Brexit wywołał przejściową falę niepewności na rynkach finansowych, która jednak może przyczynić się do wielu pozytywnych zmian.
Przed potencjalnymi negatywnymi skutkami opuszczenia przez Wielką Brytanię struktur Unii Europejskiej ostrzegały od wielu tygodni najbardziej wpływowe postaci i instytucje świata finansów i polityki. Niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble wyraził nadzieję, że przegrana zwolenników pozostania Brytyjczyków w Unii oznaczać będzie, że „nie da się już prowadzić biznesu tak jak zawsze”. Z kolei Barack Obama zagroził nawet, że w razie opuszczenia wspólnoty Wielka Brytania nie będzie mogła liczyć na żaden szczególnie korzystny układ handlowy z USA.
Jakby na potwierdzenie wypowiadanych gróźb tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników głosowania wartość funta brytyjskiego gwałtownie spadła, osiągając najniższy poziom od 30 lat. Razem z funtem osłabiły się także inne waluty, jak choćby polska złotówka, która jednak w ciągu kilku dni odrobiła straty. Spore zamieszanie miało miejsce także na giełdach, z których w ekspresowym tempie wycofano setki miliardów dolarów. Indeks giełdowy Nikkei w Tokio stracił ponad 8 proc w ciągu jednego dnia, choć już po weekendzie odzyskał 2 proc.
Popsuty plan
Gdyby więc oceniać Brexit pod kątem samych tylko wydarzeń na światowych rynkach finansowych i giełdowych parkietach, można by odnieść wrażenie, że Brytyjczycy zabawili się kosztem całego świata, podejmując krok nierozsądny i pochopny. Współczesny świat finansów ma jednak to do siebie, że jest niezwykle upolityczniony, czego przykładem są, chociażby, zawirowania wokół Polski, ukaranej za zmianę politycznego kursu obniżką ratingu, osłabieniem waluty oraz droższym długiem.
W identyczny sposób za swoją odważną i niepoprawną politycznie decyzję ukarana została Wielka Brytania, która wprawdzie nie jest dla wielkich finansowego świata krajem o drugorzędnym znaczeniu tak jak Polska, lecz na pewno popsuła starannie przygotowywany od lat plan i dlatego przejściowo spotyka ją kara.
Większości Polaków Unia Europejska kojarzy się przede wszystkim z tysiącami dyrektyw i przepisów, a także z funduszami europejskimi oraz dopłatami dla rolników. Wydaje się jednak, że nadrzędnym celem integracji europejskiej było (i nadal pozostaje) stworzenie superpaństwa, które byłoby szczególnie atrakcyjne ze względu na swoją walutę oraz emitowany dług. Idea ta nabrała szczególnego rozpędu po zjednoczeniu Niemiec i podpisaniu Traktatu w Maastricht z 1992 roku, który przewidywał wprowadzenie do obiegu waluty euro.
Mozolny proces referendów w sprawie przyjęcia wspólnej waluty, wprowadzania mechanizmów kontroli deficytów budżetowych krajów członkowskich, przyjmowania nowych członków oraz koordynacji polityki krajów członkowskich na szczeblu centralnym spowodowały, że cała Unia Europejska została nagrodzona finansową pomyślnością. Poszczególne kraje członkowskie, które do tej pory wzbudzały nieufność ze względu na swoją rozrzutność, nagle przyciągnęły pieniądze inwestorów z całego świata. Świetnym przykładem były chociażby Włochy, których 10-letnie obligacje jeszcze na początku lat 90. miały rentowność na poziomie sięgającym nawet 14 proc., natomiast po przyjęciu euro ok. 4 proc. lub jeszcze mniej.
Z unijnego projektu superpaństwa solidarnie dbającego o długi swoich członków skorzystała także Polska. Przystępując do Unii Europejskiej w 2004 roku, polskie państwo uzyskało dostęp do bodajże najtańszego kredytu w swojej historii, którego inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Chin, czy też pozostałych krajów Unii Europejskiej byli skłonni udzielać ze względu na przewidywane stopniowe „wchłonięcie” Polski przez struktury unijnego państwa. Przed przystąpieniem do Unii rentowność polskich obligacji pozostawała na poziomie typowym dla krajów południa Europy, lecz na początku 2015 r. spadła do rekordowego poziomu poniżej 2 proc.
Problemy wielkich, szansa dla małych
Brexit okazał się wielkim, choć zapewne spodziewanym szokiem przede wszystkim dlatego, że rzucił ogromny cień wątpliwości na przyszłość całej Unii Europejskiej, ale też i wszystkich krajów członkowskich. Z tego właśnie względu na giełdach całego świata doszło do wielkiej wyprzedaży wszystkich obligacji, walut i akcji o niepewnym statusie. Do jeszcze większej niepewności przyczyniły się dodatkowo medialne doniesienia o chęci zorganizowania podobnych referendów m.in. w Holandii i Francji oraz wyrażone wprost żądania opuszczenia Wielkiej Brytanii przez środowiska niepodległościowców w krajach tworzących wyspiarską unię (Szkocja, Irlandia Północna, Walia).
Wielkie fundusze hedgingowe, akcyjne i emerytalne, czy też SWF-y (czyli państwowe fundusze, głównie z krajów arabskich) nie wiedzą obecnie, gdzie ulokować swoje wielomiliardowe środki, gdyż na dobrą sprawę nie mają pewności, jaki będzie skład Unii Europejskiej, ani też czy największe państwa przetrwają w obecnym kształcie terytorialnym, wobec wielkiej mody na secesję, która nagle w nich zapanowała.
Problemy nadnaturalnie bogatych podmiotów finansowych nie muszą jednak wcale oznaczać problemów dla zwykłych ludzi, a wręcz przeciwnie. Przeciwnicy Brexitu straszyli utrudnieniami w zakresie podróży do Wielkiej Brytanii dla wszystkich Polaków, choć zapewne skończy się na bezbolesnym programie wizowym. W zamian za to, Polacy mogą za to skorzystać na wymuszonym przez Brexit choćby częściowym uzdrowieniu finansów publicznych.
Do tej pory integracja europejska umożliwiała wszystkim krajom członkowskim bezproblemowe zadłużanie się, co w znacznym stopniu redukowało konieczność dokonywania reform finansów publicznych. Doskonałym przykładem były, chociażby 8-letnie rządy Donalda Tuska, który stał się pupilkiem na światowych salonach politycznych, w zamian za co Ministerstwo Finansów mogło bardzo tanio się zadłużać. Dzięki temu Tusk nie musiał podejmować żadnych bolesnych reform, a jednocześnie w budżecie państwa nie brakowało nigdy środków.
Wydaje się, że wraz z Brexitem trwająca od dłuższego czasu finansowa „bonanza” powoli dobiega końca, gdyż wobec niejasnych perspektyw samej Unii Europejskiej Polska (a także wielu innych mocno zadłużonych europejskich państw) nie będzie już mogła liczyć na bezproblemowe finansowanie swoich wydatków. Doskonale wiedzą o tym sami rządzący, którzy aukcję polskiego długu zorganizowali 9 czerwca, czyli dwa tygodnie przed brytyjskim referendum.
Biorąc pod uwagę dotychczasowe poczynania Beaty Szydło i jej rządu nie wydaje się, aby nowa pobrexitowa rzeczywistość finansowa wymogła na niej błyskawiczną reformę w zakresie finansów publicznych, choć w dłuższej perspektywie pewne zmiany będą konieczne. Prawo i Sprawiedliwość przejęło rządy po Platformie Obywatelskiej, która swoją uległością na politycznych salonach wywalczyła tanie źródło finansowania, lecz źródło to będzie stopniowo usychać. W pewnym momencie koniecznością stanie się więc próba ratowania budżetu na podstawie odważnych cięć w podatkach, gdyż spodziewanych miliardów z uszczelnienia systemu podatkowego wciąż nie widać na horyzoncie.
Wobec politycznych zawirowań związanych z niepewną przyszłością Unii Europejskiej, w podobnej sytuacji co Polska znajdzie się wiele innych państw. Pod wielkim znakiem zapytania stanął także flagowy projekt finansowo-polityczny europejskiej wspólnoty, jakim są wspólne unijne obligacje. Obecnie Europejski Bank Centralny skupuje obligacje poszczególnych państw członkowskich, choć w zamierzeniach eurokratów przedmiotem wykupu miałyby docelowo być wspólne obligacje emitowane przez europejskie superpaństwo.
Jednocześnie Brexit oznacza wielkie fiasko forsowanej usilnie przez niemiecką kanclerz Angelę Merkel polityki imigracyjnej. Choć w czasie kampanii poprzedzającej referendum nie zostało to nigdy powiedziane wprost, Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem przede wszystkim w obawie przed nieograniczonym napływem uchodźców, którzy szturmują brytyjską granicę. Amerykański finansista George Soros od miesięcy namawiał europejskich przywódców do przyjmowania imigrantów bez limitów, proponując, aby środki na ich utrzymanie zebrano przy pomocy specjalnej emisji unijnych obligacji o wartości 30 mld euro. Tymczasem nie dość, że Brytyjczycy powiedzieli nieograniczonemu przyjmowaniu uchodźców stanowcze „nie”, to na dodatek uczynili ów wielki finansowy projekt niezwykle mało prawdopodobnym, zagrażając samym podstawom Unii.
Komentowany szeroko w mediach chaos towarzyszący Brexitowi nie wydaje się więc czymś złym, a wręcz przeciwnie, ma szansę stać się pozytywnym impulsem do zmian w polityce gospodarczej europejskich państw, w tym Polski. W obliczu tego martwi jedynie, że obecne władze próbują szukać nowej formuły dla Unii Europejskiej, pragnąc przedłużyć sobie błogi stan niewymagający podejmowania żadnych istotnych reform.