Do czego sprowadza się marksizm, socjalizm, komunizm, czy jak to tam zwał w zależności od stopnia stosowanej przemocy? W gruncie rzeczy do bardzo prymitywnej idei, że bogatym należy zabrać ich aktywa (pieniądze, posiadłości etc.) i oddać wspólnocie – państwu, by nimi dysponowała dla dobra ogółu.
Bezpośrednim wykonawcą takiego rozporządzania cudzą, a teraz już niby wspólną własnością, jest oczywiście urzędnik, czy to państwa, czy partyjny – jakiś tam do tego celu przez kradnących wytypowany. Oczywistym jest, że taki państwowy złodziej wyznaczy sam siebie. Kradnie się wszak, by mieć, posiadać, dysponować
Ta prostacka idea do tego stopnia zafascynowała intelektualistów, że mówiono nawet o heglowskim ukąszeniu. Mniejsza o to, czy to określenie Miłosza jest trafne, rzecz sprowadza się do zachłyśnięcia Marksem i jego ideą zorganizowanej przez państwo i jego funkcjonariuszy kradzieży. O ile Miłosz pisał o zarażonych intelektualistach, o tyle trudno za takowych uznać współczesnych nam apologetów kradzieży, jak np. dziennikarzy Gazety Wyborczej, czy szefa Razem – Zandberga, którzy uważają, że państwo powinno było ograbić np. Fundację Książąt Czartoryskich.
Skok na gromadzone przez stulecia dzieła odbył się już wcześniej. Przekazanie więc przez państwo Fundacji 5- 10 proc. wartości owych dzieł w formie gotówki jest zamachem na sprawiedliwość społeczną, którą intelektualiści lubią mylić z heglowską etycznością. Ani autor z Gazety Wyborczej podpisujący się jako Galopujący Major, ani Adrian Zandberg intelektualnie rozwinięci nie są, ale zadają dość trafne dla złodziejskiej logiki pytanie: A na kiego grzyba płacić za coś, co już się ma?
Galopujący Major napisał: „Gdyby PiS był partią antyelitarną, to zamiast wydawać 0,5 miliarda złotych na elitarną arystokrację, po prostu uchwaliłby, że dzieła wskazane rozporządzeniem ministra nie mogą bez jego wiedzy opuszczać terenu Polski, a każdy właściciel ma obowiązek je udostępniać publicznie, jeśli chce to odpłatnie”. Prawda, jakie to proste. Wystarczy, by funkcjonariusze państwa wydali zarządzenie dotyczące tego, co kto ma prawo czynić ze swoją własnością.
Zandberg chce nawet do sprawy zaprząc CBA. Według tych myślicieli skoro Ministerstwo Kultury zapłaciło Fundacji 100 milionów euro za dzieła, które wcześniej ukradło państwo, to oczywiście teraz państwo zostało okradzione. Portal „natemat.pl” pisze nawet, że Fundacja się wzbogaciła kosztem nas wszystkich. Fundacja oddała dzieła za 5 – 10 proc. wartości, ale się wzbogaciła. Sama idea „wzbogacenia się” niesie już w sobie zło.
Tymczasem nie trzeba być znawcą, by wiedzieć, że sam obraz Leonarda Da Vinci „Dama z łasiczką” prawdopodobnie jest wart więcej niż owe 100 milionów euro, które zapłacono za całą kolekcję dzieł i ksiąg. Pisanie o wzbogaceniu się jest nawet jakoś tam spójne z lewacką logiką, bo samo posiadanie pieniędzy jest już złem. Państwo najwyraźniej zbiedniało, bo co prawda zapłaciło tylko 5 – 10 proc. wartości, ale ma przedmioty, a nie gotówkę, a na dodatek wydało pieniądze na coś, co i tak już wcześniej ukradło. By uzasadnić złodziejstwo, podaje się nawet argument, że państwo przez lata utrzymywało kolekcję i dbało o nią.To ciekawe rozumowanie można by pewnie zastosować jako linię obrony w zwykłych sprawach kryminalnych. Gdyby Iks ukradł Galopującemu Majorowi samochód to mógłby się bronić: Proszę Wysokiego Sądu, owszem zajumałem samochód temu Majoru, ale garażowałem go, kupiłem nowe opony, pojechałem a myjnię, a nawet wymieniłem olej.
Teraz okazuje się, że Fundacja Czartoryskich popełniła kolejny niewybaczalny grzech. Otóż wydała te 100 milionów euro, a może nawet przelała je do Liechtensteinu. Jakim prawem arystokraci zrobili ze swoimi pieniędzmi co chcieli – pytają komuchy. I znów osobnicy o nienormatywnej orientacji intelektualnej grzmią, a w zasadzie nawołują – powinniśmy im ukraść te pieniądze. Jeśli nie da się wprost, to przynajmniej zmuśmy ich do zrobienia z nimi tego, co my chcemy. To my i nasi funkcjonariusze/ złodzieje zdecydują, jak je wydać i gdzie. Maciej Radziwiłł, członek zarządu Fundacji Czartoryskich broni przeniesienia jej aktywów do Liechtensteinu i założenia nowej – Le Jour Viendra. Wskazuje, że tam są dużo lepsze warunki do prowadzenia działalności przez fundacje. I nie ma się co dziwić. Nie dość, że Fundacja Czartoryskich praktycznie podarowała swe zbiory, to teraz jeszcze ludzie o mentalności komuchów zaszczują fundatorów, a może znów ograbią.
Źródło: wei.org.pl