Czy Polsce grozi kryzys śmieciowy? Jak poradzić sobie z odpadami? To pytania, które zdominują nadchodzącą kampanię samorządową.
Uroku dodadzą jej nielegalne wysypiska, samorządy monopolizujące rynek oraz nieudolne próby sprostania normom unijnym dotyczącym odzysku odpadów.
Jednym z problemów przed jakimi stają mieszkańcy są lokalne monopole spółek wywożących i przerabiających odpady. Od kwietnia jest to przypadek Warszawy, gdzie Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania (MPO), w dozwolonym prawem trybie bez przetargu przejęło cały strumień odpadów obywateli na cztery lata począwszy od 2019 r. Kontrakt wart jest ponad pół miliarda złotych i zakłada maksymalny wywóz ok. 2,8 mln ton śmieci. Oznacza, to że za tonę odpadów warszawiacy zapłacą około 180 zł, o prawie 60 proc. więcej niż obecnie.
– Bat wyborczy zatłukł profesjonalną gospodarkę odpadami, zanim zdążyła na dobre się rozwinąć. Nikt nie chciał słuchać o zagospodarowaniu odpadów, liczył się tylko tani i sprawny ich odbiór. No ale to było w 2013 r., kto wtedy myślał o 50-procentowym odzysku materiałowym na 2020 r.? Dziś, w roku 2018, mówi się o tym coraz częściej i ze wzrastającą trwogą. Rynek potrzebuje mechanizmu konkurencji, nikt tak jak on nie ostudzi ludzkiej pazerności i nie wyeliminuje z rynku nieefektywnych podmiotów posiadających infrastrukturę rodem z ubiegłowiecznego skansenu – mówi Portalowi Samorządowemu Jerzy Ziaja, z Ogólnopolskiej Izby Recyclingu.
Wzrost cen, to nie jedyna konsekwencja monopolu. Oprócz podwyżek stawek, konsekwencją braku konkurencji jest spadek jakości usług. MPO, które „otrzymało” warszawski rynek posiada obecnie spalarnię na 40 tys. ton odpadów, co nie wystarczy do przyjęcia wszystkich śmieci z miasta. Wątpliwe pozostaje, czy Warszawie uda się spełnić normy unijne przy obecnych mocach przerobowych. Obecnie ministerstwo proponuje by od 1 lipca obywatele segregowali cztery frakcje odpadów (szkło, metal i plastik, papier, odpady bio) by poradzić sobie z normami unijnymi.
Tymczasem prawdziwa segregacja odbywa się w wyspecjalizowanych zakładach. Dodatkowe kubły nie rozwiążą problemu i miasta będą musiały zatrudnić więcej pracowników, co również może prowadzić do wzrostu cen. Sceptycy mówią również o możliwej prywatyzacji MPO po uzyskaniu monopolu i likwidacji prywatnych firm działających na rynku. W takim scenariuszu może powtórzyć się scenariusz warszawskiego SPEC- -u, sprzedanego zagranicznemu kapitałowi. Na warszawskim rynku zabraknie podmiotów rodzimych, które mogłyby myśleć o przejęciu, a monopolista z publicznego zmieni się w prywatnego.
Najniższa cena czy recycling?
Główny Inspektorat Ochrony Środowiska zwraca uwagę na nielegalne składowanie odpadów w wielu gminach. W wyniku tzw. „rewolucji śmieciowej” z 2013 r. samorządy przejęły od firm strumień odpadów by uniknąć wyrzucania ich w lasach lub dzikich wysypiska. Niestety w przetargach na nowych zarządców odpadami stosowano kryterium najniższej ceny, a nieuczciwi operatorzy wywozili śmieci na żwirowiska lub nielegalne składowiska. GIOŚ zwraca uwagę, że prokuratora robi niewiele by pomóc w walce z tym procederem – w 28 proc. przypadków Prokuratura Generalna odmówiła wszczęcia postępowania w sprawach nielegalnego składowania, a w 47,5 proc. sprawy zostały umorzone.
– Niemniej jednak należy wskazać, iż GIOŚ nie posiada pełnej wiedzy na temat liczby spraw, które zostały umorzone przez Prokuraturę lub w przypadku których nie zostały podjęte działania, a także liczby osób skazanych w wyniku prowadzonych postępowań. Jednakże oczekuje się, iż współpraca nawiązana pomiędzy GIOŚ a Prokuratorem Generalnym, polegająca w dużej mierze na wzajemnej wymianie specjalistycznej wiedzy pozwalającej na właściwie przygotowanie i udokumentowanie przez organy Inspekcji Ochrony Środowiska zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, w efekcie pozwoli zwiększyć skuteczność działań ukierunkowanych na walkę z „szarą strefą”, w tym procederem nielegalnego porzucania odpadów – mówi Katarzyna Pirowska z GIOŚ, w rozmowie z PortalSamorzadowy. pl
Źródło: PortalSamorzadowy.pl