2.7 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Metanowy spisek Berlina i Moskwy

Obecny kryzys energetyczny w Europie to efekt niemiecko-rosyjskiej inscenizacji. Celem jest zdominowanie nowej koalicji rządzącej przez SPD. Socjaldemokraci chcą zwiększenia importu surowca Gazpromu i zablokują unijne sankcje przeciwko największemu trucicielowi planety – Rosji. Tymczasem to spalanie gazu, a nie węgla, odpowiada za rosnące ocieplenie klimatu.

Dlaczego Putin kazał Gazpromowi wstrzymać dostawy paliwa do Europy, a następnie zmienił decyzję, wydając polecenie zapełniania pustych zbiorników w Niemczech? Jaką rolę w kremlowskiej inscenizacji odgrywają najbardziej prominentni politycy zza Odry?

Kremlowski spektakl

Takie pytania coraz częściej pojawiają się na łamach niemieckich mediów, a ich wnioski prowadzą na trop metanowej zmowy Moskwy i Berlina. Poszlaki widać gołym okiem: największy od dziesięcioleci kryzys energetyczny, utrata suwerenności, a więc bezpieczeństwa Europy, a przede wszystkim rosnące skażenie środowiska.

Już na przełomie sierpnia i września, gdy europejskie tytuły ujawniły opłakany poziom rezerw gazu, rozgłośnia Deutsche Welle kipiała oburzeniem. Informowała, że Moskwa po raz pierwszy użyła broni energetycznej przeciwko starym członkom UE, na czele z Niemcami. Przyczyną alarmu były dwa fakty.

Po pierwsze, do tej pory Putin szantażował jedynie Europę Środkową i Ukrainę. Po drugie, ograniczenie rosyjskich dostaw nastąpiło dosłownie kilka dni po tym, jak Joe Biden uzgodnił z Angelą Merkel zniesienie sankcji blokujących ukończenie gazociągu Nord Stream-2.

Wobec trwającej kampanii wyborczej do Bundestagu pojawiły się wówczas sugestie o tym, że gazowa gra Putina ma wyraźne tło polityczne, a jej celem jest wpłynięcie na rezultaty głosowania. Jest więc hybrydową ingerencją w wewnętrzne sprawy Niemiec.

Najwidoczniej Kreml osiągnął zakładany rezultat. Dotychczasowa koalicja rządząca zdominowana przez CDU/CSU przegrała wybory. Putin uznał, że wygrał u Merkel wszystko, na czele z inwestycją NS-2. A skoro murzyn zrobił swoje, przestał być potrzebny. Natomiast uruchomienie gazociągu, zależne od szybkiej certyfikacji przez niemieckiego regulatora, wymaga pozyskania skuteczniejszych, „pożytecznych idiotów”.

Co prawda, dotychczasowa kanclerz zrobiła wszystko, co mogła, aby zakończyć karierę z twarzą i nie przejść do historii jako agentka wpływu Rosji, a zarazem grabarz energetycznej suwerenności Europy. Jak ujawnił „Financial Times”, w tajemnicy przed Brukselą i władzami państw członkowskich UE, Merkel prowadziła tajne rokowania gazowe z Putinem.

Zdaniem brytyjskiego dziennika, niemiecko-rosyjskie rozmowy dotyczyły, jak najszybszego uruchomienia gazociągu Nord Stream-2. Według gazety Merkel uzasadniła negocjacje niskim poziomem rezerw gazu w europejskich magazynach. Tyle że największe niedobory wystąpiły w zbiornikach kontrolowanych przez Gazprom. Na podstawie danych Stowarzyszenia Europejskich Operatorów Gazowych Gas Infrastructure Europe, „Financial Times” wykazał czarno na białym, że państwa, które nie posiadają magazynów zasilanych przez rosyjski koncern, utrzymują poziom rezerw zbliżony do normalnego o tej porze roku.

To nie przypadek, że deficyt dotknął szczególnie Niemiec, Austrii i Holandii, czyli głównych lobbystów gazowej współpracy z Rosją. Na terenie wymienionych państw Gazprom kontroluje prawie jedną trzecią wszystkich powierzchni magazynowych. Strona niemiecka odrzuciła jednak zasadność oskarżenia o celowe działanie rosyjskiego dostawcy. Na pytanie brytyjskiej gazety, prezes firmy INES Sebastian Bleschke (serwis 90 proc. powierzchni magazynowych w Niemczech) odpowiedział: – Trudno powiedzieć, dlaczego zbiorniki kontrolowane przez Gazprom nie zostały zapełnione.

Tymczasem w miarę upływu czasu od wyborów do Bundestagu Putin wyrażał coraz większą troskę niedostatecznym poziomem zaopatrzenia Europy w swój, bądź co bądź, gaz. Cały wrzesień i większość października upłynęła pod znakiem huśtawki cen paliwa, wywoływanej oświadczeniami „zaniepokojonego” Kremla. Gdy tonacja Putina była spolegliwa, giełdy amsterdamska i londyńska reagowały zniżkami. I odwrotnie, gdy prezydent Rosji wskazywał na ogromny deficyt gazowy Chin.

Przyczyna leżała w wydarzeniach na niemieckiej scenie politycznej, na której ważyła się przyszłość nowej koalicji rządzącej. Dopóki CDU/CSU nie wypadła z gry, ogłaszając przejście do opozycji, Moskwa mamiła Merkel negocjacjami w sprawie zwiększenia dostaw, na co dał się także nabrać Emmanuel Macron. W momencie ogłoszenia, że zamiast ugrupowań „Jamajki” władzę przejmie blok „sygnalizacji świetlnej” (SPD, FDP, Koalicja 90/Zieloni), Putin natychmiast rozpoczął nową rozgrywkę.

Podczas listopadowego spektaklu, jakim było telewizyjne spotkanie z prezesem Gazpromu Aleksiejem Millerem, rosyjski prezydent był zaskoczony, że koncern zaniedbał pracę na kierunku europejskim. Nawet przychylny Moskwie dziennik biznesowy „Handelsblatt” był zdziwiony luką pamięciową Putina, który jest zwykle doskonale poinformowany o tym „co dzieje się w tak ukochanym przez niego sektorze gazowym”. Tym razem prezydent pytał naiwnie rozmówcę: – Wydaje mi się, że Gazprom ma podziemne magazyny w Niemczech?

Miller odegrał pokazową komedię: – Tak, jednak obecnie ilość gazu w tych zbiornikach jest bardzo mała. Wobec tego prezydent wydał polecenie: – Aleksieju Borysowiczu od 7 lub 8 listopada proszę o rozpoczęcie systematycznej pracy w celu zaopatrzenia niemieckich obiektów Gazpromu.

Wnioski z kremlowskiego spektaklu są oczywiste. Po pierwsze Gazprom, który niemieccy lobbyści na czele z Merkel, chwalą jako wiarygodnego dostawcę energii, wcale takim nie jest. Po drugie, Gazprom dopuścił się zaniedbań celowo. Miller nie wykona żadnego ruchu bez zgody Putina.

Właściwym jest zatem pytanie, co chciał osiągnąć Kreml? Odpowiedź brzmi: przyspieszoną certyfikację Nord Stream -2. Tymczasem obecnie decyzja niemieckich organów regulacyjnych zależy od najsilniejszej partii nowej koalicji, którą jest SPD. Taką hipotezę potwierdza Deutsche Welle, informując, że kandydat na fotel kanclerski Olaf Scholz i niemieccy socjaldemokraci chcą od Moskwy więcej gazu. Kreml otrzymał sygnał za pośrednictwem byłego kanclerza i przewodniczącego SPD, a zarazem przyjaciela Putina. Gerhard Schröder miał przekazać Moskwie życzenie Scholza, który publicznie ogłosił, że Niemcy potrzebują nowych elektrowni gazowych.

To tylko jedna z przyczyn, dla których Putin kazał odegrać telewizyjną komedię. Kolejną jest fakt, że wiadomość o napełnianiu niemieckich instalacji rosyjskim paliwem pomaga SPD zakończyć negocjacje w sprawie utworzenia koalicji rządzącej.

Europa niemieckim zakładnikiem

Rozmowy na temat nowego gabinetu, które muszą się skończyć do 30 listopada, buksują. Wszystkiemu jest winna intryga Merkel. Zaufana protegowana niemieckiej kanclerz na stanowisku szefowej Komisji Europejskiej wbiła Scholzowi polityczny nóż w plecy.

– Sytuacja z cenami gazu pokazała, jak bardzo ​​Europa jest uzależniona od importu paliwa, co czyni nas bezbronnymi – oświadczyła Ursula von der Leyen na forum Parlamentu Europejskiego. Wyjaśniła, że Gazprom nie zareagował na zwiększone zapotrzebowanie Unii Europejskiej.

Zdaniem przewodniczącej KE, wzrost cen energii dotknął wprawdzie cały świat, ale w działaniach rosyjskiego koncernu wobec Europy jest coś specyficznego. Aby nie zdyskredytować samej Merkel, von der Leyen uchyliła się jednak od odpowiedzi na pytanie eurodeputowanych, czy Rosja sprowokowała kryzys energetyczny, ponieważ chce wymusić szybką certyfikację Nord Stream – 2.

Niemniej jednak pięścią w stół koalicyjnych negocjacji uderzyli Zieloni. Przewodnicząca partii Annalena Baerbock sprzeciwiła się wydaniu pozwolenia na uruchomienie gazociągu. Twierdzeniem, że byłoby to sprzeczne z unijnym prawem, kandydatka do stanowiska kanclerskiego nacisnęła hamulec blokujący zarówno gabinetowe rozmowy, jak i gazociąg.

Przypomniała, że zgodnie z unijnymi przepisami operator gazociągu nie może być tym samym podmiotem, co dostawca surowca. – Tak długo, jak w obu rolach występuje Gazprom, pozwolenie na użytkowanie nie może zostać wydane – oświadczyła Baerbock. Skrytykowała także Rosję za pokerową zagrywkę cenami gazu i zmniejszaniem dostaw, ostrzegając, że w takiej sytuacji UE i Niemcy nie mogą dać się szantażować.

Wszystko to brzmi pięknie, tyle że celem SPD i Koalicji90/Zielonych są partyjne targi o stanowiska, co wykorzystuje Putin. Baerbock chce zostać minister spraw zagranicznych, tworząc śmiertelne zagrożenie dla wizji rosyjskiej polityki SPD zakładającej rozszerzoną współpracę energetyczną. W tym kontekście niemieckie media odnotowują silny zwrot SPD w kierunku Moskwy. Dlatego „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” (FAS) ostrzega przed powierzeniem tej kluczowej teki socjaldemokratom. Na czele partii stanie niebawem polityk otwarcie wspierający Kreml. Nowym współprzewodniczącym SPD zostanie prawdopodobnie Lars Klingbeil. Ma dobre stosunki z kandydatem na kanclerza Olafem Scholzem, a obaj słyną z pragmatyzmu wobec Rosji.

FAS przypomina związki Klingbeila z Kremlem. Najpierw w roli asystenta deputowanego Bundestagu Heino Wiese, popierającego interesy rosyjskich koncernów metalurgicznych. Obecnie obaj politycy zasiadają w radzie niemiecko-rosyjskiej inicjatywy „Young Leaders” finansowanej przez Gazprom i Rosyjskie Koleje Państwowe.

Co bardziej istotne, Klingbeil nazywa przyjacielem byłego kanclerza Gerharda Schroedera. Zapraszał lobbystę Gazpromu i Rosnifeti na swoje wiece wyborcze podczas obecnej kampanii do Bundestagu. Podobnie jak Schroeder, Klingbeil uważa gazociągi Nord Stream 1 i 2 za projekty komercyjne, a nie geopolityczną broń Putina.

W ten sposób powstaje sytuacja, która zakłóca SPD obiektywne spojrzenie na Rosję, i tak zagrożone poglądami współprzewodniczącej partii. Saskia Esken jest przedstawicielką generacji, która nie chce przyjąć do wiadomości geopolitycznego, a więc energetycznego szantażu Moskwy. Lewacki nurt w SPD potępia wszystko, co wygląda na obronę przed Rosją. Kierownictwo partii będzie się składać z lobbysty interesów Kremla i pacyfistki, co przełoży się na działania nowego rządu.

Rosyjsko-niemiecka dominacja energetyczna

Wykorzystując powyborcze przetasowania na niemieckiej scenie politycznej, Putin gra wyraźnie na korzyść SPD. Kreml łączy z socjaldemokratami długofalowy i strategiczny interes gazowy. Od jego realizacji zależy finalne uzależnienie energetyczne od rosyjskich dostaw, które pozbawi Europy suwerenności, zamieniając w gazowe kondominium Moskwy i Berlina. Objęcie przez polityków SPD kluczowych stanowisk w nowym gabinecie ma zapobiec próbie zneutralizowania rosyjskiej ekspansji energetycznej. Mowa więc o metanowym spisku.

Nie trzeba przypominać, że to Berlin wepchnął UE w gazowe kleszcze Putina. Decyzja Angeli Merkel o likwidacji energetyki jądrowej to tylko połowa „sukcesu” Kremla. Presja wywierana przez Niemcy na Komisję Europejską doprowadziła do zatwierdzenia unijnej strategii zielonej gospodarki.

Filarem jest generacja energii ze źródeł odnawialnych, które mają wymusić likwidację elektrowni węglowych oraz przemysłu wydobywczego. Dekarbonizacja skazuje jednak Europę na długoletnie uzależnienie od dostaw rosyjskiego gazu, ponieważ generacja wiatrowa i słoneczna okazują się wręcz skandalicznie niewydajne w świetle wielomiliardowych inwestycji.

To pierwsze, ale nie jedyne oszustwo. Główne polega na tym, że największe zanieczyszczenie atmosfery, a zatem efekt cieplarniany, powoduje spalanie gazu, a nie węgla. Tymczasem niemieckie lobby energetyczne wmawia Europejczykom, że jest odwrotnie.

Serwis ekonomiczny Bloomberg udowadnia, że eksploatując surowiec, Gazprom uwalnia nieprawdopodobne ilości metanu, zaś gaz przedostający się do atmosfery na granicy syberyjskiej tundry niszczy nie tylko klimat Europy, ale
i całego globu.

Bloomberg twierdzi, że ze względu na zacofanie technologiczne, uwalnianie gazu jest standardową praktyką Gazpromu. Ponieważ metan ma znacznie silniejszy efekt cieplarniany niż dwutlenek węgla, tylko w czerwcu tego roku jedno pole gazowe koncernu, wygenerowało efekt cieplarniany równy spaleniu 350 tys. baryłek ropy lub tysięcy ton węgla.

W tym samym czasie „król klimatu”, jak serwis nazywa Fransa Timmermansa, ogłasza mieszkańcom UE, że Europa realizuje najbardziej ambitną strategię ekologiczną na świecie. Tymczasem „zielona” Europa jest na dziesięciolecia uzależniona od stokroć szkodliwszego od atomu i węgla, brudnego gazu z Rosji.

Co więcej, zarówno CDU/CSU, jak i SPD dążą w porozumieniu z Kremlem do wpisania gazu na listę zielonych technologii energetycznych UE. Na równi z generacją wiatrową, solarną i wodną.

Jak to jest, pyta logicznie Bloomberg, że europejscy przywódcy uczestniczący w szczycie klimatycznym ONZ COP26 zobowiązują się do ograniczenia emisji metanu, o co najmniej 30 proc, a zarazem Niemcy, Austria i Holandia rozbudowują poprzez Nord Stream – 2 łańcuch dostaw rosyjskiego paliwa, czemu towarzyszą zanieczyszczenia wręcz zabójcze dla Europy?

Gazprom poinformował oficjalnie, że w 2020 r. wyemitował do ​​atmosfery taką ilość metanu, która równa się 25,5 mln tonom dwutlenku węgla, co odpowiada rocznemu śladowi węglowemu chińskiego okręgu przemysłowego Tianjin. Natomiast według danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA), w 2020 r. rosyjski przemysł naftowo-gazowy odpowiadał za uwolnienie największej globalnie kwoty metanu 12,9 mln ton. Okazuje się, że rosyjski surowiec to kluczowe wyzwanie dla globalnych wysiłków powstrzymania emisji gazów cieplarnianych.

Istnieją już technologie pozwalające przechwycić zanieczyszczenia powodowane przez Gazprom. Są wykorzystywane w technologii produkcji amerykańskiego LNG. Jednak ze względu na skalę rosyjskiego eksportu gazu i rosnącą perspektywę dostaw, głównie do Niemiec, koszty likwidacji zagrożenia metanowego są kosmiczne. Z pewnością nie pokryje ich Kreml. Niemcy także nie są skore do wyłożenia odpowiednich kwot.

O szkodliwości importu surowca Gazpromu wiedzą niemieccy ekolodzy. Na drodze prawnej wielokrotnie opóźniali wydanie decyzji administracyjnych dla poszczególnych faz budowy Nord Stream-2. Ostatecznie jednak zawsze wygrywało prorosyjskie lobby energetyczne popierane przez Merkel, a obecnie – kandydata SPD na urząd kanclerski Olafa Scholza.

Rośnie także świadomość zabójczego dla klimatu uzależnienia od Rosji wśród innych państw UE. Najbardziej zaskakuje, że Unia dysponuje „bronią klimatyczną” przeciwdziałającą niemiecko-rosyjskiemu spiskowi metanowemu. W 2002 r. Europejska Agencja Kosmiczna wystrzeliła satelitę „Envisat”, wyposażonego w instrument do mapowania atmosfery. Urządzenie nazwane „shadow boxing” umożliwia mierzenie objętości dwutlenku węgla i metanu. Dziś satelita kolejnej generacji jest wykorzystywany do walki z europejskimi producentami węgla. Nigdy przeciwko skutkom gazowych interesów Niemiec i Rosji.

Tymczasem technologia satelitarna pozwala na analizę emisji metanu z dużych źródeł, takich jak gazociągi. W ten sposób wspólne badanie organizacji Environmental Defense Fund i Uniwersytetu Harvarda dokładnie oszacowało, że skutki transportu metanu z Rosji i spalanie w niemieckich elektrowniach przewyższają szkodliwością węglową emisję dwutlenku węgla.

Pytanie do niemieckich polityków brzmi zatem, kiedy przyznają się do kłamstwa na temat „ekologicznej” współpracy z Kremlem? W każdym razie niedługo oszustwo będzie trudniejsze do ukrycia, ponieważ Bruksela ma przedstawić dyrektywę zaostrzającą standardy monitorowania sytuacji metanowej w Europie. Tymczasem z kompresorowni na obrzeżach Berlina co dwa tygodnie następuje planowa emisja rosyjskiego gazu do atmosfery.

KE prowadzi także zaawansowane prace nad wprowadzeniem podatku od wysokoemisyjnego importu, takiego jak stal i cement. Tyle że pod naciskiem Niemiec Bruksela nie rozciągnie prawa na szkodliwe dostawy Gazpromu. Metan z Rosji jak chmura wisi zatem nad Europą, a jak na razie wszystkie próby ograniczenia emisji są udaremniane przez kluczowego odbiorcę gazu, którym są Niemcy.

Co więcej, w działaniach Moskwy i Berlina można dostrzec wyraźną synergię. Putin próbuje grać na czas, ogłaszając, że Rosja osiągnie neutralność klimatyczną w 2060 r. To z kolei daje Niemcom czterdziestoletni manewr czasowy, umożliwiający bezkarne zawieranie kontraktów z Gazpromem.

Dlatego, jak ocenia „Financial Times”, presja ekologów, a nawet państw UE, na wycofanie się Niemiec z metanowego spisku jest skazana na niepowodzenie. Z powodu ograniczenia europejskiego wydobycia węgla, rola Gazpromu będzie tylko rosła. Tymczasem dewastacja klimatu wywołana rosyjsko-niemiecką strategią energetyczną trwa.

FMC27news