0.9 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

USA-IRAN. Wojna nie wybuchnie

Trwa już od lat

Lotniskowcowa dyplomacja
Amerykańscy politycy mawiają, że lotniskowiec skierowany do strefy jakiekolwiek konfliktu na kuli ziemskiej to „sto tysięcy ton dyplomacji”. Mają na myśli wyporność jednostki o napędzie jądrowym, zdolnej do przenoszenia ponad 90 samolotów bojowych. Oczywiście mowa o całych zespołach bojowych marynarki wojennej ponieważ, oprócz lotniskowca, w jego skład wchodzą krążowniki rakietowe, atomowe okręty podwodne oraz jednostki bezpośredniej osłony. USA mają jedenaście grup bojowych, co wraz z siłą ekonomiczną decyduje o supermocarstwowym statusie Ameryki. Innymi słowy, potencjał marynarki wojennej jest najlepszą projekcją globalnej siły Waszyngtonu. Najnowsza informacja departamentu stanu dotyczy skierowania lotniskowca USS „Abraham Lincoln” w rejon Bliskiego Wschodu, a dokładnie na wody Zatoki Perskiej. Doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Trumpa powiedział, że zespół bojowy, wzmocniony eskadrą strategicznych bombowców B-52, jest wyraźnym sygnałem dla Iranu. Wg Johna Boltona: „wzmocniona obecność militarna posłuży natychmiastowej i bezwzględnej reakcji na wrogie działania Teheranu wobec dyslokowanych w regionie jednostek amerykańskich”.

Mało kto zwrócił jednak uwagę na kolejność działań amerykańskiej marynarki wojennej. Logika została zaburzona dlatego, że w poszukiwaniu sensacji światowe media pomijają kluczową informację. Po pierwsze, obecność okrętów USA tej klasy u irańskich wybrzeży jest raczej normą niż wyjątkiem od reguły. Po drugie, według „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Decyzja o skierowaniu »Abrahama Lincolna« na bliskowschodnie wody została podjęta ze znacznym wyprzedzeniem”. I po trzecie wreszcie, w odwrotnym kierunku, a więc na Atlantyk, wpłynęła bliźniacza jednostka USS „John Stennis”, która już przepłynęła Cieśninę Gibraltarską. Wynika z tego, że jest to zwykła rotacja lotniskowców na wodach Zatoki Perskiej, choć w niezwykłych okolicznościach. Najnowszych ostrzeżeń przed irańskimi dywersjami dostarczył Waszyngtonowi wywiad Izraela, jednak cała awantura ma drugie dno. Jest raczej kolejnym elementem trwającej od lat wzajemnej eskalacji, a już z pewnością „sto tysięcy ton” to wyraz dyplomacji z pozycji siły, a nie chęć kompromisu.

Ułomne porozumienie
Co sprowokowało Waszyngton do ostrych reakcji? Irański prezydent zadecydował 8 maja o częściowym zawieszeniu porozumienia zawartego w 2015 r. z tzw. Szóstką, czyli z USA, Chinami, Rosją, Wielką Brytanią i Francją (stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ) oraz z Niemcami. Umowa dotyczyła zastopowania irańskiego programu jądrowego ze względu na uzasadnione podejrzenia międzynarodowe, że ten nie służy cywilnej energetyce tylko celom wojskowym, tj. budowie ładunków jądrowych. Partnerzy porozumienia obiecali, że wraz z wypełnianiem umowy potwierdzonej kontrolami MAEA (agencji atomowej) zdejmą z Iranu sankcje blokujące od lat rozwój ekonomiczny kraju. Do najsilniejszych należało embargo na eksport ropy naftowej, ponieważ Iran zajmuje czwarte miejsce w świecie pod względem zapasów tego surowca. Handel ropą naftową to dla reżimu ajatollahów być albo nie być. Trzeba przyznać, że Iran wywiązał się z podjętych zobowiązań, co wykazały inspekcje MAEA. Podobne stanowisko zajęli europejscy sygnatariusze umowy oraz Chiny, zainteresowani dostawami irańskiej ropy oraz otwarciem tamtejszego rynku na import i inwestycje.

Niestety w 2018 r. prezydent Donald Trump jednostronnie wypowiedział umowę z Iranem i przez dwanaście miesięcy nie tylko przywrócił amerykańskie sankcje, ale znacznie je wzmocnił. Chodzi o tzw. wtórne restrykcje, które rozciągną się na wszystkich zagranicznych partnerów handlowych i finansowych Teheranu, jeśli nie dostosują się do nakazów Waszyngtonu. Nowe sankcje USA mocno uderzyły w irańską gospodarkę. Według tamtejszego portalu „Akhbarrooz”: „Zimą 2019 r. 28 państw UE całkowicie przerwało zakupy irańskiej ropy. Wzajemne obroty handlowe uległy szesnastokrotnemu zmniejszeniu w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku”. Trzeba dodać, że narodowa waluta, rial, uległa dwukrotnej dewaluacji. Zubożali Irańczycy coraz częściej wychodzą na ulice w protestach ekonomicznych, lecz podtekst politycznych reform autokratycznej republiki islamskiej rozbrzmiewa już donośnie. Dlatego w maju Hassan Rouhani zapowiedział, że Teheran czasowo wstrzymuje zagraniczną sprzedaż uranu produkowanego przez cywilną energetykę. W 2015 r. zobowiązał się do przekazywania zagranicy wszelkich nadwyżek ponad ustalony limit 300 kg surowca rocznie. Ponadto Rouhani wystosował otwarte ultimatum wobec Pekinu, Moskwy, Londynu, Paryża i Berlina. Jeśli światowe stolice nie wypełnią swoich zobowiązań ochrony irańskiego sektora bankowego i naftowego przed jednostronnymi sankcjami Waszyngtonu, Teheran powróci do wzbogacania uranu na skalę przemysłową. Iran wyznaczył partnerom 60 dni na realizację umowy.

Wiadomo także, że Teheran reaktywował nielegalne kanały eksportu ropy naftowej, którymi posługiwał się przed 2015 r. Na wodach międzynarodowych pływa co najmniej siedem ogromnych tankowców bez śladów przynależności państwowej, za to z setkami tysięcy ton irańskiego surowca oferowanego wszystkim chętnym. Zdaniem ajatollahów prawdziwym celem amerykańskiej marynarki wojennej nie jest przeciwdziałanie ewentualnym atakom na siły zbrojne USA, a izraelskie dane wywiadowcze to kolejna prowokacja Jerozolimy. Faktycznie chodzi o uszczelnienie blokady ekonomicznej Iranu na kubańską manierę. Stawką jest przerwanie życiodajnego źródła, dzięki któremu do Iranu dociera waluta niezbędna w imporcie towarów pierwszej potrzeby. Z tego powodu Teheran zagroził, że w przypadku podjęcia morskiej kwarantanny odpowie wojskowym zamknięciem Cieśniny Ormuz. To strategiczny szlak wywozu ropy naftowej nie tylko z Iranu, lecz także z Iraku, Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Chodzi zatem o los ok. 35 proc. światowych obrotów ropą naftową i kondensatem gazowym. Irańska kontrblokada cieśniny lub starcia zbrojne na tym akwenie mogłyby załamać światowy rynek energetyczny i wstrząsnąć cenami surowca. Z takim obrotem sprawy, odczuwalnym natychmiast w portfelach, muszą liczyć się także polscy kierowcy.

Plany Waszyngtonu
Deklarowanym celem USA jest zmuszenie reżimu ajatollahów do zawarcia nowego, bardzo szeroko pojętego porozumienia międzynarodowego. Jak mówi bliskowschodni ekspert Henning Riecke z Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej: „Dla Amerykanów kształt umowy jądrowej nie był nigdy problemem samym w sobie. Ich pretensje do Iranu są kompleksowe”. Od zawsze była to kwestia nieuznawania prawa Izraela do istnienia, podniesiona do rangi ideologicznego filaru ajatollahów. Od pierwszej dekady XXI w. ogromne obawy budzą irańskie aspiracje mocarstwowe w regionie. Teheran wspiera antysunnicką opozycję polityczną w państwach sojuszniczych Waszyngtonu, wykorzystując antyamerykańskie i antyizraelskie nastroje wśród szyickich mniejszości. To nie przelewki. Poprzez ugrupowanie Hezbollah Iran podporządkował scenę polityczną Libanu. Wspiera alawitów w syryjskiej wojnie domowej, ratując tym samym władzę Asada. Dzięki oficjalnej pomocy USA i cichemu poparciu Teheranu szyici, którzy przejęli władzę w Iraku, zdołali ją utrzymać w starciu z sunnickim ISIS. Dokonały tego milicje rekrutowane w Iraku, Afganistanie i Pakistanie za irańskie petrodolary. Wreszcie Teheran zbroi szyitów Jemenu, którzy wywołali wojnę domową, a obecnie skutecznie walczą z interwencją zbrojną sunnickiej koalicji finansowaną przez Arabię Saudyjską.

Dzięki rosnącej strefie wpływów Iranowi udało się utworzyć lądowy korytarz przebiegający przez Irak i Syrię, aż do granic Izraela. Płyną nim broń, technologie rakietowe i fundusze dla palestyńskich radykałów ze Strefy Gazy oraz do Libanu. Irański Korpus Strażników Islamskiej Rewolucji (KSIR) zakłada bazy wojskowe w całym regionie, zaś z Syrii i Libanu atakuje izraelskie miasta. Waszyngton rozumie zatem nowy układ z Iranem jako akt bezwzględnej kapitulacji. Plan zakłada całkowity odwrót Teheranu od regionalnych ambicji, wsparcia szyickich społeczności, wycofanie KSIR do kraju. Waszyngton nie zapomina o pełnej rezygnacji z programu atomowego oraz, co ważne, z nie mniej ambitnego projektu rozwoju rakiet balistycznych, który nie był ujęty w poprzedniej umowie. W sumie niewiele pozostanie z władzy ajatollahów, o ile w ogóle coś pozostanie, bo zdaniem irańskiego portalu „Kayhan”: „Prawdziwym celem USA jest zamordowanie irańskiej gospodarki, wywołanie antyrządowego przewrotu i ponowne wejście Teheranu w orbitę zachodnich wpływów”. Temu służą śmiertelne uściski blokady ekonomicznej. Program maksimum przyświeca USA od 1979 r., gdy obalono rządy proamerykańskiego szacha Iranu. Spiralę konfliktu nakręciło wzięcie personelu amerykańskiej ambasady w Teheranie jako zakładników. W 1984 r. po zamachach na amerykańskich żołnierzy w Europie i na Bliskim Wschodzie, Waszyngton oficjalnie uznał Iran za „sponsora międzynarodowego terroryzmu” a jako że ten odpierał wówczas iracką agresję, USA zaangażowały się w tzw. wojnę tankowców. Obie walczące strony atakowały morskie szlaki tranzytu ropy, ale szczególnie skutecznie działał Iran. Od lat 80. XX w. doszło do wielu zbrojnych incydentów amerykańsko- -irańskich. Krwawych, ponieważ okręty USA zestrzeliły omyłkowo irański liniowiec pasażerski, na co Iran odpowiadał próbami ataków na amerykańskie okręty.

Co dalej?
Historia zatoczyła właściwie koło, ponieważ wojna amerykańsko-irańska trwa od 40 lat. USA wykorzystały instrumenty ekonomiczne na czele z naftowym embargiem i zamrażaniem zagranicznych funduszy Teheranu. Iran był i jest ponownie odłączony od systemu elektronicznych transakcji SWIFT. Nowością jest zakaz rozliczeń w dolarach i rialach, co powoduje pełną blokadę bankową. Od lat trwa wojna cybernetyczna. CIA przy użyciu izraelskich technologii dokonała udanego ataku na irańskie centryfugi uranowe. W odwecie hakerzy irańskiej armii atakowali nieraz Izrael i USA. Nie mniej skutecznie co przeciwnicy starają się utrzymać w tajemnicy ze zrozumiałych względów. W tym kontekście wyjaśniają się zadziwiające postępy palestyńskich hakerów, którym za pomocą niewinnych aplikacji udało się spenetrować prywatne i służbowe telefony połowy żołnierzy izraelskiej armii. Cały czas trwają operacje specjalne, dlatego Waszyngton oraz Teheran zarzucają przeciwnikowi akty terroryzmu. W najlepsze toczy się regionalna proxy war, w której cele delegowane przez USA podejmują Izrael i Arabia Saudyjska. Iran odpowiada z pełną siłą, czego przykładem był ostatni atak rakietowy dokonany z palestyńskiej Strefy Gazy. W opinii byłego ambasadora Izraela w Moskwie: „Ostrzał stanowił rodzaj irańskich pozdrowień dla Jerozolimy i Waszyngtonu”. Za prowokacją stał palestyński „Dżihad”, organizacja finansowo sponsorowana przez ajatollahów.

Spirala konfrontacji i napięcia rośnie, tak więc obecność lotniskowca jako instrumentu nacisku jest uzasadniona. Tyle że Teheran w pojętny sposób przyswoił reguły wojny hybrydowej, stając się przeciwnikiem groźnym nawet dla supermocarstwa. Biały Dom najwidoczniej liczy się z niebezpieczeństwem, czego przykładem jest uznanie KSIR za organizację terrorystyczną. To prawdziwy ewenement w światowej praktyce, dotyczy bowiem regularnych sił zbrojnych obcego państwa. Pojęcie terroryzmu i walki z tym zagrożeniem ulega mocnemu rozmyciu, za to USA zyskują potężny instrument konfliktu z Iranem. Od tej chwili nasilą się z pewnością izraelskie naloty na bazy KSIR w Syrii oraz oddziały libańskiego Hezbollahu. Nowy motor napędowy zyskuje amerykańska inicjatywa arabskiej koalicji wymierzonej w Iran. Każda interwencja zbrojna tzw. arabskiego NATO, na przykład w Jemenie, będzie miała antyterrorystyczny wymiar. Jedno można natomiast wykluczyć USA nie dokonają na Iran klasycznej inwazji zbrojnej na podobieństwo operacji irackiej z 2003 r. Waszyngton nigdy nie zdecyduje się na bezpośrednią konfrontację z narodem liczącym 80 mln osób dyszących antyamerykanizmem. Irańczycy są Persami, a nie Arabami i w odróżnieniu od nich są bitnymi patriotami. Posiadają pamięć historyczną o tym, jak w latach 50. XX w. CIA dokonało zamachu na demokratyczne władze Iranu, na dziesięciolecia zaprowadzając despotyczny reżim szacha.

Jakakolwiek okupacja byłaby dla USA śmiertelną pomyłką. Taką myśl zawarł dowódca sił specjalnych KSIR operujących za granicą. Generał Solejmani wytknął publicznie Amerykanom 17 lat nieudolności w Afganistanie. „Nie umiecie sobie poradzić z Talibami i dziś prosicie ich zmiłowania, a rzucacie się na nas? Czekamy”. zagroził na Twitterze nieuchwytny „terrorysta nr 1” odpowiedzialny za liczne akty terroru na świecie. Natomiast jeśli blokada gospodarcza i embargo naftowe zawiodą, możemy stać się świadkami tzw. chirurgicznych uderzeń rakietowo-lotniczych. Ucierpi przemysłowa infrastruktura Iranu, co dokona się pod pretekstem zniszczenia potencjału jądrowego. Pytanie, czy bombardowań dokona lotnictwo izraelskie czy bezpośrednio amerykańskie, nie zmienia istoty rzeczy. Będzie to tylko kolejny środek perswazji do podpisania przez Iran aktu kapitulacji, a nie wypowiedzenie wojny. Kolejnym problemem Waszyngtonu są skutki uboczne zaostrzenia irańskiej polityki. Wiosną 2019 r. USA wycofały zgodę na czasowy import irańskiej ropy naftowej dla szeregu państw. Zachodni sojusznicy, objęci dotychczas wyjątkowym statusem, już znaleźli alternatywnych dostawców. Bez entuzjazmu, na co wskazuje unijny mechanizm obchodzenia amerykańskich sankcji. Oczywiście nieskuteczny, bo europejskie koncerny doceniają zyski z rynku amerykańskiego, a nie wiążą nadziei na wątpliwe korzyści irańskie.

Inna sprawa to Chiny, z którymi USA pertraktują nową umowę handlową. Pekin pozornie pogodził się z bliskowschodnią polityką Waszyngtonu, ale z pewnością na wzór północnokoreański będzie starał się nielegalnie łamać embargo. Nie dlatego, że nie ma innych dostawców, ale po to, aby wesprzeć ajatollahów w globalnym starciu z USA. W każdym razie światowe media wskazują dwóch beneficjentów polityki Donalda Trumpa. Pierwszym jest Arabia Saudyjska, która ma zastąpić irański surowiec na europejskim rynku własnymi dostawami. Drugim wygranym jest Rosja, która również zyskuje nadzwyczajne dochody eksportowe. Paradoksalnie w czasie, gdy sama jest obłożona międzynarodowymi sankcjami. Ponadto Moskwa chce się pozbyć z Syrii niepotrzebnego już taktycznego sojusznika, jakim był do tej pory Iran. Ekonomiczne osłabienie Teheranu, połączone z nasileniem militarnej aktywności Izraela i państw sunnickich jest Kremlowi tylko na rękę. Tylko nikt nie zastanawia się nad pytaniem, co stanie się, jeśli sankcje i wybiórcze akcje militarne faktycznie zagrożą dalszemu istnieniu irańskiej teokracji? Czy reżim ajatollahów, zagnany w narożnik, nie odpowie nieprzewidywalnie? Na przykład detonując brudną bombę atomową w centrum Nowego Jorku lub Tel Awiwu. Nie będzie miał nic do stracenia, przejdzie natomiast do historii, wywołując krwawą wojnę regionalną, a być może III wojnę światową. Z tego powodu warto, aby Trump obniżył próg żądań wobec Teheranu, uchylając tym samym furtkę kompromisowych negocjacji.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news