10.7 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Poland: First to Help – First to Rebuild

Na początek takie oto wieści z „transparentnej” i „nieprzekupnej” Szwecji, którą stawia się innym za etyczny wzorzec z Sevres szeroko rozumianego życia publicznego. Otóż jak wyśledził dziennik „Dagens Nyheter” Gazprom przedsięwziął szeroko zakrojoną akcję korumpowania szwedzkich elit politycznych, urzędniczych i biznesowych, mającą na celu uzyskanie zgody tamtejszego rządu na budowę gazociągu Nord Stream. 

Rosyjska machina lobbyingowa działała wielotorowo: zatrudniono trzy agencje public relations (Hallvarsson&Halvarsson, JKL, Hill&Knowlton); prócz tego sięgnięto po takie osoby, jak Dan Svanell (rzecznik kilku ministrów w socjaldemokratycznych rządach), Tora Leifl and Holmstroem (współpracowniczka ministra rolnictwa) czy Ulrika Schenstroem (była doradczyni premiera Fredrika Reinfeldta). Wisienkami na torcie były takie tuzy jak były premier Szwecji Goeran Persson i Lars O. Groenstedt – były prezes czołowego szwedzkiego banku Handelsbanken, zasiadający także we władzach publicznej telewizji SVT. To trochę tak, jakby u nas pozyskać do współpracy prezesa PKO BP, Donalda Tuska (albo Waldemara Pawlaka) czy Jacka Kurskiego. Muszą Państwo przyznać, że Gazprom zgromadził całkiem niezłe portfolio. Nie koniec na tym – Nord Stream przekazał równowartość ponad 9 mln euro na rozmaite projekty na Gotlandii (ważny punkt na trasie gazociągu), a naukowiec kwękający coś o negatywnym wpływie inwestycji na ptactwo otrzymał 1,84 mln euro na swoje badania, od czego ptaszkom niewątpliwie bardzo się polepszyło. Tak się to robi, jeżeli jakieś poważne państwo lub wielki koncern chce zrealizować swe strategiczne cele. Wynajmuje się ludzi, którzy znają i mają wpływ na innych ludzi, uruchamia się łańcuszki funduszy, dociera się do elit, wreszcie – kreuje się wizerunek i urabia opinię publiczną metodą medialnego robienia wody z mózgu. Czy taki Gazprom musiał inwestować np. w piłkę nożną, korumpując władze FIFA, łożąc na klub Schalke04 Gelsenkirchen, albo sponsorując rozgrywki Ligi Mistrzów? Przecież na zdrowy rozum, co ma gaz do futbolu? A jednak… W odbiorze milionów kibiców rosyjski gigant zaczął się dzięki temu kojarzyć z czymś fajnym i przyjemnym – to zaś miało pośrednie przełożenie na kontakty polityczne: zadawanie się z rosyjskim gigantem i robienie z nim interesów nie było „obciachowe” i nie skreślało jednego czy drugiego polityka w oczach wyborców. Piszę o tym z nutą zazdrości, bo sam bym tak chciał – tj. chciałbym, by polskie władze były równie sprawne w te klocki. Piję tu rzecz jasna do mojego poprzedniego felietonu pt. „Monetyzacja kapitału moralnego”, w którym zwróciłem uwagę na okoliczność, iż po zakończeniu wojny Ukraina będzie potrzebowała odbudowy w ramach jakiegoś nowego „planu Marshalla” – i dobrze byłoby, gdyby polskie fi rmy i polskie państwo miało w tym udział adekwatny do skali pomocy, jakiej udzielamy Ukrainie, z goszczeniem rzeszy uchodźców na czele (w chwili, gdy piszę te słowa, przyjęliśmy już 1,6 mln ludzi, a to przecież dalece nie koniec). Idę o zakład, że w instytucjach pokroju Banku Światowego, MFW czy Komisji Europejskiej już zastanawiają się nad powojenną pomocą dla Ukrainy. Może nawet powstanie jakieś konsorcjum, fundusz pod egidą wymienionych organów, dzielący miliardy euro i dolarów – i nie powinniśmy pozwolić, by nas z tego interesu wyślizgano. Powtórzę postulat, z którym zapewne będę konsekwentnie powracał, bo rzecz jest ważna również w kontekście naszego politycznego znaczenia w regionie: pomoc należy traktować jak inwestycję, która ma się zwrócić z możliwie sutym procentem. Nie miejmy złudzeń: państwa, które latami tuczyły Putina, nie będą miały żadnych skrupułów, by zrobić biznes na skutkach wywołanej przez niego wojny i pierwsze ustawią się w kolejce po intratne kontrakty. Byłoby frajerstwem, gdybyśmy przegapili taką szansę.

Dlatego już dziś należy nasz wkład w pomoc Ukrainie szeroko reklamować – zarówno w przestrzeni publicznej, jak i w odpowiednich gabinetach. Potrzeba nam po prostu akcji lobbyingowej na wielką skalę. Powinniśmy wynająć firmy PR-owskie mające odpowiednie dojścia, skoordynować działania z kampanią wizerunkową polskiego państwa i polskich firm sprofilowaną pod kątem zachodnich społeczeństw – i nie żałować na to pieniędzy, nie dziadować ( Gazprom nie dziadował), bo zainwestowane miliony mogą do nas powrócić w postaci miliardów. Weźmy taką Brukselę, w której trwa nieustanny sabat lobbystów – czy Polska w nim uczestniczy? Jeżeli już, to w dalece niewystarczającej skali – a wnoszę to po efektach, a raczej ich braku w forsowaniu naszej agendy. To powinno się radykalnie zmienić – i to teraz, już, bo konkurencja nie śpi. Nie wystarczy wygłaszanie słusznych postulatów, w czym od dłuższego czasu się specjalizujemy przy okazji różnych „szczytów” – za tym musi iść konsekwentne działanie „w tle”. W czynie społecznym podrzucam hasło przewodnie naszej akcji promocyjnej: „Poland: First to Help – First to Rebuild!”. Prawda, że ładne?

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najnowsze