13.4 C
Warszawa
środa, 9 października 2024

Sułtan coraz potężniejszy

Podczas gdy Europa znalazła się na rozdrożu i rozpaczliwie próbuje znaleźć dla siebie nową formułę polityczną na przyszłość, w Ankarze umacnia się ośrodek władzy pewny swego i śmiało budujący swoją pozycję.

W miniony weekend w Turcji przeprowadzone zostały przedterminowe wybory prezydenckie i parlamentarne, w których bezdyskusyjne zwycięstwo osiągnął Recap Tayip Erdogan i jego blok wyborczy Sojusz Ludu, tworzony przez rządzącą Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i Nacjonalistyczną Partię Działania (MHP). Według danych przekazanych przez komisję wyborczą Erdogan miał zdobyć ok. 52,6 proc. głosów, dzięki czemu po raz pierwszy będzie mógł zostać faktycznym jedynowładcą Turcji. Po zeszłorocznym referendum, w którym decydowano o zmianie systemu rządów, z woli narodu prezydent pełni jednocześnie funkcję szefa rządu i ma znacznie większe kompetencje niż do tej pory.

Wprowadzona nad Bosforem zmiana w systemie sprawowania władzy stanowi sporą rzadkość we współczesnym świecie, w którym formalne przywiązanie do wykształconych na Zachodzie procedur demokratycznych obowiązuję niemal wszędzie. Nawet rządzona przez Władimira Putina Rosja zachowuje rozdzielność urzędu prezydenta i premiera. W przypadku Turcji Erdogan dąży wyraźnie do tego, aby stać się faktycznym monarchą, który chce samodzielnie decydować o całym kraju.

Znamienne, że kiedy Turcy w ramach przedterminowych wyborów powierzali nowemu „sułtanowi” władzę nad swoim krajem, przywódcy krajów Unii Europejskiej zebrali się na mini-szczycie w celu wypracowania wspólnego stanowiska w zakresie nielegalnych imigrantów. Jak można się było spodziewać, spotkanie nie przyniosło żadnego kompromisu, lecz jedynie pogłębiło istniejący spór, w ramach którego coraz więcej państw otwarcie buntuje się przeciwko narzuconej przez Angelę Merkel polityce migracyjnej.

Jeszcze dziesięć lat temu wydawało się, że Unia Europejska jest na najlepszej drodze do tego, aby skutecznie zagospodarować dla siebie scenę polityczną całej Europy. Po akcesji państw byłego bloku komunistycznego można było odnieść wrażenie, że niemiecki projekt wspólnej waluty jest wręcz skazany na sukces i ekspansję. Wybuch kryzysu w 2008 roku sprawił jednak, że kraje południa Europy znalazły się w ciężkiej sytuacji finansowej i po raz pierwszy tak silnie wybrzmiały pretensje wobec polityki Berlina i Brukseli. Niezadowolenie rozlało się po całej Europie, a trwająca od 2011 roku wojna domowa w Syrii dodatkowo znacząco zwiększyła liczbę uchodźców i imigrantów szturmujących unijne granice. W wyniku tego po najbardziej burzliwym w zakresie imigracji 2015 roku znacznie zmieniły się wyborcze preferencje. W 2016 roku Brytyjczycy zagłosowali za opuszczeniem Unii Europejskiej, a władzę w kolejnych krajach przejęły siły nieprzychylne niekontrolowanej imigracji i wspólnej walucie.

W rezultacie dziś Europa stanowi kontynent pełen sprzecznych dążeń. Niemcy z Francją próbują ratować Unię, lecz w siłę rosną ugrupowania antyestablishmentowe. Wielka Brytania wyraźnie wypisała się ze współpracy z kontynentem, a z każdym dniem narasta napięcie wokół polityki migracyjnej. Na tle rozchwianej Europy Turcja prezentuje się dziś jako ośrodek władzy, który wie, do czego dąży i jakimi środkami chce to osiągnąć. Niedługo miną już dwa lata, od kiedy w nocy z 15 na 16 lipca doszło do zamachu stanu w Turcji. W reakcji na stłumienie buntu przez siły lojalne Recapowi Tayip Erdoganowi większość państw wydała oświadczenie wskazujące, że cieszą się z przywrócenia demokratycznego porządku. Całe wydarzenie było najprawdopodobniej starannie zaplanowanym spektaklem, podobnie zresztą jak ostatnie referendum i wybory, które odbywały się w kontrowersyjnych okolicznościach.

Po 2016 roku w administracji publicznej doszło do ogromnych czystek, dlatego trudno oczekiwać, aby podporządkowany Erdoganowi aparat urzędniczy mógł dopuścić do zwycięstwa opozycji. Teoretycznie więc nowy „sułtan” zdobył pełnię władzy w sposób demokratyczny, lecz tak naprawdę w kraju nie brakuje jego wrogów. Najlepiej świadczy o tym fakt, iż aż 30 proc. Turków miało głosować na głównego kandydata opozycji Muharrema Ince, który największe poparcie uzyskał w regionach bezpośrednio graniczących z Bułgarią i Grecją. Co ciekawe, początkowo Erdogan był wręcz pupilkiem zachodu i dystansował się od religijnych ekstremistów. W ostatnich latach zdecydowanie zmienił styl, dążąc do odtworzenia dawnej potęgi tureckiej wspartej przez islam.

Dziś ma do dyspozycji armię, która w NATO pod względem wielkości ustępuje jedynie Stanom Zjednoczonym. Ponad pół miliona żołnierzy to jak na europejskie warunki imponujący stan – tyle samo mają łącznie Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Armia turecka ustępuje rzecz jasna poziomem wyszkolenia oraz sprzętem wojskom europejskim, lecz Erdogan czyni w tym zakresie nieustanne inwestycje. Turcja trzyma wciąż Europę w szachu nie tylko ze względu na swoje strategiczne położenie, lecz także m.in. za sprawą setek tysięcy uchodźców i imigrantów, którzy przebywają na jej terytorium z zamiarem przedostania się na Zachód.

Wydaje się jednak, że największą bronią państwa rządzonego przez Erdogana jest demografia. Jeszcze na początku lat sześćdziesiątych Turcja miała tyle samo mieszkańców co Polska, dziś ma ich ponad 80 milionów, a w kolejnych latach jeszcze ich przybędzie. Na terenie Turcji leży wiele ludnych metropolii, które skupiają napływającą do nich ludność z prowincji i odpowiadają za bardzo dynamiczny rozwój gospodarczy (w niektórych latach osiągający nawet ponad 11 proc. PKB rocznie). Turcja to najbardziej azjatycki pod względem demograficznym i gospodarczym kraj Eurazji, a jego gospodarka błyskawicznie się modernizuje. Co prawda w ostatnim czasie kurs tureckiej liry wyraźnie osłabł, lecz wynikało to jedynie z chwilowych trudności.

Po ogłoszeniu wyniku wyborów sytuacja zaczęła wracać do normy. Ogromne ambicje imperialne Erdogana sprawiają, że Turcja raczej nie będzie próbowała odgrywać roli drugorzędnego partnera wielkich graczy. Formalnie pozostając w NATO i odgrywając rolę sojusznika Stanów Zjednoczonych, tak naprawdę nie liczy się z nikim. Przykładem tego była niedawna decyzja Ankary o zakupie rosyjskiego systemów rakietowych S-400, która wywołała oburzenie wysokich przedstawicieli amerykańskiej administracji oraz groźby, iż tego typu sytuacja może uniemożliwić zakup myśliwców F-35 dla tureckiej armii. Tureckie władze odpowiedziały w bardzo obcesowy sposób, co z kolei pogłębiło u Amerykanów przekonanie, że obecność Turcji w NATO stanowi nieustanne źródło napięć i tarć.

Nieco wcześniej Turcja podjęła także decyzję o wycofaniu wszystkich swoich zasobów złota ze Stanów Zjednoczonych, co najlepiej pokazuje, że Erodgan nie chce już dłużej pozostawać w roli politycznej zależności od kogokolwiek. Jego ambicje są zresztą ambicjami większości tureckiego społeczeństwa, które marzy o potędze i pełnej suwerenności. Niebezpiecznym produktem ubocznym tych marzeń i ambicji jest niestety narastający radykalizm podszyty islamskim fundamentalizmem. Wcześniej czy później radykalizm ten będzie próbował zaakcentować swoją obecność poza granicami Turcji. Naszym szczęściem jest to, że nie żyjemy w bezpośrednim sąsiedztwie dyktatury Erdogana, lecz z każdym rokiem jej wpływ będzie coraz bardziej odczuwalny także nad Wisłą.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news