-1 C
Warszawa
sobota, 23 listopada 2024

Młodzi Białorusini murem przeciwko Łukaszence

Niestety, w dłuższej perspektywie mury na granicach z Białorusią wpisują się w plany dyktatora. Za europejskie pieniądze Łukaszenko wzmacnia izolację, przekształcając kraj w gułag. Oczywiście satrapa jest skazany na klęskę, ponieważ jego przeciwnikiem jest białoruska młodzież. Reżim nieodwracalnie przespał transformację homo sovieticus w nowoczesne pokolenie zmierzające do Europy.

Przywykliśmy postrzegać kryzys imigracyjny jak zagrożenie płynące ze Wschodu na Zachód. Polskie, litewskie i łotewskie mury graniczne mają chronić nasze kraje, a zarazem Unię Europejską przed prowokacjami Łukaszenki.

Białoruska Zona

Tymczasem spojrzenie à rebours ujawnia paradoks, który mocno wpisuje się w zamierzoną izolację Białorusi. Łukaszenko buduje największą kolonię karną XXI w. odgrodzoną wzorem zimnej wojny żelazną kurtyną. W ten sposób „wyzwala” społeczeństwo od niebezpiecznych wpływów Zachodu.

Chory na władzę dyktator myśli totalitarnie. Podobnie, jak Kim Dzong Un, Mao Zedong i Pol Pot wierzy, że dzięki drutowi kolczastemu będzie rządził wiecznie. Najwyraźniej uważa, że policyjne represje oraz pranie mózgów mają sens tylko wówczas, gdy są prowadzone w zamknięciu. Dokładnie tak, jak to robili Hitler i Stalin, zamykający w obozach koncentracyjnych miliony ludzi. Jeśli spojrzeć na chronologię społecznych represji, taki cel wydaje się oczywisty.

Już w lipcu Mińsk ogłosił zamknięcie granicy z Ukrainą. – Za pośrednictwem Kijowa na Białoruś trafia duża ilość broni – kłamał Łukaszenko, cytowany przez rządową agencję prasową Biełta. Satrapa tłumaczył, że KGB zdemaskował „uśpione komórki terrorystyczne”, które chciały siłą doprowadzić do jego detronizacji. A jako że wspomniane „komórki” miały powiązania z Warszawą, Wilnem, Waszyngtonem i Berlinem, w sierpniu podjął decyzję o zamknięciu granic z Polską i Litwą.

– Jestem zmuszony zabrać milicję z ulic, pół armii postawić pod broń i zamknąć granicę państwową na zachodzie. Przede wszystkim z Litwą i Polską – żalił się europejski Osama bin Laden. Najwidoczniej swojego klienta skarcił Putin. Mimo formalnej blokady granice pozostają otwarte dla ruchu towarowego. Białoruś jest dla Rosji zbyt ważnym szlakiem tranzytowym z Europy.

Z tym że komunikat graniczny był skierowany głównie do Białorusinów, ponieważ to im Łukaszenko ograniczył możliwość wyjazdu na Zachód. Represje zbiegły się w czasie z wyrzuceniem unijnych ambasadorów z Mińska. KGB aresztował działaczy polskiej oraz litewskiej społeczności na Białorusi, którzy zamieszkują głównie zachodnie i północne obwody kraju graniczące z UE.

Przede wszystkim reżimowe media uderzyły w Białorusinów żyjących i pracujących w Europie. Uczyniły z nich zdrajców oraz agentów wrogich wywiadów, aby wspomnieć tylko o doskonałych informatykach zasilających polską gospodarkę. Co prawda, większość firm tego sektora uciekła dawno z białoruskiej jurysdykcji prawnej, jednak celem kampanii jest zastraszanie młodzieży wiążącej swoją przyszłość z UE. W ten sposób Łukaszenko likwiduje rozległą sieć kontaktów międzyludzkich z cywilizowanym światem. Największym zagrożeniem dla reżimu jest fenomen dyplomacji obywatelskiej, zmieniającej światopogląd, a nawet tożsamość młodego pokolenia Białorusinów.

Oczywiście represje oraz izolacja nie ograniczają się jedynie do realnej wymiany osobowej. Równolegle dyktatura uderza w wirtualną rzeczywistość. Twórcy mediów działających w sieci zostali wpisani na listę terrorystów, podobnie jak opozycyjne zasoby rosyjskojęzycznej platformy Telegram. Wczesną jesienią KGB przeprowadził pacyfikację użytkowników komunikatora. Przez Mińsk i inne miasta przetoczyły się obławy, w wyniku których pokazowo aresztowano kilkaset młodych osób. Ich jedyną winą było korzystanie

z Internetu. Nadająca z Polski telewizja satelitarna Biełsat znalazła się na liście organizacji ekstremistycznych. Mińsk grozi karą wieloletniego więzienia nie tylko dziennikarzom stacji, ale także zwykłym widzom.

Kulminacją operacji „gułag” jest kryzys imigracyjny, którym Łukaszenko wywołał frontowe napięcie po obu stronach granicy. Odpowiedzią są mury rosnące po polskiej, litewskiej i łotewskiej stronie, choć nasze władze mają świadomość, że nie jest to dobre rozwiązanie. Ogranicza, a nie likwiduje problem nielegalnej imigracji. Jeszcze większym zaskoczeniem, o którym milczą polskie media, jest fakt, że białoruski Kim Dzong Un nie musi wydać na drut kolczasty gułagu ani jednego „zajączka”. Tak z powodu galopującej utraty wartości nasi sąsiedzi nazywają białoruskiego rubla.

Pieniądze, i to grube, wykładają państwa zagrożone hybrydowymi atakami Mińska, a w praktyce cała Europa. Co prawda, szefowa Komisji Europejskiej odmówiła finansowej pomocy Polsce, Litwie i Łotwie. – Nie będziemy wspierali budowy żadnych murów – oświadczyła Ursula von der Leyen, zapowiadając: – Reżim Łukaszenki zamyka kraj, ale zrobimy wszystko, aby Białorusini nie byli izolowani.

Innego zdania są Szwecja i Finlandia łożące na utrzymanie obozów przejściowych w państwach bałtyckich oraz na systemy elektronicznego dozoru granic. Słowacja pomogła Litwie setkami kilometrów zasieków. Niemieckie media wzywają Brukselę do sfinansowania polskich umocnień granicznych, apelując o to samo do władz w Berlinie.

To szokujące, że wszyscy poza von der Leyen mają świadomość nadciągającej katastrofy Schengen. Jeśli Polska się nie obroni, unijna swoboda przemieszczania runie jak domek z kart. Łukaszenko wygra dzięki „współpracy” szefowej Komisji Europejskiej i następcy Angeli Merkel. Choć na szczęście tylko chwilowo, a to dzięki młodemu pokoleniu Białorusinów.

Wyrwij murom zęby krat

Plan zagnania 10 mln Białorusinów do łagru za europejskie pieniądze jest skazany na klęskę. Wyjaśnienie kryje się w diagnozie społeczeństwa i reżimu. Z jednej strony od czasu sfałszowanych wyborów prezydenckich nastroje Białorusinów bardzo się zmieniły.

Poza strukturami siłowymi i nomenklaturą obywatele mówią: panu już dziękujemy. Jednak społeczeństwo aktywizuje się politycznie od dłuższego czasu. Konserwowana przez reżim mentalności homo sovieticus to już przeszłość. Jej miejsce zajmują poszukiwania nowej tożsamości narodowej, a zarazem autoidentyfikacji wśród innych nacji Europy XXI w.

Z drugiej strony, reżim przespał głębokie zmiany i dziś nie ma żadnych szans na ich cofnięcie. Dalsze powielanie sowieckiego modelu ekonomicznego i społecznego jest niemożliwe. Reżim nie ma fundamentalnie innej, konstruktywnej oferty, a bez niej jest skazany na niepowodzenie. Wprost proporcjonalne są szanse przetrwania Łukaszenki, które spadły do zera.

– Marksiści powiedzieliby, że wzrost sprzeczności między społeczeństwem i władzą, czyli klasami niższymi i wyższymi, spowodował kryzys polityczny – tłumaczy socjolog Andriej Skriba z Wyższej Moskiewskiej Szkoły Ekonomicznej. Dlaczego wiarygodny jest rosyjski naukowiec? Ponieważ wzorem Stalina Łukaszenko rozpędził białoruską socjologię.

To jeden z ważnych przyczynków nadchodzącego wielkimi krokami końca reżimu. Przy tym odniesienie do marksizmu jest niezwykle trafne. Dyktator jest sprytny, podstępny i mściwy jak każdy bolszewik. Tyle że jego intelekt nie wychodzi poza horyzonty dyrektora kołchozu, którym był u zarania kariery w sowieckiej Białorusi i którym pozostał. Aparat represji i propagandy dyktatora nie wyciągnął żadnych wniosków z „kolorowych rewolucji” w Gruzji, Mołdowie, Armenii i z ukraińskiego Majdanu. Tymczasem we wszystkich przypadkach motorem napędowym buntów przeciwko sowieckim kleptokracjom była młodzież zapatrzona w Zachód.

Gdy wybuchła epidemia Covid-19, zapatrzony w siebie idol kołchoźnic wprowadził kraj w „idealny sztorm”. Lockdown wymusił powrót do kraju tysięcy młodych Białorusinów zatrudnionych w Europie. To, co zastali w ojczyźnie, różniło się od rzeczywistości, do jakiej przywykli w każdym aspekcie. Mówiąc wprost, ich oczekiwania i żądania wynikają z przesiąknięcia wolnością.

Takich Białorusinów jest znacznie więcej niż tylko ci identyfikowani jako emigranci zarobkowi. W dorosłość weszły roczniki 2000, które uzyskały prawa wyborcze, a same przyznały sobie obowiązek stworzenia warunków do życia w normalnym kraju. W porównaniu z wcześniejszymi generacjami mają zupełnie inne wyobrażenia o tym, czym jest Białoruś, a jaka być powinna, ze szczególnym uwzględnieniem wizji prezydenta.

Tymczasem dyktator nie zaproponował młodzieży zmiany cywilizacyjnego wektora, czyli atrakcyjnej idei nowoczesnego społeczeństwa. Doprowadził do powstania tożsamościowej próżni wypełnionej niezaspokojonymi żądaniami ekonomicznymi i ostrymi kryteriami politycznymi, które młode pokolenie zaczerpnęło m.in. z Polski. Brak odpowiedzi, a raczej eksplozja przemocy, nieuchronnie doprowadziły do kryzysu. Jego rozwiązanie zmierza do eliminacji najważniejszej przeszkody. Mówiąc wprost, miejsce anachronicznego Łukaszenki jest w sowieckim rezerwacie. Najlepiej na ogrodzonych drutem kolczastym poleskich błotach.

Reaktywacja obozu koncentracyjnego „Białoruś” to rozpaczliwa próba zahamowania nieuchronnego procesu transformacji społeczeństwa na miarę Europy XXI w. Jest skazana na niepowodzenie, ponieważ dobrze wykształcona młodzież poznała już świat innych wartości. Młodzi Białorusini „wyrwą murom zęby krat” prędzej niż się spodziewamy.

– Sowiecka tożsamość Białorusi zniknęła. Obywateli jednoczy zamiar obalenia Łukaszenki. Społeczeństwo zmieniło się diametralnie, tymczasem zachłyśnięty władzą dyrektor kołchozu nie dostrzega ani procesu, ani jego dynamiki – Skriba podsumowuje przyczyny, z powodu których satrapa przegra.

FMC27news