e-wydanie

4.8 C
Warszawa
czwartek, 18 kwietnia 2024

Wielka zmiana w dobrej zmianie

Na jesieni Beatę Szydło zastąpi wicepremier Mateusz Morawiecki lub szef PiS Jarosław Kaczyński. Kto zachowa stanowiska, a kto na pewno odejdzie z rządu po rekonstrukcji – ustaliła „Gazeta Finansowa”.

Od kilku miesięcy pojawiały się spekulacje prasowe, że na jesieni dojdzie do poważnych przetasowań w rządzie. Politycy PiS publicznie bardzo powściągliwie komentują te zapowiedzi. – Takie rewelacje różnych mediów, gazet, również tabloidów pojawiają się właściwie od samego początku, od pierwszego dnia czy od pierwszego miesiąca rządów PiS, że zmiany personalne w rządzie będą następowały. No ja mogę oczywiście podejść do tego z uśmiechem – komentował rzecznik rządu Rafał Bochenek kolejną publikację na ten temat. „Gazeta Finansowa” dotarła jednak do najważniejszych polityków PiS, którzy nie mają wątpliwości: na jesieni dokona się zmiana w rządzie. Odejdzie urzędujący premier i główni ministrowie. Otwarcie rządu PiS i exposé nowego premiera spodziewane jest 11 listopada w 99 rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.

Premierów dwóch i przyszła pani prezydent

Szef PiS Jarosław Kaczyński, z racji pozycji i wpływów nazywany przez sojuszników i wrogów „Naczelnikiem”, rozważa dwie opcje. Pierwszą – sam stanie na czele rządu. Na taki scenariusz namawiają go najbardziej wpływowi politycy PiS (m.in. Antoni Macierewicz). Alternatywą dla niego jest Mateusz Morawiecki. Postawienie na niego jednak będzie poniekąd powtórzeniem wariantu z Beatą Szydło. Jest ona bowiem premierem praktycznie bez własnej frakcji w PiS.

Podobnie będzie z Morawieckim, który jest w partii traktowany jako „ciało obce”. – Sam Jarosław się waha, czy objąć urząd premiera. Wie, że bez niego rząd będzie mniej decyzyjny i skuteczny, z drugiej strony mu się zwyczajnie nie chce. Raz mówi tak, raz siak. Zmienia decyzję co chwila – twierdzi polityk PiS. Wciąż jednak to Kaczyński jest najbardziej prawdopodobnym zmiennikiem Szydło. Miałby niczym Józef Piłsudski – postać, którą się wyraźnie inspiruje –przejąć stery rządu na rok. Piłsudski w II RP, po zamachu majowym w 1926 r., dwukrotnie stawał na czele rządu. Raz w październiku 1926 r. został premierem na rok i 9 miesięcy. Kolejny raz powrócił na 4 ostatnie miesiące 1930 r. – znów po to, aby zaprowadzić porządek. Byłoby to więc zagranie pełne symboliki i patriotycznych odniesień, bo przyszły rok to 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Po załatwieniu wszystkich trudnych spraw na ostatnie 12 miesięcy byłby „w rezerwie” właśnie Morawiecki.

Beata Szydło po dymisji będzie wciąż czołowym politykiem PiS. Przymierzana jest do fotela Marszałka Sejmu. Prezes nie chce, aby zmiana uderzyła w jej prestiż. Nie chce, aby poczuła się upokorzona, bo to mogłoby zakończyć się tak, jak w wypadku Kazimierza Marcinkiewicza. Ten zmieniony przez Kaczyńskiego w lipcu 2006 r., będący u szczytu popularności, przegrał nieoczekiwanie walkę o prezydenturę w Warszawie z Hanną Gronkiewicz-Waltz, aby później, niemal błyskawicznie, stać się jednym z najzagorzalszych krytyków PiS i prezesa Kaczyńskiego osobiście. Gdyby nie autokompromitacja Marcinkiewicza, który szybko roztrwonił zebrany przez siebie kapitał społeczny, ta wolta mogłaby być niebezpieczna dla PiS.

Zresztą z Szydło Kaczyński ma związane dalekosiężne plany. Ma ona być w 2020 r. kandydatem PiS na nowego prezydenta RP. Jest już przesądzone, że po ostatnich decyzjach blokujących zmiany w sądach przy pomocy weta, nie będzie nim Andrzej Duda.

Kolejność wyborów jest zdecydowanie po stronie Kaczyńskiego. Najpierw bowiem Polacy będą musieli wybrać posłów w 2019 r. Na fali tego – spodziewanego, kolejnego zwycięstwa, Kaczyński postara się zmusić Dudę do rezygnacji z kandydowania. Duda bowiem bez zaplecza PiS nie będzie miał ani struktur, ani pieniędzy na skuteczną kampanię wyborczą. A posiadane dziś przez niego wysokie notowania nie gwarantują w żaden sposób reelekcji, o czym boleśnie przekonał się w 2015 r. Bronisław Komorowski. Przystąpił on do kampanii, mając blisko dwie trzecie zwolenników, ale błyskawicznie ową przewagę stracił.

Last but not least Duda – według polityków PiS – może zostać pomiędzy rokiem 2019 a 2020 mocno „przeczołgany” zebranymi na niego „hakami”. Ile prawdy jest w plotkach, nikt nie wie, faktem jest, że ABW, które ostatnio szukało nagrania swojego szefa płk. profesora Piotra Pogonowskiego (chodzi o imprezę sylwestrową przełomu 2013 i 2014), teraz rozpytuje o to, kto ma nagrania z udziałem… Andrzeja Dudy.

Kto wyleci, kto zostanie

W nowym rządzie znajdą się tylko nieliczni ministrowie rządu Beaty Szydło. Jednym z pewniaków do pozostania jest Antoni Macierewicz, kolejni to Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński (obecny koordynator służb), jako minister resortu połączonych służb. Nowy rząd będzie generacyjnie młodszy i mniej kojarzony z partyjnym establishmentem PiS. Wszystko ma zostać sfinalizowane na przełomie października i listopada, tak aby exposé i nowe otwarcie swoją premierę miały miejsce równo w 99 rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę.

O pozostanie w rządzie walczą minister środowiska Jan Szyszko i minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Ten pierwszy ma dwie poważne karty w tej rozgrywce: zaplecze w postaci lobbingu leśników i wsparcie ojca dyrektora toruńskiej rozgłośni Tadeusza Rydzyka. To ostatnie może przesądzić o tym, że Szyszko się obroni. W sprawie dymisji Waszczykowskiego w zasadzie wszyscy są zgodni. Zarzuca mu się brak przewietrzenia ministerstwa i oparcie się o ludzi nazywanych w PiS pogardliwie „korporacją Geremka”, na pamiątkę wpływowego polityka Unii Wolności, który niegdyś był szarą eminencją tego resortu, bez względu na to, czy pełnił aktualnie jakąś oficjalną funkcję, czy nie. – „Waszcz” może jednak zostać, bo kandydaci na zastąpienie go zwyczajnie wzajemnie się blokują – tłumaczy nam polityk PiS.

Nowe otwarcie ma na celu nie tylko usprawnienie rządów (Beata Szydło emocjonalnie i fizycznie zmęczyła się na swoim stanowisku). Chodzi także o pokazanie PiS jako partii profesjonalnych kadr, a nie karierowiczów partyjnych à la słynny Misiewicz. Młody i niekojarzony z partią gabinet ma pozwolić poprawić notowania PiS. Te, chociaż po dwóch latach rządzenia są wciąż wysokie – wahają się między 35 proc., a 41 proc., wciąż mogą oznaczać, że w wypadku kolejnego zwycięstwa PiS nie może być pewne utrzymania władzy, bo będzie musiało znaleźć koalicjanta.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze