Porażka PiS w sprawie zmian w sądownictwie nie zmienia faktu, iż polskie sądownictwo, szczególnie w sprawach gospodarczych, wymaga reform.
Prezydent Andrzej Duda podpisał kolejną nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym. Pod naciskiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej politycy PiS odkręcili ustawę, która pozwalała im wysłać na emerytury sędziów SN, w tym I prezes Małgorzatę Gersdorf. Opozycja triumfuje, że rządząca prawica musiała zrezygnować z naruszających Konstytucję poprawek i domaga się kolejnych zmian w prawie o Krajowej Radzie Sądowniczej i Trybunale Konstytucyjnym. To, co próbował zrobić PiS z sądami, rzeczywiście trudno nazwać reformą. Jednocześnie zachwyt opozycji, jakoby wszystko było w porządku z polskim sądownictwem, i dopiero PiS zaczął je psuć, jest, delikatnie mówiąc, dowodem na hipokryzję i zakłamanie. Partia Kaczyńskiego miała bowiem dobrą diagnozę patologii istniejących w polskim sądownictwie, ale receptę widziała w przejęciu ręcznego sterowania nad sądami, zamiast w ich oczyszczeniu i wzmocnieniu nadzoru nad prawidłowością orzeczeń i odpowiedzialnością osobistą sędziów za wydawane wyroki.
Dziś sędziowie są praktycznie bezkarni, nawet gdy wydają wyroki ewidentnie niezgodne z prawem i stanem faktycznym (czyli poświadczają nieprawdę). Sprawy cywilne i karne w Polsce trwają wiele lat. Jednak największe szkody nieefektywność wymiaru sprawiedliwości przynosi gospodarce. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości za 2017 r. wynika, że średni czas trwania postępowania w sprawach gospodarczych w sądach okręgowych to około 9 miesięcy, w sądach rejonowych zaś około 6,5 miesiąca. Czyli na prawomocny wyrok czeka się sporo ponad rok. W działalności firm to prawie wieczność.
Osobną kwestią jest sprawa kompetencji sędziów w sprawach gospodarczych. I tak np. nagminnie naginane są przepisy o ogłaszaniu upadłości. W kwietniu 2014 r. głośna była w Warszawie sprawa ogłoszenia upadłości Energetyki Ursus na podstawie zobowiązania wobec Skarbu Państwa z tytułu zaległości wobec ZUS. Najciekawsze, że wyrok zapadł z wniosku podmiotu niebędącego wierzycielem tych zaległości. Wyrok ten uchylono w czerwcu, by we wrześniu znów orzec upadłość likwidacyjną, tym razem już na innej podstawie. Pytanie, dlaczego sądy wydają tak różne wyroki w tych samych sprawach? Na Lubelszczyźnie głośna jest obecnie sprawa procedowania upadłości spółek medycznych Arion Szpitale i Arion Med. Ta pierwsza firma zarządza szpitalem w Biłgoraju, który obsługuje ok. 170 tys. pacjentów. Druga zajmuje się pogotowiem ratowniczym w Rykach i prowadzi szpital w Gostyninie. Konflikt właścicieli (Rafał Radwański, Karol Stpiczyński z jednej strony i Piotr Ruciński z drugiej) na jesieni 2017 r. sprawił, iż ten ostatni w reakcji na odwołanie go za zarządu złożył wnioski o upadłość firm, a także rozwiązanie spółki. A niedługo po złożeniu stosownych dokumentów zaproponował wspólnikom, aby wykupili jego udziały za 4 mln zł lub sprzedali mu swoje za 8 mln zł (co jest niezłą kwotą jak na rzekomego bankruta). Wspólnicy się nie zgodzili i 12 marca 2018 r. sądy ogłosiły upadłość obu spółek. Kilka miesięcy później 30 lipca sąd anulował upadłość Arion Medu i nakazał oddanie spółki właścicielom. Koszty niesłusznie orzeczonej upadłości wyniosły bezpośrednio 250 tys. zł (w tym nieprawomocnie zasądzone wynagrodzenie syndyka 123 tys. zł), a przecież są jeszcze straty wynikające z braku możliwości zarządzania spółką przez właścicieli. W wypadku drugiej firmy Arion Szpitale sąd uchylił upadłość i przekazał ją do ponownego rozpatrzenia. Wciąż więc w tej spółce rządzi syndyk.
Co to ma wspólnego z reformą sądownictwa? Ano to, że tak duże rozbieżności w ocenie działania firm (ogłoszenie upadłości, odrzucenie wniosku o upadłość) nie powinno mieć miejsca. Sądy, nawet rejonowe, nie mogą się mylić aż tak w ocenie kondycji firm, bo niesie to za sobą ogromne konsekwencje. Można zaryzykować tezę, że dziś spory w sprawach gospodarczych na poziomie sądów rejonowych częściej przypominają loterię niż wymierzanie sprawiedliwości.