2.5 C
Warszawa
poniedziałek, 23 grudnia 2024

Afera Interceptu

Czas totalitaryzmu w sieci?

Symbol dziennikarskiej niezależności Glenn Greenwald podaje się do dymisji na znak protestu przeciwko cenzurze. Gdzie? W USA, ostoi wolności słowa i poglądów. Założyciel The Intercept porzuca własny portal, bo jest dyskryminowany przez liberalno-lewicową redakcję za próbę ujawnienia prawdy o Joem Bidenie.

Widmo Dantona

„Rewolucja jak Saturn pożera własne dzieci”. To maksyma jednego z przywódców Wielkiej Rewolucji Francuskiej (1789), która krwawo zainaugurowała liberalną epokę w dziejach świata. Georges Danton wypowiedział gorzkie słowa prawdy, gdy został skazany na śmierć przez swojego przyjaciela, z którym „ruszał z posad bryłę świata”. Maximilien Robespierre, bo to o nim mowa, usłyszał także od nieszczęsnego skazańca proroctwo: „Pójdziesz za mną!” Bezlitosny trybun rewolucji kilka miesięcy później podzielił los Dantona, sam kładąc głowę pod ostrze gilotyny.

Rewolucyjna prawidłowość do złudzenia przypomina sytuację, w której obecnie znalazł się Glennn Greenwald. Jeden z najbardziej opiniotwórczych dziennikarzy USA został „zgilotynowany” przez cenzurę, dlatego wróży rolę Robespierre’ów kolegom z własnej redakcji. Kim jest człowiek, którego dymisja wywołała medialny oraz polityczny skandal? W 2013 r. Greenwald, prawnik z wykształcenia i dziennikarz śledczy z powołania, założył bodaj najbardziej opiniotwórczy, a zarazem demaskatorski portal w USA.

Przez kilka lat The Intercept, na który pieniądze dał właściciel eBay, zasłynął materiałami wywierającymi ogromny wpływ na gospodarkę, politykę, a przede wszystkim światową opinię publiczną. Sam Greenwald, jak i portal odwagą, bezkompromisowością i marszem „pod prąd” zasłużyli na zaufanie czytelników. Między innymi w 2016 r. Intercept zdemaskował koncern chemiczny DuPont, zabijający własnych pracowników toksynami. Jednak największą sławę przyniosło ujawnienie afery Edwarda Snowdena. Szokiem było obnażenie skali elektronicznej inwigilacji, której poddają obywateli państwa liberalnej demokracji na czele z USA i Wielką Brytanią. Nie mniejszym nagłośnienie cybernetycznego ataku rosyjskich służb specjalnych na amerykańskie wybory w 2016 r., a więc na demokrację.

W międzyczasie Greenwald stał na czele kampanii sprzeciwu wobec nazywaniu egzekucji zdalną likwidacją. Eufemizm ukuła administracja Baracka Obamy, aby w oczach opinii publicznej złagodzić efekt zabójstw osób zagrażających amerykańskiemu bezpieczeństwu dokonywanych na całym świecie przy użyciu bojowych dronów. The Intercept demaskował po prostu skandale, afery lub kontrowersje w różnych dziedzinach życia, bo tak portal pojmował służbę medialną i obywatelską. – Wolność zawodu dziennikarza i redakcyjna niezależność były dla mnie zawsze nietykalne – mówi dziś Greenwald.

Tymczasem w ostatnich dniach bodaj najbardziej wzięty, bo nieuwikłany w zależności publicysta USA odszedł z The Intercept. Był to protest przeciwko „cenzurze i dyskryminacji ze strony redakcyjnych kolegów”. Prawdziwy paradoks. – Demaskowałem kulisy „deep state” i politycznego zaangażowania służb specjalnych, aby paść ofiarą „tajnego układu”, który zapuścił macki w mojej własnej redakcji – mówi dziennikarz. W wywiadzie udzielonym telewizji Fox News Greenwald ujawnił tym razem aferę, której ofiarą padł osobiście.
– Naruszając zagwarantowaną kontraktem dziennikarską niezależność, redakcja odmówiła publikacji moich artykułów stawiających pytanie o polityczną i dosłowną korupcję demokratycznego kandydata do Białego Domu Joego Bidena – powiedział podczas rozmowy.

„Czy innym niż polityczną cenzurą można nazwać postawę redakcji, która ze wszystkich sił, podobnie jak większość nowojorskich mediów, popiera Bidena?” – dodał w liście cytowanym przez „The Guardian”. Dla przeciwwagi brytyjski dziennik przytacza również stanowisko obecnego kierownictwa The Intercept: „Decyzję Glenna o odejściu spowodowały fundamentalne różnice w podejściu do roli dziennikarza i dziennikarstwa oraz w definiowaniu cenzury. W sumie poza ofiary po to, aby wywołać skandal” – głosi oświadczenie portalu.

Medialny totalitaryzm

Dla założyciela portalu i wzoru dziennikarza śledczego niespodzianka była tym boleśniejsza, że „żaden z kolegów nie pokusił się o własny artykuł, który merytorycznie obaliłby przedstawione przeze mnie fakty, dowody i wnioski”, poskarżył się Fox News. Całość rodzi pytanie zasadnicze dla przyszłości dziennikarstwa i samych mediów: czy istnieją jeszcze niezależne tytuły i portale? Greenwald udziela przeczącej, a przez to pesymistycznej odpowiedzi. „Obecna wersja The Intercept odeszła daleko od pierwotnych założeń swobody intelektualnej, udzielania łam marginalizowanym poglądom i analizom wydarzeń, które stoją w sprzeczności z ortodoksyjnymi scenariuszami lansowanymi przez mainstreamowe media”, twierdzi oburzony dziennikarz w oficjalnym proteście przeciwko cenzurze.

Wyjaśnia, że „miejsce zamierzonego fermentu światopoglądowego, gwarantującego wolność słowa i demokratyczną wymianę poglądów, zajęło wąskie spektrum dozwolonych punktów widzenia na najważniejsze problemy trapiące USA i ludzkość”. Kto zatem odgórnie narzuca idee i poglądy? „Amerykańskie media zamieniły się w lojalnie politycznie tuby liberalnego establishmentu, obowiązkowo popierające partię demokratyczną”.

Greenwald mieszkający na stałe w Brazylii, podkreślił, że decyzja odejścia z portalu nie była dla niego łatwa pod względem materialnym. Stały dochód dla człowieka mającego na utrzymaniu rodzinę, w tym troje dzieci, jest ważny, choć ważniejsze okazało się codzienne spojrzenie w lustro z podniesioną głową. Nie złożył więc broni, od razu przystępując wraz ze zwolennikami medialnej demokracji do tworzenia nowego tytułu. Tyle że zdaniem wielu komentatorów podobnie jak Don Kichot walczy z wiatrakami.

Dramatyzm położenia niezależnego dziennikarstwa udowodnia inna, choć ściśle związana z cenzurą afera „New York Post”. Oczywiście głównym problemem jest totalitaryzm światopoglądowy, ale chorobowym objawem staje się cenzura globalnej sieci. Dla przypomnienia, „New York Post” jako pierwszy ujawnił korupcyjny skandal rodziny Bidenów. Gazetę natychmiast ocenzurowały Facebook, Google, Twitter i WhatsApp, blokując dostęp do demaskatorskiego artykułu. Greenwald zaprotestował przeciwko postępowaniu globalnych platform informacji i zapłacił za to cenzurą redakcyjną. Oficjalnym powodem blokady prawdy niewygodnej dla Joego Bidena i liberalnej części sceny politycznej USA były „wewnętrzne reguły zachowania obiektywizmu” sieciowych nadawców.

Jednak komentator Deutsche Welle Konstantin Eggert pyta, dlaczego Mark Zuckerberg, Jack Dorsey lub Larry Page (Google Alphabet) nie postąpili identycznie, blokując informacje stawiające w nie najlepszym świetle Donalda Trumpa? Przecież to właściciele platform informacyjnych kontrolują dziś w największej mierze, jak postrzegamy świat i zachodzące procesy. Tymczasem zdaniem Greenwalda sieciowe platformy przeistoczyły się w media, z polityką redakcyjną, a więc wyraźnymi sympatiami i antypatiami politycznymi oraz światopoglądowymi. Całe niebezpieczeństwo wynika z faktu, że komunikatory przekształciły się w media o zasięgu globalnym z miliardowym audytorium użytkowników. W porównaniu z Facebookiem lub Twitterem, CNN, Fox News czy BBC to prostu nic.

– Kto da gwarancje, że Jack Dorsey po nirwanie, której dozna z nagła na lekcji yogi, nie przeniesie swoich sympatii na inną, tym razem ultraskrajną siłę polityczną? – pyta Eggert. Sytuacja zaczyna przypominać tę z końca XIX w., gdy podobne ambicje polityczne, a więc decydowania, kto i co ma myśleć oraz jak głosować, wyrażały ówczesne kartele. Wówczas kolejowe, a od początku kolejnego stulecia naftowe. Dlatego republikański senator Josh Hawley nie od dziś prowadzi kampanię na rzecz demonopolizacji przestrzeni medialnej. Proponuje, żeby prawnie rozdzielić Facebooka na mniejsze firmy oraz rozwieść własność Instagrama i WhatsAppa. Nawet demokratyczna większość w Izbie Reprezentantów, widząc w sieciowym monopolu obosieczną broń atomową, rozważa podobne rozwiązanie. – To jedyne ubezpieczenie od globalnej cenzury – mówi Glenn Greenwald, dodające jednak, że zadanie jest piekielne trudne. Zbyt wielu graczy zaangażowanych w politykę jest zainteresowanych utrzymaniem obecnego status quo.

FMC27news