14 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia 2024

Strach zagląda w oczy bankom centralnym

Po wielu miesiącach nieustannego zaprzeczania problemowi inflacji banki centralne na całym świecie popadają w coraz większy popłoch. Wydarzenia z ostatnich miesięcy przypominają kiepskiej jakości film, którego zakończenie było do przewidzenia od samego początku, a główni aktorzy ani na moment nie stworzyli wrażenia, że mogą widza czymś zaskoczyć. O czym mowa? Niestety, komentarz ten nie dotyczy wcale żadnego mało znaczącego wydarzenia, lecz decyzji podejmowanych przez zarządców największych banków centralnych na świecie.

Scenariusz, który realizuje się na naszych oczach, jest o tyle kiepski, że w jego ramach zarządcy banków centralnych i najważniejsze osoby decydujące o polityce finansowej państwa miały do dyspozycji ogromny materiał empiryczny z przeszłości pozwalający im łatwo przewidzieć skutki swoich działań. Mimo to zdecydowali się zrobić wszystko, aby dostarczyć kolejnych dowodów na to, że decydenci nie potrafią uczyć się na własnych błędach.

Zaprzeczanie aż do końca

Badacze badający przebieg postpandemicznej recesji i związanego z nią kryzysu gospodarczego będą kiedyś zachodzili w głowę, dlaczego wiodące instytucje oficjalnie przyznały, że problem inflacji jest naprawdę poważny dopiero w drugim kwartale 2022 roku. Według większości stawianych przez nich jeszcze pod koniec ubiegłego roku prognoz wzrost cen miał nie przekroczyć poziomu 4-5 proc., choć wiele wskaźników z realnej gospodarki ukazywało, że nie ma na to absolutnie żadnych szans. Ceny żywności, energii czy surowców zwyżkowały już od wielu miesięcy, a na dodatek oczywiste było to, że pandemiczna powódź dodrukowanych pieniędzy i taniego kredytu wcześniej czy później wywoła inflacyjne tsunami.

Jednym z pierwszych wiodących banków centralnych, który zdecydował się podnieść swoje stopy procentowe, był Bank Anglii, który uczynił tak w grudniu ubiegłego roku. Jeszcze wtedy działania Anglików były komentowane jako przedwczesne i niepotrzebnie siejące niepokój. W ciągu kolejnego półrocza angielski bank centralny przeprowadził aż cztery podwyżki, a lada dzień ma dokonać już piątej z kolei, czego nie czynił od kilkunastu lat. Wraz z Bankiem Anglii stopy zaczęły podwyższać z końcem roku także inne kraje, w tym Meksyk, Chile, Rosja, a potem także banki w całej Europie Środkowo-Wschodniej.

Najważniejszy na świecie bank centralny, czyli amerykańska Rezerwa Federalna, zdecydował się wcisnąć delikatnie hamulec dopiero 16 marca 2022 roku, kiedy to Komitet Operacji Otwartego Rynku zadecydował o pierwszej podwyżce stóp od sześciu lat. Kilka dni temu usłyszeliśmy zaś, że FED dokonuje największej podwyżki od ponad 30 lat, która jest już zresztą trzecią od marca, a do końca roku należy się spodziewać także kolejnych.

Najdłużej przed pogodzeniem się z faktami opierał się Europejski Bank Centralny zarządzany przez Christine Lagarde. Jeszcze do niedawna Francuzka do spółki z szefostwem niemieckiego banku centralnego licytowała się na lekceważące wypowiedzi na temat inflacji, lecz w końcu nadeszło swego rodzaju otrzeźwienie. Na początku czerwca zapowiedziano wreszcie, że 1 lipca EBC podniesie stopy po raz pierwszy od 11 lat, a we wrześniu należy się spodziewać jeszcze bardziej zdecydowanych ruchów. Zapowiedź tę z największą ulgą przyjęto zapewne w krajach bałtyckich, które zmagają się z inflacją na poziomie 18-20 proc., lecz nie miały dotąd żadnej realnej perspektywy na schłodzenie.

Największym zaskoczeniem okazała się jednak podwyżka wprowadzona przez Szwajcarski Bank Narodowy, która swoje stopy trzymała na niezmienionym poziomie aż od 15 lat. W Szwajcarii daleko jeszcze do bicia na alarm, gdyż podstawowa stopa pozostaje wciąż ujemna, lecz wszystkim decydentom i inwestorom na całym świecie tego rodzaju ruch z pewnością musiał dać wiele do myślenia. Jeśli kraj, w którym inflacja wynosi obecnie zaledwie 2,8 proc., podnosi stopy, to z pewnością jego decydenci muszą się czegoś obawiać.

Koniec z inflacyjnym tabu

Długo skrywany i kamuflowany lęk przed inflacją dał o sobie znać w pełnej krasie i przestał być tematem tabu. Nie będzie wielkim zaskoczeniem, jeśli pod koniec ubiegłego roku festiwal podwyżek stóp procentowych będzie wciąż trwał w najlepsze. Wysoką inflację z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku udało się ostatecznie zbić przy pomocy stóp sięgających nawet 15-20 proc., więc i tym razem banki centralne będą musiały zapewne sięgnąć po równie drastyczne środki. I tak jak przez wiele miesięcy trwało zaprzeczenie problemowi inflacji, którą nazywano „przejściową”, tak obecne zapewnienia, że stopy procentowe będą rosły jeszcze tylko do końca roku należy interpretować jako sposób na stopniowe oswojenie się z tym, że podwyżki będą trwały jeszcze znacznie dłużej.

Na całym świecie trwa właśnie wielka i zbiorowa akcja przykręcania kurka z pieniędzmi, która przekłada się na typowe dla tego okresu zjawiska, jak spadki wartości różnego rodzaju aktywów. Dobrym przykładem jest tu choćby rynek kryptowalut, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie podniesie się już nigdy do dawnych poziomów. Giełdy na całym świecie odnotowują spadki, a wiele firm zaczyna coraz wyraźniej mówić o konieczności redukcji zatrudnienia.

Już za późno?

Obecne działania banków centralnych są niestety jednak mocno spóźnione i dlatego wielu małych i większych katastrof nie uda się już powstrzymać. Chowanie głowy w piasek i udawanie, że nie ma problemu, niesie ze sobą określony koszt i nawet gdyby banki centralne, które po kryzysie z 2008 roku przystąpiły do pozbawionej wszelkiego rozsądku polityki łatwego pieniądza nagle stały się najbardziej powściągliwe i konserwatywne, na dobrą sprawę jest już za późno.

Minie jeszcze zapewne dużo czasu, zanim banki centralne odzyskają choćby w częściowym stopniu to, co właśnie utraciły, czyli wiarygodność. O ile przez ostatnie lata ich nadzwyczaj optymistyczne postrzeganie rzeczywistości było kwestią niepodlegającą prostej weryfikacji, o tyle minione tygodnie obnażyły rażącą nieodpowiedzialność prezesów większości banków centralnych świata. W erze wydawałoby się wiecznie niskich stóp procentowych szefowie FED, Banku Anglii czy też Europejskiego Banku Centralnego mogli bezkarnie wygłaszać różnego rodzaju opinie na temat stanu gospodarki, czy też poziomu cen, lecz te czasy dobiegły właśnie końca i niewiele jest już osób skłonnych słuchać dalej ich gołosłownych zapewnień w momencie, gdy warunki ekonomiczne ulegają nagłemu pogorszeniu.

Banki centralne na całym świecie czeka w najbliższym czasie bardzo gorący okres, ponieważ wcześniej czy później to właśnie na nich zacznie się skupiać społeczne niezadowolenie z narastającego kryzysu gospodarczego. Obecnie gospodarki na całym świecie mają coraz większą zadyszkę, lecz gdy zacznie się regularna recesja, wzrośnie bezrobocie, a inflacja będzie jeszcze wyższa złość i niezadowolenie osób zmuszonych do skromniejszego życia zostanie zwrócona ku decydentom kształtującym w ostatnich latach politykę pieniężną.

Najnowsze