0.4 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Jak “turyści” Putina mordują i dokonują zamachów

Skala rosyjskiej agresji oraz jej sposób, czyli atak bronią chemiczną sprawiły, że europejskie kontrwywiady podjęły skoordynowaną współpracę. Nie bez zachęty i pomocy amerykańskiej.

Nie ma chyba drugiej służby specjalnej na świecie, której oficerowie rozbijają się po Europie i pławią w luksusach. Jakby mimochodem „turyści” Putina mordują, dokonują zamachów stanu i destabilizują. Państwa i całe regiony. Zimą 2019 r. wybuchła medialna bomba. „Le Monde” ujawnił wyniki dochodzenia amerykańskich, francuskich, brytyjskich i szwajcarskich służb specjalnych, które wspólnie zdekonspirowały alpejską bazę GRU. „Europejczycy wychodzą codziennie do pracy, a Rosjanie siedem dni w tygodniu idą na wojnę” – tak lakonicznie podsumował newsa francuski tytuł.

Za to na jaką wojnę! – można dodać z zazdrością. Gmina Chamonix-Mont-Blanc w departamencie Górna Sabaudia słynie z organizacji pierwszych w nowożytnej historii Zimowych Igrzysk Olimpijskich (1924 r.). Évian-les-Bainas to kurort położony na brzegu Jeziora Genewskiego. Do jego atrakcji należy zabytkowa kolejka linowa i pyszny hotel Royal. Natomiast Annemasse to urokliwe miasteczko leżące na samej granicy ze Szwajcarią. Słowem, alpejski trójkąt to marzenie wielbicieli białego szaleństwa, szampana, kawioru i imprez z bezpruderyjnymi hostessami. Foldery biur podróży zachwalają: wypoczynkowa infrastruktura z najlepszymi trasami zjazdowymi oraz wyciągami w Europie! Tymczasem anonimowy, choć wysokiej rangi oficer francuskiego kontrwywiadu szokuje:
„Nie ma żadnych wątpliwości, graniczący ze Szwajcarią i Włochami region Górnej Sabaudii stał się bazą logistyczną operacji rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU w całej Europie. Wraz z włoskimi i szwajcarskimi kolegami nie udało nam się jeszcze ujawnić skrytek z bronią, sprzętem łączności i miejscowych agentów, ale poszukiwania trwają”. Skrytki z bronią rodem z książek Wiktora Suworowa? Siatki szpiegowskie 30 lat po zakończeniu zimnej wojny? A jednak. To nie aberracja, tylko rzeczywistość Unii Europejskiej w drugiej dekadzie XXI w. Członkowie komanda GRU wynajmowali luksusowe wille, samochody i prywatne samoloty. Mieszkali w uroczej okolicy przez pięć lat. Zjeżdżali z Alp po to, aby wykonać mokrą robotę w dowolnym kraju Europy. Oczywiście nie robili we Francji nic zdrożnego, nie chcąc zwracać na siebie uwagi miejscowej policji i kontrwywiadu. Ot, kolejna grupa bogatych Ruskich, którzy nie wiedząc, co robić z petrorublami, tracą miliony na rozrywki.

Przyjeżdżali z Moskwy via Nicea lub Genewa i realizując poznawcze pasje zwiedzali Wielką Brytanię, Austrię i Hiszpanię, ale największą estymą cieszyły się Bałkany. Mołdawia, Bułgaria, Czarnogóra, Serbia, Północna Macedonia i Grecja. Folklor, wino i śpiew. Kto by nie chciał? Tyle że tajemnicza grupa Rosjan złożona co najmniej z 15 oficerów pozostawiała wszędzie ogromne zamieszanie, jeśli nie krwawe ślady. Po czym strudzeni pracą dla ojczyzny powracali do Górnej Sabaudii na wypoczynek zgodny z modnym hasłem: nam się należy! Ponieważ francuskie Alpy, a w jeszcze większym stopniu Szwajcaria do tanich miejsc w Europie nie należą, media zakpiły z ofiarności rosyjskich Bondów: „Ze względu na nienormowany czas pracy i wyczerpujący zakres obowiązków »Sokoły Putina « wydawały to, co ich kremlowski patron zarobił na eksporcie ropy naftowej i gazu”. W każdym razie żyli na stopie filmowego agenta 007. Przecież kilku z nich to kawalerowie orderów męstwa, a nawet bohaterowie Rosji. Nie będą truli się wyziewami przemysłowych centrów ani gnieździli w emigranckich dzielnicach europejskich metropolii.

Brytyjska wpadka
Mówiąc poważnie, skandal zaczął się od fuszerki z próbą zabicia Siergieja Skripala. Przypomnijmy: oficer GRU, a więc kolega po fachu, dał się zwerbować MI6. W 2004 r., zdemaskowany przez FSB jako brytyjski agent, powędrował z wyrokiem 15 lat do łagru. Uwolniony w ramach wymiany schwytanych szpiegów w 2010 r. wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie udzielał konsultacji natowskim służbom specjalnym. W marcu 2018 r. nieznani sprawcy próbowali otruć Skripala bojowym środkiem chemicznym „Nowiczok”. Były agent przeżył, ale niedoszli zabójcy tak beztrosko porzucili narzędzie zbrodni, że po kontakcie z toksyną zginęła przypadkowa osoba. Brytyjczycy udowodnili winę GRU i otrzymali pełne wsparcie NATO. Europa, USA i Kanada wyrzuciły w odwecie 150 namierzonych oficerów rosyjskiego wywiadu działających pod dyplomatyczną legendą.

Rzecz jasna nie był to pierwszy przypadek rosyjskiego terroryzmu państwowego. W 2006 r. ofiarą polonu w herbacie padł inny uciekinier z kremlowskich służb, wróg Putina i były pułkownik FSB, Aleksander Litwinienko. Stało się to zaraz po tym, jak Kreml przywrócił służbom specjalnym licencję na zabijanie poza Rosją. Z tym, że z dekretu Putina ani zabójstwa Litwinienki nie wyciągnięto żadnych wniosków, w czym pomogła rosyjska dezinformacja, a przede wszystkim zachodni oportunizm. Dylemat, przed którym do dziś stoją europejscy politycy, rynki finansowe i koncerny, zawiera się w pytaniu: przymykać oczy na zbrodnie Putina i ciągnąć krociowe zyski z rosyjskiego rynku, czy broniąc demokratycznych wartości obejść się smakiem? Tym bardziej, że o zgodę trudno i na miejsce szlachetnych zawsze wejdą cyniczni gracze.

Niemniej jednak dochodzenie po zamachu na Skripala ustanowiło precedens. Skala rosyjskiej agresji oraz jej sposób, czyli atak bronią chemiczną sprawiły, że europejskie kontrwywiady podjęły skoordynowaną współpracę. Nie bez zachęty i pomocy amerykańskiej. Przez dwa lata wiązano zdemaskowanych sprawców zamachu w Salisbury z innymi dziwnym epizodami na terenie całej Europy. Po czym kontrwywiady wypuściły przecieki w mediach, przedstawiając posiadane informacje. Nie tylko „Le Monde”, ale również „The New York Times” ujawniły wiedzę o specjalnej jednostce rosyjskiego wywiadu wojskowego nr 29 155. Aby prześledzić jej dokonania, trzeba cofnąć się do 2014 r., gdy w Mołdawii aresztowano 15 Rosjan i Ukraińców oskarżonych o próbę destabilizacji kraju. U zatrzymanych znaleziono kałasznikowy, granatniki przeciwpancerne i materiały wybuchowe. Zadaniem grupy było wzniecenie zamieszek po wyborach parlamentarnych. Głosowanie miało charakter plebiscytu, w którym Mołdawianie odpowiadali na pytanie, czy kraj ma podążyć na Zachód ku UE, czy na Wschód do Rosji? Nieco wcześniej w mediach pojawiało się nagranie, na którym nietrzeźwy przewodniczący prorosyjskiej partii Ojczyzna przyznał, że jest agentem FSB i otrzymuje polityczne dyspozycje z Moskwy. Partię odsunięto od udziału w wyborach, spiskowców osądzono, ale w Kiszyniowie pojawił się po raz pierwszy człowiek stojący za większością hybrydowych operacji GRU w Europie. Jego legalizacyjne nazwisko brzmi Siergiej Fiedotow, prawdziwe Siergiejew.

Mołdawski trop urwał się na rok. Następnie ten sam człowiek „zaświecił się” na Ukrainie i został powiązany przez obywatelski portal Bellingcat z zestrzeleniem malezyjskiego Boeinga MH-17 Malezyjskich Linii Lotniczych z 298 osobami na pokładzie. W tym samym 2015 r. grupa rosyjskich killerów dała o sobie znać w Bułgarii. Właściciel firmy handlu bronią Emco Emilian Gabrajew poczuł się źle po biznesowej kolacji z polskimi partnerami. Podczas tego samego spotkania w hotelu „Kempinsky-Zografski” tajemniczemu zatruciu uległ jego syn oraz jeden z dyrektorów. Wszyscy przeżyli, natomiast wspólne bułgarsko-brytyjskie śledztwo podjęte po zamachu na Skripala przyniosło ważne wnioski. Po pierwsze, w czasie poprzedzającym próbę zabójstwa Gabrajewa do Sofii trzykrotnie przylatywał Fiedotow. Po drugie, zbadane ślady zbrodni wskazują na użycie trucizny z grupy „Nowiczok”. W 2016 r. jednostka Fiedotowa podjęła nieudaną próbę zamachu stanu w Czarnogórze. Chodziło o niedopuszczenie, aby w wyborach parlamentarnych górę wzięła opcja polityczna, która widziała Podgoricę wśród stolic NATO. Żeby zapobiec scenariuszowi niekorzystnemu dla interesów Moskwy, GRU rękami miejscowych nacjonalistów miał wywołać zbrojne zamieszki dla unieważnienia rezultatów głosowania. Tym razem pomógł serbski kontrwywiad, który uprzedził Czarnogórę o spisku i pomógł aresztować podejrzanych. Niestety tylko część, bo za rosyjskimi oficerami można było jedynie wysłać listy gończe.

W kolejnym roku agenci GRU zostali namierzeni w Hiszpanii. Według informacji „El Pais”, dziwnym trafem pojawili się w Barcelonie na kilka dni przed nielegalnym referendum, w którym najbogatsza prowincja, Katalonia ogłosiła separację od królestwa. Materiały ujawnione w grudniu 2019 r. przez hiszpańskie służby specjalne wskazują, że nie była to jednorazowa wizyta. Okazuje się, że agenci Moskwy przyjeżdżali do Hiszpanii kilkakrotnie w latach 2016–2017, przygotowując najwyraźniej większą operację. Dla zmylenia służb granicznych docierali via Włochy lub przez Portugalię. Trop hiszpański pozwolił zidentyfikować najaktywniejszego agenta jednostki 29 155, Aleksieja Kalinina alias Aleksieja Nikitina. Jego ślady prowadzą również do Chin, Turcji, Izraela i Dubaju. Wszędzie ginęli biznesmeni, którzy nie chcieli opłacać się Kremlowi lub przeciwnicy polityczni. Na przykład w Stambule nieznani sprawcy zlikwidowali kilku czeczeńskich opozycjonistów. W Dubaju zginął główny oponent Ramzana Kadyrowa, Rusłan Jamadajew.

Według opinii europejskich ekspertów, wspólnym mianownikiem zamachów był „charakterystyczny sposób wykonania. Swoisty podpis GRU”. Jaki? Ofiary mordowano od tyłu, a zabójstwo kończył obowiązkowy strzał kontrolny z pistoletu przyłożonego do głowy. Po tym właśnie można rozpoznać cyngli wywiadu wojskowego działających według jeszcze sowieckich regulaminów. Ostatnim popisem oddziału 29 155 była próba poróżnienia dwóch bałkańskich stolic: Skopje i Aten. Grecja długo nie uznawała FYROM (Byłej Jugosłowiańskiej Republiki Macedonia) ze względów historycznych. Decyzja blokowała Macedończykom drogę do Brukseli. W ubiegłym roku Ateny i Skopje osiągnęły porozumienie, a FYROM zgodził się zmienić nazwę na Północną Macedonię. Oba rządy chciały potwierdzić umowę w narodowych referendach i na tym etapie do gry włączyło się GRU. Rosyjski wywiad zbuntował konserwatywnych mnichów z Góry Atos, żeby wpłynęli na grecką opinię publiczną. Po drugiej stronie rolę prawosławnych duchownych miała odegrać mniejszość albańska. Dzięki pomocy CIA Ateny wydaliły dwóch rosyjskich „dyplomatów”. Skopje udobruchało Albańczyków tekami w rządzie. Jednak zarówno w Grecji, jak i w Macedonii nie obeszło się bez burzliwych, a chwilami krwawych zamieszek ulicznych z udziałem zmanipulowanych przeciwników umowy i policji.

Doktryna Gierasimowa
Według wycieku informacji komando 29 155 istnieje co najmniej 10 lat i było zamieszane w większość nagłośnionych incydentów hybrydowej wojny Kremla toczonej z Zachodem. Choć lepszym określeniem dla zadań wykonywanych przez rosyjski zespół jest dywersja. Jednostka powstała na bazie 161 Centrum Wyszkolenia Ministerstwa Obrony, które od czasów sowieckich przygotowuje kadry sił zbrojnych do specjalnej działalności. Wyselekcjonowani oficerowie różnych rodzajów wojsk doskonalą umiejętności w takich dziedzinach jak morderstwa, zamachy, niszczenie infrastruktury. Wysadzić w powietrze most albo elektrownię? Nie ma problemu. Destrukcja samochodu ze zdrajcą w środku? Proszę bardzo.
Anonimowy oficer GRU powiedział w wywiadzie dla „Nowoj Gaziety”: „Wielu z obecnie szkolonych ludzi znalazło się w zespołach sił operacji specjalnych, które wykazały skuteczność podczas szturmów syryjskiego Aleppo i Palmiry”. Są to weterani wojen lokalnych ostatnich lat, mają ogromne doświadczenie w zabijaniu ludzi. Przykładem jest dowódca jednostki 29 155, generał-major Andriej Awierjanow. Absolwent taszkienckiej szkoły oficerskiej, rocznik 1988 r. Weteran czterech wojen: w Afganistanie, Tadżykistanie, Czeczenii i Syrii. Tyle, że przecież nie jest to klasyczny wywiad, a Unia Europejska nie jest rozdarta postkolonialnymi konfliktami zbrojnymi. Chyba, że Putin myśli inaczej.
Ekspert służb specjalnych Mark Galeotti mówi o czekistowskim światopoglądzie rosyjskiego prezydenta: „ Putin nie myśli racjonalnie, tylko teoriami spiskowym, według których Rosja jest otoczona przez wrogów czyhających na jej bogactwa i władzę”. Można dodać, że od tzw. wojny pięciodniowej z Gruzją w 2008 r. taki obraz wkładają Putinowi do głowy nie tylko wywiad cywilny SWZ i FSB, ale wojskowi odbudowujący w otoczeniu prezydenta systemowe wpływy. Potwierdzeniem tezy stały się wydarzenia libijskie 2011 r. Los Kadafiego, z którym Zachód najpierw się zaprzyjaźnił, a potem zamordował, wstrząsnął Putinem. Dlatego w 2013 r. szef rosyjskiego sztabu generalnego Walerij Gierasimow opracował założenia wojny hybrydowej. „W pełni stabilne i kwitnące ekonomicznie państwo może w przeciągu kilku dni przekształcić się w arenę krwawych starć zbrojnych” – pisał generał pod wpływem arabskiej wiosny.

Gierasimow podkreślał, że zmieniły się same reguły prowadzenia wojny. „Wzrosła rola pozamilitarnych instrumentów osiągania celów strategicznych, a ich potencjał jest większy od siły rażenia klasycznego uzbrojenia”. Dlatego jednostka 29 155 nie jest jedynym oddziałem specjalnym GRU prowadzącym wojnę Putina. Kolejna o numerze 74 455 to kadrowa grupa hakerska dokonująca ataków na amerykańską i europejską demokrację. Została zdekonspirowana przez CIA i ABN (Agencja Bezpieczeństwa Narodowego). USA wystawiły listy gończe za piętnastoma oficerami. W Syrii, Libii, Egipcie, Wenezueli oraz na Ukrainie, Kubie i w szeregu państw afrykańskich działają rosyjskie siły operacji specjalnych. Szkolą miejscowe armie, w czym wspierają je najemnicy rekrutowani i działający pod patronatem GRU.
Dyrektor brytyjskiego wywiadu MI6 Alex Younger powiedział na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa: „Czy nie widzicie, że rosyjscy dywersanci są częścią większej, skoordynowanej kampanii? Przecież wszędzie pojawiają się ci sami ludzie. Uważamy GRU i inne służby specjalne Rosji za stale rosnące zagrożenie. Tak jak w czasach sowieckich zachowują się brutalnie i bezczelnie. Najpierw doznaliśmy szoku, ale teraz pora położyć temu kres”.

Z drugiej strony „Nowaja Gazieta” zadała logiczne pytanie: czy jednostka 29 155 nie skupia na sobie celowo uwagi zachodnich służb, a jeśli tak, to w jakim celu? Teoria tzw. aktywnych operacji ma długą historię. Autorem był Józef Unszlicht, w latach 1921–1923 zastępca Feliksa Dzierżyńskiego w WCzK. Metoda przewidywała łączenie działań dywersyjnych i szpiegowskich, w tym pozyskiwanie ówczesnych „pożytecznych idiotów” w celu destabilizowania wrogiego, kapitalistycznego świata. Praktyka aktywnych operacji zakładała, że ZSRR jest słaby ekonomicznie i politycznie, aby eksportować komunizm za pomocą otwartej wojny. Można powiedzieć, że wszystko już było i Gierasimow nie wymyślił koła, tylko powrócił do sowieckiej tradycji. Tyle, że aktywne operacje zakładają maskowanie prawdziwych powodów za pomocą manewrów odciągających uwagę przeciwnika.

Możliwości jest zatem kilka. Brutalność działań jednostki 29 155 jest obliczona na zastraszenie przeciwników. Inaczej mówiąc, jest pokaz siły, który ma zmusić przerażony Zachód do negocjacji na rosyjskich warunkach. Morderstwa i zamachy, nawet nieudane, mają zasiać chaos, panikę, czyli zburzyć wiarę w możliwość samoobrony i skuteczność demokracji. Drugim scenariuszem jest „przykrycie” właściwych operacji wywiadu. Jakich? Kiedy akcje killerów GRU nie schodzą z informacyjnych czołówek, Służba Wywiadu Zagranicznego, a więc elita elit, dokonuje kradzieży technologii, kupuje zachodnich biznesmenów i polityków. Sygnały dochodzące z Wielkiej Brytanii, Francji i USA świadczą o tym, że jest operacja daleko posunięta i skuteczna. Siła zakulisowego wpływu Kremla na funkcjonowanie Zachodu wzrasta. Wreszcie trzecim wariantem jest postępujące zidiocenie Putina. Starzejący się prezydent o czekistowskiej przeszłości coraz bardziej oddala się od rzeczywistości. Od kilku lat uważa się za demiurga światowej polityki, kreującego nowy ład globalny. To choroba, której symptomem była seria jesiennych wywiadów dla zachodnich tytułów. Putin uznał wówczas liberalną demokrację za zagrożenie dla Rosji. Trzeba więc je zniszczyć i temu dedykowane są operacje GRU.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news