Prace nad ustawą o pomocy frankowiczom przypominają latynoski serial, w którym najważniejsi bohaterowie toczą niekończący się spór, pełen nagłych zwrotów akcji, długich rozmów oraz ekspresyjnych wypowiedzi. W tym przypadku głównymi aktorami są frankowicze, rząd, prezydent, sektor bankowy oraz partie polityczne. Polski serial polityczny z frankiem szwajcarskim w tle wykazuje także jeszcze jedno, szczególne podobieństwo do południowoamerykańskich produkcji: póki co nie wiadomo, kiedy się skończy.
Presja czasu
Z punktu widzenia partii rządzącej doprowadzenie do uchwalenia ustawy powinno stać się absolutnym priorytetem. Mija właśnie 16 miesięcy od czasu, kiedy Szwajcarski Bank Narodowy uwolnił kurs szwajcarskiej waluty, wywołując tym samym ogromne zamieszanie w portfelach tysięcy Polaków, którzy w okresie poprzedzającej wybuch kryzysu finansowej euforii zaciągali masowo kredyty. Pomimo korekty kursu franka po zeszłorocznej eksplozji raty kredytowe pozostają nadal na bardzo wysokim poziomie, który dla wielu osób jest zwyczajnie nie do udźwignięcia.
Prawo i Sprawiedliwość od lat konsekwentnie buduje swój wizerunek obrońcy wyborców przed niesprawiedliwościami świata rządzonego przez liberalne elity. Z tego właśnie względu jeszcze przed wyborami parlamentarnymi urzędujący obecnie prezydent Andrzej Duda złożył obietnicę przygotowania własnej ustawy o pomocy dla frankowiczów tak, aby ta nadeszła możliwie jak najszybciej. Zgodnie z obietnicami projekt złożył jeszcze w styczniu obecnego roku, lecz od tego czasu ustawa utkwiła w martwym punkcie. Tymczasem w samym tylko 2015 roku prawie 2 tys. osób w Polsce ogłosiło upadłość konsumencką, a wśród nich dość sporą grupę stanowiły te, których zmusiła do tego trudna sytuacja związana z kredytem we frankach.
Upływ czasu oraz brak jakichkolwiek rozwiązań w zakresie pomocy frankowiczom sprawiły tymczasem, że pod presją znalazł się prezydent Duda, którego kancelaria wydała niedawno oświadczenie, iż nie zaniechano zamiaru uchwalenia ustawy o pomocy dla frankowiczów. W społecznym odbiorze pięć miesięcy to zdecydowanie zbyt długo na zakończenie prac nad szalenie istotną z finansowego punktu widzenia ustawą.
Najwyraźniej jednak zapewnienia rządzącej ekipy o tym, że pamięta o zadłużonych nie zrobiły na nich wrażenia, gdyż 7 maja przedstawiciele organizacji zrzeszających zadłużonych we frankach złożyli do Sejmu projekt delegalizujący wszystkie kredyty zaciągnięte w obcych walutach za pośrednictwem Kukiz ’15, a nie Prawa i Sprawiedliwości. Taki obrót spraw jest tym bardziej znamienny, iż jednym z głównych działaczy ruchu reprezentującego środowiska frankowiczów jest związany z PiS Maciej Pawlicki, który jest m.in. reżyserem filmu „Smoleńsk”. Choć prezesuje Stowarzyszeniu Stop Bankowemu Bezprawiu, jego organizacja najwyraźniej straciła cierpliwość do PiS i postanowiła zwrócić się o pomoc do formacji Pawła Kukiza.
Projekt złożony przez frankowiczów przy pomocy Kukiz’15 jest jak do tej pory najbardziej radykalny spośród wszystkich przedstawionych propozycji i zakłada przewalutowanie wszystkich kredytów zaciągniętych po 1 stycznia 2000 roku w obcych walutach na złotówki według kursu obowiązującego w dniu wypłaty pieniędzy. Jednocześnie odtąd miałby obowiązywać zakaz udzielania kredytów w obcych walutach.
Szanse na uchwalenie ustawy w takim kształcie są znikome, chociażby ze względu na to, że w razie uchwalenia sektor bankowy musiałby udźwignąć horrendalny rozmiar przewalutowania kredytów po niekorzystnym dla siebie kursie. Na tak wielki cios wymierzony w banki nie może się siłą rzeczy zgodzić także rząd, którego bieżące wydatki finansują wszak właśnie banki poprzez zakup długu. Nieco bardziej roztropna w tym względzie była propozycja prezydencka, która zakładała restrukturyzację kredytów zaciągniętych we frankach wedle kilku możliwych scenariuszy, m.in. sprzedania całej nieruchomości bankowi w zamian za anulowanie długu. Ponadto, prezydencki projekt zakładał przewalutowanie jako jedną z opcji do wyboru, a nie automatycznie działający mechanizm.
————————————————
Więcej w najnowszej „Gazecie Finansowej”