9.2 C
Warszawa
czwartek, 3 października 2024

Piłkarska wojna o miliardy

W tym roku angielskie kluby rozbiły bank

Finansowe centrum światowego futbolu powoli przenosi się z Madrytu do Londynu.

W minionym sezonie angielska Premier League nie miała sobie równych. Drużyny z Wysp zdominowały rozgrywki europejskie jak nigdy wcześniej. Po raz pierwszy w historii futbolu kibice oglądali dwa „angielskie finały”: pierwszy w Lidze Europejskiej pomiędzy londyńskimi klubami: Chelsea oraz Arsenalem. Drugi, w prestiżowej Lidze Mistrzów, w której FC Liverpool pokonał 2:0 Tottenham Hotspur. Dominacja sportowa na arenie europejskiej umocniła finansową hegemonię angielskiego futbolu. Premier League to obecnie najbogatsza liga na świecie, w której kontrakty telewizyjne liczone są nie w milionach, lecz w miliardach funtów. Dwa angielskie finały oznaczają, że do finansowego krwiobiegu Premier League zostaną wpompowane kolejne setki milionów twardej waluty. Liverpool oraz Tottenham zgarną łącznie blisko ćwierć miliarda euro, natomiast Chelsea i Arsenal ok. 40 mln. Jeszcze niedawno finansowi oraz sportowi „prorocy” wieszczyli kres angielskiego futbolu. Głosy te nasiliły się 3 lata temu, gdy Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej. Eksperci twierdzili wówczas, że spadek funta w stosunku do euro, spowodowany decyzją o brexicie, uderzy w klubowe finanse. Argumentowali, że skoro w europejskim futbolu dominuje unijna waluta, to słaby funt ograniczy np. możliwości transferowe angielskich klubów. Nic takiego się nie wydarzyło. Przeciwnie, miniony sezon upłynął pod znakiem dominacji Premier League. Ze szwajcarskich kont UEFY popłyną setki milionów do kieszeni tegorocznych finalistów. Ile konkretnie zgarną wspomniani półfinaliści? „Gazeta Finansowa” sprawdziła, jak piłkarskie elity dzielą się finansowym tortem i dlaczego zwycięzca nie zawsze otrzymuje największy kawałek.

Jak UEFA dzieli tort?
Opracowany przez UEFĘ system podziału fi nansowego tortu opiera się na prostej zasadzie: im dalej zajdziesz, tym będziesz bogatszy. Jest o co walczyć, ponieważ tegoroczna pula nagród dla klubów w Lidze Mistrzów wyniosła ok. 2 miliardów euro, czyli prawie tyle, ile wynosi półroczny koszt utrzymania programu 500+. W tym roku UEFA jest wyjątkowo hojna, bo jeszcze w ubiegłym sezonie pula wynosiła 1,26 mld euro, zatem jej wartość wzrosła o ok. 30 proc. (r/r). Finansowa rozpusta w Lidze Mistrzów zaczyna się już od fazy grupowej, bowiem każdy z 32 uczestników na tym etapie może liczyć na gwarantowane 15,25 mln euro. Dodatkowe miliony UEFA przyznaje za zwycięstwa oraz remisy w grupowych potyczkach. Nagrody z tych tytułów wynoszą odpowiednio: 2,7 mln oraz 0,9 mln. Skoro zatem każdy klub rozgrywa 6 meczów na tym etapie rozgrywek, to przy komplecie punktów daje, to bagatela, 16,2 mln euro. To oznacza, że na samej fazie grupowej można zarobić przeszło 30 mln euro. A to dopiero początek finansowej uczty, ta bowiem rozkręca się na poziomie finałów. Na konta zespołów, które zakwalifikowały się do 1/16 fi nałów powędruje 9,5 mln euro. Kolejny szczebel, ćwierćfinał, to już 10,5 mln. Półfinalista zarobi 12 mln, zaś za awans do finału inkasuje się 15 mln. Triumfator turnieju zgarnie natomiast 4 mln. Zatem zwycięzca rozgrywek, który przebrnął przez fazę grupową z kompletem punktów (18 pkt za sześć wygranych), zarobi ok. 80 mln euro. To jeszcze nie wszystko. UEFA przewidziała bowiem dodatkowe premie dla najbardziej „medialnych” klubów, czyli takich, których mecze gromadzą najwięcej kibiców przed telewizorami. Dlaczego? Otóż dzisiejszy futbol to system naczyń połączonych, w którym kasa krąży po stałym trójkącie: koncerny telewizyjne, UEFA, kluby. Im bardziej medialne zespoły uczestniczą w Lidze Mistrzów, tym więcej UEFA zgarnie z tytułu sprzedaży praw do transmisji rozrywek. Skoro tak jest, to nie ma się co dziwić, że drużyny z największą ilością „lajków” oraz topową oglądalnością otrzymają dodatkowe premie. Ile konkretnie? To zależy od skomplikowanych przeliczników stosowanych przez speców z UEFY. Najlepiej posłużyć się tutaj konkretnymi przykładami. W ubiegłym roku Real Madryt za zwycięstwo w Lidze Mistrzów zgarnął 89,5 mln euro, z czego aż 35,5 mln z tytułu tzw. market pool, czyli bonifikaty za pozycję medialną. Drugim finalistą był wówczas Liverpool, który mimo porażki, zarobił więcej od „Królewskich”, bo aż 101 mln. Różnica wzięła się właśnie z „medialnej wyceny”, która w przypadku angielskiej drużyny wyniosła ok. 50 mln. To nie przypadek, ponieważ klub z miasta Beatlesów przeżywa ostatnio renesans swojej popularności. Mecze Liverpoolu gromadzą setki milionów kibiców przed telewizorami, stąd też tak hojna premia od UEFY.

Medialny Liverpool
Póki co, nie wiadomo, ile dokładnie otrzymają Tottenham oraz Liverpool za tegoroczną Ligę Mistrzów. Pełne zestawienie zarobków poszczególnych klubów UEFA opublikuje dopiero za kilka tygodni. Znaki zapytania należy postawić przy nagrodach w kategorii market pool. Pewnym punktem odniesienia jest miniony sezon, w którym jednym z finalistów był przecież Liverpool. Zakładając, że za tegoroczne rozgrywki jego medialna bonifikata nie ulegnie zmianie i również wyniesie ok. 50 mln euro, wychodzi, że „The Reds” zgarną ok. 125 mln euro, co stanowi prawie 25 proc. klubowego budżetu, którego wartość w zeszłym roku zamknęła się w kwocie 513 mln. Na tak wysoką nagrodę od UEFY składają się: 15,25 mln za awans do fazy grupowej, 8,1 mln za trzy zwycięstwa w grupie (po 2,7 za każdą wygraną), 9,5 mln za awans do 1/16 finału, kolejne 10,5 mln należą się za ćwierćfinał, 12 mln za półfinał oraz 15 mln za dotarcie do finału i w końcu 4 mln za zwycięstwo w turnieju. Łącznie: 75 mln, a do tego dochodzą jeszcze wspomniane 50 mln za market pool.

Po zwycięstwie w LM włodarze Liverpoolu nie zastanawiali się zbyt długo, co zrobić z ekstra kasą. Jedną z pierwszych podjętych przez agencję marketingowo- -turystyczną Fenway Sports Group, która jest właścicielem Liverpoolu, było podpisanie nowego kontraktu z architektem sukcesu trenerem Jüergenem Kloppem. Obecnie niemiecki szkoleniowiec inkasuje rocznie ok. 7 mln funtów, lecz od następnego sezonu do jego umowy zostaną dopisane kolejne 3 mln. Pomimo porażki w finale, szefowie Tottenhamu również mają powody do świętowania. Przychody „Kogutów” za występy w Lidze Mistrzów powinny wynieść ok. 105 mln euro, co znów (jak w przypadku Liverpoolu) daje ok. 25 proc. zeszłorocznego budżetu (428 mln). Portal totalsportek.com szacuje, że w kategorii market pool dwukrotny mistrz Anglii zgarnie ok. 35 mln, cała reszta to premie za awans do turnieju, dwa remisy i dwa zwycięstwa w grupie (7,2 mln) oraz kasa za przebrnięcie przez kolejne szczebelki aż do finału (razem 47 mln). Właściciel Tottenhamu miliarder Daniel Levy również ma już pomysł, co zrobić z milionami z UEFY. Dyrektorzy sportowi „Kogutów” jeszcze przed finałem opracowali transferową listę życzeń na zbliżający się sezon. Co ciekawe, nie ma na niej gwiazd światowego formatu, których otrzymanie mogłoby nadwyrężyć klubowy budżet. Chodzi o młodych i utalentowanych piłkarzy takich jak Giovani Lo Celso z Realu Betis, Tanguy Ndombele z Olympique Lyon, Maxi Gómez z Celty Vigo czy Ryan Sessegnon z Fulham. Sprowadzenie ich wszystkich do Londynu to wydatek ok 150 mln euro. Do tego Daniel Levy zamierza przedłużyć kontrakty z gwiazdami Christianem Eriksenem i Tobym Alderweireldem, którzy zdecydowanie zasłużyli na podwyżki za miniony sezon.

Londyn stolicą światowego futbolu
Miniony sezon udowodnił, że centrum światowego futbolu powoli przenosi się z Madrytu do Londynu. Jeszcze nie tak dawno temu Liga Mistrzów była zdominowana przez kluby ze stolicy Hiszpanii. Wystarczy przypomnieć, że w finałach sezonów 2013/14 oraz 2015/16 dwukrotnie mierzyli się Real Madryt i Atletico Madryt. W tym roku oprócz angielskiego finału LM mieliśmy jeszcze „londyński” finał w Lidze Europejskiej pomiędzy Arsenalem a Chelsea. To nie przypadek, że piłkarską stolicą świata jest właśnie Londyn, wszak to w tym mieście kumulują się miliardy ze sprzedaży praw do transmisji najbogatszej ligi świata. W minionym sezonie wszystkie kluby Premier League zarobiły łącznie ok. 4,8 miliarda funtów i znów powiększyły przewagę nad resztą europejskiej stawki. Dla porównania hiszpańska La Liga i niemiecka Bundesliga zainkasowały o miliard funtów mniej. Znaczna część tej zawrotnej kwoty wpływa na konta londyńskich gigantów: Arsenalu, Chelsea, Tottenhamu oraz mniejszych stołecznych zespołów: Fulham, West Ham United i Queens Park Rangers. W najbliższych latach pozycja Londynu na finansowej mapie futbolu jeszcze się umocni. W zakończonym właśnie sezonie aż co trzeci kibic Premier League kupował karnet na mecz jednego z londyńskich klubów. Z roku na rok odsetek ten rośnie, tak samo jak rośnie cena za wejściówki na spotkania stołecznych zespołów. Jeszcze kilka lat temu karnety na mecze FC Fulham oraz Manchesteru United kosztowały tyle samo. Dziś różnica wynosi średnio 200 funtów na korzyść najstarszego londyńskiego zespołu (1150 do 950 funtów).

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

FMC27news