15.4 C
Warszawa
niedziela, 5 maja 2024

Wojna o Tajwan?

Chiny, które chciałyby chętnie prezentować się jako miłujące pokój mocarstwo i przywódca krajów Globalnego Południa, w istocie od dziesięcioleci prowadzą imperialną politykę na wszystkich kierunkach i wobec wszystkich sąsiadów.

Andrzej Derlatka

Pisałem niedawno o możliwej wojnie Chin „O dziewięć kresek”, dziwacznej tylko z nazwy, czyli o niemal całe Morze Południowochińskie, roszczenia, do którego wysuwają Chiny, ignorując prawa innych państw wokół akwenu oraz wyrok Trybunału Międzynarodowego w Hadze. Do czasu włączenia się w ten konflikt USA (mocarstwa nuklearnego), żołnierze chińscy zabijali żołnierzy wietnamskich, czy filipińskich broniących terytorium swoich krajów (w czasie walk o wyspy Paracelskie i Spratly). Teraz używają armatek wodnych, gigafonów i oślepiających reflektorów czy taranowania łodzi i statków przeciwnika. Władze chińskie wiedzą, że Stany Zjednoczone traktują poważnie podpisane traktaty, tym bardziej że Chiny dokonują zamachu na prawo wolności żeglugi, podstawowe dla bezpieczeństwa i pomyślności USA.

Innym obszarem konfliktów wokół Chin jest ich granica z Indiami, która nie doczekała się delimitacji. Wyznaczone jest tylko 4 proc. jej długości z ok. 3,5 tys. km. Jej faktyczny przebieg na ważnych odcinkach ustaliła chińska aneksja niektórych pogranicznych rejonów Indii: części Aksai Chin oraz Arunachal Pradesh w konsekwencji wojny granicznej w 1962 r. Znamienne jest, że wojna wybuchła pomimo bardzo przyjaznych stosunków, a poprzedziły ją publikacje chińskich map z roszczeniami terytorialnymi najpierw w 1954 r. (do terenów zagarniętych w 1962 r.), a w 1958 r. również do znacznej części Kaszmiru i Ladakh. Sama wojna wybuchła niejako w cieniu „kryzysu kubańskiego”. Chiny wykorzystały zaaferowanie mocarstw groźbą wybuchu konfliktu globalnego pomiędzy Rosją Sowiecką a USA.

Zarówno na Morzu Południowochińskim, jak i na granicy z Indiami trwa napięcie, a wojska chińskie prowokują starcia. W 2020 r. żołnierze chińscy zabili kijami ponad 20 żołnierzy hinduskich (Chiny zaprzeczają własnym stratom). Obie strony powstrzymały się od użycia broni palnej pewnie z woli uniknięcia większego konfliktu zbrojnego pomiędzy, bądź co bądź, mocarstwami nuklearnymi. Poza tym oba państwa starają się przyjaźnie współpracować w Szanghajskiej Organizacji Współpracy oraz w BRICS. Niewykluczone też, że mają jakieś niejawne porozumienie o unikaniu konfliktu zbrojnego z zakazem użycia broni kinetycznej?

Faktem jest jednak utrzymywanie się w Indiach silnych nastrojów antychińskich i antyhinduskich w Chinach.

Obecnie mapy z chińskimi roszczeniami są nadal publikowane, ale wzbogacono je o roszczenia do obszaru całej Mongolii, części Nepalu oraz znacznej części rosyjskiej Syberii od jeziora Bajkał aż po Władywostok i Sachalin. Oczywiście na tych mapach jest uwzględniana „Linia 9 kresek” i Tajwan. Nie oznacza to szybkich działań. Mówi się, że czas w Chinach ma inny wymiar, a Chińczycy są cierpliwi. Nie planują swoich poczynań na miesiące czy lata, tylko na dziesięciolecia, gdy staną się wystarczająco silni, odpłacą się za wszystkie upokorzenia, które musieli znosić w przeszłości, ponieważ nie byli wtedy wystarczająco silni. O ile sprawa Syberii nie musi być rozstrzygnięta nawet przez 50 lat i dłużej, to wydaje się, że sprawa Tajwanu jest tego bliżej, co nie oznacza rychłych rozstrzygnięć.

Pekin utrzymuje stałe napięcie wokół Tajwanu – „zbuntowanej” – jak uważa, prowincji Chin. Mające się odbyć w dniu 13 stycznia br. wybory na Tajwanie ponownie zwróciły uwagę światowej opinii publicznej na tę część polityki Chin. W zasadzie, od ewakuacji armii Republiki Chińskiej Czang Kai Szeka na Tajwan w 1949 r. i ok. 2 mln zwolenników Kuomintangu, jest to ciągle jeden z najbardziej zapalnych punktów na ziemskim globie i zarzewie możliwej III wojny światowej. Po innych „uśpionych wojnach” na Półwyspie Koreańskim i na Bliskim Wschodzie to kolejne miejsce, na którym możliwa jest nagła eskalacja do poziomu wojny pełnoskalowej.

Sprawa polska a Tajwan

Wygląda na to, że sprawa Tajwanu właśnie znalazła się na czele agendy Chin. Prezydent Xi Jinping miał stwierdzić, że nadchodzące wybory na Tajwanie to „wybory między pokojem a wojną”. Prezydent Joe Biden usłyszał od Xi, że Chiny przyłączą Tajwan w najbliższej przyszłości. Decyzja w tej sprawie miała już zostać podjęta, nie wyznaczono jedynie terminu. Oficjalnie wcześniej podano w Pekinie, że proces zjednoczenia z Tajwanem ma się zakończyć do 2049 r. – setnej rocznicy powstania CHRL.

Według analityków amerykańskich RAND Corporation związanych z dowództwem armii USA, Chiny za kilka lat (mówi się o roku 2027) osiągną zdolność militarną do skutecznej blokady Tajwanu. Blokada ma przymusić Tajwan do przystania na chińskie warunki. Zresztą w coraz liczniejszych manewrach swojej marynarki wojennej i lotnictwa ćwiczą zamknięcie kleszczy wokół tej wyspy. Temu służy gwałtowna rozbudowa ich sił morskich i lotniczych. Liczbą okrętów już przeważają marynarkę amerykańską. Do tego mają przewagę w obszarze kluczowym, tym co amerykańscy geostratedzy nazywają „tyranią dystansu”. Siły amerykańskie w regionie są skromne w porównaniu z potęgą chińską, a ich wzmocnienie wymaga czasu i pokonania ogromnego Oceanu Spokojnego. W grach wojennych prowadzonych przez RAND opanowanie Tajwanu przez stronę chińską może być bardzo szybkie i bezpowrotne. Jednocześnie Chiny oraz satelicka Korea Północna mogą zaatakować Koreę Południową. Zdaniem RAND, obecnie USA nie są w stanie prowadzić równolegle dwóch potencjalnie nuklearnych wojen na Dalekim Wschodzie. Stąd próby budowania odpowiednika NATO w tym regionie z udziałem Japonii i Korei Południowej. RAND zaleca wzmożenie przygotowań wojennych w samych USA nawet kosztem Europy znajdującej się jakoby i w relatywnie dobrym położeniu, by zapewnić odpowiedni potencjał odstraszania.

A to już dotyczy nas dlatego, że sytuacja wokół Tajwanu i Południowej Korei oddziałuje i na Polskę, która będzie musiała coraz bardziej polegać na sobie, podobnie jak i inne państwa europejskie. Analizy RAND Corporation mają ogromny wpływ na otoczenie prawdopodobnego przyszłego prezydenta USA Donalda Trumpa i jego samego. Raczej nie będzie przemieszczenia już obecnych sił USA z Europy do Azji, chociażby z uwagi na konflikty na Bliskim Wschodzie, ale Trump zmusi zapewne europejskie państwa NATO do wzięcia „na swoje barki” praktycznie całej pomocy dla Ukrainy. Prawdopodobnie zakończy się jednak ustalony przez Prezydenta Bidena pobyt 20 tys. dodatkowego korpusu sił zbrojnych USA. Europa musi się więc intensywniej zbroić i ponosić zwiększone koszty konfrontacji z Rosją. Polska, która już to robi, musi przemyśleć wznowienie przymusowego poboru do wojska. Dotyczy to też i innych państw.

Naród Tajwański

Z moich pobytów na Tajwanie i wielu dyskusji z kierownictwami tamtejszych służb wynika, że Tajwańczycy są silnie przywiązani do poczucia niezależności i suwerenności. Są typowym narodem wyspiarskim. Nie mają szczególnych sentymentów do Chin kontynentalnych, aczkolwiek mają poczucie przynależności do obszaru kultury chińskiej, konfucjanizmu i szerzej – cywilizacji chińskiej, podobnie jak wiele innych narodów Azji, np. Koreańczycy. Przynależność do obszaru kultury chińskiej nie oznacza braku poczucia narodowej odrębności własnej historii i kultury.

Wyspa dostała się pod panowanie chińskie w XVII w., co nie zostało przyjęte z entuzjazmem ludności. Historia panowania chińskiego obfitowała w bunty, niekiedy brutalnie tłumione. Ostatni bunt miał miejsce w 1947 r. i został niezwykle krwawo stłumiony przez chińską administrację Kuomintangu. Jakkolwiek dowodzący rzezią gubernator został skazany na śmierć już po przejęciu wyspy przez Czang Kai Szeka, to pamięć tej rzezi jest nadal żywa i przyczynia się do utrzymywania głębokich podziałów.

Po 1949 r. całość władzy znalazła się w rękach 2 mln mówiących po mandaryńsku przybyszy z Chin kontynentalnych. Ci Chińczycy przechowali na Tajwanie tradycje i kulturę chińską w najczystszej postaci, która była metodycznie i planowo niszczona przez komunistyczny system na kontynencie, zwłaszcza podczas „rewolucji kulturalnej”. Kto chce zobaczyć najwspanialsze zabytki sztuki chińskiej, musi udać się do Tajpej, bo tam są one, a nie w pałacach cesarskich „Zakazanego Miasta” w Pekinie. Od lat 90. na Tajwan przybywają uczniowie i studenci z Chin kontynentalnych, by uczyć się odtwarzania tradycyjnej kultury chińskiej, w tym np. kucharze. Miałem w Tajpej szansę poznać najlepszą kuchnię chińską na świecie i to w różnych wydaniach regionalnych. Tajwan promieniował chińską kulturą, znajomością tradycji, etyki konfucjańskiej, wielkiej literatury klasycznej, którą na kontynencie trzeba dziś tłumaczyć na język współczesny po reformie pisowni dokonanej przez komunistów.

Z drugiej strony nowi przybysze stworzyli system ucisku i bezwzględnej kontroli wobec miejscowych Tajwańczyków. Republika Chińska (oficjalna nazwa państwa) była państwem autorytarnym. Do 1987 r. obowiązywał stan wyjątkowy (tzw. specjalne prawo na czas komunistycznej rebelii), a władze odmawiały przeprowadzenia wyborów, przedłużając w nieskończoność kadencję parlamentu wyłonionego w 1947 r. Do czasu zniesienia tego specjalnego prawa aresztowano 29 tys. osób, z których stracono, czasem po torturach, ok. 4,5 tys. System autorytarny umożliwił jednak industrializację oraz realizację niezwykle udanej reformy rolnej oddającej ziemię chłopom (w Chinach kontynentalnych zabierano ją, by tworzyć kołchozy, przy okazji mordując miliony „kułaków” i wywołując klęskę głodu).

W chwili przybycia razem z Kuomintangiem dwóch milionów Chińczyków z kontynentu był to około sześciomilionowy naród posługujący się odrębnym dialektem należący do dwóch chińskich grup etnicznych, Minnian i Hakka, mniejszości narodowej Gaoshanów, oraz australonezyjskich Aborygenów. Na Tajwanie panowała bieda nieróżniąca się od biedy Chin kontynentalnych. Obecnie jest to jedno z najbardziej uprzemysłowionych najbogatszych państw świata, na 21 miejscu pod względem wielkości gospodarki (tuż przed Polską). To jeden z „Azjatyckich Tygrysów” słynący w świecie z produkcji półprzewodników (TSMC), sprzętu komputerowego, montowania smartfonów (Apple, Nokia), skuterów, rowerów, przemysłu chemicznego itd. Relatywnie wysoki poziom edukacji w połączeniu z chińską pracowitością i nawykiem oszczędzania zaowocował prawdziwym cudem gospodarczym.

Idee Kuomintangu powrotu na kontynent, by obalić komunizm i przywrócić Republikę Chińską od początku były obce Tajwańczykom. Na wyspie działały ścigane i tępione tajwańskie organizacje niepodległościowe. Po przywróceniu demokracji mają one prawo legalnie działać oraz stworzyły partie reprezentujące je w parlamencie. W 1992 r. tylko 17,6 proc. mieszkańców wyspy deklarowało się jako Tajwańczycy, teraz to aż 62,8 proc. Tajwan nie ogłosi jednak niepodległości. Ogłoszenie niepodległości sprowokowałoby chińską inwazję. Pekin wydał nawet w 2005 r. specjalną ustawę antysecesyjną, by stworzyć prawne do niej podstawy.

Implikacje wyborów

Nie ma na Tajwanie prostego podziału na partie dążące do niepodległości i partie prochińskie. Każdy z kandydatów w obecnych wyborach prezydenckich wspiera utrzymanie obecnego status quo i brak deklaracji niepodległości. Chiny jednocześnie stosują akcje inspiracyjne i dezinformacyjne poprzez agentów wpływu i V kolumnę mające nakłonić społeczeństwo do głosowania na partie mniej antychińskie jak KMT (Kuomintang) TPP (Tajwańska Partia Ludowa).

Obecny wiceprezydent Tajwanu Lai Ching-te z partii DPP (Demokratyczna Partia Postępowa) ma ok 38% poparcia i przewodzi w sondażach. DPP jest przeciwko integracji z Chinami, natomiast jest za wzmocnieniem samostanowienia, umocnieniem bezpieczeństwa poprzez bliższe stosunki z krajami takimi jak Stany Zjednoczone i innymi podobnymi demokracjami. Nawet zwycięstwo kandydata Kuomintangu nie oznacza radykalnej zmiany polityki, a raczej tylko pewne rozluźnienie stosunków z USA i zmianę narracji werbalnej. Po wyborach, w przypadku kontynuacji władzy DPP może dojść do pewnej eskalacji napięcia w regionie. Nie można wykluczyć, że Chiny zdecydują się na jeszcze częstsze ćwiczenia wojskowe w okolicach Cieśniny Tajwańskiej i kolejne sankcje. Dotychczasowe miały raczej symboliczny charakter (np. zakaz importu ananasów).

Jednak ani Tajwan nie może się obejść bez Chin, ani Chiny bez Tajwanu. To najważniejsi dla siebie partnerzy gospodarczy i handlowi. Chiny są najważniejszym partnerem handlowym Tajwanu. Na drugim miejscu znajdują się Stany Zjednoczone. Ponad 42 proc. tajwańskiego eksportu trafia do Chin, a Tajwan otrzymuje z Chin 22 proc. swojego importu. W 2020 r. między Tajwanem i Chińską Republiką Ludową wymieniono towary i usługi o wartości 166 mld dolarów. Tajwan jest również jednym z najważniejszych inwestorów w Chinach. Pomiędzy rokiem 1991 a końcem maja 2021, firmy z Tajwanu zainwestowały w Chinach około 194 miliardy dolarów. Wzajemne granice są otwarte dla ludzi, towarów i kapitału. Tajwan jest dla Chin jednym z podstawowych katalizatorów korzyści z globalizacji. Militarne uderzenie w Tajwan nie tylko pozbawiłoby Chiny tych korzyści, ale zablokowałoby globalny handel, chociażby poprzez wyłączenie całego obszaru Azji Wschodniej z transportu morskiego i lotniczego. A to około 50 % wymiany handlowej świata, w której dominują same Chiny. „Strzeliły by sobie w kolano”. Koszmarem dla Chin byłoby kontrolowanie wyspy zamieszkałej przez wrogą im ludność. Ideałem dla Chin byłoby pozyskanie Tajwanu drogą pokojową bez naruszenia nici więzi gospodarczych i szkodzenia globalnym powiązaniom. Wybory na Tajwanie raczej na taką ewentualność nie wskazują.

Wojna o Tajwan? Raczej jeszcze nie.

Najnowsze

Szef BlackRock z ochroną

Korea a sprawa polska

Lekcje ukraińskie

Wojna i rozejm