2.3 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Europa Środkowa coraz bardziej niepokorna

Zwycięskie centroprawicowe ugrupowania z Czech i Austrii mają szansę pójść o krok dalej niż „dobra zmiana”, gdyż ich liderzy nie skupiają się na polityce socjalnej i głoszą odważne wolnościowe hasła.

Za autorkę wielkich zmian na politycznej mapie Europy Środkowo-Wschodniej należy uznać niemiecką kanclerz Angelę Merkel. Od kiedy bowiem w 2015 roku wpuściła na terytorium Republiki Federalnej Niemiec ponad milion uchodźców i nielegalnych imigrantów, nastroje społeczne uległy bardzo istotnej zmianie. Jesienią 2015 roku do władzy w Polsce doszło Prawo i Sprawiedliwość, które zadeklarowało, że nie zgodzi się na przymusową relokację „nachodźców”. Wielki chaos wywołany przez imigrantów znacząco polepszył także notowania francuskiego Frontu Narodowego, holenderskiej Partii Wolności czy Niemieckiej Alternatywy dla Niemiec. Żadnemu z tych ugrupowań nie udało się przejąć władzy, lecz ich stosunkowo dobre wyniki pozwoliły nabrać pewności i rozmachu innym ugrupowaniom kwestionującym kształt obecnej polityki Unii Europejskiej i Niemiec.

To, co nie udało się we Francji, Holandii czy Niemczech, zakończyło się powodzeniem w Czechach i Austrii. Nad Wełtawą misję tworzenia własnego rządu uzyska wkrótce Andrej Babiš, a nad Dunajem – najmłodszy w historii kanclerz Sebastian Kurz. Świeżo upieczeni zwycięzcy wyborów parlamentarnych nie są oczywiście tak radykalni, jak AfD czy politycy skupieni wobec Gerta Wildersa. Zarówno Babiša, jak i Kurza, trudno też nazwać kandydatami antysystemowymi czy też antyestablishmentowymi, gdyż w minionych latach pełnili funkcje odpowiednio ministra finansów oraz ministra spraw zagranicznych i integracji, niemniej jednak od dłuższego czasu dali się poznać jako zwolennicy odważnych zmian.

Bunt przeciwko Brukseli

W zachodnich mediach o zyskujących na popularności w związku z kryzysem imigracyjnym politykach mówi się jako o populistach. Słowo to w Polsce odnosi się najczęściej do polityków posługujących się chwytliwymi i demagogicznymi hasłami, lecz w języku angielskim populizm można także rozumieć jako wyraz sprzeciwu wobec rządu elit. W tym znaczeniu zwycięzcy wyborów w Czechach i Austrii są na pewno populistami, gdyż wyrażają bunt wobec katastrofalnej w skutkach polityki Berlina i Brukseli.

W wywiadzie udzielonym niemieckiemu tygodnikowi „Der Spiegel”, Sebastian Kurz powiedział niedawno, że nie wierzy w europejską unię socjalną i że Austria nie potrzebuje kolejnych ograniczeń nakładanych przez Brukselę. Dostrzegając, że rządząca krajem od lat koalicja partii socjaldemokratów (SPŐ) oraz jego własnej partii chadeków (ŐFP) doprowadziła do stagnacji gospodarczej, zapowiedział, że w razie zwycięstwa w wyborach rozpocznie urzędowanie od zdecydowanej obniżki podatku dochodowego dla osób fizycznych oraz małych i średnich firm. Kluczowym aspektem swojego programu uczynił także bezpieczeństwo rozumiane jako ograniczenie napływu nielegalnych imigrantów. Dyskusje dotyczące uchodźców zdominowały zresztą przebieg całej kampanii wyborczej, a dobry wynik Kurza to przede wszystkim efekt jego umiejętnej postawy, dzięki której nie pozwolił, aby niezadowoleni z obecnej sytuacji wyborcy oddali swój głos na konkurencyjną, antyimigrancką partię FPŐ.

Podobny zestaw poglądów można zaobserwować u Andreja Babiša. Zdobywca 30 proc. głosów w ostatnich wyborach parlamentarnych nie kryje się ze swoją niechęcią wobec polityki nielimitowanego wpuszczania nielegalnych imigrantów na teren Unii Europejskiej i zaznacza wyraźnie, że to przybysze z innych kontynentów powinni dostosowywać się do zasad życia Europejczyków, a nie odwrotnie. Babiš dał się także poznać jako odważny krytyk Angeli Merkel, sugerujący wprost, że swoją lekkomyślną polityką sprowadziła wielkie nieszczęście nie tylko na Niemcy, lecz także całą Europę.

Jako drugi najbogatszy człowiek w całych Czechach deklaruje także, że niczym Donald Trump – zamierza rządzić krajem tak jak swoim własnym biznesem, a jednym z elementów tej polityki ma być walka z biurokracją, ograniczanie wydatków budżetowych oraz działania przeciwko osobom pasożytującym na państwowym systemie opieki społecznej. Jednocześnie Babiš zdecydowanie sprzeciwia się wprowadzeniu w Czechach euro, co już w tej chwili odbierane jest przez europejskiej elity jako bardzo buńczuczna postawa.

Zmiana nastrojów

Od zapowiedzi daleko jeszcze do czynów, a fakt, że zarówno Kurz, jak i Babiš, byli przez ostanie lata członkami rządów w swoich krajach, nakazuje zachować duży sceptycyzm, co do szansy na realizację najbardziej odważnych postulatów. Niemniej jednak ich zwycięstwo pokazuje, że w krajach Europy Środkowo-Wschodniej bardzo zmieniły się oczekiwania wyborców, którzy nie tylko sprzeciwiają się narzucaniu przymusowej integracji z imigrantami, lecz mają także coraz większe zastrzeżenia wobec polityki Unii Europejskiej, dławiącej rozwój gospodarczy, szczególnie nowych krajów wspólnoty. Dobra koniunktura gospodarcza w regionie w ostatnich latach pozwoliła wschodniej części kontynentu uwierzyć w swoje siły i prowadzić bardziej
podmiotową politykę.

Do tej pory dyżurnymi „chłopcami do bicia” w Unii Europejskiej pozostawali przede wszystkim premierzy Węgier i Polski, lecz wszystko wskazuje na to, że wkrótce będzie ich więcej. Kurz i Babiš prezentują wprawdzie odmienny typ polityki niż Orban czy Kaczyński, lecz realizacja przedwyborczych obietnic wcześniej czy później wprowadzi ich na kurs kolizyjny z Brukselą. Partie Babiša i Kurza nie są eurosceptyczne ani też nie znajdowały się nigdy w stanie konfliktu z eurokratami, lecz oczekiwania wyborców wyraźnie się zmieniły i, pragnąc zachować mandat w kolejnych wyborach, obaj liderzy będą musieli stać się nieco bardziej niechętni wobec Brukseli.

Czechy i Austria mają to szczęście, że kryzys 2015 roku wyniósł w tych krajach do władzy ugrupowania będące nie tylko sceptyczne wobec przyjmowania nielegalnych imigrantów czy też sprzeciwiające się dyktatowi Brukseli, lecz także głoszące hasła walki z biurokracją i nadmiernym socjalizmem. W Polsce wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość, które postanowiło bronić niezależności państwa i jego interesów, lecz jednocześnie do zwycięstwa wyborczego poprowadziły je hasła socjalne. Podczas gdy Kurz i Babiš dostrzegają konieczność obniżki podatków i walki z nadmiernym rozdawnictwem, Jarosław Kaczyński zobowiązał się co najwyżej nie podnosić podatków oraz zmienić schemat redystrybucji dochodów tak, aby pieniądze zgarniane do tej pory przez mafie i polityczne kliki przekazać Polakom w ramach wielkich transferów socjalnych. Populistyczna rewolta przyjęła, niestety, w Polsce bardzo socjalny kształt – w Czechach i Austrii socjalna polityka stała się symbolem wcześniejszych rządów, od których wyborcy chcą częściowo odejść.

Za bardzo pozytywne zjawisko w Europie Środkowo-Wschodniej należy uznać to, że coraz większą popularność zyskują w niej ugrupowania, które stanowiska przeciwnego przyjmowaniu imigrantów nie łączą z postawami jawnie rasistowskimi czy też skrajnie nacjonalistycznymi (tak jak to bywa np. w Niemczech), a jednocześnie swój sprzeciw wobec dyktatowi Brukseli łączą z hasłami wolnościowymi. Nowi liderzy polityczni Czech i Austrii dają pewne nadzieje na to, że kraje zwalczane dziś przez europejskie elity zyskają sojuszników.

O tym, że wyborców bardzo łatwo jest nabrać, świadczy świeży wciąż przypadek nowego prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który, pomimo pełnienia do 2016 roku funkcji ministra gospodarki, wygrał wybory przedstawiając się jako osoba spoza funkcjonującego układu. Jedną z jego obietnic było uwolnienie gospodarki i obniżka podatków. Dziś nikt już nie wierzy w realizację reform, a poparcie dla francuskiego prezydenta jest rekordowo niskie.

FMC27news