalenia odpowiednich środków zbliża się nieuchronnie, tymczasem Kongres nie może osiągnąć porozumienia w sprawie nowego pułapu zadłużenia.

Według sekretarz skarbu Janet Yellen, ​niewypłacalność może nastąpić w połowie października, jeśli Kongres nie udzieli rządowi nowych pełnomocnictw do zaciągania pożyczek ponad obecny ustawowy limit 28,4 bln dol.

Tymczasem kierujący się rozsądkiem republikanie nie chcą wzrostu zadłużenia, twierdząc, że to problem demokratów, ponieważ to oni stoją za planami gigantycznych wydatków socjalnych i klimatycznych.

Izba Reprezentantów zatwierdziła wprawdzie finansowanie, ale tylko do grudnia 2022 r. Z tym że republikańska opozycja w Senacie z pewnością zablokuje uchwaloną ustawę. Tym samym prezydent nie może uruchomić realizacji własnych obietnic wyborczych.

Takie są źródła rozczarowania Bidenem we własnej partii oraz społecznego rozgoryczenia. Nadzieja liberałów nie jest w stanie wynegocjować narodowego konsensusu. Skala problemów wyraźnie przerosła Drogę Delaware.

Osamotnieni sojusznicy

Joe Biden wygłosił swoje pierwsze przemówienie na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, zapewniając światowych przywódców, że jest gotowy przywrócić amerykańskie przywództwo oparte o zasady wielostronnej dyplomacji.

„Jednak gdy prezydent USA mówił o współpracy międzynarodowej, pierwsze miesiące jego urzędowania sugerują, że Biały Dom nie jest wiarygodny, ani na forum ONZ, ani wobec sojuszników” – komentuje portal Politico.

Fakty widoczne nieuzbrojonym okiem wskazują, że Biden, skupiając się na celach klimatycznych, wykazał się dużą ambiwalencją w stosunku do Rosji, NATO oraz wyzwań terrorystycznych, czyli najpoważniejszych wyzwań bezpieczeństwa globalnego.

„Czy tak ma wyglądać amerykańska determinacja w rozwiązywaniu problemów poprzez współpracę międzynarodową” – pyta Politico?

Zespół Bidena odsunął ONZ oraz sojuszników od udziału w rozwiązaniu kryzysu palestyńsko-izraelskiego i afgańskiego. Ten ostatni skompromitował Biały Dom podczas gdy przywódcy wielu państw proponowali utworzenie strefy bezpieczeństwa ONZ wokół lotniska w Kabulu.

Tymczasem jak twierdzi Politico, Waszyngton odmówił podejmowania jakichkolwiek kroków, które mogłyby zdenerwować talibów podczas ewakuacji ze stolicy Afganistanu. Lekceważenie pogłębiło wśród amerykańskich sojuszników poczucie, że ekipa Bidena po prostu nie chciała konsultacji.

Co więcej, najwyżsi rangą amerykańscy dowódcy wojskowi złożyli w ubiegłym tygodniu zeznania przed Kongresem. Pod przysięgą oświadczyli, że na początku tego roku doradzali prezydentowi Joe Bidenowi, by utrzymał kilka tysięcy żołnierzy w Afganistanie. Bezpośrednio zaprzeczyli słowom prezydenta, że nikt nie przestrzegał go przed wycofaniem wojsk z tego kraju.

Ujawnienie kłamstwa stawia generalicję USA w opozycji do głównodowodzącego, budując kolejną linię podziałów wewnętrznych i podważając zaufanie partnerów Waszyngtonu. Pogłębia się zatem kryzys wiarygodności.

Śmierć 13 amerykańskich żołnierzy, sceny chaosu na lotnisku w Kabulu oraz porzucenie amerykańskich obywateli i zagrożonych Afgańczyków w rozdartym wojną kraju na zawsze wpisze się w bilans prezydentury Bidena.

Także przywódcy UE zarzucają Waszyngtonowi nielojalność. Charles Michel i Ursula von der Leyen bez ogródek oskarżyli Bidena o rozbijanie spójności wspólnoty euroatlantyckiej. Zażądali wyjaśnienia, dlaczego Waszyngton wprowadził Unię w błąd na temat zawiązania nowego sojuszu USA z Wielką Brytanią i Australią (AUKUS).

Z nadziei starej UE, że wybór Bidena odnowi więzi amerykańsko – europejskie nie pozostało wiele po tym, jak USA przechwyciły francuski kontrakt na budowę australijskiej floty podwodnej w wysokości 56 mld euro.

– Podstawowymi zasadami sojuszu są lojalność i przejrzystość – skomentował podstęp Bidena przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel.

Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zażądała na antenie CNN wyjaśnień od Bidena. Obrażona Francja odwołała z USA ambasadora, oświadczając przy okazji, że nie dopuści do podpisania umowy o wolnym handlu pomiędzy UE i Australią.

Koszty niszczycielskiej działalności amerykańskiej administracji poniesie również Polska. Pałac Elizejski wykorzystuje kryzys zaufania do uruchomienia buksującego projektu zwiększenia samodzielności UE w kwestiach bezpieczeństwa i wojskowych, znanego pod hasłem strategicznej autonomii od USA.

Emmanuela Macrona natychmiast poparł niemiecki eurodeputowany Manfred Weber. – To kolejny dzwonek alarmowy wzmocnienia europejskiej obrony – powiedział Politico.

Tymczasem kraje Europy Środkowej na czele z Polską, od dawna postrzegają ideę strategicznej autonomii jako niebezpieczną i nierealistyczną, argumentując, że może ona podważyć spójność NATO.

Warszawa twierdzi, że Europa nie zdoła obronić się przed rosyjskim zagrożeniami bez USA. Tymczasem Biden nie tylko uderzył w Sojusz, ale prowadzi monachijską politykę ustępstw wobec Kremla.

W czasie kampanii wyborczej obiecał surowo karać agresywne zachowania Moskwy. Chwalił się, że w rozmowie telefonicznej z Putinem dał jasno do zrozumienia, że ​​Stany Zjednoczone będą działać zdecydowanie w obronie interesów własnych oraz sojuszników.

Tymczasem jako prezydent skończył z twardym tonem. Biały Dom podkreśla, że chce uniknąć poważnego konfliktu z Rosją, dążąc do stabilnych i przewidywalnych relacji. Biden niemal natychmiast zaakceptował propozycję Putina dotyczącą przedłużenia traktatu o redukcji zbrojeń strategicznych. Przede wszystkim zrezygnował ze sprzeciwu USA wobec gazociągu Nord Stream-2, uzależniając Europę od rosyjskiego gazu. Sam zwiększył import rosyjskiej ropy do Stanów Zjednoczonych. W ostatnim przemówieniu na forum ONZ w ogóle nie wspomniał o rosyjskim zagrożeniu.

Melinda Haring z Atlantic Council napisała więc, że ​​USA rządzi administracja, która wyraźnie zamierza ignorować Rosję. Tymczasem niedostrzeganie Rosji to nie to samo, co bycie twardym wobec Putina!

Wreszcie polityka energetyczna Bidena przyczynia się do globalnego niedoboru paliw. Taką opinię wyraził dziennik The Wall Street Journal. Psychoza klimatyczna UE doprowadziła do braku paliwa i skoku cen. Popyt na gaz ziemny gwałtownie wzrósł z powodu niewykorzystanych mocy elektrowni wiatrowych, zamknięcia elektrowni węglowych i jądrowych oraz ograniczenia dostaw surowca przez Rosję.

Europa musi spalać więcej węgla, którego również zaczyna brakować, co oznacza zwiększone zużycie ropy naftowej. Według prognoz Goldman Sachs, jej ceny osiągną pod koniec roku poziom 90 dolarów za baryłkę. Tymczasem administracja Bidena blokuje zwiększenie amerykańskiego wydobycia ze względów klimatycznych.

Produkcja ropy w USA jest nadal o 15 proc. niższa od pułapu prezydentury Donalda Trumpa. Amerykańskie koncerny naftowe ograniczały inwestycje ze względu na wrogi klimat polityczny.

Polityka Joe Bidena prowadzi do absurdów. We wrześniu firmy energetyczne złomowały 190-kilometrowy gazociąg z Pensylwanii do New Jersey z powodu barier regulacyjnych stawianych przez Biały Dom. Obecnie brakuje gazu, a Nowy Jork i New Jersey prawdopodobnie będą musiały tej zimy spalić więcej ropy, aby wytworzyć energię.

Tymczasem liczba wydanych zezwoleń federalnych na wiercenia spadła z 671 w kwietniu do 171 w sierpniu. Ponadto plan klimatyczny demokratów przewiduje wzrost opłat licencyjnych za wydobycie surowców, co sprawi, że amerykańskie firmy naftowe i gazowe staną się niekonkurencyjne na światowym rynku. Ucierpią wszyscy importerzy na czele z europejskimi, czyli polskimi klientami.

Podziały, podziały

Jak dotychczas jednym osiągnięciem Joe Bidena jest pasmo wewnętrznych i międzynarodowych klęsk niszczących prestiż, potęgę i zaufanie do USA, będących ekonomicznym, politycznymi i militarnym filarem globalnego ładu.

Za to lawinowo rosną podziały i konflikty. W ich kreowaniu demokratyczna administracja osiągnęła mistrzostwo. Czy na pozór destrukcyjna działalność ma ukryty cel?

Według znanego publicysty Patricka Buchanana, tak. Jest podstawą władzy demokratów i przemyślaną strategią budowania nowej rzeczywistości, wygodnej dla wielkiego kapitału nowej gospodarki, popierającego Bidena.

Koszty ponoszą zwykli obywatele, a celem jest uzależnienie Amerykanów od władzy centralnej. To zaprzeczenie wolnościowego mitu założycielskiego republiki. Przykłady? Zdaniem Buchanana południowa granica USA jest atakowana przez nielegalnych imigrantów, których liczba od czasu objęcia urzędu przez Joe Bidena zbliża się do 2 milionów. Nacierają ze 100 państw świata.

Amerykanie boją się utraty ojczyzny na rzecz najeźdźców. Nigdy nie głosowali za inwazją i chcą, aby ich wybrani przywódcy ją powstrzymali. Były prezydent Donald Trump zdobył zaufanie wyborców, odnosząc częściowy sukces w polityce imigracyjnej.

Jednak zdaniem komentatora, rozłam prowokowany przez demokratów w skali globalnej jest znacznie szerszy. Nie dotyczy jedynie gospodarki i polityki, ale także społeczeństwa, etyki, kultury i rasy.

Amerykę i świat rozdzierają kwestie aborcji, małżeństw jednopłciowych i praw osób transpłciowych. Również pokłosie ruchu Black Lives Matters w postaci narzuconej, krytycznej teorii rasowej. Pandemia COVID-19 rozdzieliła ludzkość na szczepionych i nieuodpornionych.

Według Buchanana podziały każą zadać pytanie, czy Ameryka jest nadal potęgą i krajem wszystkich obywateli? Czy Amerykanie w opinii Joe Bidena zmierzają do doskonałej unii, czy do krwawej waśni, jak twierdzą republikanie? Odpowiedzi na pytania stawiane przez nestora amerykańskiej publicystki zadecydują o losach Polski i świata.

FMC27news