Obecna wicepremier Christin Freeland rzuca polityczne wyzwanie Justinowi Trudeau. Stara się o szefostwo Partii Liberalnej, mierząc w fotel szefa rządu. Przychylne media kreują Freeland na kanadyjską agent 007, która odrywała Ukrainę od byłego ZSRS. Zapominają o nazistowskiej przeszłości swojej faworytki. Na temat rodzinnego antysemityzmu i antypolskości milczy również sama kandydatka.
Bohaterka dwóch narodów
20 września Kanadyjczycy wzięli udział w przedterminowych wyborach parlamentarnych. Po raz trzeci z rzędu zwycięzcą okazała się Partia Liberalna. Dotychczasowy premier Justin Trudeau przystąpił do formowania nowego gabinetu.
Jak poinformowała gazeta „Toronto Star”, szef rządu zaproponował Christi Freeland zachowanie stanowiska wicepremiera i ministra finansów.
– Bardzo się cieszę, że mogę nadal polegać na Christi, ponieważ wspólnie będziemy pracować nad problemami, których rozwiązania chcą wszyscy Kanadyjczycy – powiedział premier, komplementując zastępczynię.
Nazwał Freeland architektem ambitnego programu Partii Liberalnej, który ma wyprowadzić Kanadę na gospodarczą prostą po pandemicznych zawirowaniach. Wicepremier nie pozostała dłużna. Dołączając do Trudeau pod jedną z ottawskich klinik, zażądała, aby pod groźbą ostrych restrykcji wszyscy obywatele zaszczepili się do końca października. Zdaniem wielu komentatorów, zaproszenie Freeland do rządu jest błędem premiera. Ambitna polityk nie kryje, że celuje w stanowisko szefowej partii, a stąd wiedzie najkrótsza droga do wygryzienia przełożonego ze stanowiska. Freeland prowadzi już własną kampanię, dlatego media piszą o wyzwaniu rzuconym Trudeau.
Na razie wicepremier koncentruje się na działaniach PR podnoszących jej popularność. Wysiłki wsparła bodaj najbardziej wpływowa i autorytatywna gazeta Kanady. Ukazująca się w Toronto
„The Globe and Mail” opublikowała panegiryk Freeland. Autorem jest historyk z Duke University Simon Miles.
Tematem artykułu jest burzliwa przeszłość wicepremier, która w czasach sowieckich heroicznie wspierała narodowe i wolnościowe aspiracje Ukraińców. Jest przecież potomkinią imigrantów, którzy osiedlili się w Kanadzie, uchodząc przed stalinowskim terrorem w czasie II wojny światowej. Rodzina ze strony matki pochodziła ze wschodniej Małopolski zagarniętej przez sowietów w 1939 r. Matka Galina Chomiak urodziła się w obozie ukraińskich uchodźców na terenie amerykańskiej strefy okupacyjnej. Christina przyszła na świat już w Kanadzie pod nazwiskiem anglosaskiego ojca. Jak więc napisał Miles „Związki pani Freeland z Ukrainą nie są tajemnicą, za to materiały z archiwów KGB w Kijowie rzucają światło na jej rolę w ukraińskim ruchu niepodległościowym.
Faktycznie przyszła polityk, a w drugiej połowie lat 80. XX w. dziennikarka współpracująca z „The Glob and Mail”, wykorzystała stypendium harwardzkie, aby studiować w Kijowie język przodków, bawiąc się w antykomunistyczną agitatorkę”.
Zwróciła na siebie uwagę miejscowego KGB tak skutecznie, że doczekała się potępienia w sowieckiej prasie i zakazu wjazdu. Ówczesna „Prawda Ukrainy” w artykule, pt. „Nadużywanie gościnności” skrytykowała stypendystkę za bezwstydne i złośliwe mieszanie się w wewnętrzne sprawy ZSRS. Bardziej konkretna wina miała polegać na organizacji ruchu obrony języka ukraińskiego, za którym stały pieniądze i materiały ukraińskiej diaspory w Kanadzie.
Po opublikowaniu medialnych rewelacji Freeland kontynuowała autoreklamę. W oświadczeniu dla „The Globe and Mail” przyznała skromnie: „Moja współpraca z działaczami ruchu demokratycznego wywołała gniew sowieckiego KGB. Byłam obiektem oszczerstw w prasie sowieckiej. Chociaż w końcu zostałam zmuszona do opuszczenia kraju, nie żałuję pobytu na sowieckiej wówczas Ukrainie. Odebrałam najważniejszą lekcję dla polityka. Zobaczyłam, jak szybko zgniły system może upaść i jak ważna może być praca odważnych dysydentów”. Słowem, bohaterów zimnej wojny, takich jak ona.
Tak przy okazji, Christia znajduje się na rosyjskiej czarnej liście osób, którym zakazano wjazdu. Otrzymała nominację, będąc minister spraw zagranicznych Kanady, ponieważ po aneksji Krymu Justin Trudeau wprowadził przeciwko Rosji sankcje. Kreml najwyraźniej dostrzegł w nich rękę agentki 007. Szkoda tylko, że autor panegiryku i sama Freeland nie opowiedzieli biograficznej historii do końca.
Karta najczarniejsza z czarnych
Otóż ukraiński dziadek wicepremier Kanady ze strony matki był hitlerowskim kolaborantem i przestępcą wojennym mającym na rękach krew Polaków i Żydów. Nie zabijał seriami z karabinu maszynowego. Wzorem Goebbelsa słowem podżegał do zbrodni ludobójstwa.
Ze źródeł kanadyjskich wiadomo, że Michael (Mychajło) Chomiak w 1928 r. ukończył Uniwersytet Lwowski z tytułem magistra prawa i nauk politycznych. Do wybuchu wojny pracował w głównej ukraińskojęzycznej gazecie II RP – „Diło”. Z chwilą hitlerowskiego najazdu uciekł do Krakowa, gdzie Hans Frank powierzył mu redagowanie kolaboracyjnej gazety „Krakiwśki Wisti”. Bezpośrednim zleceniodawcą Chomiaka był szef wydziału prasowego Generalnego Gubernatorstwa Emil Gassner.
Gazeta zaczęła ukazywać się w styczniu 1940 r. Chomiak dostał od Niemców w prezencie pomieszczenia redakcyjne i drukarnię polskojęzycznej, żydowskiej gazety „Nowy Dziennik”. Jej właściciel i redaktor naczelny skończył tragicznie w niemieckiej, hitlerowskiej fabryce śmierci Bełżec.
Tymczasem według Christi Freeland, dziadek Michael jako dziennikarz i prawnik uciekł przed stalinowskim terrorem. Jednak kolaboracja kolaboracji nierówna, bo Chomiak gorąco podzielał wartości III Rzeszy na czele z antysemityzmem i antypolonizmem. Wychwalał, jak mógł Hitlera, nazywając zbrodniarza największą postacią historyczną XX w. Sławił też Hansa Franka. „Ludność ukraińska z wielką radością przyjęła w osobie Pana Generalnego Gubernatora utworzenie sprawiedliwego rządu niemieckiego, którego domagała się, walcząc z polskimi uzurpatorami” – brzmi cytat z gazety Chomiaka zachowanej w amerykańskich archiwach.
„Krakiwśkie Wisti” z radością donosiły o „Eskadrach niemieckich samolotów zrzucających bomby na Londyn”. Na polecenie władz niemieckich dziadek wicepremier zajmował się głównie podsycaniem nienawiści do Żydów. Jego artykuły można znaleźć w muzeach Holokaustu na całym świecie, także w Los Angeles.
Wydanie z 6 listopada 1941 r. z zachwytem opisywało Kijów bez Żydów, którzy otrzymali zasłużoną karę. Nie trzeba przypominać, że ową karą była zbrodnia w Babim Jarze. W masowych egzekucjach, z udziałem ukraińskich kolaborantów, życie straciło 35 tys. Żydów.
Dostawało się także Polakom. Chomiak nazywał Polskę „Nędzną ziemią porażoną żydowską infekcją”. Tak więc Christina Freeland skłamała, przedstawiając dziadka jako ofiarę wojny, choć zgodnie z prawem i sumieniem powinien dzielić odpowiedzialność z innymi zbrodniarzami.
Za to Chomiaka docenili hitlerowscy opiekunowie. W 1944 r. Emil Gassner zabrał go do Wiednia, gdzie wydawał gazetę do końca marca 1945 r. Później dziadek Freeland uciekł z hitlerowcami na Zachód. Poddał się Amerykanom w Bawarii, po czym został przez nich umieszczony w ośrodku wywiadu wojskowego Bad Wörishofen. To tam, a nie w obozie dla uchodźców, miała się w rzeczywistości urodzić matka Christi. W 1948 r. kolaborant z pomocą siostry wyjechał do Kanady.
Nie przeszkadza to wicepremier Freeland czcić pamięci dziadka. Co roku 23 sierpnia, w rocznicę Paktu Ribbentrop – Mołotow zamieszcza w Twitterze post oznaczony czarną wstążką. Jego treść niezmiennie wzywa, aby Kanada nie zapominała o swoich bohaterach.