W formie opłat i prowizji banki wyciągają z portfeli Polaków 500 złotych rocznie.
Ponad 40 złotych miesięcznie oddaje statystyczny Polak bankom w formie opłat i prowizji. Według analizy Narodowego Banku Polskiego w ciągu pierwszego półrocza banki wyciągnęły z kieszeni Polaków aż 8,8 mld złotych – tj. 8 proc. więcej niż w analogicznym okresie rok wcześniej.
– Wszystko wskazuje na to, że w całym roku ich usługi będą nas kosztowały co najmniej 17,5 mld złotych – alarmuje Roman Przasnyski, główny analityk Gerda Broker.
Czas żniw
Czasy, gdy banki zarabiały jedynie na odsetkach, dawno minął. Dziś jednym z ważniejszych źródeł przychodu są oferowane przez nie usługi – takie jak internetowy przelew, czy choćby wypłata pieniędzy z bankomatu. To właśnie takie opłaty pokrywają koszty funkcjonowania instytucji czy promocje. O tym, że banki w Polsce są pod tym kątem w europejskiej czołówce, przekonują niektóre analizy.
Analitycy Goldman Sachs, w badaniu za rok 2013, odnotowali, że udział przychodów z tytułu opłat i prowizji w przychodach ogółem, w polskich bankach sięga nawet 27 proc. Pod tym względem Polskę wyprzedzają Włosi, Portugalczycy i Austriacy. Jednak według badania przeprowadzonego rok później przez AT Karney wynikało, że z kosztami sięgającymi 125 euro rocznie (117 euro przy uwzględnieniu parytetu siły nabywczej) Polska plasowała się poniżej europejskiej średniej.
– Z wyliczeń, które robił niedawno Bartosz Turek, analityk Open Finance (wyliczył, że po odjęciu podatku zarabiamy na lokatach średnio 1,19 proc.) wynika, że aby się za to „odkuć” za pomocą lokaty musielibyśmy na niej trzymać ponad 4 tys. złotych. Wtedy wyjdziemy na zero. Minus inflacja oczywiście – informował portal INNPoland.pl.
Wiele wskazuje na to, że obecny rok może okazać się dla banków czasem największych żniw od lat i ostateczny wynik zbliży się do tego z rekordowego roku 2012. Wówczas banki na usługach zarobiły ponad 18 mld złotych. Dziś szacuje się, że w roku 2017 zarobić mogą ponad 17,5 mld złotych (do końca czerwca było to aż 8,8 mld złotych). Dla porównania w 2015 i 2016 roku bankowe opłaty nie przekroczyły poziomu 17 mld złotych.
„Zemsta” za podatek
Co powoduje wzrosty opłat? Zgodnie z przewidywaniami ekonomistów, banki postanowiły „odkuć się” za nałożony przed rokiem tzw. podatek bankowy. – Z półrocznego raportu NBP wynika, że w ciągu 6 miesięcy wzrósł koszt karty debetowej i zwiększyła się wysokość prowizji za wypłaty z bankomatów. Średnie miesięczne opłaty posiadaczy rachunków bankowych różnią się w zależności od banku. Prowizja za wypłatę z bankomatu w ciągu pół roku poszła średnio w górę o 20 gr, opłata za kartę – o 14 groszy – wyliczył portal SuperBiz.pl. – Można się więc spodziewać, że obciążenia klientów indywidualnych i firm przekroczą 17,5 mld zł. Byłoby to prawie 1,2 mld zł mniej niż rok wcześniej i oznaczało powrót do poziomu kosztów z lat 2010-2014 – szacuje Roman Przasnyski na łamach eGospodarka.pl.
UOKiK obserwuje sytuację
Analitycy wskazują, że niższe przychody banków z opłat i prowizji w ostatnich dwóch latach były spowodowane ograniczeniem opłat intercharge, związanych z płatnościami kartami. Czy jednak opłaty w Polsce są zbyt wysokie i wymagają interwencji? – Ostatnie dane Komisji Europejskiej pochodzące sprzed prawie dziesięciu lat wskazują, że nasze banki najdroższe nie były – przekonuje Przasnyski. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wykazywał już znaczące różnice w kosztach usług bankowych w Polsce i innych krajach i zalecał, by banki w określaniu ich cen brały pod uwagę uzasadnione koszty. Zdarza się jednak, że przedsiębiorcy otrzymują listowne monity na nawet 200 zł – zauważa Przasnyski.
Drogie kredyty
Jednak opłaty związane z usługami to nie wszystko. Badający rynek bankowy zwracają też uwagę na rosnące prowizje za udzielanie kredytów i inne opłaty z nimi związane. – Od kiedy stopy procentowe – a wraz z nimi maksymalne dozwolone prawem oprocentowanie kredytów – spadły do rekordowo niskich poziomów, bankowcy wywindowali prowizje za udzielenie kredytu. Niekiedy do ponad 20 proc. A najczęściej to nie koniec dodatkowych opłat, bo banki często rekomendują ubezpieczenie kredytu. Wtedy obniżają prowizję, aby klient miał lepsze samopoczucie. Kredytobiorca nie płaci bankowi tak wysokiej prowizji, tylko dodatkową składkę ubezpieczeniową. Koszt kredytu – niezależnie od tego, czy ubezpieczamy kredyt, czy nie – jest zwykle podobny – ocenia sytuację Anna Popiołek z „Gazety Wyborczej”.
Windowanie prowizji za udzielenie kredytu to pokłosie zmian z końca 2011 roku. Wówczas zniesiono dotychczasowe ograniczenia, które zakładały, że prowizja nie mogła przekraczać 5 proc. pożyczanej kwoty. Nadzór finansowy uważał, że te ograniczenia nie pomagały kredytobiorcom… bo banki i tak je omijały – dodając do kredytów kosztowne ubezpieczenia. Jednak zniesienie limitu apetytu banków bynajmniej nie utemperowało. – Znaczna część konsumentów zwraca uwagę na koszty kredytu. Kłopot w tym, że nie ma na rynku narzędzia, które zbierałoby w jednym miejscu spersonalizowane oferty oraz umożliwiało ich zestawienie w prosty i wygodny sposób – wyjaśnia Katarzyna Woźniak z FinAi.
Klientom trudno jest więc porównać oferty poszczególnych banków. Na stronach internetowych instytucji takiej opcji trudno uświadczyć.
Nieopłacalne lokaty
– Jak podaje Gerda Broker, w marcu 2017 roku oszczędzającym należało się od banków niewiele ponad 2 mld zł odsetek. To także najmniej w historii. Jak podkreślono, wszystko to w sytuacji, w której wartość zdeponowanych pieniędzy rośnie, czyli do banków przynosimy coraz więcej pieniędzy, a wysokość stóp procentowych NBP nie ulega zmianie – ocenił red. Sebastian Ogórek z Money.pl.
Najprawdopodobniej w najbliższym czasie inflacja będzie pochłaniać siłę nabywczą pieniędzy szybciej, niż banki będą w stanie dopisywać do nich odsetki. Odkładając pieniądze na lokacie, trzeba się więc liczyć z tym, że po prostu możemy stracić.