e-wydanie

6.6 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia 2024

Wojna na platformy

Czy Disney i Epic Games mają szansę w walce z Netflixem i Steamem?

Kolejne koncerny inwestują w platformy filmowe i gier.

W czwartym kwartale 2018 roku platforma wideo Netflix miała 4,18 mld dolarów przychodu (wzrost o 27,4 proc. w skali roku). Równie imponującymi wynikami może poszczycić się platforma z grami Steam, która jeszcze w 2017 roku przekroczyła 4,3 mld dolarów przychodu. Konkurencja jednak nie śpi. Teraz własne cyfrowe platformy uruchamiają Disney i twórcy najpopularniejszej gry świata – Fortnite Epic Games. Ile można zarobić na cyfrowych platformach wideo i gier, i jak bardzo konkurencja może zaszkodzić liderom?

Polowanie na króla
Gdy dwadzieścia lat temu Netflix znany był zaledwie w kilku stanach USA za sprawą swoich wypożyczalni filmów na DVD, nikt nie przypuszczał, jaką potęgę przyniesie mu Internet. Dziś abonament w platformie streamingowej Netflixa miesięcznie płaci ok. 140 mln użytkowników. Co więcej – wpływy dla tej kalifornijskiej firmy pochodzą już w większości spoza Stanów Zjednoczonych. Tylko w ostatnim kwartale 2018 roku Netflix pozyskał 1,53 mln nowych subskrybentów w Stanach Zjednoczonych i aż 7,31 mln spoza nich. Natomiast w ujęciu rocznym liczba subskrybentów Netflixa wzrosła o 29 mln osób (dla porównania w 2017 roku przybyło 22 mln subskrybentów). Miesięcznie, w postaci abonamentu, zostawiają oni miliony dolarów. Dość powiedzieć, że tylko w 2018 roku Netflix miał aż 1,21 mld dolarów zysku netto (przy 16 mld dolarów przychodów). Oczywiście trudno nie zwrócić tu uwagi na rosnące koszty – np. wydatków na marketing. Te urosły z 603,7 mln dolarów w 2017 roku do aż 1,02 mld dolarów w roku 2018. Reklamy Netflixa zasypują nas w każdym miejscu – czy to w Internecie, czy kinie, czy na ulicy. Jak widać – skutecznie. A co ciekawe – kalifornijski gigant dalej dystrybuuje płyty DVD, z którymi zaczynał 20 lat temu (co prawda tylko na terenie USA).

Przy tak zawrotnych pieniądzach w grze konkurencja nie mogła przejść obojętnie. I o ile dotychczas jedynym znaczącym konkurentem, który wytrzymał próbę czasu, okazał się HBO, to już teraz do zdominowanego przez Netflixa rynku przymierza się m.in. Disney i Apple. Disney, ze swoją platformą Disney Plus, ma wystartować pod koniec 2019 roku. Dla Netflixa może być to największy cios, ponieważ nie jest tajemnicą, że Disney zamierza „całkowicie” przenieść swoje produkcje na nową, własną platformę. A kontroluje on niemało – po przejęciu studia 21th Century Fox, Disney ma w portfolio również m.in. studio Pixar, czy znane z adaptacji komiksów Marvel. A to właśnie ekranizacje tych ostatnich cieszą się niemałym zainteresowaniem abonentów Netflixa. Ponadto studio Myszki Miki zapowiedziało, że udostępni na swojej platformie klasyczne filmy, których dziś już nie sposób legalnie zdobyć. Można założyć, że Disney nawet nie będzie musiał poszerzać swojej oferty o fi lmy ze studiów zewnętrznych. To właśnie m.in. ten ruch spowodował, że Netflix zaczął inwestować miliardy we własne produkcje. Disney zamierza również konkurować ceną – jego abonament miesięczny ma być niższy niż oferta Netflixa. Z kolei Apple to wciąż wielka tajemnica. Na razie wiadomo, że producent telefonów iPhone planuje wielką premierę w najbliższych miesiącach i zaprasza na wydarzenie popularnych aktorów i twórców. Podobnie jak Netflix i Disney, Apple planuje inwestować we własne produkcje – filmy i seriale. Według przecieków Bloomberga sam start platformy ma jednak odbyć się dopiero latem. Nieoficjalnie Apple ma też zaoferować dostęp do niektórych kanałów telewizyjnych – a tym samym przejąć również tych abonentów, którzy wciąż oglądają „klasyczną” telewizję. Siłą Apple ma być software i hardware – a mianowicie wyższa jakość odtwarzania filmów na ich sprzęcie (telefony, tablety, laptopy, przystawki do telewizorów) dzięki specjalnym aplikacjom.

Gry też w modzie
Sporym zainteresowaniem okazał się fragment raportu dla inwestorów Netflixa, który wskazał swojego największego konkurenta. I nie był to HBO, czy planowane platformy Disneya czy Apple a… „Fortnite”. Stworzona przez Epic Games gra to prawdziwy fenomen na rynku. Tylko w 2018 roku twórcy „Fortnite” zarobili ok. 3 mld dolarów. Dla porównania, wartość całego światowego rynku gier wyniosła w 2018 roku ok. 134,9 mld dolarów. Jak szacuje serwis Game Industry, to ok. 10,9 proc. wzrost względem roku 2017. To właśnie te zyski teraz Epic Games chce wykorzystać do walki ze Steamem. Steam to odpowiednik Netflixa w świecie gier. Co ciekawe – również ta platforma powstała za sprawą sukcesu jednego tytułu. Valve tworzyło go z myślą o fanach swojej popularnej serii „Half-Life”. Dziś na platformie można znaleźć tytuły innych producentów, a z usług Steam aktywnie korzysta ok. 100 mln osób. Jak informował PC Lab, z danych ujawnionych w trakcie Melbourne Games Week wynika, że ze Steam codziennie korzysta nawet 47 mln użytkowników. W 2018 roku rekordowy okazał się dzień, gdy równocześnie zalogowanych było aż 18,5 mln osób. Na zdominowany przez Steam rynek cyfrowej dystrybucji gier dotychczas polował Discord. Znana platforma komunikacyjna dla graczy liczyła na przyciągnięcie graczy własnym e-sklepem. Jednak dziś wiadomo, że to właśnie twórcy „Fortnite”, czyli Epic Games, mogą realnie zagrozić Steamowi.

Epic Game Store – bo tak nazywa się platforma twórców „Fortnite”, już teraz uzyskuje od niektórych producentów gier wyłączność na cyfrową dystrybucję ich tytułów. Kosztem Steama, który zarabia m.in. pobierając opłaty od twórców, za umieszczanie ich tytułów na swojej platformie. Jak zauważył portal Gram.pl, były pracownik Valve, Richard Geldreich ocenił, że pojawienie się konkurencji dla Steam okaże się w dłuższej perspektywie „zbawienne” dla rynku. – Steam zabijał granie na PC. To był 30-procentowy podatek nałożony na cały przemysł. Tego nie dało się utrzymać. Nie macie pojęcia, jak dochodowy był Steam dla Valve. To była wirtualna prasa drukarska. To wypaczyło całą spółkę. Epic naprawia to dla wszystkich graczy – pisał na Twitterze Geldreich, zaznaczając, że 30-procentowy „podatek” był atrakcyjny dla twórców… ale wiele lat temu, gdy stacjonarne sklepy brały 50 proc. wpływów. Jednak to nie koniec problemów – w cieniu walki Amerykanów na zachodnie rynki przymierza się również chińska platforma Tencent. Co ciekawe – Chińczycy zainwestowali niemałe pieniądze też w Epic Games. Według portalu Pure PC było to 330 mln dolarów w 2012 roku, co dało Chińczykom 40 proc. udziałów Epic Games.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze