1.6 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Po latach znów bez deficytu

Dodatkowe 42 mld

Przyszłoroczny budżet państwa polskiego będzie pierwszym od 1989 roku, w którym nie będzie zapisany deficyt. W Europie od kilku lat to już norma.

Ogłoszenie, że w 2020 roku po raz pierwszy od trzydziestu lat Polska wreszcie zrównoważy swój budżet, będzie z pewnością ważnym argumentem dla wyborców w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych. Polski wyborca nie jest wprawdzie szczególnie wyczulony na kwestie ekonomiczne, lecz wyprostowanie finansów publicznych do stanu względnej równowagi z pewnością nie ujdzie jego uwagi. Gdy w 2001 roku minister finansów Jarosław Bauc wystraszył opinię publiczną dziurą budżetową głęboką na ok. 88 mld zł, koalicja AWS-UW zapłaciła za nią sromotną klęską w wyborach. Obecnie władza wysyła zaś społeczeństwu wyraźny sygnał, że potrafi panować nad budżetem i to nawet w stopniu lepszym niż poprzednicy, dlatego nie sposób nie widzieć w Prawie i Sprawiedliwości murowanego kandydata do zwycięstwa w nadchodzących wyborach. Zaplanowanie budżetu bez deficytu oznacza w oczach wyborców nie tylko samą umiejętność skutecznego administrowania, lecz także ważną zmianę w rządzeniu. Przez cały okres transformacji w Polsce dominowała narracja, zgodnie z którą każde kolejno następujące po sobie ekipy rządzące miały obiecywać wyborcom ukrócenie nadużyć swoich poprzedników, aby następnie czynić dokładnie to samo. Wielka frustracja związana z „dziurą Bauca” wynikała w sporej mierze właśnie z faktu, że największy deficyt zgotowała ekipa „solidarnościowa”. Uwzględniając to PiS-owi udało się w ostatnich latach doprowadzić do sytuacji, w której wyborcy mogą mieć wreszcie poczucie, że nowa władza nie kradnie, tylko dobrze gospodaruje pieniędzmi i nie pozwala, aby wyciekały z państwowej kasy.

Europejska norma
Samo zaplanowanie budżetu bez deficytu nie jest jednak w ostatnich latach niczym niecodziennym w skali Europy i całego świata. Obecnie aż 14 krajów w całej Unii Europejskiej kończy rok bez ujemnego salda i nie stanowi to bynajmniej wyjątkowej anomalii, gdyż rok wcześniej było ich 13. Polska nie jest więc pionierem ani twórcą nowych trendów w zakresie finansów publicznych, lecz zwyczajnie dołączyła do grona państw, które od dłuższego czasu starają się prowadzić w miarę zrównoważoną politykę. Nie świadczy to bynajmniej na niekorzyść rządu Morawieckiego, lecz pokazuje, że w obecnej kondycji światowej gospodarki minimalizowanie deficytu nie jest czymś rzadkim. Aby zrównoważyć budżet, trzeba przede wszystkim konsekwencji w działaniu i twardego trzymania się zasad. Być może największym sukcesem ekipy Morawieckiego nie jest samo ogłoszenie braku deficytu w budżecie na 2020 rok, lecz przede wszystkim to, że udało się to osiągnąć wbrew tak wielkiej przeszkodzie, jaką stanowiła sławetna „piątka Kaczyńskiego”. Ogłoszony na wiosnę zestaw wydatków socjalnych, które miały zapewnić wygraną w wyborach do Parlamentu Europejskiego, jeszcze niedawno poważnie zagrażał ambitnym planom Morawieckiego. 2018 rok skończył się z historycznie niskim deficytem wynoszącym 10,4 mld zł i gdy wydawało się już, że Polska zmierza wreszcie nawet ku nadwyżce budżetowej, prezes Prawa i Sprawiedliwości bez konsultacji z rządem jednostronnie zwiększył zakres wydatków. W reakcji na to urzędująca minister finansów Teresa Czerwińska odmówiła dalszej współpracy z rządem i na początku czerwca odeszła ze stanowiska. Od tego czasu resort finansów stał się jeszcze bardziej podległy Morawieckiemu, który nakazał prace nad takim przemodelowaniem ustawy, aby finalnie okazało się, że deficytu jednak nie będzie.

Odważne założenia
Wydatki i dochody mają być w nowej ustawie zrównoważone na poziomie ok. 429,5 mld zł, co pokazuje, że urzędnicy ministerstwa finansów mogli się w ramach swoich intensywnych prac mocno przeliczyć. Oznacza to bowiem, że dochody mają w ciągu roku wzrosnąć aż o ok. 42 mld zł, co byłoby sytuacją bezprecedensową. Wymagałaby ona przede wszystkim utrzymania się obecnej koniunktury gospodarczej w dłuższym okresie (co przy danych informujących o pierwszych symptomach spowolnienia nie jest wcale oczywiste) oraz zwiększenia przychodów z podatku VAT i CIT. To założenia dość optymistyczne, dlatego o wiele bardziej rozsądne ze strony rządzących byłoby postawienie sprawy jasno i przyznanie, że w 2020 roku będzie jeszcze skromny deficyt. Jak widać, korzyści socjotechniczne płynące z szumnego ogłoszenia historycznego budżetu okazały się jednak decydujące. Skupienie się na przełomowym zrównoważeniu deficytu przysłania także o wiele mniej korzystne tendencje zawarte w propozycji nowej ustawy budżetowej, związane z postępująca rozbudową ustawodawstwa socjalnego. W nowym budżecie ma zostać na nie przeznaczone aż 66 mld zł, co stanowi sumę 3,5-krotnie wyższą niż jeszcze pięć lat temu. Premier Morawiecki wypowiada się w tym kontekście z dumą o „rewolucji godnościowej”, choć tak naprawdę za jego słowami kryje się próba podkoloryzowania rzeczywistości. Prawo i Sprawiedliwość uzależniło w ostatnich miesiącach swoich wyborców od przeznaczania coraz większych sum na transfery socjalne. Choć Morawiecki nie wydaje się być osobą szczególnie przekonaną do takich zabiegów, musiał pokornie uznać decyzję Kaczyńskiego i dostosować się do jego planów. Dziś tak naprawdę żaden z członków rządu nie wie, czy przy okazji kolejnej kryzysowej sytuacji lub wyborów Rada Ministrów nie będzie musiała po raz kolejny dostosować budżetu do nowej serii wydatków.

Strukturalne problemy
Pierwszy po 1989 roku budżet bez deficytu nie powinien przy tym przysparzać nas o nadmierny optymizm. Stan polskich finansów publicznych, pomimo godnych docenienia niektórych działań obecnej ekipy, nadal nie jest godny pozazdroszczenia. Jeśli bowiem uwzględnimy wszystkie zobowiązania emerytalno-rentowe nabyte przez obywateli w ramach systemu ubezpieczeń społecznych, faktyczny dług okazuje się nawet kilkukrotnie większy niż ten podawany oficjalnie (wynoszący już ponad 1 bln zł). Uzyskanie równowagi w zakresie rachunku bieżącego pozwala patrzeć na finanse publiczne z nieco większym optymizmem, lecz w projekcie nowego budżetu nie widać niestety żadnych zmian, które pozwoliłyby rozwiązać największe problemy polskiej gospodarki i systemu podatkowego. Rząd w dalszym ciągu zamiast obniżki podatków preferuje uszczelnianie systemu i zwiększanie ściągalności. Zamiast konkretnego systemu bodźców i zachęt dla rodzimego biznesu stawia zaś na trzynaste pensje, zasiłki i dodatki. Tego rodzaju polityka może wprawdzie zapewnić reelekcję lub nawet dłuższe rządy, lecz nie zapewni długofalowo żadnych zmian, które faktycznie mogłyby stanowić przełom dla polskiej gospodarki. Doceniając wysiłki premiera Morawieckiego, który „wyczarował” budżet bez deficytu pomimo obciążenia go „piątką Kaczyńskiego”, trudno nie studzić jednak emocji. Rząd po cichu liczy zapewne, że tak naprawdę rok 2020 zakończy się niewielką nadwyżką, gdyż w poprzednich latach wykonanie okazywało się znacznie lepsze od założeń. Istnieje jednak co najmniej kilka powodów aby sądzić, że rzeczywistość może się jednak rozminąć z oczekiwaniami.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news