W Izraelu nie ma korupcji, tak samo, jak nie było seksu w ZSRR. Trudno inaczej skomentować liczbę afer, które od dłuższego czasu wstrząsają Tel-Awiwem.
W 70. rocznicę utworzenia Państwa Żydowskiego surowy Jahwe najwidoczniej zesłał na naród wybrany jedenastą plagę egipską. Są nią kolejne skandale z udziałem Benjamina Bibi Netanjahu, jego rodziny i współpracowników.
Zera w oczach
W Izraelu zapanowała nowa moda polityczna. Mieszkańcy demonstrują przeciwko korupcji na najwyższych szczeblach władzy. Jeśli w kraju zamieszkanym przez niespełna 9 mln osób na ulice wychodzi 50 tys. to znak ogromnego wzburzenia społecznego. Gniewne „Marsze Wstydu” przeciwko korupcji w rządzie prawicowej koalicji Likudu, na którego czele stoi Bibi Netanjahu, przetoczyły się nie tylko przez Tel-Awiw, ale nawet małe miejscowości. Co sprawiło, że kraj zajmujący 32, a więc lepsze niż Polska miejsce w rankingu światowej korupcji, został dosłownie rozjechany przez ten problem?
Gdy bliżej przyjrzeć się krótkiej historii Izraela, wyłoni się obraz burzliwy nie tylko z powodu licznych wojen toczonych z arabskimi sąsiadami. Można wręcz powiedzieć, że Izraelczycy nie mają szczęścia do własnych elit. Wydaje się, że polityków takich jak Ben Gurion, Golda Meir czy Mosze Dajan można szukać ze świecą. Były premier Ehud Olmert niedawno opuścił mury więzienne. Został zwolniony przedterminowo z odbywania wyroku za łapownictwo. Dołączył do byłego prezydenta Mosze Katzawa, który wyszedł na wolność w 2016 r. Odbył karę 7 lat pozbawienia wolności, co prawda za molestowanie seksualne i gwałt. Za to w odwrotnym kierunku udał się były minister transportu Stas Miseżnikow, który ma spędzić w odosobnieniu półtora roku za przyjęcie korzyści majątkowych. Z takimi samymi oskarżeniami zmaga się minister pracy Haim Katz. W obliczu śledztwa znajduje się obecny deputowany Knesetu Dawid Bitan, w przeszłości zastępca mera miasta Riszon le Cijon. A także były ambasador Izraela przy ONZ Danny Danon, który używał korupcji do torowania kariery politycznej.
Powyższe przykłady bledną jednak przy oskarżeniach wysuwanych pod adresem premiera Netanjahu. Skutki afer z Bibi w roli głównej najlepiej ujął jego były strategiczny doradca, a zarazem ex-przewodniczący Rady Bezpieczeństwa Narodowego Uzi Arad, który na „Marszu Wstydu” w Tel-Awiwie powiedział: „Ekonomiczna korupcja to zło, które bije w gospodarkę, podrywając nasz rozwój. Obywatele niosą socjalne brzemię w nadziei, że władza im pomoże, a nie wyśle swoich przybocznych, aby gromadzili prywatne fortuny”. O tym, jak gorąca jest atmosfera polityczna, przekonuje również dosadnie przemówienie emerytowanego generała Amira Lewina w Knesecie, skierowane do deputowanych Likudu: „Historia was zapamięta jako tchórzliwe niemowy. Nie możecie udawać, że nic nie widzicie i nic nie słyszycie, bo w ten sposób milcząco popieracie korupcję”. Jakie zarzuty wobec Bibi wywołały społeczne i polityczne trzęsienie ziemi?
Śledztwo, a raczej śledztwa, prowadzi izraelskie FBI, czyli specjalny oddział policji Lahaw 433. Sprawy upubliczniono pod kryptonimami: 1000 i 2000. W pierwszym przypadku chodzi o uzasadnione podejrzenie przyjmowania przez Bibi drogich podarunków wręczanych przez dwóch biznesmenów, australijskiego milionera Jamesa Packera i producenta filmowego oraz magnata medialnego Arnona Milchana. Z policyjnego raportu wynika, że w latach 2007–2014 premier został obdarowany drogimi cygarami, szampanem oraz wyrobami jubilerskimi o łącznej wartości miliona szekli, czyli ok. 300 tys. dolarów. Liczba podarków znacząco wzrosła od 2009 r., gdy Bibi po raz kolejny został szefem rządu. Wcześniej przyjmował prezenty, pełniąc urząd ministra łączności.
Na jaki rewanż liczyli darczyńcy? Bibi doprowadził do uchwalenia tzw. ustawy Milchana, która na 10 lat zwalniała z podatków wszystkich Żydów, którzy osiedlają się w Izraelu. Chodziło o unikniecie opłat związanych z działalnością ekonomiczną, prowadzoną w innych państwach. Ponadto na prośbę izraelskiego premiera amerykański Departament Stanu wydał Milchanowi wizę ważną 10 lat. Jako minister przeforsował znaczące inwestycje państwowe w 2 Kanał Telewizji Izraela, którego udziałowcem był Milchan i pomagał w manipulacjach właścicielskich w 10 Kanale.
Natomiast tzw. sprawa 2000 dotyczy podejrzeń o łapówkarstwo pomiędzy szefem rządu i kolejnym magnatem medialnym, Arnonem Mozesem, właścicielem tytułu prasowego „Yedioth Ahronoth”. Transakcja polegała na osobliwym barterze. Mozes zobowiązał się do propagowania korzystnego wizerunku premiera i jego polityki. W zamian szef rządu miał, cytując Lahaw 433: „Sprzyjać rozwojowi interesów finansowych «Yedioth Ahronoth» poprzez osłabienie konkurencyjnego tytułu «Israel Hayom»”. Bibi wykorzystując państwowe udziały, ograniczył nakład tego tytułu i zlikwidował piątkowy, a więc najbardziej dochodowy dodatek weekendowy.
W sprawach 1000 i 2000 policja zebrała tak mocny materiał dowodowy, dzięki przesłuchaniom najbliższych współpracowników premiera. Długoletni, prywatny sekretarz Bibi zagrożony aresztowaniem zdecydował się zawrzeć układ ze śledztwem. W zamian za status świadka koronnego, poszedł z policją na pełną współpracę. M.in. dzięki zastosowaniu takich środków Lahaw 433 zakończył dochodzenie i przekazał materiały prokuraturze generalnej. Z tym że izraelskie prawo przyznaje policji ekskluzywną prerogatywę sformułowania wiążących rekomendacji. W obu sprawach werdykt można ująć krótko: winny!
Jednak na tym kłopoty Bibi się nie kończą. Policja prowadzi bowiem dochodzenia w kolejnych aferach korupcyjnych, które już otrzymały kryptonimy: 3000 i 4000. BBC nazwała pierwszy skandal „najpoważniejszą i największą aferą korupcyjną w historii Izraela”. Choć nie dotyczy bezpośrednio premiera, to na nim spoczywa cała odpowiedzialność polityczna. W listopadzie 2016 r. izraelski 10 Kanał telewizji ujawnił wyniki swojego dochodzenia w sprawie zakupu okrętów dla marynarki wojennej. Pomiędzy Tel-Awiwem i koncernem ThyssenKrupp zawarto kontrakt na budowę w niemieckich stoczniach trzech okrętów podwodnych i czterech kutrów patrolowych.
Władze izraelskie poinformowały obywateli o korzystnych warunkach zakupu, część bowiem należności tradycyjnie dotował rząd w Berlinie. Tyle że wbrew naciskom Netanjahu, ówczesny minister obrony gen. Mosze Yalon uznał kontrakt za zbędny z wojskowego punktu widzenia. Zastrzeżenia ministra wywołał także fakt, że kutry patrolowe mogły zostać wybudowane przez rodzime stocznie, które już wcześniej realizowały identyczne zamówienia. Wreszcie zdaniem Rawiwa Drukera, dziennikarza, który ujawnił kulisy afery, umowa z niemieckim koncernem została zawarta z pominięciem procedury przetargowej.
Gdy Druker zainteresował się sprawą głębiej, odkrył inne niepokojące okoliczności. W umowie pojawił się bowiem pośrednik, izraelska firma MG 2015 Ltd., która zarobiła na kontrakcie 30 mln euro. Szok wywołał fakt, że za stronę prawną odpowiadał prywatny adwokat premiera, a zarazem jego kuzyn Dawid Shymron. Kompromitujących wniosków dopełniły informacje o cypryjskich i niemieckich kontach byłego dowódcy marynarki wojennej, na które trafiły środki przekazane przez Thyssen- Krupp z adnotacją: „na koszty operacyjne”. Policja uruchomiła więc kolejne śledztwo, zatrzymując wszystkich odpowiedzialnych. Yair Lapid, polityczny konkurent Bibi komentując skandal, podkreślił: „To absolutnie jasne, że z budżetu państwa, pomijając obowiązujące procedury, ogromne pieniądze trafi ły do Niemiec i na Cypr, po to, aby osiąść w kieszeniach ludzi bliskich szefowi rządu. To się nie mieści w głowie!”.
Tymczasem policja zajmuje się już aferą 4000. Jest to sprawa bliźniaczo podobna do oznaczonej numerem 2000. Premier stanął wobec zarzutu wspierania interesów kolejnego magnata środków masowego przekazu, Szaula Alowicza. Właściciel portalu informacyjnego „Wella” otrzymał od rządu Netanjahu ulgi fi nansowe w zamian za publikację artykułów wychwalających premiera i Likud. Zarzuty są poważne, ponieważ policji udało się pozyskać ważnego świadka. Jest nim były dyrektor generalny ministerstwa łączności Shlomo Fiber, który na polecenie szefa miał prowadzić odpowiednią politykę koncesyjną. Jak twierdzi portal „Detaly”, być może za jego sprawą Bibi oczekuje śledztwo numer 5000. Chodzi o strategię rządu wobec nadawców regionalnych oraz politykę kadrową polegającą na tworzeniu synekur w tej sieci rozgłośni radiowych.
Bibi niezatapialny
„Z wielką odpowiedzialnością i oddaniem sprawie będę prowadził Izrael w przyszłość, tak długo, jak wy obywatele Izraela będziecie mnie wybierać. Wierzę, że prawda ujrzy światło dzienne. Jestem przekonany, że podczas kolejnych wyborów, które odbędą się w ustawowym terminie, z pomocą Boga zasłużę na wasze zaufanie”. Tak brzmiało przesłanie Netanjahu do Izraelczyków wygłoszone podczas niedawnego orędzia telewizyjnego. Choć z terminem wyborów premier nie był do końca szczery.
Tak się składa, że zgodnie z przepisami izraelski premier, któremu postawiono zarzuty karne lub ma status podejrzanego o czyny kryminalne, wcale nie musi podawać się do dymisji. W każdym razie Bibi nie zamierza tego czynić, i próbował wzmocnić swoją pozycję polityczną. Pragnął wykorzystać kryzys do przeprowadzenia przedterminowych wyborów. Jak wskazują badania opinii publicznej ośrodka „Panels Politics”, Likud mógłby obecnie liczyć na więcej mandatów w Knesecie niż ma obecnie.
Ponadto 52 proc. ankietowanych uznało, że Bibi może nadal być premierem. Przeciwnego zdania jest 42 proc. badanych, ale liczba jego przeciwników zmalała. Na dodatek Netanjahu zostawia w tyle politycznych konkurentów. Jako przyszłego szefa rządu wskazało go 39 proc. ankietowanych, podczas gdy najgroźniejszy konkurent z centrolewicy Yair Lapid, uzyskał poparcie tylko 16 proc. uczestników badania.
Skąd bierze się niezatapialność Bibi? Przecież od chwili rozpoczęcia poważnej kariery politycznej w 1996 r. on i jego żona byli celem 19 policyjnych dochodzeń. Jak dotychczas żadne z nich nie zakończyło się w sądzie. Tylko od czasu wybuchu obecnych afer szef rządu był przesłuchiwany sześciokrotnie. Tak intensywnie, że w marcu znalazł się szpitalu. Dwukrotnie przed śledczymi stawała jego żona Sara, a syna Yaira taka przyjemność spotkała raz.
Izraelczykom podoba się narodowy i prawicowy kurs polityczny premiera. Netanjahu uchodzi za konserwatystę i przedstawiciela aszkenazyjskich elit, które uczyniły Izrael kwitnącym, a przede wszystkim bezpiecznym, bo uzbrojonym po same uszy. Jak mówi politolog Awigdor Eskin: „Bibi wyczuwa elektoralne nastroje, a sympatie obywateli przesuwają się na prawo”. Umiejętnie jawi się jako obrońca politycznego projektu syjonistycznego, a to oznacza obronę jednonarodowego państwa.
Likud przygotował odpowiedni projekt ustawy, który ma zapobiegać rozmyciu się żywiołu żydowskiego w morzu arabskich mieszkańców Izraela. Stąd poparcie prawicowej części społeczeństwa dla twardej polityki wobec afrykańskich imigrantów. Rząd Netanjahu realizuje program wielkiej deportacji. Twardo rozmawia lub wręcz bojkotuje dialog z Palestyńczykami, negując ideę Izraela dwóch nacji. Zdobywa także wiele punktów na arenie międzynarodowej. Przyjaźni się i dobrze rozumie z Donaldem Trumpem. To przecież Bibi doprowadził do praktycznego uznania Jerozolimy za stolicę Izraela, czym jest decyzja Białego Domu o przeniesieniu tam ambasady. Zapowiedział twarde veto wobec irańskiej obecności wojskowej w Syrii i Libanie. Grozi Teheranowi wojną, gdy sygnały płynące z Tel-Awiwu nie zostaną należycie zrozumiane.
Odniósł też spore sukcesy w uregulowaniu stosunków z Arabią Saudyjską. Do tego stopnia, że Izrael zaczyna być postrzegany w Rijadzie i Kairze, jako cenny członek sunnickiej koalicji wymierzonej w mocarstwowe apetyty Iranu stojącego na czele szyickiego półksiężyca wpływów.
Netanjahu czuje obecnie wiatr wiejący w żagle. Ośmiela się nawet utrudniać działania policji. Najpierw Likud złożył projekt ustawy, która odbierała Lahaw 433 prawo formułowania oskarżycielskich rekomendacji dla prokuratury generalnej. Gdy inicjatywa wywołała społeczne protesty, rozpoczął wojnę podjazdową. W sprzyjających mediach sugeruje polityczne zaangażowanie generalnego inspektora policji po stronie opozycji. Ludzie premiera dodają wątek osobistej zemsty, za to, że szef policji nie doczekał się mianowania na prestiżowe stanowisko szefa Szabaku (służby bezpieczeństwa). Gdy to nie wystarczyło, rozpętali kampanię obniżki uposażeń policyjnej góry.
Natomiast wpływowy dziennik „Haaretz” dopatrzył się nawet tajemniczych prób inwigilacji funkcjonariuszy Lahaw 433 i grzebania w ich biografiach. Podobne odczucia ma prokurator Liat Ben Ari Sheweky, która konsultując sprawę 1000 i 2000, jasno wyraziła swoją opinię na temat premiera: „nawet suma 100 szekli może być korupcyjną łapówką”. Prokurator twierdzi, że w jej domu ktoś założył podsłuch. Czy taka gra wystarczy, aby Bibi utrzymał się na politycznej scenie?
Afery korupcyjne dotyczą przecież także jego otoczenia, a przede wszystkim rodziny. Żona Sara jest prawdziwym wulkanem skandali. Począwszy od procesów cywilnych o mobbing wytoczonych przez liczną służbę. Smakowitym kąskiem dla mediów były zeznania kobiety pracującej w rodzinie od 30 lat, która nie wytrzymała ciągłego bombardowania kapciami wiecznie niezadowolonej małżonki szefa rządu. Sara Netanjahu jest także oskarżana o szafowanie państwowymi pieniędzmi. Mimo że w rezydencji jest zatrudnionych kilku kucharzy, to rachunki z drogich restauracji przekroczyły ponoć 100 tys. dolarów.
Swego czasu magazyn „Vanity Fair” opublikował wiele mówiący artykuł, w którym Sara została nazwana Lady Makbet. Jeden z anonimowych przyjaciół domu powiedział: „Ona rządzi w Izraelu wszystkim. Może awansować lub zniszczyć dowolnego człowieka. To ona decyduje, kogo mąż ma zatrudnić, co ma robić, z kim się spotykać, a z kim nie”. Być może zyskuje w ten sposób dla Bibi męską solidarność, zważywszy, że jak twierdzą świadkowie: „mąż musi chować się w łazience, aby porozmawiać telefonicznie z tym szkolnym przyjacielem, którego nie toleruje Sara”.
Sporo kłopotów przysporzył syn Yair. W listopadzie ubiegłego roku ogromny skandal wywołały nagrania ujawnione przez 2 Kanał telewizji. Wyraźnie podpity syn premiera rozmawiał telefonicznie ze swoim przyjacielem. Dialog odbywał się przed jednym nocnych klubów Tel-Awiwu, dokąd udał się w eskorcie rządowej ochrony, a przedmiotem były adresy prostytutek. Latorośl Bibi prosiła rozmówcę o drobną pożyczkę, swoją prośbę zaś argumentowała następująco: „Mój ojciec dał zarobić twojemu 20 miliardów szekli, a ty odmawiasz mi 400?!”.
Okazało się, że chodzi o syna przedsiębiorcy Kobi Maimona, właściciela koncernu Isramco, który otrzymał od rządu Netanjahu koncesję na wydobycie gazu z bogatych złóż odkrytych w szelfi e Morza Śródziemnego. Po kompromitującej publikacji premier i jego syn długo przepraszali Izraelczyków, ale niesmak pozostał. Tym większy, że choć Yair odżegnuje się od polityki, to jest ważnym doradcą ojca. Startuje także w prawyborach Likudu, wyłaniających młodych liderów, przyszłość partii.
Jak wobec tego potoczą się losy Bibi Netanjahu i jaka przyszłość czeka polityczną scenę Izraela? Na razie premier zamiata afery pod dywan, wskazując na ich polityczne tło. Konserwatywny tytuł amerykański „Breitbart” o atak na Bibi oskarża aparat państwa, wskazując na liczne podobieństwa do sytuacji Donalda Trumpa. W obu przypadkach uderzenia, pod wymyślonymi pretekstami, przeprowadziła się biurokracja. Skorzystała na tym opozycja, która od miesięcy wzywa premiera do dymisji. Tymczasem zdaniem obrońców to wielka polityczna hucpa. Na przykład według ministra sportu i turystyki Miry Regew, za skandalami kryje się Lapid, który tym sposobem próbuje pozbawić władzy Likud. Jej kolega do spraw ekologii i Jerozolimy komentuje kryzys następująco: „żal mi tych zawistników, którzy nadzieje na dymisję Bibi wiążą z oszalałym atakiem medialnym”.
Jednak politolog Awigdor Eskin twierdzi, że nadciąga nieuchronna zmiana izraelskich elit. „Ludzie, którzy byli realnie u władzy od lat 70. czyli relatywnie liberalna elita, ustępują miejsca nowym siłom, które można nazwać umownie bardziej konserwatywnymi i kierującymi się względami religijnymi”. Zdaniem Eskina obecnie dochodzi do konfliktu obu grup o wpływy w państwie. Konserwatysta Netanjahu próbuje utrzymać się w siodle, zajmując pozycję odnowiciela elit. Politolog nie robi również większych nadziei na dymisję Bibi. W jego ręku jest wiele nici, których pociągniecie opóźni działania wymiaru sprawiedliwości na wiele miesięcy. „Tymczasem wykorzystując wysoki poziom popularności i poparcia swoich zwolenników, Bibi może przedstawić całą historię, jako niedemokratyczną próbę wyeliminowania go z wyborów i pozbawienia szans reelekcji”.