-0.6 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Dlaczego euro szkodzi gospodarce? Europrzekleństwo

Rekordowa inflacja na poziomie 5,4 proc. o której informuje Główny Urząd Statystyczna, sprawiła, że odezwały się głosy, iż problem zakończyć może jedynie wprowadzenie euro. Pomysł jest chory, ale lansują go poważni, zdawałoby się, ludzie. 

Kolor farby drukarskiej, na której produkowane są pieniądze, nie ma i nie może mieć nic wspólnego z zamożnością. Własna waluta natomiast jest bezcenną bronią do walki z kryzysem. Wystarczy dziś zobaczyć na poziom bezrobocia w takich krajach jak Grecja, Włochy i Hiszpania. Dwucyfrowe bezrobocie to właśnie konsekwencje przyjęcia przez te państwa euro. Gdyby pozostały one przy swoich walutach, to w momencie kryzysu waluta by się osłabiała, co poprawiałoby konkurencyjność eksportu i działało pobudzająco na gospodarkę. Amerykanie do wspólnej waluty dochodzili przez kilkadziesiąt lat. Wciąż są oni 25 razy bardziej mobilni niż Europejczycy. Czy możecie sobie państwo wyobrazić Włocha, Greka, czy Hiszpana, którzy przenoszą się do Niemiec, bo tam jest koniunktura gospodarcza? Prof. Milton Friedman uważał, że euro, wcześniej czy później upadnie, bo takie są konsekwencje projektów politycznych, które nie mają oparcia w rachunku ekonomicznym.

Błąd systemowy

Z euro jest jak z socjalizmem. To piękna idea, która nie sprawdza się w praktyce. Z powodu zbyt dużej rozbieżności lokalnych warunków gospodarczych trudno mówić tu o optymalnym obszarze walutowym. Słabsze gospodarki nie są na tyle konkurencyjne, aby wytwarzać wystarczającą ilość towarów i usług, które inni chcą kupować. Mają deficyt bilansu płatniczego ze światem poza ich granicami. A w unii walutowej deficyt bilansu płatniczego przekłada się na niższy wzrost i wyższe bezrobocie. Standardowa teoria handlu w ekonomii jasno to pokazuje. Niektórzy ekonomiści uważają, że nawet obszar walutowy funta w Wielkiej Brytanii jest za duży. Tam jednak biedniejsze regiony otrzymują rekompensatę w postaci dużych transferów pieniędzy od tych, które odnoszą większe sukcesy w celu sfinansowania deficytów handlowych. To ostatnie jest rzeczywiście standardową odpowiedzią na problemy z wielkością rynku. W Unii Europejskiej też próbowano to wyrównywać funduszami. Niewiele ma to jednak wspólnego z wolnym rynkiem. Transfery w Wielkiej Brytanii są oczywiście znacznie większe niż wszystko, co byłoby politycznie możliwe w państwach członkowskich UE.

Euro to jest waluta, która po prostu obejmuje zbyt wielu ludzi, przy zbyt dużej zmienności ekonomicznej, aby cokolwiek mogło zadziałać. Nie można ubierać w ten garnitur kogoś, kto ma dwa metry i kogoś, kto ma metr siedemdziesiąt. Jeden z nich będzie wyglądał komicznie lub tragicznie.

Dlaczego coś, co działa w USA, nie działa w Europie?

Najpierw trochę historii. Stany Zjednoczone nie zawsze prowadziły politykę monetarną. Nie zawsze miały silną wspólną walutę. Wraz z uchwaleniem National Banking Act (Krajowe Prawo Bankowe) z 1863 r., podczas amerykańskiej wojny secesyjnej i jej późniejszych wersji, które opodatkowały obligacje stanowe i walutę, dolar stał się jedyną walutą Stanów Zjednoczonych i tak pozostaje do dziś. Podkreśliłem tutaj wojnę secesyjną, ponieważ system amerykański monetarny wywodzi się z tej wojny, a nie z unii zawartej w XVIII wieku. Z politycznego punktu widzenia ma to konsekwencje dla UE do rozważenia, czy chce być bardziej podobny do modelu amerykańskiego.

Stany Zjednoczone nie miały odpowiedniej „polityki monetarnej”, dopóki w 1913 r. nie utworzono Rezerwy Federalnej (do tego momentu Amerykanie w ogóle nie mieli banku centralnego!). Były ostatnim ze wszystkich krajów uprzemysłowionych w tym czasie, który zdecydował się na ten krok. Przez wiele osób zresztą założenie Rezerwy Federalnej uważane było za systemową grabież ludzi przy pomocy inflacji.

Dług jest głównym problemem, przed którym stoi UE. Po wojnie secesyjnej czternasta poprawka głosiła, że ​​dług USA nie może być odrzucony. Innymi słowy, musi być zapłacony. Stwierdzono również, że długi zaciągnięte przez stany południowe z powodu wojny lub utraty niewolników nie mogą zostać spłacone. Dziesięć stanów nie wywiązało się z płatności. Dziewięć stanów zbankrutowało podczas poważnej recesji w latach 40. XIX w. Wielki Kryzys spowodował nową rundę bankructw państwowych. Efektem tego jest, że stany USA mają prawie wszystkie przepisy, które wymagają od nich zrównoważonych budżetów i jest to dobrze przestrzegane. Wydarzyło się to jako gorzka lekcja historii, więc te rzeczy nie zawsze można przenieść.

Jednym z zamierzeń traktatu z Maastricht o Unii Europejskiej było utrzymanie niskiego poziomu zadłużenia państw członkowskich, ale nie był on ściśle przestrzegany. Stany Zjednoczone raczej nie utrzymają prawie żadnego zadłużenia. Amerykanie są jedną nacją, a to ważne. Konstytucja USA nie zezwala stanom USA na podpisywanie traktatów z zagranicą bez zgody federalnej. Wysoki poziom zadłużenia państw członkowskich UE może obniżyć wartość euro i konkurencyjność gospodarek.

Stany Zjednoczone redystrybuują pieniądze, aby podtrzymać unię walutową. Członkowie UE mogli zacząć zauważać, że niektóre narody zostały poproszone o zapłacenie za inne kraje, które nie kontrolują swoich wydatków. Zawsze będzie więc tak w systemie euro, że jedni będą płacili za drugich. Co ciekawe, wychodzi na to, że zarabiają na euro Niemcy, a płacą biedni Grecy czy relatywnie mniej zamożni Hiszpanie.

W XX w. stany USA nie miały już własnych armii ani systemów opieki społecznej. Pieniądze z podatków federalnych są stale redystrybuowane z bogatych do biedniejszych stanów za pomocą różnych mechanizmów. Ekonomiści wysunęli teorię, że redystrybucja pracowników przekraczających granice w UE wystarczyłaby do osiągnięcia tego celu. Przeniosło się jednak mniej pracowników, niż sądzono. Europa mówi bowiem wieloma językami, ma wiele kultur i ma wiele blokad w dostępie do pracy w innych krajach, nawet jeśli teraz można swobodnie przemieszczać się z jednego kraju do drugiego. Dzięki temu mechanizmowi poziom życia nie poprawił się w mniej zamożnych krajach i dlatego euro zawiodło. To jest „grzech pierworodny” europejskiej waluty. I nic go nie zmieni. Po prostu narodziny euro miały w zamyśle europejskich polityków doprowadzić do przyśpieszenia i wzmocnienia integracji. Trochę to przypomina sytuację, gdy małżeństwo przeżywające trudności, decyduje się na dziecko, licząc, że scementuje to związek. Zwykle są jednak z takiego działania tylko większe problemy. Polska dziś, mimo relatywnie wysokiej inflacji, nie powinna się decydować na przyjęcie euro. Koszty takiej operacji będą bowiem znacznie przekraczały zyski.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news