3.8 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Repolonizacja Żubrówki

„Polskie Nestle”, jak nazywana jest grupa Maspex, odkupiła najbardziej znane polskie marki wódek z rąk rosyjskiego oligarchy.

Grupa Maspex – właściciel m.in. marek Tymbark, Kubuś, Lubella, Łowicz – podpisała umowę z firmą należącą do rosyjskiego oligarchy Roustama Tariko, która zakłada przejęcie z jego rąk biznesu mocnych alkoholi w Polsce. Należąca do niego spółka Roust Corporation CEDC International oraz jej spółki zależne B2B Wine & Spirits są w Polsce właścicielem tak znanych marek wódek, jak Żubrówka, Soplica, Absolwent czy Bols. Firmy te kontrolują prawie połowę (47 proc.) polskiego rynku wódki i są największym importerem zagranicznych rynków w naszym kraju. To wydarzenie bez precedensu w polskim biznesie. Żubrówka zajmuje trzecie miejsce na globalnym rynku marek wódki, można ją kupić w 86 krajach. Soplica to numer osiem wśród światowych liderów. Do Polski firmy Tariko sprzedawały takie marki jak m.in. wina Carlo Rossi, Barefoot i Gancia oraz tak zwane alkohole kolorowe: Grant’s, Glenfiddich i Tullamore D.E.W., Metaxa, Jȁgermeister, Cointreau, Campari, Aperol czy Remy Martin. Obroty firm, które przejmuje Maspex wynoszą 5,7 mld złotych (w tym około 10 proc. to przychody z eksportu). Do sfinalizowania transakcji brakuje tylko zgody Urzędu Ochrony Konsumenta i Konkurencji. To jednak formalność, bo Maspex nie miał żadnych aktywów na rynku alkoholi, więc transakcja to prosta zmiana właściciela, a nie konsolidacja zagrażająca konkurencji. – Długo czekaliśmy na taki projekt. Mocno wierzyliśmy, że kiedyś uda nam się zrealizować przejęcie, które w sposób skokowy zwiększy skalę naszego biznesu – podwoi nasze obroty. Wchodzimy w całkowicie nowy, ale bardzo interesujący segment rynku i poszerzamy nasze portfolio o kolejne kultowe polskie marki w tym Żubrówkę – legendarną polską wódkę, znaną na całym świecie. Ich bezdyskusyjna siła rynkowa – pozycja i znajomość oraz to, że będą skupione w jednych rękach to kolejne atrybuty transakcji. To już nasza 20 akwizycja – piękne zwieńczenie 30 lat historii Maspeksu” – komentował Krzysztof Pawiński, współwłaściciel i prezes Grupy Maspex, której przychody w 2020 r. przekroczyły 5,22 mld złotych. Grupa Maspex ma 16 nowoczesnych zakładów w Polsce i za granicą, zatrudnia ok. 8 tys. osób, w tym prawie 6 tys. w Polsce. Produkuje prawie 2 mld soków i napojów rocznie, 240 tys. ton makaronów, 115 tys. ton dżemów. Maspex to 67 marek, ponad 2300 produktów, jedna trzecia przychodów pochodzi ze sprzedaży za granicą.

Grupa Maspex warta jest ok. 7,5-8 mld zł, gdyby przyjąć wyceny giełdowych spółek podobnej wielkości z tej części Europy. Przejęcie 47 proc. rynku alkoholi podnosi tę wycenę niemal do 15 mld zł! We wcześniejszych latach właściciele mówili, że w przyszłości spółka może trafić na giełdę. Może być to sposób dla właścicieli, aby pozyskać nowe fundusze na kolejne przejęcia. Już dziś Maspex to jedna z nielicznych polskich światowych marek. Jego produkty można kupować w ponad 50 krajach świata. – Na giełdę wchodzi się nie po to, żeby na niej być, ale po kapitał. Jeśli można go zdobyć inaczej, to po co się negliżować? O upublicznieniu spółki pomyślę dopiero wtedy, gdy firma będzie potrzebowała naprawdę dużego kapitału na rozwój – tłumaczył kilka lat temu prezes Pawiński.

Rosyjski standard w odwrocie

Dlaczego 59-letni Roustam Tariko zdecydował się sprzedać swój alkoholowy biznes w Polsce, perłę w kornie, kurę znoszącą złote jajka?

Przez ostatnie siedem lat (CEDC zaczął inwestować w polskie wódki w 2005 r., odkupując od skarbu państwa kontrolny pakiet Polmosu Białystok, a wraz z nim markę Żubrówki, ale Tariko przejął kontrolę nad nim później) systematycznie powiększał udział w polskim rynku wódek. Sam zainteresowany powiedział to zwięźle. – Dzisiejsze CEDC jest wynikiem ciężkiej pracy przez ostatnie siedem lat i niezwykle udanej rewitalizacji biznesu CEDC. Przejmując firmę w 2013 r., startowaliśmy z pozycji nr 2 (22,7 proc. udziału ilościowego w rynku), aby do 2021 r. podwoić nasz udział (47 proc.) i osiągnąć pozycję niekwestionowanego lidera w Polsce. Po tych siedmiu latach, w których z sukcesem istotnie zwiększyliśmy wartość spółki, Roust Corporation zgodziła się przyjąć ofertę na sprzedaż CEDC inwestorowi strategicznemu, firmie Maspex – komentował Roustam Tariko, główny akcjonariusz i prezes CEDC.

Powód wyprzedaży „rodowych sreber” przez Tariko jest boleśnie prozaiczny. Holding, który był właścicielem polskich wódek od czterech lat, ma poważne problemy finansowe. Już w 2017 r. złożył wniosek w amerykańskim sądzie o ochronę przed wierzycielami. Takie wnioski składa się, gdy firma ma kłopoty, ale ma też podstawy, aby ratować się przed upadłością i potrzebuje czasu na spłatę zobowiązań.

Jak powstało „polskie Nestle”?

Grupa Maspex powstała na początku polskiej transformacji gospodarczej. Założyło ją pięciu kolegów z Akademii Górniczo-Hutniczej: Krzysztof Pawiński, Zdzisław Stuglik, Jerzy Kasperczyk, Sławomir Rusinek i Józef Szczur. Później dołączył jeszcze niemiecki technolog żywności Peter Kramer. Pawiński był liderem w tej w grupie i tak zostało. Według bliskich współpracowników, gdyby został na uczelni, to byłby dziś słynnym naukowcem, a nie znanym biznesmenem. Będąc na stypendium w Niemczech, za namową kolegi, a obecnie wspólnika Zdzisława Stuglika zaczął sprowadzać do Polski zabielacz do kawy. – W biznesie pomogła nam atmosfera i unikalny klimat tamtych lat. Nie było kapitału, był za to fantastyczny rynek, przyjazny i głodny. Kiedy rodził się kapitalizm, wszyscy pragnęli czegoś nowego, własnego, ale nie każdemu tę chęć udało się przekuć w sukces – opowiadał po latach Pawiński. Brakowało im kapitału, ale nie brakowało chęci do pracy i pomysłów. Po latach Pawiński żartował, że został prezesem nie z powodu zdolności menedżerskich, ale dlatego, że był najmłodszy ze wspólników.

Na początku zarabiali więc na sprzedaży – dystrybucji artykułów spożywczych. W 1993 r. otworzyli pierwszą własną fabrykę w Wadowicach. Pojawiły się herbaty rozpuszczalne Ekoland, czekolady pitne oraz kawa cappuccino La Festa. W 1995 r. Maspex kupił zakłady z Olsztynka i zaczął tam produkować przecierowe soki marchwiowe Kubuś, bez których dziś nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie polskiego rynku. – Dostrzegliśmy potencjał w wytwarzanym tam soku marchwiowym, który do pewnego momentu kojarzył się tylko z cierpkim smakiem. Po połączeniu marchewki z owocami Kubuś stał się produktem, który ma doskonały smak, a mamy i dzieci go uwielbiają. Dzięki inwestycji w zaplecze produkcyjne, rozpoznawalność marki i dystrybucję z produktu lokalnego stworzyliśmy ogólnokrajowy. Na własne oczy obserwowaliśmy, jak nisza rynkowa przekształca się w dużą kategorię, bo dzisiaj soki i napoje dla dzieci to 18 proc. tego, co pijemy – chwali się Pawiński po latach.

Kolejnym sukcesem było przejęcie w 1999 r. spółki Tymbark. Wówczas prezes Krzysztof Pawiński przekonywał dziennikarzy, że firma zawsze chce walczyć o pozycję lidera w każdy segmencie, w którym produkuje. A wchodzenie do segmentu, gdzie nie można być liderem, nazywał „stratą czasu”.

Maspex jest regionalnym potentatem. Pierwsze firmy zagraniczne zaczął tworzyć w 1998 r. na Węgrzech i w Czechach. Potem przyszły przejęcia w Rumunii na Słowacji, a także Bułgarii. Dzięki temu firma ma dywersyfikację sprzedaży, która jest najlepszym lekarstwem na wahania koniunktury.

Maspex nie tylko kupuje, ale także sprzedaje, jeżeli widzi okazję. W 2001 r. firma przejęła markę wody Multiwita, którą dwa lata później sprzedała z zyskiem Coca Coli, aby mieć pieniądze na zakup makaronów Lubella. W 2003 r. Maspex oprócz wspomnianych makaronów (wspólnie z płatkami Mlekołaki) przejął także Polski Lek, producenta suplementów diety. To świadczy
o dużym wyczuciu rynku przez zarządzających Maspeksem. Od kilku lat właśnie rynek suplementów diety przeżywa w Polsce prawdziwy boom. Polacy uwielbiają łykać przeróżne witaminy i inne wspomagacze. Maspex przejął także węgierską firmę Plusssz Vitamin, produkującą suplementy.

W 2014 r. Maspex zbudował przyczółek na bardzo perspektywicznym rynku tureckim, zawarł tam joint venture z Tat Konserve Sanayii, która należy do holdingu Koc, i wspólnie handlują sokami.

Pierwsza „repolonizacja”

Co ciekawe, hasło repolonizacji polskich marek rzucił pierwszy Krzysztof Pawiński w grudniu 2014 r. To wówczas od skandynawskiego funduszu IK Investment Partner, który w 2010 r. przejął polskie zakłady Agros Nova (transakcję sfinalizowano w 2015 r., kupiono siedem kolejnych marek: Łowicz (dżem), Krakus (warzywa konserwowe), Kotlin i Włocławek (keczupy i koncentraty pomidorowe), Fruktus (majonezy, musztardy i sosy), Tarczyn i DrWitt (soki).

– Z przekorą można to nazwać trendem odwrotnym do tego, co dzieje się u nas od lat. To repolonizacja polskich marek, które przez pewien czas były w innym układzie kapitałowym. Teraz wracają do nas, w polskie ręce. Tu będą się na pewno rozwijać, tu będą się dobrze miały – mówił wówczas dziennikarzom prezes Krzysztof Pawiński. Do czasu zakupu polskich wódek było to największe przejęcie dokonane przez Maspex.

– Agros Nova to bezdyskusyjnie jedna z najsilniejszych firm spożywczych w tym kraju, która wniesie olbrzymi dorobek do naszej spółki – wartościowe i silne marki oraz, co dla nas bardzo ważne, także profesjonalny zespół pracowników. Priorytetem na dziś jest utrzymanie sprzedaży i na tym obszarze głównie skupimy się w pierwszym etapie. Firma Agros Nova ma doskonałą strukturę handlową i jej sprawne działanie jest jednym z ważniejszych elementów sukcesu tego przejęcia. Oczywiście równolegle będą prowadzone działania integracyjne w pozostałych obszarach – na gorąco komentował prezes Pawiński.

W tym, co mówi, jest właśnie sedno pomysłu właścicieli Maspexu na biznes. Kupują marki, które doskonale współgrają z tymi, które już posiadają. Mają własny know-how rozwoju. Umieją sobie radzić z kryzysami i spowolnieniami gospodarczymi. Są na najlepszej drodze, aby stworzyć koncern, który będzie tak silny, jak szwajcarski Nestle. Nie bez powodu Maspex bywa nazywany, z nutką ironii, ale też zazdrości i podziwu, „Wielkim Konsolidatorem” na polskim rynku.

Jedyny skandal w historii

W 2017 r. Maspex był bohaterem jedynego w swojej ponad 30-letniej historii skandalu. Wówczas to w internecie, na stronie promującej napoje z serii Tiger Energy Drink, pojawiła się skandalizująca „reklama”. Środkowy palec z przewiązaną kokardką (wiadomo, co ów gest oznacza na całym świecie) i z podpisem: „1 sierpnia. Dzień Pamięci. Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie!”. Trzeba przyznać, że ze skandalem właściciele poradzili sobie błyskawicznie i z klasą. Na konto Światowego Związku Żołnierzy AK 500 wpłacili pół miliona złotych, a w 2019 r. wspólnie z Muzeum Powstania Warszawskiego uruchomili projekt edukacyjny „Parasol Historii. Wspomnienie ’44”. Wbrew oczekiwaniom wzywających do bojkotu produktów firmy nie okazał się on skuteczny. Właściciele jednak sami uznali, że taka forma promocji była niedopuszczalna i z firmą, która była za nią odpowiedzialna, rozwiązali umowę o współpracy.

Poza tą wpadką z Maspeksu płyną w świat tylko pozytywne komunikaty. Zwykle o kolejnych przejęciach i planach przejęć. Chociaż obecna akwizycja jest już 20, to w tzw. międzyczasie było przynajmniej siedem prób dużych przejęć, o których pisały media, a do których – z różnych powodów nie doszło.

Urodzeni optymiści

Krzysztof Pawiński nie tylko słynie z pełnego sukcesów zarządzania firmą, ale jest również obecny w mediach. Nie unika zabierania głosów na trudne tematy. W 2021 r. dość obszernie wypowiadał się o sytuacji na rynku.

– Właśnie w okresie rozpędzającej się pandemii zakończyliśmy największy w historii projekt inwestycyjny na 750 mln zł. Powstały nowe zakłady, nowe centra logistyczne – mówił Krzysztof Pawiński portalowi wnp.pl. – Jednak czas po pandemii jest łaskawy. Drożeją nam komponenty wchodzące w skład wytworzenia produktów. Jednak nie słyszę utyskiwań, że nie można sprzedać. Piękny czas, ale pełen wyzwań, bo trzeba zarządzać kosztami. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że tanio to już było. I praktycznie te wszystkie wzrosty kosztów: opakowań, surowców, robocizny, opłat, podatków, energii, muszą się przełożyć na wyższe ceny produktów końcowych. Innej drogi nie ma. I to jest ta zła informacja. Z jednej strony jest optymizm konsumencki, a z drugiej wysoki impuls inflacyjny. Jednak nie będzie tak, że jeżeli urośnie inflacja, to biznes stanie. Pracuję 31 lat w tej branży. Robiliśmy biznes w większych warunkach inflacyjnych. Jest trudniejszy, ale możliwy  – podkreśla prezes Grupy Maspex”.

Bo tacy są prawdziwi przedsiębiorcy. Jak mało kto rozumieją, że kryzys, trudności gospodarcze, to nie tylko kłopoty, ale także szanse. To właśnie w kryzysach dokonuje się coś na kształt „selekcji naturalnej” w firmach. Padają te źle zarządzane, których właściciele nie umieją poradzić sobie z trudnościami. Te dobre mają okazję do tanich przejęć i ekspansji na opuszczanym przez konkurencję rynku. – Na pewno sytuacja pandemiczna, a zwłaszcza jej początkowa faza, nie była czasem zachęcającym do inwestycji. Był wielki, wszechogarniający lęk, który nakazywał raczej zabezpieczać bazę swojego biznesu niż myśleć o ekspansji. Widzimy już po roku, że trzeba było postępować dokładnie na odwrót, bo decyzje inwestycyjne podjęte wówczas byłyby zrealizowane przy zupełnie innych kosztach niż te, które trzeba wziąć pod uwagę teraz – tłumaczy Pawiński.

Mocne wejście na rynek mocnych napojów alkoholowych pokazuje, że właściciele Maspeksu tak właśnie uważają. A to, że rosyjski oligarcha musi sprzedać swój biznes z powodu kłopotów finansowych? Tak właśnie wygląda życie i biznes.

Trudno dziś zgadywać, jaka będzie następna inwestycja Maspeksu. – Praktycznie wszystko, co się dzieje na rynku – z racji naszej pozycji rynkowej i dobrego serwisu doradców – jest nam prezentowane. Natomiast bardzo trudno doprowadzić do uzgodnienia transakcji, bardzo trudno wybrać ten target, który dobrze pasuje do struktury naszego biznesu. A jeśli nawet już coś jest dopasowane, to często bardzo trudno uzgodnić cenę. W związku z tym mówienie w kategoriach planów w obszarze przejęć mnie po prostu śmieszy. O tym można mówić dopiero wtedy, kiedy ma się podpisaną umowę – podsumowuje Pawiński.

Pytany we wrześniu bieżącego roku, jak tworzy się dużą firmę międzynarodową i co trzeba zrobić, aby odnieść sukces, prezes Pawiński odparł, że „gdyby recepta na sukces istniała, to najpewniej zostałaby już ujęta w skrypt”. – Recepty na sukces nie ma; sukces jest składową wielu czynników, co nie znaczy, że nie ma zachowań, kierunkowych wskazówek, które nie mają znaczenia (…) Czy wykształcenie gwarantuje sukces w biznesie? Nie. Czy jego brak wyklucza z sukcesu? Też nie. Na pewno wykształcenie nie przeszkadza, ale brak wykształcenia nie pomaga – podsumował Krzysztof Pawiński. Jego zdaniem najlepsze dla przyszłych biznesów są studia inżynieryjne, tzw. twardy science, a studia biznesowo-ekonomiczne tylko jako uzupełnienie tych pierwszych. Po drugie trzeba jego zdaniem umieć ryzykować, bo to najlepsza forma nauki: „nawet jak polegniesz, będziesz innym człowiekiem” – podsumowuje prezes Pawiński.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news