Rok po szumnych zapowiedziach, rząd rusza z działaniami mającymi spopularyzować w Polsce elektromobilność. Program Elektryfikacji Motoryzacji podpisano 1 marca 2017 roku w Centrum Badawczym PAN w Jabłonnie. Jego założenia to przede wszystkim zmniejszenie emisji CO2, co pozwoli nam na sprostanie wymogom klimatycznym stawianym przez Unię Europejską.
Dla powodzenia Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, czyli tzw. Planu Morawieckiego sukces rozwoju elektromobilności jest jednym z kluczowych elementów. Według założeń do 2025 r. po polskich drogach ma jeździć milion pojazdów elektrycznych. To zaś ma spowodować rozwój innowacyjnych zakładów przemysłowych, a także sieci elektroenergetycznych.
Gdzie to podłączyć?
Są ciche, ekologicznie i świetne w prowadzeniu. Chociaż do niedawna traktowane przez producentów raczej jako demonstratory technologii, to obecnie produkowane samochody elektryczne mogą już służyć do codziennej jazdy. W ciągu kilku lat ich rzeczywisty zasięg wzrósł z ok. 60 do ponad 200 km. Mimo to niespecjalnie popularne na naszych drogach. Dotychczas rocznie w Polsce sprzedawało się niecałe 100 sztuk takich samochodów. – Polska jest czarną plamą, jeżeli chodzi o samochody elektryczne – twierdzi Wojciech Czapla, koordynator Polskiego Programu Elektryfikacji Motoryzacji. Jednak to, wbrew pozorom, nie jest złą wiadomością. – Mamy trochę przewagi nad Europą Zachodnią, bo wiemy, jakie popełniono błędy i wiemy, czego uniknąć, by u nas program elektryfikacji rozwijał się spokojnie, planowo i dynamicznie – dodaje Czapla.
Dotychczas państwo nie zauważało problemu. Mimo niezaprzeczalnych zalet, samochody elektryczne nie są chętnie wybierane przez klientów. Częściowo z powodu wysokiej ceny zakupu. Kompakt to wydatek rzędu 130–200 tys. zł. Nawet miejskie auto to wydatek rzędu 100 tys. zł. Choć technologia produkcji „elektryków” rozwija się dynamicznie, to wciąż jest dość droga. Dlatego w USA czy niektórych krajach UE stosowane są państwowe dopłaty i ulgi podatkowe dla potencjalnych nabywców.
Największym problemem dla rozwoju elektromobilności u nas jest niewielka ilość punktów ładowania samochodów. Według danych Ministerstwa Energii obecnie w Polsce działa 305 stacji do ładowania pojazdów elektrycznych. W 2020 r. ma w całym kraju działać już ponad 6,5 tys. zwykłych stacji ładowania oraz ponad 400 stacji szybkiego ładowania. Koszt tych inwestycji szacowany jest na 500 mln zł. Nowe punkty ładowania mają się pojawić w okolicach osiedli mieszkaniowych, na parkingach i w pobliżu budynków użyteczności publicznej. – Skupienie się na budowie sieci stacji ładujących, która stopniowo będzie się powiększać, jest decydujące dla tempa rozprzestrzeniania się samochodów elektrycznych – podkreślił wiceminister energii Michał Kurtyka.
e–Maluch bis
Cały plan rozwoju elektromobilności jest podzielony na trzy etapy. Za rok ma zostać przyjęta ustawa o elektromobilności. Budowa odpowiedniej infrastruktury i komercjalizacja badań ma nastąpić w latach 2019–2020. Ostatnia faza, zaplanowana na lata 2020–2025 zakłada osiągnięcie samodzielności rynku i stopniowe wycofywanie wsparcia państwa. Cały program pochłonie 19 mld zł. Do tego dojdzie konieczna rozbudowa sieci przesyłowych, na którą państwowe spółki energetyczne mają wydać aż 40 mld zł.
Elektromobilność ma stworzyć warunki do odrodzenia polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Jeszcze 6 marca specjalnie powołana spółka ElectroMobility Poland wraz z Ministerstwem Energii ogłosiły konkurs na koncepcję miejskiego samochodu elektrycznego. Pięć najlepszych koncepcji będzie podstawą do budowy jeżdżących prototypów. Pod koniec 2018 r., mają już uzyskać homologację i być budowane w krótkiej, liczącej 100 sztuk serii. Ta zaś będzie podstawą pod normalną, komercyjną produkcję. – Oczywiście to, czy taki pojazd będzie w Polsce produkowany, ostatecznie zweryfikuje rynek. Pewne jest, że to wyzwanie musimy i chcemy podjąć. Jestem przekonany, że nasze przedsięwzięcie odniesie sukces – podsumował minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Zmieniające się podejście władz powoli zaczyna być dostrzegane przez nasze rodzime firmy. Na razie muszą jednak korzystać z samochodów wyprodukowanych przez inne kraje. Już w tym miesiącu na warszawskie ulice wyjedzie 20 Nissanów Leaf w barwach korporacji Electric Taxi. To nowy na rynku przewoźnik, który zamierza całą swoją flotę oprzeć właśnie o bezemisyjne pojazdy. Docelowo ma ich być 200 sztuk. Kompaktowe auto otrzymało nowy akumulator o pojemności 30 kWh, co ma mu zapewnić maksymalny zasięg 250 km. – Stanowią realną alternatywę dla aut spalinowych, a do tego są ciche, komfortowe i przyjazne środowisku, a wszystkim nam zależy, by oddychać czystym powietrzem – stwierdził Robert Prusiński, Dyrektor polskiego oddziału Nissan Sales CEE, przekazując kluczyki do pierwszej partii samochodów. Ekologia swoją drogą, ale dla firm ważniejsza od czystego powietrza jest czysta kalkulacja ekonomiczna. I tu przede wszystkim ujawniają się zalety elektrycznych pojazdów. Koszt przejechania 100 km to jedynie ok. 8 zł. Odpadają nie tylko koszty paliwa, lecz także większość kosztów serwisowych, takich jak wymiana oleju, filtrów czy świec. To oznacza, że sama oszczędność na eksploatacji spłaca ratę leasingu lub wynajmu długoterminowego. Jeżeli wszedłby w życie pomysł ministra Tchórzewskiego, zakładający, że ładowanie samochodów elektrycznych w nocy ma być tańsze o 30 proc., to koszt przejechania 100 km zmniejszyłby się jeszcze bardziej – do ok. 4 zł.