13.4 C
Warszawa
środa, 9 października 2024

Smog w kieszeni Polaków

Walka ze smogiem będzie kosztować miliardy złotych, po które rząd sięgnie do naszych kieszeni. Przy okazji uratuje nierentowne kopalnie.

Smog w Polsce był, jest i będzie. Winne temu są klimat, samochody, oparcie gospodarki na węglu oraz trudności w dostępie do alternatywnych nośników energii. W tym roku media wyjątkowo zacięcie podchwyciły temat, wywołując pytanie, dlaczego nagle teraz. Przecież od dawna wiadomo, że jako kraj jesteśmy z ekologią na bakier. Okazuje się, że za „aferą smogową” może stać chęć napędzenia konsumpcji polskiego węgla. Tak się składa, że i on jest zanieczyszczony. Efektem wyeliminowania węgla ze Wschodu będzie poprawa sytuacji polskich kopalń, wzrost cen energii oraz drenaż budżetów domowych Polaków.

Szary scenariusz

Media codziennie alarmują, że strefę powietrzną nad polskimi miastami przejął smog. Winne temu mają być zwyczaje Polaków polegające na paleniu byle czym i byle gdzie. Tylko jak wytłumaczyć ten fakt w Warszawie, gdzie niemal 100 proc. gospodarstw domowych korzysta z centralnej sieci ciepłowniczej? Dlaczego nikt nie alarmuje o armii „gratów” jeżdżących po Warszawie? Odpowiedź jest prosta, bo nie to jest celem całej akcji. Jej zadaniem jest napędzenie konsumpcji zalegającego na hałdach polskiego węgla. Potwierdza to stanowisko ministra środowiska. Według niego wszystkiemu winna jest jakość węgla, którym opala się w piecach. Sytuacja byłaby lepsza, gdyby do ogrzewania używano jedynie polskiego węgla, który zdaniem ministra jest lepszej jakości niż ten zza wschodniej granicy. Tymczasem, jak twierdzą eksperci, powodem smogu nie jest opał ze Wschodu, tylko właśnie polski węgiel, który, aby wytrzymać konkurencję, jest sprzedawany po wyjątkowo niskiej cenie i w takiej samej jakości. Co ciekawe, węgiel z zagranicy stanowi zaledwie 12 proc. polskiego zużycia. Na 72 mln tony węgla, które zostały wykorzystane przez polską gospodarkę, zaledwie 8 mln ton pochodziło z importu. Co istotne, zaledwie 13 proc. rocznego zużycia węgla to zużycie przez gospodarstwa domowe. Reszta jest wykorzystywana przez zakłady przemysłowe, elektrownie czy elektrociepłownie. Mimo to, to właśnie kotłom węglowym przypisuje się ponad 50 proc. zanieczyszczenia generowanego w związku z działalnością ludzi. Przez dłuższy czas nie posiadaliśmy żadnych norm jakościowych dotyczących paliw stałych. Wraz z wejściem do Unii Europejskiej wyeliminowaliśmy część przepisów. Od 2004 roku w Polsce ruszyła sprzedaż tzw. mułu węglowego, który jest elementem ubocznym procesu wzbogacania węgla. Jest też najtańszym z dostępnych paliw. Niskoenergetyczny, zapylony emituje ponad 10 razy więcej zanieczyszczeń niż jego droższe odpowiedniki. Dużo gospodarstw domowych używa też miału, który pod względem zapylenia nie ustępuje wiele mułowi. Rozwiązaniem problemu ma być zaostrzenie przepisów, które regulowałyby kwestię jakości paliw sprzedawanych w Polsce. Rząd pod koniec stycznia opublikował projekt ustawy o zmianie ustawy o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw. Jej główne założenia ograniczają się do większej ilości kontroli. Podobny reżim prawny zawiera projekt ustawy z początku stycznia 2017 roku o zmianie ustawy – Prawo ochrony środowiska oraz niektórych innych ustaw. Rząd obiecuje walczyć z problemem smogu w Polsce. I znowu zgodnie z zasadą „po owocach ich poznacie” warto przyjrzeć się pomysłom rządu. Mateusz Morawiecki przygotował rozporządzenie, które dopuszczało do obrotu najtańszy i najbardziej toksyczny węgiel. Projekt rozporządzenia zakładał dopuszczenie do sprzedaży węgiel o wysokiej zawartości siarki oraz o znacznym stopniu zapylenia. Podobnie do spalania ma być dopuszczony węgiel o wysokiej zawartości popiołu.

Takie działanie nie przyniesie zmiany, jeżeli chodzi o ilość smogu w powietrzu. Poprawi natomiast rentowność polskich kopalń. Proponowane zmiany nie poprawią jakości powietrza, ale zalegalizują zbyt taniego polskiego węgla, za którego sprzedaż w Czechach groziłoby nawet 1,6 mln złotych kary. Istnieje też ryzyko, że taki węgiel zacznie napływać do naszego kraju z innych krajów UE. Pod przykrywką walki ze smogiem ściągniemy do siebie miliony ton toksycznego węgla. Rząd wpadł w pułapkę, nie może bowiem zaostrzyć norm w taki sposób, aby wyeliminować rosyjski węgiel z rynku. W ten sposób wyeliminowałby też polski, ale ten najniższej jakości.

Czarny scenariusz

Strach przed grożącą palcem Komisją Europejską może wiązać się z uruchomieniem wydobycia bardziej ekologicznego węgla z polskich kopalń. Lepszy oznacza gorszy, a wyeliminowanie tanich zamienników spowoduje dalszy wzrost cen. Przeciętna polska rodzina wydaje ponad 20 proc. swoich dochodów na opłaty związane z utrzymaniem domu, w tym na energię. Ogrzanie średniej wielkości domu w naszej strefie klimatycznej wymaga około 6–7 ton węgla na sezon grzewczy. Średnia cena węgla lepszej jakości waha się w granicach 700–800 złotych za tonę. Zatem tylko na ogrzanie domu należy wydać około 5 tysięcy złotych. Dlatego prawie połowa węgla wykorzystywanego przez gospodarstwa domowe to tańszy węgiel typu muł lub miał. Tutaj ceny wahają się w graniach 300 złotych za tonę, przy czym węgiel naprawdę złej jakości można kupić za około 200–250 złotych za tonę. Szacuje się, że aż 7 milionów ton węgla spalanego w polskich gospodarstwach domowych to węgiel gorszej jakości. Daje to rocznie oszczędności rzędu 4 miliardów złotych. Zakładając, że w Polsce jest 13,5 milionów gospodarstw domowych, a 70 proc. z nich ma piece węglowe, to ogólna liczba instalacji grzewczych na węgiel to 9,5 miliona. Łatwo policzyć, że rezygnacja z tańszych rodzajów węgla kosztowałaby każde gospodarstwo domowe około 500 złotych w sezonie grzewczym. Jednak jest to wartość, która nie do końca oddaje skalę kosztów związanych z walką o czyste powietrze. Rezygnacja z niektórych rodzajów węgla wywołałaby presję inflacyjną. Zniknięcie nawet 13 proc. węgla z rynku będzie skutkowało wzrostem cen nawet o 10–15  proc. Nietrudno policzyć, że w przypadku ceny za tonę węgla po 800 złotych, wzrost może wynieść nawet 120 złotych, co zbliży nas do psychologicznej granicy 1000 złotych za tonę. Do tego dodać należy jeszcze wzrost marży, kosztów utrzymania przedsiębiorców, przerwy w dostawach węgla i scenariusz tony węgla po 1100 złotych nie jest tak odległy.

Zmiany najmniej dotkliwie odczują osoby, które obecnie palą węglem najwyższej jakości. W ich przypadku skok kosztów utrzymania może wynieść „zaledwie” 1400 złotych na sezon grzewczy. W przypadku najbiedniejszych wzrost kosztów ogrzania domu może wynieść nawet do 5000 złotych na sezon. Wzrośnie koszt energii oraz ciepła dostarczanego do naszych domów. Pomimo tego, że zakłady przemysłowe i elektrociepłownie już teraz palą węglem najwyższej jakości, to i one staną przed perspektywą większych cen surowca. W konsekwencji zapłacimy więcej za prąd, ciepłą wodę oraz po prostu ciepło. Kto skorzysta na zmianie? Podwójnym beneficjentem będzie budżet państwa. Po pierwsze, wzrosną jego przychody związane z podatkami. Po drugie, pomoże to ratować polskie kopalnie i zdejmie z rządu „syndrom śląski”. Przez pierwsze lata zwiększona konsumpcja polskiego węgla oznaczałaby wręcz złote czasy dla kopalń. Szacuje się, że na zwałach jest obecnie około 8,5 mln ton węgla, którego wartość sięga, nawet przy obecnych cenach, 6 mld złotych. Kopalnie mogłyby czerpać zyski bez ponoszenia specjalnych kosztów. Takich czasów nie miały od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

Jaki związek ma problem smogu z notowaniami spółek węglowych? Do końca roku 2016 Jastrzębska Spółka Węglowa systematycznie traciła na kursie swoich akcji. Od momentu kampanii antysmogowej akcje JSW poszybowały. Tak samo jest w przypadku Bumech S.A., czyli firmy, która produkuje sprzęt wydobywczy dla kopalń.

Inne koszty

Walka ze smogiem to nie tylko węgiel, jego rodzaje i ceny. Rząd zaproponował cały pakiet zmian dotyczący polepszenia jakości polskiego powietrza. Większość pomysłów wiąże się z wyższymi kosztami ogrzewania. Jeden z pomysłów zakłada wymianę kotłów na te spełniające restrykcyjne normy emisji zanieczyszczeń. Od 2018 roku będzie można kupić i zamontować tylko takie piece. Nowe piece mają być nawet osiem razy droższe od tych używanych obecnie. Wymiana około 3 milionów pieców wyniesie nas łącznie 24 miliardy złotych. Rząd też chce, aby domy były podłączane do sieci ciepłowniczej, tak jak jest to w przypadku sieci wodociągów. W przeciągu kilku najbliższych lat każda rodzina będzie musiała liczyć się z wydatkiem na poziomie kilkudziesięciu tysięcy złotych w walce ze smogiem.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news