-0.8 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Polisolokaty są nieważne. Banki oddadzą pieniądze

Według sądów banki i instytucje finansowe oszukały Polaków na polisolokatach.

Aż 5 milionów Polaków może odzyskać swoje oszczędności. Skala oszustwa banków na tzw. polisolokatach sięga 50 miliardów złotych. Jednak rząd Prawa i Sprawiedliwości, podobnie jak w przypadku kredytów walutowych, nie kwapi się z pomocą oszukanym Polakom. Tym razem pomoc płynie z sądów, które unieważniają tzw. polisolokaty. Najnowsze rozstrzygnięcie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza stanowi nadzieję dla tysięcy klientów Open Finance. Wcześniej Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził wprost, że banki i inne instytucje kredytowe oszukiwały na tzw. polisolokatach.

Czym są polisolokaty?

Powodem popularności polisolokat jest tzw. podatek Belki, który jest podatkiem od zysków kapitałowych. Za każdym razem, gdy bank naliczał należne nam odsetki, za trzymanie środków na koncie potrącał też 19-proc. stawkę podatku, którego autorstwo przypisuje się właśnie Markowi Belce. Tam, gdzie jest podatek, tam zawsze pojawi się próba uniknięcia jego płacenia. Polisolokaty miały być sposobem obejścia zapisów podatkowych dotyczących podatku od zysków kapitałowych. Nazwa polisolokata pochodzi od specyficznego rodzaju produktu bankowego. W istocie jest to lokata z ubezpieczeniem. Banki oraz instytucje ubezpieczeniowe wprowadziły je na rynek, jako sposób na wysoki zysk oraz uniknięcie podatku Belki. Szacunki wskazują, że aż 5 milionów Polaków zainwestowało w polisolokaty łącznie 50 miliardów złotych.

Problem w tym, że inwestycja w polisolokatę to tak naprawdę zamrożenie życiowych oszczędności na nawet kilkanaście lat. Jeżeli klient banku lub towarzystwa ubezpieczeniowego zdecydował się zerwać umowę z bankiem, był obciążany różnymi karami umownymi czy opłatami manipulacyjnymi. W najbardziej drastycznych przypadkach opłaty te sięgały 100 i więcej procent posiadanych oszczędności. Dochodziło do patologicznych sytuacji, w których klienci banków tracili oszczędności swojego życia i jeszcze zadłużali się wobec banków.

Jarosław Kaczyński jeszcze w czasie kampanii wyborczej w 2015 roku zapewniał, że rząd Beaty Szydło przygotuje rozwiązania prawne, które pozwolą na ukaranie winnych i odzyskanie miliardowych oszczędności tysiącom polskich rodzin. W wywiadzie dla jednego z tygodników, szef Prawa i Sprawiedliwości grzmiał „Międzynarodowe koncerny doskonale wiedzą, że gdy działa się niezgodnie z prawem, to w praworządnym państwie płaci się karę”. Do tej pory Polacy nie doczekali się projektu ustawy, która rozwiązywałaby ten problem raz na zawsze. Sposób myślenia obecnej większości parlamentarnej oddaje wypowiedź Janusza Szewczaka z PiS, wiceszefa sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Poseł stwierdził, że rząd czeka do końca roku i liczy, że banki i towarzystwa ubezpieczeniowe same obniżą opłaty. Z tego stanowiska wynika, że obecny gabinet trzyma stronę banków w ich sporze z Polakami, którzy zainwestowali w polisolokaty. Sam fakt, że rząd chce jedynie wymusić obniżkę opłat, a nie ich całkowitą likwidację, stanowi poważną wpadkę wizerunkową. Tym bardziej, że tak krytykowane przez obecną ekipę rządzącą sądy zaczęły wydawać wyroki, z których wynika, że polisolokaty są tak naprawdę oszustwem na skalę wielokrotnie większą od Amber Gold.

Przełom

Do 2015 roku nabici w tzw. polisolokaty byli pozostawieni sami sobie. I podobnie jak w przypadku kredytów walutowych, zaczęli szukać ratunku na własną rękę przed sądami powszechnymi. W 2015 roku Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w sprawie o sygnaturze akt III C 1453/13, w którym stwierdził wprost, że umowy zakładające utratę znacznej części kapitału w przypadku wcześniejszego ich zerwania, są oszukańcze. Sąd zwrócił uwagę na fakt, że każda z umów dotyczących polisolokat precyzyjnie określała obowiązki klientów banków. Natomiast świadczenie ubezpieczyciela czy też banku było tak określane, że nie był znany sposób jego wyliczenia. Natomiast ewentualne zyski klientów były uzależnione od samowolnej decyzji banku, który tak naprawdę po 15 latach mógł stwierdzić, że lokata nie przyniosła żadnego zysku. Ubezpieczeni nie mieli wpływu ani wiedzy o świadczeniach, które miały być spełnione na ich rzecz. Dosłownie kupowali kota w worku i to z natychmiastowym terminem płatności z zastrzeżeniem, że worek będą mogli otworzyć dopiero po 15 latach.

Bank czy towarzystwo ubezpieczeń zawsze zyskiwało, a klient nigdy nie był pewien swojego dochodu. Sąd Okręgowy w Warszawie wielokrotnie podkreślał, że działania banków były oszukańcze. W uzasadnieniu możemy przeczytać, że „stopień arbitralności ubezpieczyciela i nakierowanie jego działań na uzyskanie zysku z całkowitym pominięciem interesu ubezpieczonych (klientów – przypis red.) są tak znaczące, że produkty te trzeba uznać wręcz za oszukańcze”. Dalej sąd jeszcze dobitniej podkreślił, że ubezpieczyciel (bank lub towarzystwo ubezpieczeniowe – przypis red.) powinien zdawać sobie sprawę z nieważności tych umówi i ich oszukańczego charakteru. W konsekwencji musiał od początku liczyć się z obowiązkiem zwrotu wszystkich pieniędzy, które otrzymał od klientów. W konsekwencji sąd uznał umowę polisolokaty za nieważną od samego początku, co oznacza, że klient powinien otrzymać wszystko, co zainwestował, a bank czy towarzystwo ubezpieczeń to, co przekazał klientowi…, czyli nic. Wcześniej żaden sąd nie uznał wprost nieważności całej umowy polisolokaty, a jedynie jej część. Żaden inny też nie wypowiedział się tak ostro o działaniach banków i towarzystw ubezpieczeniowych. Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził, że poszczególne zapisy umowy są nieważne, ale to nic w porównaniu z „oszukańczymi zasadami” samego instrumentu strukturyzowanego.

W podobnym tonie wypowiedział się Sąd Rejonowy w Łodzi w wyroku z dnia 7 grudnia 2015 roku, sygnatura akt sprawy II C 608/15. Wyrok był nieprawomocny, ale skłonił towarzystwo ubezpieczeń do zawarcia ugody z klientem. Tym razem sąd znalazł aż kilka powodów unieważnienia umowy. Bank razem z ubezpieczycielem stworzył taką formę umowy, w której klient nie był stroną, a stawał się ubezpieczonym po wypełnieniu określonej deklaracji członkowskiej. W tym przypadku to bank był ubezpieczającym, a ubezpieczonym klient. To on musiał wpłacać składkę i to on ponosił ryzyko nieudanej inwestycji. Bank w sposób niedozwolony był pośrednikiem przy zawieraniu umowy ubezpieczenia. Umowę podpisywano w lokalu banku, który dostawał z tego tytułu prowizję. Jednak problem polegał na tym, że bank nie mógł tego robić, nie posiadał bowiem uprawnień pośrednika ubezpieczeniowego. Według sądu działalność banku stanowiła obejście przepisów i wobec tego dotknięta jest nieważnością na podstawie przepisu art. 58 § 1 k.c.. Sąd zwrócił także uwagę, że w umowie polisolokaty zabrakło sumy ubezpieczenia, która jest wymagana przepisami ustawy Kodeks Cywilny przy ubezpieczeniach grupowych. W łódzkim przypadku klient na tzw. polisolokatę wpłacił ponad 9,8 tys. złotych. Gdy postanowił zerwać umowę, otrzymał zaledwie 412,87 złotych. Sąd zauważył także, że w przypadku polisolokaty część z nich nie mówi, na jaki zysk może liczyć klient. Również ostateczny wynik jest uzależniony tak naprawdę od woli banku, który nie musi się kierować dobrem klienta.

„Pareto II” TU Europa

Sprawą Towarzystwa Ubezpieczeniowego Europa zajmował się Sąd Rejonowy dla Warszawy-Żoliborza w Warszawie. Sprawa dotyczyła klientki, która skorzystała z inwestycji w polisę Ubezpieczeniowego Funduszu Kapitałowego „Pareto II”. Podobnie jak w przypadku każdej polisolokaty, klientka chciała wycofać swoje pieniądze. Oczywiście, gdyby tego dokonała, byłaby obciążona kosztami naliczonymi przez ubezpieczyciela. Zamiast skupiać się na swojej umowie, pełnomocnik procesowy postanowił doprowadzić do nieważności umowy pomiędzy instytucją inwestycyjną a ubezpieczycielem. W tej konkretnej sprawie była to umowa pomiędzy Open Finance a TU Europa. Tak jak w przypadku sprawy z Łodzi, klientka została objęta ubezpieczeniem na podstawie umowy, której nie była stroną oraz deklaracji przystąpienia do ubezpieczenia. Sąd uznał, że umowa pomiędzy Open Finance a TU Europa nie posiadała jasnych i precyzyjnych mechanizmów wyznaczania wartości inwestycji. Klienci nie znali ryzyka inwestycyjnego i dlatego umowa ubezpieczenia grupowego była nieważna. W apelacji od takiego rozstrzygnięcia pełnomocnicy pozwanych przyznają, że jeżeli wyrok utrzyma się w swojej treści, to oznaczać to będzie nieważność wszystkich umów zawieranych przez nich w ramach tzw. polisolokat.

—————-

Całość w najnowszym numerze “Gazety Finansowej”.

FMC27news