17.4 C
Warszawa
środa, 8 maja 2024

Transfery pod lupą

Kluby wciąż pompują spekulacyjną bańkę na rynku transferowym

Jednak nie wszystkie. Niektóre nie chcą uczestniczyć w tym szaleństwie i zamiast kupować, wolą wypożyczać piłkarzy.

Za nami letnie okienko transferowe, podczas którego nie zabrakło kilku fajerwerków. Jak zwykle kluby szastały kasą na lewo i prawo, chociaż niektóre topowe zespoły wycofały się z tego absurdalnego wyścigu. Coraz większą popularnością wśród najbogatszych drużyn cieszą się operacje wypożyczenia zawodników z opcją pierwokupu. Wielkim zwolennikiem takiej strategii jest mistrz Niemiec Bayern Monachium, który mimo pokaźnego budżetu nie chce uczestniczyć w transferowym obłędzie. Taka strategia zyskuje kolejnych zwolenników wśród klubowych włodarzy. Dlatego niewykluczone, że już za kilka lat rynek „leasingu piłkarzy” weźmie górę nad transferami definitywnymi. Jak wynika z różnych analiz, wiele klubów jak zwykle przepłaciło za nowych zawodników, chociaż znalazły się i takie, którym udało się kupić piłkarza za kwotę niższą od jego wartości rynkowej. Zakończone okienko transferowe ukazało jeszcze jedną, interesującą tendencję. Otóż coraz częściej kluby skłonne są płacić większe kwoty za obrońców. Stopniowo kurczy się różnica w cenach pomiędzy zawodnikami ofensywnymi a defensywnymi. Wystarczy powiedzieć, że bohaterami dwóch z trzech najdroższych transferów w Premier League są obrońcy. To zupełnie nowe zjawisko, bo do tej pory za defensorów płaciło się „marne grosze” w porównaniu z graczami o ofensywnym przysposobieniu.

„Wielka piątka”
W minionym letnim okienku transferowym kluby z tzw. wielkiej piątki, czyli z angielskiej Premier League, hiszpańskiej La Ligi, niemieckiej Bundesligi, włoskiej Serie A oraz francuskiej Ligue One, wydały łącznie 5,5 mld euro na zakup nowych zawodników. To mniej więcej tyle, ile polski rząd przeznacza rocznie na utrzymanie programu 500+ (24,5 mld zł). Najbardziej rozrzutne były angielskie zespoły, które wpompowały w rynek ok. 1,5 mld euro. Na drugim miejscu uplasowała się liga hiszpańska z wartością transferów 1,3 mld euro. Podium zamyka włoska Serie A – 1 mld euro. Niemieckie kluby wydały 742 mln euro, zaś włoskie – 690 mln euro. Na dwadzieścia najdroższych transferów w ligach „wielkiej piątki” aż dziewięć miało miejsce w lidze angielskiej. O jedną operację mniej przeprowadziły hiszpańskie zespoły. W zestawieniu zmieściły się jeszcze dwa transfery z włoskiej Serie A oraz jeden dokonany w niemieckiej Bundeslidze.

Rekordziści
W trakcie okienka miały miejsce trzy transfery, których wartość przekroczyła barierę 100 mln euro. Bohaterem najdroższego z nich był zaledwie 19-letni Portugalczyk Joao Félix, za którego Atletico Madrid zapłaciło lizbońskiej Benfice 126 mln euro. Właściciele madryckiego klubu mogli sobie pozwolić na taki wydatek, ponieważ wcześniej udało im się sprzedać do Barcelony Francuza Antoine’a Grezmanna za 120 mln euro. Jest to drugi najdroższy transfer minionego okienka. Z kolei trzeci to zakup Belga Edena Hazarda przez Real Madryt z Chelsea Londyn za równe 100 mln euro. Dla zespołu „Th e Blues” był to najdrożej sprzedany zawodnik w historii. Czwarta najdroższa transakcja to zakup 26-letniego obrońcy Harry’ego Maguire;a przez Manchester United za 87 mln euro. Kasa z tego tytułu wpłynęła na konto innej angielskiej drużyny – Leicester City. Autorem piątego pod względem wartości transferu był kolejny klub z Premier League – Arsenal Londyn, który wyłożył 80 mln euro za iworyjskiego prawoskrzydłowego Nicholasa Pépé, dotychczas zawodnika francuskiego Lille.

Real zaszalał
Transferowe okienko można również podsumować z perspektywy poszczególnych klubów. W tym roku rynek został zdominowany przez „Królewskich”, którzy za pięciu nowych zawodników zapłacili łącznie ok. 300 mln euro. Oprócz wspomnianego Edena Hazarda Real Madryt sprowadził na Santiago Bernabeu: Serba Lukę Jovića (60 mln), Brazylijczyków Édera Militao (50 mln) oraz Rodrygo (50 mln), a także Francuza Ferlanda Mendiego (50 mln). Na drugim miejscu w tej „konkurencji” uplasowała się FC Barcelona z transferami za 195 mln euro („Blaugrana” oprócz Griezmanna kupiła jeszcze Holendra de Jonga za 75 mln). Klubowe podium zamyka Manchester United, z którego konta w minionym okienku ubyło 142 mln euro.

Wypożyczenia wypierają transfery
Minione okienko transferowe obfitowało w transakcje polegające na wypożyczeniach piłkarzy z jednego do drugiego zespołu z opcją pierwokupu. W ten sposób właściciele klubów próbują pogodzić potrzebę sprowadzenia wartościowego zawodnika z zasadami „Finansowego Fair Play” (FFP) opracowanymi kilka lat temu przez UEFA. W uproszczeniu, wytyczne FFP zobowiązują kluby do zachowania dyscypliny budżetowej, czyli do zbilansowania wydatków i przychodów z tytułu transferów. Dodatkową zaletą wypożyczenia jest zmniejszenie ryzyka kupienia za grube miliony „kota w worku”. Od kilku lat na rynku transferowym obserwujemy ciągłą inflację, napędzaną przez absurdalnie wysokie ceny piłkarzy wynikające głównie z zaangażowania arabskiego i chińskiego kapitału w europejskim futbolu.

Ostatnie lata udowodniły, że nie wszystko co drogie sprawdza się na murawie. Przykładów transferowych niewypałów za astronomiczne kwoty jest co nie miara. Pierwszy z brzegu: ściągnięcie przez FC Barcelonę Coutinho za 145 mln euro. Katalończycy pokładali w Brazylijczyku wielkie nadzieje (miał być „drugim Iniestą”), ale już po kilku kolejkach okazało się, że w jednej „jedenastce” nie ma miejsca dla Messiego i byłego zawodnika Liverpool’u. Wielkim zwolennikiem wypożyczeń jest Bayern Monachium. W minionym okienku transferowym Bawarczycy przeprowadzili dwie tego typu operacje. Najpierw wypożyczyli wspomnianego Coutinho z Barcelony, zachowując prawo pierwokupu. Następnie w analogiczny sposób postąpili z Chorwatem Ivanem Perišićem, byłym już zawodnikiem Interu Mediolan. Podobną strategię przyjęła AS Roma, wypożyczając Henrikha Mkhitaryana z Arsenalu Londyn oraz Chrisa Smallinga z Manche- steru United. Tak samo postąpił Tottenham Hotspur z Mauro Icardim (Inter Mediolan) oraz Inter Mediolan z Alexisem Alexis Sánchez (Manchester United)

Hossa wśród obrońców
Jak co pół roku bohaterami najdroższych transferów byli zawodnicy ofensywni. Jednak minione okienko pokazało, że włodarze klubów godzą się płacić coraz wyższe sumy za piłkarzy defensywnych, szczególnie środkowych obrońców. Jeszcze kilka lat temu topowi zawodnicy grający „z tyłu” kosztowali zdecydowanie mniej od przeciętnych napastników. Teraz ta różnica powoli się zmniejsza. Przykłady? Chociażby transfer stopera Lucasa Hernándeza za 80 mln euro z Atletico Madrid do Bayernu Monachium. Albo zakup przez Juventus Turyn holenderskiego obrońcy De Ligta za 75 mln euro. Nie wspominając o transferze defensora Harry’ego Maguire’a z Leicester City do Manchester United za 87 mln euro. Skąd ta tendencja? To konsekwencja stopniowej ewolucji europejskiej myśli szkoleniowej. Od kilku lat topowi trenerzy kładą większy nacisk na solidną defensywę, a dopiero później koncentrują się na ataku. To w naturalny sposób zwiększa zapotrzebowanie na obrońców, co przekłada się na wzrost ich ceny. Minione edycje europejskich rozgrywek udowodniły, że pompowanie milionów w ofensywę, kosztem defensywy, nie jest receptą na sukces. Znakomitym przykładem jest PSG, który w ostatnich kilku latach wydał na ofensywnych piłkarzy ok. pół miliarda euro, a mimo to Paryżanom ani razu nie udało się zakwalifikować do półfinału Ligi Mistrzów.

Kto przelicytował?
Minione okienko transferowe niczym nie różniło się od poprzednich, jeżeli chodzi o oderwanie cen od rynkowej rzeczywistości. Agencja KPMG – Football Benchmark oszacowała, że Atletico Madrid zapłaciło za Joao Félixa o 45 mln euro więcej aniżeli wynosi jego wartość rynkowa (81 mln). Stawkę przelicytował również Bayern Monachium, płacąc za Lucasa Hernándeza o 40 mln euro za dużo (wg KPMG wartość rynkowa tego zawodnika wynosi 40 mln). Tak samo postąpił Juventus Turyn, przelewając na konto Manchesteru City 65 mln euro za Joao Cancelo (przy 36 mln wartości rynkowej). Z drugiej strony najlepszy interes w minionym okienku transferowym zrobili „Królewscy”, kupując Edena Hazarda za 100 mln euro, wycenianego przez KPMG na 120 mln.

Najnowsze