2.6 C
Warszawa
czwartek, 26 grudnia 2024

Bitwa pod Deir al-Zour

Strzelanina na ziemi trwała około godziny, zanim przeciwnicy rozpoczęli odwrót.

Amerykanie przerwali ogień, atakujący wrócili, żeby zabrać rannych i zabitych. Połączony oddział około 40 Amerykanów nie poniósł strat. Wśród arabów i Kurdów był jeden ranny.

“Jeśli walczysz rosyjską bronią, pod rosyjską flagą, to nawet jeśli jesz spleśniałe żarcie 10 tysięcy kilometrów od domu, to walczysz dla Rosji” – wyznał w chwili szczerości oficer prywatnej spółki wojskowej, weteran walk w Donbasie i wojny domowej w Syrii1. Na terytorium Rosji organizacja prywatnych spółek wojskowych, werbunek najemników i nabywanie uzbrojenia są zakazane. Co innego jeśli taka spółka jest zarejestrowana zagranicą i do tego działa pod mniej lub bardziej dyskretnym parasolem służb wywiadowczych.

Trzy kategorie
Rosyjskie firmy można podzielić na trzy kategorie. Pierwsze zatrudniają weteranów jednostek specjalnych Alfa i Wympieł podległych Zarządowi „W” Centrum Specjalnego Przeznaczenia FSB. Można do nich zaliczyć Moran Security Group działającą od 1999 roku na Bliskim Wschodzie, w Afryce i na Oceanie Indyjskim, która ochrania statki przed piratami, konwoje transportowe na lądzie oraz obiekty przemysłowe. Drugie werbują najemników spośród byłych żołnierzy wojsk powietrzno-desantowych i specnazu GRU. Do nich należy Grupa Vagnera wyspecjalizowana w ochronie instalacji naftowych oraz w szeroko pojętych działaniach dywersyjnych. Są też firmy werbujące byłych żołnierzy i funkcjonariuszy zarówno GRU jak FSB oraz innych formacji podległych resortowi spraw wewnętrznych. Taką jest m.in. Grupa RSB, której szef, Oleg Krinicyn, absolwent Wyższej Szkoły KGB imienia Feliksa Dzierżyńskiego, zapewnia, że spółka zawsze działa w porozumieniu z legalnym rządem danego kraju. Używana przez Krinicyna definicja legalnego rządu jest raczej gumowa, gdyż Grupa RSB pracowała dla „rządów” separatystycznych „republik” w Donbasie a w Libii podpisała wiosną 1917 roku kontrakt na rozminowywanie obiektów przemysłowych2 z popieranym przez Moskwę generałem Chalifą Haftarem, którego oddziały usiłują właśnie zdobyć Trypolis i obalić rząd uznawany za legalny przez społeczność międzynarodową.

Poszerzanie wpływów
Zadaniem „prywatnych armii” nie jest osiąganie spektakularnych sukcesów militarnych, lecz poszerzanie wpływów. Mają przy tym wielką zaletę. Nie walczą pod państwową flagą i kiedy zrobi się medialny lub dyplomatyczny smród, to można się od nich z łatwością odciąć. Można takich kondotierów użyć w politycznie zagmatwanej sytuacji i jeśli zwyciężą, to wykorzystać sukces, a jeśli przegrają, to gromko wołać „to nie nasi ludzie, nie mamy z tym nic wspólnego”. W toczącej się wojnie domowej w Syrii ścierają się interesy Rosji, USA, Chin, Izraela, Iranu, Turcji, Francji i pewnie jeszcze kilku innych krajów. Największym zagrożeniem jest rozlanie się wewnętrznego konfliktu daleko poza granice regionu. Obecność kontyngentów regularnych wojsk Rosji i Stanów Zjednoczonych grozi otwartym konfliktem supermocarstw i dlatego wprowadzono rozgraniczenie – rzekę Eufrat. Wschodni brzeg to strefa amerykańska, a zachodni – rosyjska. Ponadto między dowództwami obu kontyngentów zestawiono „gorącą linię” łączności dla wyjaśniania sobie ruchów wojsk i uniknięcia starcia przez pomyłkę. Do początku lutego 2018 roku przyjęte środki były skuteczne. Polem konfrontacji był tylko eter, gdzie obie strony prowadziły zażartą walkę elektroniczną. Szef amerykańskiego Dowództwa Operacji Specjalnych, generał Tony Thomas narzekał, że w Syrii „znajdujemy się obecnie w najbardziej agresywnym środowisku elektronicznym na naszej planecie. Przeciwnicy testują nas bez przerwy”. Obie strony prowadziły podsłuch, zagłuszały łączność, zakłócały sygnał dronów, itp. W elektronicznym szumie radiowywiad amerykański przechwycił 24 stycznia rozmowę Jewgienija Prigożyna, oligarchy należącego do „starych kumpli” Putina. Miliarder rozmawiał z syryjskim ministrem do spraw prezydenckich Mansourem Fadlallahem Azzamem i poinformował go, że dostał zgodę rosyjskiego ministra na „silny i szybki ruch”. Prigożyn nie ujawnił, od kogo dostał zgodę. Dodał tylko, że teraz oczekuje na decyzję władz syryjskich.

Gorąca linia
Rozmowa zaufanych ludzi prezydentów Rosji i Syrii wzbudziła zrozumiałe zainteresowanie amerykańskiego wywiadu. Nie było tajemnicą, że w Syrii działa Grupa Vagnera, prywatna spółka wojskowa, której sponsorem jest Jewgienij Prigożyn. Zainteresowanie wzrosło, kiedy 30 stycznia przechwycono kolejną rozmowę. Prigożyn dawał do zrozumienia, że „między 6 a 9 lutego” będzie miał dla prezydenta Assada „fajną niespodziankę”. Azzam ze swej strony zapewniał, że Prigożyn otrzyma należną zapłatę. Równocześnie odnotowano znaczne ożywienie kontaktów Prigożyna z kremlowską wierchuszką, w tym z szefem Administracji Prezydenta Antonem Wajno oraz jego zastępcą Władimirem Ostrowienko. Treść rozmów nie jest znana, ale ewidentnie aż do 5 lutego „grzano komórki”.3 Wiadomość radiowywiadu o „fajnej niespodziance” zaalarmowała sekcje rozpoznania oddziałów amerykańskich wspierających jednostki Syryjskich Sił Demokratycznych rozlokowanych po wschodniej stronie Eufratu, pod miastem Deir al-Zour nieopodal strategicznie ważnych pól naftowych. W bazie, osłaniającej przetwarzające gaz zakłady koncernu Conoco, stacjonowały niewielkie oddziały walczących z prezydentem Assadem organizacji arabskich i kurdyjskich, wspierane przez około 30 amerykańskich żołnierzy z elitarnych jednostek Delta Force i Rangers. W odległości niecałych 30 kilometrów znajdowało się obozowisko wyposażonej drony grupy elektronicznego rozpoznania złożone z sekcji Zielonych Beretów oraz plutonu Piechoty Morskiej. Grupa była w stałej łączności audio/video z regionalnym centrum dowodzenia operacji lotniczych w amerykańskiej bazie Al Udeid w Katarze oraz z centrum operacyjnym w Pentagonie.4 Na początku lutego 2018 roku „droniarze” wykryli, że po rosyjskiej stronie jakieś wojska szykują się do sforsowania rzeki. Kilkadziesiąt godzin później rozpoczęły przeprawę. W tej fazie, jak informował później sekretarz obrony Jim Mattis, powiadomiono przez „gorącą linię” Rosjan o wykryciu zgrupowania. Rosjanie zareagowali „bardzo profesjonalnie”, wyjaśniając, że nic im nie wiadomo o siłach przekraczających Eufrat, a rosyjskie dowództwo nie kontroluje tej grupy. „Wysokie dowództwo rosyjskie zapewniło nas, że to nie są ich ludzie” – mówił Mattis. Było to ewidentne kłamstwo, gdyż amerykański nasłuch ustalił, że przekraczający rzekę komunikują się po rosyjsku. Ostrzeżono więc Rosjan, że placówki wokół instalacji w rejonie Deir al- -Zour będą się bronić.

Natarcie
Natarcie rozpoczęło się 7 lutego około godziny 15.00. W kierunku zakładów Conoco posuwały się drobne oddziały, ale do zmierzchu naliczono już około 500 ludzi oraz 27 pojazdów, w tym czołgi i opancerzone transportery piechoty. Żołnierze Delta Force i Rangers obsadzili stanowiska na przedpolu zakładów Conoco, komandosi Zielonych Beretów i marines zorganizowali grupę wsparcia – 16 ludzi w czterech lekko opancerzonych samochodach – która w razie potrzeby miała wyruszyć na pomoc. O 20.30 trzy czołgi T-72 o działach kalibru 125 mm znajdowały się już o kilometr od amerykańskich stanowisk i manewrowały między budynkami osad otaczających zakłady. Dołączały do nich kolejne pojazdy. Około 22.00 kolumna zrobiła zwrot i ruszyła w kierunku zakładów wyłaniając się spod osłony budynków. Pół godziny później nacierający rozpoczęli ostrzał z dział czołgowych, haubic i moździerzy. Kiedy pociski rwały się między stanowiskami rangers’ów, Amerykanie oddali salwy ostrzegawcze i jeszcze przez kwadrans wzywali przez „gorącą linię”, żeby wstrzymano atak. W odpowiedzi usłyszeli „nie ma tam żadnych Rosjan”. Jak nie ma, to nie ma. W Pentagonie przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów generał Joseph Dunford otrzymał od sekretarza obrony rozkaz „zniszczyć”.5 W całym regionie z amerykańskich baz wszystko co lata, ruszyło w kierunku Deir al-Zour: drony Reaper, niewidoczne dla radaru myśliwce F-22, myśliwce szturmowe F-15E, „anioły śmierci” AC-130, helikoptery szturmowe AH-64 Apache, nawet bombowce B-52. Przez kolejne trzy godziny samoloty atakowały nacierających i stanowiska ich artylerii. Tymczasem na ziemi cztery pojazdy Zielonych Beretów oraz Piechoty Morskiej jechały powoli, kierując się tylko noktowizorami, na pomoc ostrzeliwującym się gęsto kolegom z Delta Force i rangersom. Wsparcie ogniowe zapewniała artyleria rakietowa marines. Około 1.00 obie grupy połączyły się i wspólnie odpierały przeciwników, którzy opuścili pojazdy i szturmowali pieszo, wykorzystując fakt, że większość samolotów amerykańskich zawróciła do baz z braku paliwa lub amunicji. Strzelanina na ziemi trwała około godziny zanim przeciwnicy rozpoczęli odwrót. Amerykanie przerwali ogień, atakujący wrócili, żeby zabrać rannych i zabitych. Połączony oddział około 40 Amerykanów nie poniósł strat. Wśród arabów i Kurdów był jeden ranny. Następnego dnia ożywił się kremlowski trójkąt Prigożyn-Wajno- -Ostrowienko, ale nie wiadomo, o czym rozmawiano. W pierwszych komunikatach Moskwy wspomniano o 4 zabitych „obywatelach rosyjskich”, nieco później ministerstwo obrony przyznało, że być może zginęło lub zostało rannych „kilka tuzinów więcej”, przy czym „ranni otrzymali pomoc w powrocie do Rosji i przechodzą leczenie w kilkunastu szpitalach”. Syryjskie źródła rządowe twierdziły, że zginęło około 100 żołnierzy. Według materiałów, do których dotarła redakcja dziennika New York Times, straty „sił pro-reżymowych” wyniosły od 200 do 300 ludzi. Moskwa nie ukrywała, że zginęli „obywatele rosyjscy”, którzy wedle resortu obrony „przybyli do Syrii z własnej woli”, ale Kreml konsekwentnie zaprzeczał, aby w nocnym starciu uczestniczyły regularne wojska rosyjskie. Pozostała więc tylko Grupa Vagnera, która potwierdziła swą cyniczną nazwę „miasorubka”.

Jedna wojna
W środowisku prywatnych spółek wojskowych o stratach Grupy Vagnera krążą legendy, ale nie może narzekać na brak ochotników. Według wtajemniczonych, światowy rynek prywatnych firm wojskowych wart jest około 250 miliardów dolarów. Szacuje się, że Rosja może dostarczyć na ten rynek od 100 do 150 tysięcy ludzi. W większości dobrze przeszkolonych w wojskach specjalnych: snajperów, saperów, czołgistów, techników obsługi rakietowych systemów przeciwlotniczych, sprzętu rozpoznania, itp. Od czasu przegranej pod Deir al-Zour, najemnicy Vagnera uczestniczyli w walkach w Sudanie, osłaniają prezydenta Nicolasa Maduro w Wenezueli a około 300 z nich maszeruje wraz z oddziałami generała Chalifa Haftara na Trypolis.6 Oddziały rosyjskich najemników są i pojawiać się będą w coraz to nowych stronach świata. Zwłaszcza jeśli region będzie interesował polityków na Kremlu. „Nie ma syryjskiej wojny. Nie ma ukraińskiej wojny. Jest tylko jedna wojna. Wojna między Federacją Rosyjską a Stanami Zjednoczonymi” – tłumaczył dziennikarzowi Radia Liberty jeden z dowódców rosyjskiej prywatnej spółki wojskowej.7

1. Cyt. za: Coalson Robert, Khazov-Cassia Sergei, Russian Mercenaries: Vagner Commanders Describe Life Inside The “Meat Grinder”, Radio Free Europe/Radio Liberty, 14 marca 2018,
2. Kuczyński, Grzegorz, Niewidzialna armia Putina, The Warsaw Institute Review, 30 marca 2018 r.
3. Nakashima Ellen, De Young Karen, Sly Liz, Putin ally said to be in touch with Kremlin, Assad before his mercenaries attacked U.S. troops, Washington Post, 22 lutego 2018 r.
4. Gibbons-Neff , Thomas, How a 4-HourBattle Between Russian Mercenaries and US Commandos Unfolded in Syria, New York Times, 24 maja 2018 r.
5. Ibid
6. Luhn Alec, Nicholls Dominic, Russian mercenaries back Libyan rebel leader as Moscow seeks infl uence in Africa, The Daily Telegraph, 3 marca 2019 r.
7. Cyt. za: Coalson Robert, Khazov-Cassia Sergei, Russian Mercenaries: Vagner Commanders Describe Life Inside The “Meat Grinder”, Radio Free Europe/Radio Liberty, 14 marca 2018, https://www.rferl.org/a/russian-mercenaries-vagner-commanders-syria/29100402.htmlcommanders-syria/29100402.html

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news