Potrzebne są zmiany w podejściu do polityki alkoholowej
Obecna ustawa, na której opiera się polityka wychowania w trzeźwości, funkcjonuje od 37 lat. Powstała w zupełnie innych realiach społecznoprawno-ustrojowych, co musi rodzić szereg pytań o jej zgodność z przepisami konstytucyjnymi i unijnymi oraz adekwatnością do obecnych realiów, np. ograniczeniami reklamowymi czy obrotem przez internet – podkreślają eksperci Instytutu Staszica.
Ustawa zmieniła model konsumpcji napojów alkoholowych w naszym kraju (z alkoholi mocnych na słabsze), zgodnie z jej naczelnym założeniem. Nie udało się jednak rozwiązać głównych problemów związanych z nieodpowiedzialnym spożywaniem alkoholu. Dodatkowo przyczyniła się do powstania wielu szkodliwych stereotypów na temat konsumpcji alkoholu. Nieodzowne więc staje się wypracowanie nowego podejścia do problematyki alkoholowej, które będzie dostosowane do dzisiejszych realiów. Takie wnioski płyną z raportu Instytutu Staszica dotyczącego prawnych, społecznych i kulturowych aspektów polityki alkoholowej w Polsce. Został on ogłoszony podczas konferencji w Sejmie: „Potrzeba nowego ustawodawstwa w kontekście polityki wychowania w trzeźwości”. Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi została uchwalona w 1982 r. Jest jednym z trzech aktów prawnych powstałych w okresie stanu wojennego, które funkcjonują do dziś. Jej naczelnym postulatem była zmiana preferencji konsumpcji z alkoholi mocnych na alkohole niskoprocentowe (art. 10). Jeśli spojrzymy na same cyfry i statystyki, to teoretycznie spełniła swoje zadanie. O ile bowiem w chwili jej uchwalania 70 proc. alkoholu było w Polsce konsumowane pod postacią alkoholi mocnych, zwłaszcza wódki, o tyle dziś jest to zaledwie 27,6 proc. w przeliczeniu na czysty alkohol rocznie. W tym czasie konsumpcja wódki spadła blisko 3-krotnie z 14.9 l. obj. w 1980 r. do ok. 5 l. obj. w 2016 r.
Natomiast najwięcej czystego alkoholu etylowego jest spożywana rocznie w piwie (62,6 proc.), zaś 9,8 proc. w winie. Nadal jednak ogólne spożycie na głowę jest porównywalne do okresu lat 80-ych i wynosi ok. 9 litrów czystego spirytusu rocznie – czytamy w raporcie. – Ustawa spowodowała zmianę modelu konsumpcji alkoholu, lecz nie rozwiązała najważniejszych problemów z tym związanych. Dodatkowo przyczyniła się do pojawienia się i utrwalenia w społeczeństwie szkodliwych stereotypów związanych ze spożywaniem napojów alkoholowych. Mam tutaj na myśli m.in. przyzwolenie na codzienną, niechby i umiarkowaną, konsumpcję piwa i wina – np. do obiadu – podczas, gdy człowiek spożywający w podobny sposób i w podobnej ilości alkohol mocny, zwłaszcza wódkę, naraża się w społecznym odbiorze na łatkę pijaka lub co najmniej człowieka mającego problem z alkoholem – tłumaczy autor raportu dr Dawid Piekarz, wiceprezes Instytutu Staszica.
– Tymczasem najnowsze badania wskazują, że nawet umiarkowane, ale codzienne spożywanie alkoholu, także niskoprocentowego, może mieć gorsze konsekwencje dla zdrowia niż spożywanie takiej samej ilości czystego alkoholu, ale rzadziej. Podobnie niepokojące dane przynosi analiza grup wiekowych konsumentów alkoholu, gdzie w przypadku wyrobów spirytusowych i wina ten rozdział jest mniej więcej proporcjonalny, zaś w przypadku piwa istnieje istotna nadreprezentacja osób młodych. O tym, że piwo cieszy się taką popularnością wśród młodzieży, decyduje przede wszystkim jego dostępność ekonomiczna (niska cena). W kontekście spożycia muszą także budzić niepokój dane, zgodnie z którymi 40 proc. populacji pije alkohol przynajmniej raz w tygodniu – podkreśla wiceprezes Instytutu. Na potrzebę kształtowania postawy odpowiedzialnego spożywania alkoholu zwrócił też uwagę Witold Włodarczyk, prezes Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. Zaznaczył, że branża spirytusowa prowadzi szereg akcji i kampanii promujących odpowiedzialną konsumpcję alkoholu, skierowanych m.in. do młodzieży czy kobiet w ciąży.
– Ważne jest, żebyśmy cały czas mieli świadomość, że niezależnie od rodzaju napoju alkoholowego, jaki spożywamy, mamy do czynienia z tą samą substancją, o takim samym działaniu na nasz organizm. Dlatego nasza branża taki nacisk kładzie na edukację, która naszym zdaniem jest o wiele bardzie skuteczna niż polityka zakazów i represji. Współpracujemy w tym zakresie z instytucjami publicznymi i organizacjami pozarządowymi. Jesteśmy także chętni do dzielenia się doświadczeniem branży i jej potencjałem w kampaniach informacyjnych i społecznych organizowanych przez państwo i samorządy – poinformował Włodarczyk. W raporcie poruszany jest też temat kwestii podatkowych. Zgodnie z duchem ustawy – najwyższą akcyzą obciążone są alkohole wysokoprocentowe, co ma czynić je cenowo mniej atrakcyjnymi i dostępnymi. Tym niemniej zawartość akcyzy w półlitrowej butelce wódki, która kosztuje 20 zł, to 11,41 zł, natomiast ma to dla budżetu paradoksalnie znaczenie kluczowe, gdyż 27,6 proc. konsumowanego w Polsce rocznie alkoholu, czyli napoje spirytusowe zapewniają 63 proc. wpływów z akcyzy na alkohol.
– Sama ta proporcja powinna jednak skłaniać do refleksji, czy struktura opodatkowania aby na pewno jest optymalna dla budżetu i czy zachęta do przestawiania się konsumentów na alkohole niskoprocentowe, także w wymiarze fiskalnym, nie jest jednak przesunięta za daleko – komentował dr Dawid Piekarz. Zdaniem wiceprezesa Instytutu Staszica potrzebne jest nowe podejście do problematyki alkoholowej, które zaowocuje nowym aktem prawnym rangi ustawy oraz rozporządzeniami wykonawczymi. Wśród najważniejszych, które wymienił w raporcie, są m.in. brak prawnego podziału na alkohole wysoko i niskoprocentowe – alkohol to alkohol i każdy jego rodzaj może być używany odpowiedzialnie, albo ryzykownie, a także brak faworyzacji podatkowej alkoholi nisko względem wysokoprocentowych.
– Podatek powinien być naliczany w sposób zobiektywizowany od alkoholu zawartego w danym napoju, np. od 1 grama alkoholu niezależnie od tego, w czym i jak jest spożywany – tłumaczy autor. – Ważne jednak, by prace nad tego typu ustawą toczyły się w warunkach szerokiego dialogu z udziałem nie tylko administracji państwowej, polityków, związków branżowych czy organizacji pozarządowych, lecz także ekspertów, think tanków i znawców legislacji – podsumował dr Dawid Piekarz.