10.3 C
Warszawa
piątek, 29 marca 2024

Koniecznie przeczytaj

Równi i równiejsi na rynku pożyczek

Osoby prawne

Równość wobec prawa, jeden z fundamentów demokracji, ma odniesienie nie tylko do osób fizycznych. Niestety, ustawodawca czasami zapomina, że dotyczy ona także osób prawnych. Kolejny już projekt, który ma uregulować rynek pożyczek, jest tego dowodem.

Zabierałem głos na temat pułapek, które czyhają na państwo, biznes i obywateli przy okazji tzw. walki z lichwą. Tym bardziej, że instrumentów do walki z firmami, które łupią ludzi i wpuszczają ich w finansową pułapkę, nie brakuje. W ostatnich latach przybyło ich całkiem sporo. Rzecz w tym, by z nich korzystać. Dlaczego urzędnicy wolą mnożyć przepisy, niż wykorzystywać te istniejące? To pytanie ponadczasowe i nie odnoszące się li tylko do sfery finansów.

Ale nie o regulacji rynku pożyczek pozabankowych chcę napisać, tylko o wspomnianym aspekcie równości. Otóż przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości projekt powiększy nierówność w traktowaniu firm pożyczkowych i banków. Przede wszystkim, jeżeli chodzi o nakładane obowiązki. Firmy pożyczkowe udzielają pożyczek przede wszystkim osobom, które nie mogą liczyć na taką usługę ze strony banku – z bardzo różnych względów. Jest oczywiste, że z jednej strony taka pożyczka musi być lepiej zabezpieczona, a z drugiej nie każdy może zostać (i nie na każdych warunkach) pożyczkobiorcą. I trzecia oczywistość: ryzyko pożyczkodawcy jest większe, co wpływa na koszty pożyczki.

Tymczasem, na co zwrócili uwagę analitycy oceniający projekt, firmy pożyczkowe zostały obciążone w ostatnich latach nowymi limitami kosztów pozaodsetkowych, podczas gdy dla banków obowiązek stosowania tzw. rekomendacji T (dotyczącej dobrych praktyk w zakresie zarządzania ryzykiem detalicznych ekspozycji kredytowych) został rozluźniony. Cel jest jasny: doprowadzenie do tego, by banki przejęły ile się da z rynku zagospodarowanego przez firmy pożyczkowe. Sytuacja, w której ustawodawca jednej grupie legalnie działających podmiotów rzuca kłody pod nogi, a przed inną rozścieła czerwony dywan, budzi kontrowersje w kontekście wolnego rynku. I, co najważniejsze, ten ruch nie przyniesie efektu. Banki nie są zainteresowane udzielaniem takich pożyczek, jakich udzielają firmy pożyczkowe. I choćby ustawowo ograniczyć zarobek wspomnianych firm do przysłowiowego grosza, bankom przez to ochoty nie przybędzie. Banki na pożyczkach zarabiają i nikt się z tego powodu nie oburza, nie rozumiem więc, dlaczego sam fakt zarabiania na tym samym przez firmy pożyczkowe ma być skandalem. To po pierwsze.

Po drugie, banki są zainteresowane pożyczaniem większych kwot i związanym z tym zarobkiem, a także limitowaniem ryzyka. Lepiej pożyczyć, dajmy na to, 10 tysięcy człowiekowi o stabilnej sytuacji finansowej, niż bawić się w udzielanie 500-złotowej pożyczki studentowi, który na stałe nigdzie nie pracuje. Tak jest skonstruowany model działania banków, a z kolei model firm pożyczkowych jest dostosowany do drugiej z wymienionych sytuacji. Oba sektory nie wchodzą sobie w paradę, a wzajemnie się dopełniają. I rzecz w tym, by zarówno banki, jak i firmy pożyczkowe, nie nadużywały swoich możliwości wobec konsumentów – co, jak wspomniałem, w znakomitej większości przypadków jest możliwe do wyegzekwowania na gruncie obowiązujących dziś regulacji. Proste? Proste! Memento dla nadgorliwych reformatorów powinien stanowić przykład Słowacji. Z tego kraju, po wprowadzeniu drakońskich regulacji, wyniosły się większe firmy pożyczkowe. Powiększyło się za to grono osób wykluczonych finansowo, a cieszą się właściciele lombardów i szara strefa. Słowacja ma zamiar wycofać się z fatalnych przepisów. Lepiej więc nie idźmy w tę stronę.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze