14.4 C
Warszawa
piątek, 29 marca 2024

Wolność według PiS

Koniecznie przeczytaj

Premier Mateusz Morawiecki pochwalił się, że jego formacja jest „najbardziej prowolnościową ekipą z ostatnich dwudziestu ośmiu lat”. Odczucia obywateli mogą być jednak bardzo mieszane.

 Niemal w rocznicę swoich rządów na stanowisku prezesa Rady Ministrów Morawiecki pokusił się o stwierdzenie, które wywołało lawinę komentarzy. Powodem całego zamieszania było bez wątpienia to, że wolność jest niezwykle ogólnym pojęciem, które bywa rozumiane na dziesiątki różnych sposobów i wywołującym rozmaite skojarzenia. Na dodatek samo Prawo i Sprawiedliwość jest formacją, która dość rzadko odwołuje się do haseł wolnościowych, dlatego użyte przez Morawieckiego stwierdzenie mogło wywołać co najmniej zdziwienie.

Wolność jako suwerenność
Dla urzędującego premiera wolność, jaką daje rządzone przez niego państwo, to dawanie prawa wyboru ludziom, „czy chcą iść wcześniej na emeryturę, czy trochę później, czy chcą dłużej pracować, czy chcą posłać dziecko do szkoły, czy chcą sami odkładać w pracowniczych planach kapitałowych na swoje emerytury”. I rzeczywiście, jeśli brać pod uwagę powyższe obszary, to Prawo i Sprawiedliwość może mówić o tym, że daje nieco większy zakres swobody niż jego poprzednicy. Co oczywiste jednak, na tych kilku rzeczach trudno opierać całą narrację o sprzyjaniu wolności. To, czego Morawiecki nie powiedział, a co bez wątpienia można zaliczyć do sukcesów PiS w zakresie powiększania zakresu wolności, to dość twardy opór stawiany unijnym instytucjom, które najchętniej rządziłyby całą Wspólnotą przy pomocy dyrektyw i urzędniczych rozporządzeń. Od końca 2015 roku, czyli od samego momentu przejęcia władzy, partia Kaczyńskiego walczy z zachodnimi państwami, które m.in. okazując wsparcie Ludmile Kozłowskiej z Fundacji Otwarty Dialog, dążą w sposób jawny do ingerencji w wewnętrzne sprawy polskie i przywrócenia do władzy posłusznych sobie polityków. W tym sensie PiS można również uznać za partię wolnościową, która dąży do zachowania suwerenności i uwolnienia się od obcych wpływów.

I rzecz nie mniej ważna, o postawie wolnościowej PiS świadczy niewątpliwie otwarta wojna, jaką prowadzą z nią postkomunistyczne elity wspierane przez media należące do zachodnich właścicieli. Zacięta batalia o sądownictwo, w ramach której partia Kaczyńskiego wykonała niedawno krok wstecz, rezygnując z przesunięcia sędziów Sądu Najwyższego w stan spoczynku, pokazuje, że rządem Mateusza Morawieckiego kieruje wciąż determinacja, aby ograniczyć nadużycia postkomunistycznego wymiaru sprawiedliwości. Bez pilnych zmian w sądownictwie trudno sobie w ogóle wyobrazić przyszłość wolności w Polsce. PiS wypowiedział także wojnę mafiom, które w ostatnich latach panoszyły się w naszym kraju, szczególnie w sektorze paliwowym i finansowym, lecz napotyka na ogromne trudności z pociągnięciem kogokolwiek do odpowiedzialności prawnej. Pomimo przedstawienia na początku swoich rządów wielkiego audytu rządów PO- PSL i wskazania ogromnych nadużyć, jak dotąd sprawiedliwość spotkała tylko mało istotnych wykonawców odgórnych poleceń. Jeśli więc premier Morawiecki chwali się prowolnościową postawą swojego rządu, to jego stanowisko znajduje potwierdzenie przede wszystkim w kwestiach związanych z obroną suwerenności, likwidacją wybranych patologii oraz dążeniu do likwidacji instytucjonalnych pozostałości po komunizmie. Starania władzy w wymienionych obszarach nie idą niestety jednak w parze z działaniami w innych dziedzinach życia publicznego, które mają dla Polaków ogromne znaczenie.

Dokręcanie śruby
Słowa Morawieckiego były o tyle niefortunne, że padły z ust człowieka, który jako minister finansów wprowadził w 2017 roku szereg utrudnień dla prowadzących działalność gospodarczą. Mając za zadanie uszczelnienie systemu podatkowego, obecny premier złożył Jarosławowi Kaczyńskiemu obietnicę, że w ciągu roku znacząco zwiększy przychody budżetowe. Dokonał tego kosztem wprowadzenia m.in. Jednolitego Pliku Kontrolnego oraz wzmożonymi inspekcjami. Za walkę z przestępczym marginesem zapłacili ostatecznie wszyscy zwiększeniem biurokracji. „Dokręcanie śruby” w imię walki z mafiami dawałoby się jeszcze uzasadnić, gdyby jednocześnie towarzyszyły mu ułatwienia w innych obszarach. Jednak takiego zjawiska w czasach rządów PiS nikt nie uświadczył.

Zapowiadana obniżka stawek VAT sprowadziła się do niewiele znaczącej kosmetyki i została odroczona kolejną kadencję. Obiecywana od dawna podwyżka kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł nie doszła do skutku, a przez dotychczasowe trzy lata rządów PiS-owi nie udało się obniżyć ani jednego istotnego podatku. Etykietowanie się mianem „prowolnościowej ekipy” jest w przypadku Prawa i Sprawiedliwości tym bardziej niezrozumiałe, że nieustannie chwali się ono wprowadzeniem najważniejszego programu socjalnego od lat. Zwiększanie transferów socjalnych zwyczajnie nie da się zaliczyć do programu wolnościowego, gdyż wynika to z samej natury państwa opiekuńczego, które PiS pragnie wzmacniać. Wolność polega właśnie na tym, że pieniędzmi dysponują obywatele, a nie państwo.

Program minimalistyczny
Rządy „dobrej zmiany” stoją jak dotąd pod znakiem wypowiedzianej przez byłą premier Beatę Szydło maksymy, że „wystarczy nie kraść”. Przyjęcie tak minimalistycznego programu to jednak zdecydowanie zbyt mało, aby móc określać siebie mianem „prowolnościowej ekipy”. Podstawową bolączką polskiej gospodarki po 1989 roku był nie nadmiar wolności, lecz jej reglamentacja na rzecz uwłaszczonej partyjnej nomenklatury. Polacy są nader pracowici, i nie mając w ostatnich latach szans na rozwój, masowo emigrowali w celach zarobkowych. Przez ostatnie trzy lata nie zrobiono jednak niczego na tyle istotnego, by skłonić pracujących w krajach zachodniej Europy do powrotu. Pomimo tego, że mafie przestały się już panoszyć, a wpływy do budżetu są wreszcie zadowalające, polskiej gospodarce brakuje wciąż czynnika, który uczyniłby ją szczególnie atrakcyjną. Tym czymś jest właśnie wolność, której PiS nie potrafi dać. Przy okazji medialnej dyskusji nad funkcjonowaniem mafii vatowskich w okresie rządów PO- PSL rządowe media prezentowały graficzne schematy, obrazując, jak wiele Polacy tracili na wyłudzeniu z budżetu łącznej sumy ok. 250 mld zł. Przekonywano, że można za nią było zbudować tysiące kilometrów dróg ekspresowych i autostrad, postawić kilka elektrowni atomowych czy też sfinansować na prawie dekadę program 500 plus.

Jak trafnie zauważyli internauci, nieopatrznie pokazano tym samym, ile Polska mogłaby zyskać, gdyby pieniądze ze sztandarowego programu „dobrej zmiany” przeznaczyć na zupełnie inny cel, choćby wspomniane elektrownie, które mogłyby rozwiązać problemy energetyczne naszego kraju. Przykład możliwego alternatywnego wykorzystania środków przeznaczanych obecnie na konsumpcję w ramach programu 500 plus stanowi bodajże najlepszą ilustrację i jednocześnie podsumowanie dotychczasowych rządów Prawa i Sprawiedliwości. Partia ta stanęła pod koniec 2015 roku przed historyczną szansą wprowadzenia Polski na zupełnie nowe tory. Mając do dyspozycji samodzielną większość sejmową, była w stanie uchylić przed Polakami szeroko drzwi, dając im wolność, którą szary obywatel czuje przede wszystkim we własnej kieszeni. Jednak sposobem na jej wypełnienie uczyniono przede wszystkim redystrybucjonizm, który daje złudzenie wolności w postaci większej liczby gotówki, lecz nie jest w stanie zbudować trwałych podstaw dobrobytu. Wyższe transfery socjalne to większa wolność po stronie urzędników, a nie obywateli. I niestety być może właśnie ten rodzaj wolności premier Morawiecki miał na myśli.

Najnowsze